-Ej wszystko okej? - spytał.
-Ooo
tak... - powiedziałem biorąc głęboki wdech łakomie kradnąc zapach jego
perfum. Poczułem silne uderzenie w twarz. Ocknąłem się.
-Wybacz, wyglądałeś na nieprzytomnego... - powiedział podnosząc mnie za rękę.
-Nie szkodzi. Pójdę już... - mruknąłem cicho otulając się moją bluzą próbując ukryć łzy. "Jestem beznadziejny...", pomyślałem.
-Nie
wyglądasz na takiego, co często myśli, to u ciebie rzadka cecha? -
spytał zarzucając biały ręcznik na ramię i ruszając za mną. Znów się
zaczyna...
-Częsta... ale można powiedzieć, że... niepożądana -
odparłem. Modliłem się w duchu, żeby sobie poszedł, żeby spotkał
jakiegoś znajomego... w ostateczności stracił przytomność, ale szedł za
mną.
-Dlaczego? - spytał wyjmując z torby butelkę i pochłaniając z niej potężny łyk napoju. Odwróciłem się i spojrzałem mu w oczy.
-Bo
ja mam działać, nie myśleć... według Rimear powinienem zabijać, a nie
unieruchamiać... tacy jak ja powinni służyć w armii Ośrodka. Ja tego nie
chcę - nadawałem bez mrugnięcia okiem. Mogłem znieść już gadanie o
wszystkim, byle tylko nie o mojej Arcadzie...
-Omega? - spytał. Zacisnąłem pięści, a rękawice się na nich pojawiły. Splotłem szybko ręce, żeby tego nie zauważył.
-Tak - powiedziałem nieco śmielej, starając się schować ręce do kieszeni. Nie udało się.
-Wow, co to? - chwycił moja rękę (a raczej szpon) i zaczął podziwiać - To tym walczysz?
-Mhm... - odparłem. "Przestań... Przestań zadawać pytania. PRZESTAŃ!", próbowałem się uspokoić w myślach.
-Mam jeszcze jed... - zaczął.
-Nie! - krzyknąłem i wyprowadziłem cios prosto w chłopaka. Szybko uniknął ciosu, ale był pod wrażeniem.
-No nieźle! - krzyknął klaszcząc - Wiedziałem, że masz coś w sobie.
-Co
ty odpier... - zacząłem, ale on już na mnie zaszarżował. "Pozycja
kontrataku". Zasłoniłem się, a gdy usłyszałem brzęk metalu zrobiłem
szybki obrót i drugą ręką wgniotłem go w ziemię.
-Mroczny
szpon! - krzyknąłem i uderzyłem rękawicą w ziemię. Gdy szpon przebił się
przez ziemię chłopak zmienił się w... no w sumie to nie wiem co. W tej
'dziwnej' postaci odleciał sobie na kilka metrów i stał się sobą (w
sensie normalną, namacalną, hehe, postacią).
-Silny jesteś jak na Omegę - powiedział. Najwyraźniej ustąpił dalszej walki. Odwołałem swoją bron i kontynuowaliśmy konwersacje.
* * * * *
-Jakoś
nigdy cię tu nie widziałem - powiedział Rick jak się okazało - Ja tu
znam prawie wszystkich, nawet nowych, a ciebie nawet z widzenia nie
kojarzę...
-Za często uciekam... - powiedziałem. - Serio myślisz, że wykorzystują nas dla dobra ludzkości? Błąd. Robią to dla siebie...
<Ricki?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz