Nie wiem ile czasu trwała moje ucieczka. Minuty, godziny, dnie. Jednak wciąż wytrwale parłam do przodu, byle by oddalić się od zbliżających przeciwników. A dzień zapowiadał się pięknie i obiecująco. Słońce delikatnie przypiekało, wiaterek owiewał ciało. Świerszcze piszczały w trawie, a dźwięki przejeżdżających samochodów całkowicie ucichły.
- A tak sprzeciwiałaś się wycieczce na wieś - krzyknęła za mną moja siostra. Odwróciłam się i spojrzałam na zbliżającą się piękną dziewczynę. Sama także nie byłam brzydalem, jednak nie mogłam się przyrównywać do urody mojej starszej siostry, Luny. Zgrabne ciało, długie blond włosy, oczy koloru letniego nieba. Istny cud świata. Uśmiechnęłam się w jej stronę i odpowiedziałam:
- To teraz człowiek nie ma prawa, by zmieniać zdanie? - zapytałam dokuczliwie. Luna odłożyła trzymaną wcześniej w rękach szklankę z sokiem i spojrzała na skraj lasku.
- Myślałaś o tym, by pospacerować dzisiaj wieczorem wraz z Castielem i Maxem po lesie? - zapytała zamyślona - W końcu wyciągnęłyśmy by ich na świeże powietrze.
Spojrzałam w to samo miejsce, w które spoglądała Luna. Nie zastanawiałam się zbyt długo i odpowiedziałam.
- Czemu nie?
Nie podejrzewałam, że nasza wyprawa skończy się tak tragicznie. Nikt z nas nie podejrzewał. Wyruszyliśmy, wznosząc poprzednio toast nad naszą wyprawą, gdy już ściemniało. Chłopacy wypili trochę zbyt dużo, jednak wciąż utrzymywali się na nogach, więc nie zrezygnowaliśmy ze spaceru pod gwieździstym niebem. Przedzieraliśmy się przez krzaki i drzewa, śmiejąc się głośno i śpiewając. Ja z Castielem za rękę, Luna z Maxem. Nagle Max zawołał.
- Widzicie to światło? - powiedział, lekko przeciągając samogłoski. Spojrzeliśmy we wskazanym kierunku. Rzeczywiście, co chwila jakieś światło przebijało się pomiędzy drzewami. Samochody? W lesie?
- Podejdźmy i zobaczmy co to jest! No jeżeli się nie boicie, dziewczyny? - zapytał złośliwie Castiel i wraz z Maxem ruszył w stronę migających światełek. Nie chcąc zostać same, wraz z Luną ruszyliśmy za chłopakami. Gdy byliśmy już wystarczająco blisko, by cokolwiek ujrzeć, do naszych uszu dotarły krzyki.
- Zostawcie nas!
- Puśćcie ją!
- Nie pozwólcie jej uciec!
Przerażeni, podeszliśmy jeszcze kawałek bliżej, aby zobaczyć co się tam dzieje. Naszym oczom ukazał się szokujący widok. Osoby, ubrane w dziwne stroje, biegały wraz z bronią i strzelały do uciekających przed nimi ludzi. Przyglądaliśmy się temu z niemym strachem, gdy nagle w nasza stronę podbiegł osobnik w dziwnym stroju.
- Tutaj jeszcze się kryją, skurw***y jedne! - wykrzyknął i zaczął strzelać. Nigdy nie podejrzewałam, że potrafię tak szybko biegać. A jednak adrenalina zrobiła swoje. Uciekaliśmy, nie oglądając się za siebie. Pierwszego trafili Maxa. Padł, nie wydając żadnego odgłosu. Zatrzymałam się, spoglądając wystraszonym wzrokiem na pozostałości po moim przyjacielu. Nagle trzej zamaskowani stanęli niedaleko mnie i wymierzyli broń. Spojrzałam pustym wzrokiem w ich kierunku. Już mieli strzelać, gdy powietrze obok nich niespodziewanie stężało. Zamachowcy zaczęli łapać się za różne części ciała, próbując zatamować krew. Bezskutecznie. Gdy padli bez życia na ziemię, podeszłam do nich i widząc ich zmasakrowane ciała, zwymiotowałam. Nagle po mojej prawej stronie wybiegł kolejny zamaskowany.
- Mamy tutaj także Alfę! - wykrzyknął.
Nie zastanawiając się dłużej, zaczęłam dalej uciekać. Wydawało mi się, że wiatr dodawał mi siły. Biegłam tak długo, aż natrafiłam na jezdnię. Zatrzymałam nadjeżdżające auto i ruszyłam w stronę mojego rodzinnego miasteczka. Droga trwała niecałą godzinę, uprzejmy kierowca nie zadawał żadnych pytań. Gdy dojechaliśmy do celu, szybko pobiegłam w stronę domu. Światła były zgaszone, co było niepokojące. Nawet bardzo. Powoli otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Podłoga pod moimi stopami niesamowicie skrzypiała. W pokoju obok także nie zauważyłam niczego dziwnego. Nagle coś mocno uderzyło mnie w tył głowy. Ciemność okazała się chwilowym wyzwoleniem od natłoku negatywnych emocji. Nagle ktoś zaśmiał się i wykrzyknął nad moją głową.
- Patrzcie! Ktoś nowy do nas dołączył.
Kto dokończy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz