Sam
nie wiedziałem jak długo siedziałem nad nowymi testami. Większość
dnia spędzałem na komputerze, ale tego dnia przeszedłem samego
siebie. Całe moje życie to była praca nad rzeczami, które były
mało istotne. Nie ważne było jakie zadania będę się składały
na test, ale ja zawsze musiałem utrudniać sobie życie, by zajmować
się czymś innym – byle nie walką. W końcu skończyłem.
Zapisałem plik i przeniosłem go na dwa pendrive'y i jedną płytkę
CD. Już nie raz doświadczyłem zamachu na moje pliki, więc teraz
wolałem dmuchać na zimne. Wstałem od biurka, by schować
przedmioty w dogodnych miejscach. Spojrzałem na zegarek. Była już
jedenasta w nocy. Westchnąłem i schowałem płytkę między
regałami książek. Moje oczy uparcie domagały się odpoczynku, ale
ja nie usnę jeśli wcześniej nie zapalę. Nie ma bata.
Przeciągnąłem się leniwie i podszedłem do okna, otwierając je
po cichu. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem z niej paczkę
papierosów i zapalniczkę. Wyjąłem jednego, zapaliłem no i...
rozkoszowałem się nim, ale niedługo. Nagle coś, a raczej ktoś
przyłożył mi z buta w twarz wlatując jak małpa - przez okno. Z
impetem wpadłem na ścianę. Nieźle wkurwiony szybko wstałem i
wziąłem do rąk to co miałem najbliżej – swój komputer. Po
wpływem emocji po prostu rzuciłem nim tam, gdzie widziałem duszę.
Niestety, jak już wspomniałem... osobę, która na mnie wpadła
można było określić małpą. Zrobiła szybko skok w bok i tak o
to chybiłem. Komputer jakimś cudem wyleciał przez okno. Wyjrzałem
przez nie patrząc jak stos ważnych informacji i projektów
roztrzaskuje się na setki kawałeczków. Warknąłem, trzymając się
za głowę. Już tak długo nie miałem ochoty na sekcję a teraz to
wszystko szlag trafił. Miałem zamiar poćwiartować to dziecko,
które odważyło się mnie wkurzyć.
-Wy-wybacz!
Nie chciałem cię kopnąć, a teraz jeszcze to... ! - próbował
przeprosić drżącym, cichym głosikiem. Z owego głosu
wywnioskowałem, że osobą, która odważyła się ze mną zadrzeć
był chłopiec. Zresztą... to teraz nie miało większego znaczenia
czy jest chłopcem, dziewczynką czy nawet obojniakiem... kara go nie
ominie. Mimo to starałem się uspokoić, ale na nic. Sięgnąłem do
kieszeni odwracając głowę w stronę mojej przyszłej ofiary.
Wyjąłem skalpel i nim chłopak zdążył się zorientować
przyłożyłem mu go do szyi. Zamilkł, zresztą jak każdy.
Wystarczył jeden mój ruch a już by śpiewał z aniołkami w
niebie, więc... jego zaskoczenie i strach były jak najbardziej
uzasadnione. Miałem w zamiarze trochę go postraszyć, ale jak tak
długo stałem blisko tego drobnego ciałka coraz bardziej kusiło
mnie, żeby zrobić parę nacięć. Jednak chłopak nie był tak
głupi na jakiego wyglądał. Umiał nieźle wykorzystać swój
wygląd. Zaraz zrobił z siebie najgorszą ofiare losu. Maślane
oczka i ten wyraz twarzy, ostrzegający przed bliskim wybuchem
niepohamowanego płaczu... obraz istnej nędzy i rozpaczy. Starałem
się jakoś nie ulegać tym pięknym błyszczącym czerwienią oczom,
ale na marne. Po chwili puściłem go i wyszedłem na korytarz
mamrocząc pod nosem słowa groźby:
-Zaraz
zrobię na nim taką sekcję, że nie będzie wiedział jak się
nazywa. Cholerny smarkacz... odpowie mi za to. - odetchnąłem
patrząc przez okno na korytarzu. Powróciłem do pokoju i zapytałem
poirytowany:
-Mogę
zapytać czego ode mnie chcesz... ? Przez ciebie mój
komputer pełen ważnych informacji skończył za oknem w małych
kawałeczkach.
-Trzeba
było go nie rzucać w moją stronę... - nadymał policzki.
Myślałem, że go rozszarpię, ale w miarę szybko poprawił swoją
wypowiedź - W
każdym bądź razie, bardzo mi przykro z tego powodu... Nie chciałem
cię kopnąć w twarz, a tym bardziej zmusić cię do zniszczenia
swojego komputera...
- urwał masując kark.
-To nie odpowiada na moje pytanie. - stwierdziłem chłodno, krzyżując ręce na piersi.
-Ach... Zobaczyłem dym z twojego papierosa, więc pomyślałem, że możemy pogadać czy coś... - cała jego twarz pokryła się rumieńcami. Zdziwiłem się. Kto wpadłby na tak głupi pomysł, żeby przychodzić do MNIE tylko po to, by POROZMAWIAĆ? Nikt o zdrowych zmysłach nie śmiałby się w ogóle do mnie odzywać, a co dopiero wpadać i to jeszcze w taki sposób. Westchnąłem tylko patrząc jak chłopak próbuje zebrać w sobie odwagę na to, by na mnie spojrzeć. W końcu... przed chwilą mógłbym go zabić. Jego strach nie był niczym dziwnym. Po chwili jednak odważył się spojrzeć. Poprawiłem nieco swoje okulary i przyciągnąłem do siebie swoje ukochane krzesełko. Usiadłem zmęczony:
-No to o czym chciałeś porozmawiać? - chłopak na to pytanie zareagował wielką radością i bez namysłu podszedł do mnie siadając na ziemi zaraz przed moją twarzą.
-To nie odpowiada na moje pytanie. - stwierdziłem chłodno, krzyżując ręce na piersi.
-Ach... Zobaczyłem dym z twojego papierosa, więc pomyślałem, że możemy pogadać czy coś... - cała jego twarz pokryła się rumieńcami. Zdziwiłem się. Kto wpadłby na tak głupi pomysł, żeby przychodzić do MNIE tylko po to, by POROZMAWIAĆ? Nikt o zdrowych zmysłach nie śmiałby się w ogóle do mnie odzywać, a co dopiero wpadać i to jeszcze w taki sposób. Westchnąłem tylko patrząc jak chłopak próbuje zebrać w sobie odwagę na to, by na mnie spojrzeć. W końcu... przed chwilą mógłbym go zabić. Jego strach nie był niczym dziwnym. Po chwili jednak odważył się spojrzeć. Poprawiłem nieco swoje okulary i przyciągnąłem do siebie swoje ukochane krzesełko. Usiadłem zmęczony:
-No to o czym chciałeś porozmawiać? - chłopak na to pytanie zareagował wielką radością i bez namysłu podszedł do mnie siadając na ziemi zaraz przed moją twarzą.
-Tylko
zwyczajna, zapoznawcza rozmowa! - wykrzyczał cały w skowronkach.
Miałem ochotę tym wszystkim pierdolnąć i iść spać, ale nie
wypada, co nie? Chłopak zaczął:
-No
to... jak się nazywasz? - zapytał szczerząc się do mnie.
-Franken
Stein a ty... - nawet nie zdążyłem dokończyć, bo zagłuszył
mnie jego śmiech. Tak... to był do przewidzenia. Kiedy w końcu w
miarę opanował się zapytał:
-Serio?
No rzeczywiście... nawet go trochę przypominasz. Masz tą śrubę w
głowie, ale ja bardziej stawiałbym na tego doktorka, który
Franky'ego stworzył. - roześmiał się... miał taki dźwięczny
głos – Ja jestem Egoistle Venshmahr.
Bardzo miło mi cię poznać! A co lubisz robić? Jakie masz hobby? -
zapytał z ciekawością.
-Moje
hobby... - teraz miałem okazję - ... cóż... jak widać, jestem
doktorem a raczej naukowcem. Pracuję nad pewnym projektem. Nie
chciałbyś się może przyczynić do odkrycia? - zapytałem
zachęcająco.
-No
pewnie! Co mam zrobić? - zapytał podekscytowany. Zdziwiła mnie
taka reakcja, ale była mi ona na rękę. Podjechałem do jednej z
szuflad wyciągając z niej pierwsze lepsze leki usypiające. Były
one w plastikowym woreczku, dlatego też nie musiałem się martwić,
że Egoistle wyłapie podstęp. Pokazałem mu go:
-To
pewien lek, nad którym dosyć długo pracowałem. Chciałem
sprawdzić jak poszczególne osoby reagują na niego. Jak go wypijesz
prawdopodobnie zaśniesz, jak większość osób, którym to dawałem,
ale chcę mieć pewność... - sięgnąłem po papierosa do kieszeni.
-OKEY!
- wykrzyczał radośnie. Nie wiedziałem, że tak łatwo pójdzie.
Jaki ten chłopaczek był naiwny. Uśmiechnąłem się chytrze.
"
Będzie niezła zabawa " - pomyślałem. Podałem mu woreczek.
Przyglądał się przez chwilę jego zawartości po czym stwierdził:
-Wyglądają
jak cukierki! Mniam! - bez namysłu połknął wszystkie. Na
szczęście nie było ich tam wiele, a same środki nie zaliczały
się do najsilniejszych jakie były w moim posiadaniu. Jeszcze przez
chwilę patrzył na mnie z uśmiechem po czym... po prostu upadł
nieprzytomny. Gwałtownie podniosłem się z krzesła i poszedłem do
łazienki po swój stół operacyjny. Wniosłem go do salonu z
radosnym uśmiechem na twarzy. Wziąłem na ręce wątłe ciałko
chłopca i ułożyłem ja na stole. Dziwne było to, że jego oczy
wciąż były otwarte... te oczy, które chwilę temu spowodowały u
mnie nagły przypływ litości i współczucia. Wzruszyłem ramionami
i wyciągnąłem skalpel. Podwinąłem koszulkę chłopaka.
Przejechałem dłonią wzdłuż jego klatki piersiowej. Miał taką
gładką, aksamitną skórę. Zastanawiałem się, gdzie zrobić
pierwsze nacięcie. Aż szkoda było niszczyć tak pięknej skóry,
no ale... mógł mi się nie pchać w paradę. Kiedy już miałem go
nacinać coś podkusiło mnie, by spojrzeć na jego twarz. Jego
lśniące, dalej nie zamknięte oczy. Dopiero wtedy się ocknąłem.
Delikatnie przymknąłem jego powieki i z powrotem naciągnąłem
koszulkę na jego ciało... po raz pierwszy zrezygnowałem z
planowanej sekcji z tak błahego powodu. Wziąłem go delikatnie na
ręce i położyłem na łóżku w swojej sypialni. Przykryłem go
kocem i wróciłem do salonu. Schowałem stół znowu do łazienki i
mniej więcej ogarnąłem wszechobecny chaos. Byłem wykończony do
tego stopnia, że postradałem rozum. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem
na kanapie.
(
Egoistle? Hyh... wiem, że do dupy, ale nic mi się nie chce i wgl...
sama widziałaś mój stan jeszcze w szkole. )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz