Nie wiem ile byłem nieprzytomny i kiedy to się stało, ale…. Obudziłem
się w nocy. Za oknami jedynym światłem było już tylko odbite światło księżyca.
Cinia leżała obok mnie. Spała. Musiała długo tak nade mną siedzieć. Mówiłem jej
że tak będzie …. Ale ona nigdy nikogo nie słuchała. Dotknąłem swojego czoła.
Gorączka minęła, a ja czułem się już o wiele lepiej, nie pomijając tego, że
skrzywdziłem osobę, na której mi zależy bardziej niż na swoim własnym życiu.
Już chciałem wstać z łóżka, jednak gdy tylko zsunąłem nogi na podłogę, coś.. (a
raczej ktoś) przykleił mi się do pleców.
-Obudziłeś się… - szepnęła mi na ucho i za moment delikatnie
cmoknęła mnie w policzek – Myślałam, że coś z tobą nie tak… że się nie
obudzisz.
-Chciałabyś.. – prychnąłem jak to zwykle ja, ale mimo
wszystko odwróciłem się i spojrzałem na dziewczynę. Wyciągnąłem rękę i
dotknąłem jej szyi, dokładnie w tym miejscu gdzie wcześniej rozharatałem jej
skórę kłami. Gdy tylko to uczyniłem: Cinia skrzywiła się delikatnie. Nie
chciała żebym widział co wywnioskowałem po tym jak odwróciła głowę. Tak naprawdę
wiedziałem, że ją to boli i będzie jeszcze bolało. Kiedy na mnie nie patrzyła
zbliżyłem się nie co i wtuliłem się w nią. (Nie pytajcie w co). Była tak
zdziwiona, ze nie wiedziała jak zareagować. Zamknąłem na chwilę oczy i
westchnąłem głośno.
-Nie mdlej znowu, bo zawału dostanę. – wczepiła drobne palce
w moje srebrne włosy. – Po za tym co cie tak wzięło na przytulanie ?-
zachichotała
-Nie marudź, bo inaczej żadnych czułości nie będzie. –
prychnąłem zdenerwowany jej komentarzem. Następnie odsunąłem się od niej i
wstałem. Ogarnąłem nieco swoje włosy i zaraz zrzuciłem opaskę gdzieś na bok.
-Czemu ją ściągnąłeś ? – wstała zaraz za mną. Przecież
jeszcze kilka godzin temu nie chciała żebym ja nakładał. Złapała ją w rączki i
zaczęła przewracać.
-Skaleczysz się zaraz. Jakby nie patrzeć to jest ze stali, a
ostatnio mi się trochę..
-Ałć. – nie zdążyłem dokończyć a ta już zrobiła sobie
krzywdę. Westchnąłem zrezygnowany i zaraz ujrzałem jak po jej palcach wzdłuż dłoni
spływa stróżka krwi.
-Głupia jesteś. Mówiłem nie baw się tym. Trzeba to naprawić.
– wyrwałem jej opaskę z ręki i odrzuciłem jeszcze dalej kąt pokoju, tak żeby już nie mogła jej
znaleźć. – Chodź musisz to sobie opatrzyć. – pociągnąłem ją za tą zdrową rączkę
do kuchni, gdzie znajdowała się apteczka. Wyciągnąłem jakieś plastry i już
miałem nakleić jednego na jej dłoń, ale ta podstawiła mi pod nos zakrwawionego
palca.
- Nie chcesz ? – podczas wypowiadania tych słów widać było
błysk w jej oku. – Już nie jesteś agresywny, więc nic mi nie zrobisz, po za tym
szkoda żeby się zmarnowała. – przewróciła oczkami coraz bardziej mnie kusząc. I
tak wiedziałem, że długo to nie potrwa. Delikatnie złapałem za jej nadgarstek i
uniosłem go do góry. W sumie to i tak musiałem się nieco zgiąć. Ah ta różnica
wzrostu. Wysunąłem język z ust i delikatnie przejechałem nim po całej długości
jej palca potem zjeżdżając na dłoń, dalej na rękę. Zerknąłem na nią kontem oka.
W sumie nie wyrażała sprzeciwu. Wręcz przeciwnie. Miała takie różowiutkie
rumieńce.
-Zboczona… podoba ci się to. – uniosłem kącik ust nadal
kontynuując zlizywanie krwi. –Chciałabyś skaleczyć się gdzieś jeszcze .. ? –
przysunąłem dziewczynę delikatnie do siebie
po czym na moment oderwałem się od jej ręki.
( Cinia ?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz