Był spokojny, bezchmurny dzień. Cole patrzył się beznamiętnie w okno,
siedząc na dość dużym parapecie. Kolejny rok spędzony w sierocińcu tuż
po śmierci jego ukochanej siostry. W tym miejscu Cole myślał tylko o
jednym - jak stąd zwiać. Jednak było to prawie niemożliwe, nie dość że
panowały tu nie najlepsze warunki, to również mury były otoczone drutem
kolczastym, a także był stały patrol ochrony. Wszystko to dzięki,
pewnemu chłopakowi, który próbował uciec z tego miejsca, jednak jakiś
opiekun go przyłapał i… stało się to. Cole próbował robić to nawet z
pomocą swojej Arcany, za pomocą ptaka, jednak no cóż… ym… nie udawało
się, ale no cóż. Cole westchnął głęboko i podparł głowę na dłoni. Po
chwili zauważył coś nadzwyczaj intrygującego. Duży czarny Land Rover
wjechał przez główną bramę, a ochroniarze na ten wóz jakoś dziwnie
patrzyli. Cole rozsadowił się wygodniej na parapecie i zaczął
obserwować. Samochód zatrzymał się po chwili, a wysiedli z niego
podejrzanie wyglądający mężczyźni ubrani w bardzo dziwne białe "naukowe"
fartuchy. Samochód pojechał gdzieś dalej, a po chwili Cole zauważył, że
przy mężczyznach stoi jakaś opiekunka z sierocińca, dokładniej mówiąc z
"działu" dla tych starszych dzieciaków. Po chwili jeden z nich, kiedy
drugi rozmawiał z opiekunką spojrzał wprost na siedzącego na parapecie
Cole'a. Mężczyzna dał kuksańca temu drugiemu, a kiedy ten spojrzał we
wskazanym kierunku przez jego towarzysza, na jego twarzy pojawił się
tajemniczy uśmieszek. Pierwszy nadal rozmawiał z kobietą, natomiast
drugi skierował się do wejścia sierocińca. Cole zaciekawiony ową
sytuacją zszedł z parapetu i ruszył ku wejściu, jednak mimo nadmiernej
ciekawości, która go ogarnęła czuł w sobie także… dziwny… strach? Może
jednak niepokój? Można rzec, że coś pomiędzy. W paru sekundach znalazł
się przy wielkich, drewnianych drzwiach z pozłacanymi szczegółami.
Skrzypiące zawiasy, które już dawno powinny być naoliwione jednak
oczywiście nikomu się tego zrobić nie chciało, wydały z siebie długi,
nieprzyjemny dźwięk dla ucha Cole'a. Zza nich wynurzył się ten sam
mężczyzna, który stał przed sierocińcem i pokazywał na chłopaka. Holland
cofnął się mimowolnie o krok. Nie wiadomo czemu jego niepokój, czy też
strach wzrósł. Mężczyzna popatrzył na niego spode łba, po czym zaczął
się zbliżać. Coś w umyśle Cole'a podpowiadało mu uciekać, tak też
zrobił. Zaczął sprintować ile sił w nogach, jednak nieznajomy nie uległ
lecz ruszył w pościg. Przy najbliższym zakręcie Cole zrobił użytek ze
swojej Aracany i zamienił się niepozornego, białego kota. Potem nastąpił
niespodziewany trzask szyby i… i tutaj urywają się wspomnienia Cole'a.
Jak za jego wspomnień siedział na dość dużym parapecie, jednak we
własnym apartamencie. Chłopak był już bardzo przyzwyczajony do
mieszkania samemu. Mieszkał tak dopóki jego sąsiedzi nie wykurzyli go z
mieszkania, miał wtedy bodajże… 10 lat? Dobra, raczej nie jest to
zbytnio ważne. Cole z uwagą przyglądał się młodej parze, która
dokarmiała stadko gołębi, które wokół nich się zebrało. "A potem się
dziwią, że tak dużo sr.ają…", przemknęło przez myśl obserwującemu.
Westchnął sam do siebie i zsunął się z tymczasowego, komfortowego
miejsca dla części pleców, które tracą swą szlachetną nazwę. Przez ten
czas zastanawiał się nad ważną rzeczą, mianowicie czy w ogóle warto stąd
wyjść. Już od 3 dni siedzi w swojej jakże zacnej norce i nawet nie
wyjrzał przez drzwi. Postanowił, więc że dziś zrobi wyjątek i wyjdzie za
te cholerne drzwi oraz zobaczy co się za nimi znajduje. Jak pomyślał
tak zrobił. Do swojej kieszeni spodni wpakował klucze od apartamentu, po
czym powoli zaczął się zbliżać do drzwi. Otworzył je powoli dyskretnie
zza nich wyglądając. Wolnym krokiem wyszedł poza pokój i rozejrzał się
powolutku, po czym zamknął drzwi do apartamentu na klucz. Wyszedł na
zewnątrz… i co? Co ma teraz robić. Pierwsze lepsze miejsca wpadały mu do
głowy, jednak sam sobie odpowiadał NIE. Kawiarnia? Nie. Cukiernia? Nie.
Biblioteka? Nie. Wybredne dziecko z niego jest. Postanowił, więc że
pójdzie do… lodziarni. Cole miał dziwną ochotę na lody, a że zapowiadało
się ciepło, pomyślał że mu nie zaszkodzi. Wyszedł, więc z budynku co
trochę długo mu zajęło i ruszył w poszukiwaniach owego miejsca. Za nic
nie mógł znaleźć tego miejsca, mimo iż pytał nawet jakichś przechodniów.
Zrezygnował z tego pomysłu, a wstąpił do biblioteki, która była
pierwszym budynkiem rzucającym się w oczy. Kiedy tylko otworzył drzwi do
owego miejsca, różnorodność książek o mało co, go nie powaliła na
kolana. Zaczął krążyć wokół książek horror'owych, a po chwili sobie
jedną wypatrzył. Nosiła tytuł - "Siostra". Wyglądało to całkiem
ciekawie, lecz czy to będzie dobre? Cole postanowił, że usiądzie przy
jednym ze stolików i zacznie czytać powieść. Tak też zrobił, usiadł przy
wolnym stoliku i zaczął czytać. Jednakże po jakichś 10 minutach ktoś
się do niego dosiadł. Chłopak postanowił ignorować osobę i udawać, że
tej osoby w ogóle nie ma.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz