niedziela, 21 czerwca 2015

Od Cole'a

Był spokojny, bezchmurny dzień. Cole patrzył się beznamiętnie w okno, siedząc na dość dużym parapecie. Kolejny rok spędzony w sierocińcu tuż po śmierci jego ukochanej siostry. W tym miejscu Cole myślał tylko o jednym - jak stąd zwiać. Jednak było to prawie niemożliwe, nie dość że panowały tu nie najlepsze warunki, to również mury były otoczone drutem kolczastym, a także był stały patrol ochrony. Wszystko to dzięki, pewnemu chłopakowi, który próbował uciec z tego miejsca, jednak jakiś opiekun go przyłapał i… stało się to. Cole próbował robić to nawet z pomocą swojej Arcany, za pomocą ptaka, jednak no cóż… ym… nie udawało się, ale no cóż. Cole westchnął głęboko i podparł głowę na dłoni. Po chwili zauważył coś nadzwyczaj intrygującego. Duży czarny Land Rover wjechał przez główną bramę, a ochroniarze na ten wóz jakoś dziwnie patrzyli. Cole rozsadowił się wygodniej na parapecie i zaczął obserwować. Samochód zatrzymał się po chwili, a wysiedli z niego podejrzanie wyglądający mężczyźni ubrani w bardzo dziwne białe "naukowe" fartuchy. Samochód pojechał gdzieś dalej, a po chwili Cole zauważył, że przy mężczyznach stoi jakaś opiekunka z sierocińca, dokładniej mówiąc z "działu" dla tych starszych dzieciaków. Po chwili jeden z nich, kiedy drugi rozmawiał z opiekunką spojrzał wprost na siedzącego na parapecie Cole'a. Mężczyzna dał kuksańca temu drugiemu, a kiedy ten spojrzał we wskazanym kierunku przez jego towarzysza, na jego twarzy pojawił się tajemniczy uśmieszek. Pierwszy nadal rozmawiał z kobietą, natomiast drugi skierował się do wejścia sierocińca. Cole zaciekawiony ową sytuacją zszedł z parapetu i ruszył ku wejściu, jednak mimo nadmiernej ciekawości, która go ogarnęła czuł w sobie także… dziwny… strach? Może jednak niepokój? Można rzec, że coś pomiędzy. W paru sekundach znalazł się przy wielkich, drewnianych drzwiach z pozłacanymi szczegółami. Skrzypiące zawiasy, które już dawno powinny być naoliwione jednak oczywiście nikomu się tego zrobić nie chciało, wydały z siebie długi, nieprzyjemny dźwięk dla ucha Cole'a. Zza nich wynurzył się ten sam mężczyzna, który stał przed sierocińcem i pokazywał na chłopaka. Holland cofnął się mimowolnie o krok. Nie wiadomo czemu jego niepokój, czy też strach wzrósł. Mężczyzna popatrzył na niego spode łba, po czym zaczął się zbliżać. Coś w umyśle Cole'a podpowiadało mu uciekać, tak też zrobił. Zaczął sprintować ile sił w nogach, jednak nieznajomy nie uległ lecz ruszył w pościg. Przy najbliższym zakręcie Cole zrobił użytek ze swojej Aracany i zamienił się niepozornego, białego kota. Potem nastąpił niespodziewany trzask szyby i… i tutaj urywają się wspomnienia Cole'a. Jak za jego wspomnień siedział na dość dużym parapecie, jednak we własnym apartamencie. Chłopak był już bardzo przyzwyczajony do mieszkania samemu. Mieszkał tak dopóki jego sąsiedzi nie wykurzyli go z mieszkania, miał wtedy bodajże… 10 lat? Dobra, raczej nie jest to zbytnio ważne. Cole z uwagą przyglądał się młodej parze, która dokarmiała stadko gołębi, które wokół nich się zebrało. "A potem się dziwią, że tak dużo sr.ają…", przemknęło przez myśl obserwującemu. Westchnął sam do siebie i zsunął się z tymczasowego, komfortowego miejsca dla części pleców, które tracą swą szlachetną nazwę. Przez ten czas zastanawiał się nad ważną rzeczą, mianowicie czy w ogóle warto stąd wyjść. Już od 3 dni siedzi w swojej jakże zacnej norce i nawet nie wyjrzał przez drzwi. Postanowił, więc że dziś zrobi wyjątek i wyjdzie za te cholerne drzwi oraz zobaczy co się za nimi znajduje. Jak pomyślał tak zrobił. Do swojej kieszeni spodni wpakował klucze od apartamentu, po czym powoli zaczął się zbliżać do drzwi. Otworzył je powoli dyskretnie zza nich wyglądając. Wolnym krokiem wyszedł poza pokój i rozejrzał się powolutku, po czym zamknął drzwi do apartamentu na klucz. Wyszedł na zewnątrz… i co? Co ma teraz robić. Pierwsze lepsze miejsca wpadały mu do głowy, jednak sam sobie odpowiadał NIE. Kawiarnia? Nie. Cukiernia? Nie. Biblioteka? Nie. Wybredne dziecko z niego jest. Postanowił, więc że pójdzie do… lodziarni. Cole miał dziwną ochotę na lody, a że zapowiadało się ciepło, pomyślał że mu nie zaszkodzi. Wyszedł, więc z budynku co trochę długo mu zajęło i ruszył w poszukiwaniach owego miejsca. Za nic nie mógł znaleźć tego miejsca, mimo iż pytał nawet jakichś przechodniów. Zrezygnował z tego pomysłu, a wstąpił do biblioteki, która była pierwszym budynkiem rzucającym się w oczy. Kiedy tylko otworzył drzwi do owego miejsca, różnorodność książek o mało co, go nie powaliła na kolana. Zaczął krążyć wokół książek horror'owych, a po chwili sobie jedną wypatrzył. Nosiła tytuł - "Siostra". Wyglądało to całkiem ciekawie, lecz czy to będzie dobre? Cole postanowił, że usiądzie przy jednym ze stolików i zacznie czytać powieść. Tak też zrobił, usiadł przy wolnym stoliku i zaczął czytać. Jednakże po jakichś 10 minutach ktoś się do niego dosiadł. Chłopak postanowił ignorować osobę i udawać, że tej osoby w ogóle nie ma.
Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope