Teraz już nic….. żadne słowa do mnie nie docierały.
Słyszałem je, ale tak jak do mnie docierały, za chwilę wybywały z mojego ciała
niczym powietrze. Rozchylone usta przez utrudnione oddychanie, nie chciały
powiedzieć teraz nic. Przez zapłakane oczy, łzy spływające nieustannie po moich
policzkach nie mogłem nawet dojrzeć jej sylwetki. Puste spojrzenie i właściwie
brak ducha w moim ciele objawiało się tym, że siedziałem na tej podłodze jak sparaliżowany.
Musiałem wyglądać strasznie, jednak średnio mnie to obchodziło. Niech tylko ona
na to nie patrzy. Niech sobie robią co chcą, ale niech ona już na to nie
patrzy, nie wini siebie… niech stąd idzie…
W sumie to byłem pewien, że to co powiem ją zaszokuje,
zrani. Byłem pewien że mi wszystko wygarnie, nawyzywa mnie a nawet uderzy.
Byłem na to wszystko przygotowany, więc dlaczego teraz siedzę i nie mogę się
ogarnąć ? Powoli opuszczał mnie cały zdrowy rozsądek. Dziewczyna stała tak przede mną chyba dobre
15 minut, aż zdecydowała się na kolejny krok. Podeszła bliżej, w ogóle nie
bojąc się tego co za chwile może mi odpalić.
-Riuki…. Jestem tutaj ….. słyszysz mnie w ogóle ? – ujęła moją
twarz w dłonie i delikatnie wytarła czerwone policzki od cieknącej cieczy. Nie
odpowiedziałem. Nie odpowiadałem na nic co do mnie w tej chwili mówiła. Nie
mogłem. Czułem się jakby ktoś odebrał mi mowę, umiejętność porozumiewania się.
Najpierw nakrzyczała na mnie, wyzwała mnie i wyszła, a teraz wraca i stara się pomóc
? Wybrałem sobie naprawdę dziwną dziewczynę, ale mimo wszystko tak ogromnie mi
na niej zależało. –Kocham cie, wiesz ? Bardzo cie kocham…. Ale nie chce żebyś
mnie zostawiał, tak samo jak nie chce żadnego innego chłopaka. Żartowałam z tym
kochankiem. Nie zależy mi tylko na tym żebyś ze mną sypiał. – usiadła sobie przede
mną i zwiesiła głowę. Teraz było jej przykro. Teraz kiedy wszystko już
skończone i ja nie mam ochoty żyć dalej. Słysząc jej dołujące słowa z moich
oczu znów popłynęły łzy. Zupełnie tak jak na zawołanie. Nie mogłem znieść
więcej cierpienia zarówno jej jak i mojego. Oparła się łapkami o mój tors i
wtuliła się. Tak jakby przy mnie czuła się bezpiecznie, nawet teraz kiedy
właściwie się nie ruszałem.
-Myślisz…. Że zaplanowałem to….. żeby z tobą zerwać ? Nawet
nie wyobrażasz sobie że bardziej zraniłem tym siebie niż ciebie….- szepnąłem.
Byłem w tak totalnej rozsypce, że w sumie nawet nie łudziłem się, że kiedykolwiek
wrócę do normalnego stanu psychicznego.
(Cinia ? Sory coś nie wiem jak to napisać )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz