Nie było mnie ledwo dziesięć minut, a już coś się zaczęło dziać. Tak to jest... jak kota nie ma, myszy harcują. Nie udało mi się zaobserwować całego zdarzenia, ale wiedziałem, że Yuriko mimo psychicznych zapędów, o których zdążyłem się dowiedzieć, nie zaatakowałaby bez powodu i to w biały dzień. Doskonale ją rozumiałem, ponieważ również umiałem nieźle wypalić kiedy ktoś nadepnął na mój czuły punkt. Widocznie ta dwójka przegięła, ale bicie ich prawie na śmierć nie było rozwiązaniem... żadnej z tego radochy, ani tym bardziej pożytku. Mimo to byłem wściekły na dziewczynę, że tak łatwo dała się sprowokować. Poza tym... gdyby się okazało, że mają silniejsze Arcany, to co? Dziewczyna mogłaby na tym nieźle ucierpieć. Jak tylko przywróciłem dziewczynę do trzeźwego stanu:
-Jak możesz nawet w tak perfidny sposób się na nich mścić?! - warknąłem. Dziewczyna patrzyła raz na mnie, raz na dwójkę chłopaków jakby nie wiedziała co ma powiedzieć. Ja na to zareagowałem westchnięciem. Puściłem dziewczynę i spojrzałem na chłopców poprawiając okulary. Mieli średniej sprawności Arcany, które nieco poprawiły ich stan fizyczny... przynajmniej na tyle, aby byli w stanie normalnie się poruszać... chociaż chodzić. Szybko się podnieśli i już mieli uciekać, ale powstrzymałem ich zagradzając im drogę:
-A dokąd to, panowie? Łomot to nie koniec... za nazwanie mnie okularnikiem... - sięgnąłem po pierwszy lepszy pręt, który miałem pod ręką i chyba był to jakiś znak - ... będziecie mieli jeszcze jeden wpierdol. - uśmiechnąłem się w tym swoim znanym " psycholskim " stylu – Liczę do pięciu... raz... - przerażeni nie na żarty zaczęli się cofać do tyłu - ... dwa... - zaczęli uciekać - ... pięć! - i zacząłem ich gonić dzierżąc w dłoni znak drogowy lub coś co owy znak przypominało ( syndrom Shizuo ). Spieprzali, aż się za nimi kurzyło, a ja miałem radochę z gonienia ich. Nie raz próbowałem trafić, w któregoś by jeszcze bardziej ich nastraszyć, ale oczywiście żadnej krzywdy nie miałem w planach im robić. Po może dziesięciu minutach stwierdziłem, że już dostatecznie dostali w kość i można im odpuścić. Postanowiłem wrócić do swojej małej przyjaciółki, która zapewne była nadal w swego rodzaju szoku. Yurkio siedziała na schodach sklepu i bawiła się włosami. Odłożyłem znak na miejsce, podszedłem do niej i usiadłem obok:
-Następnym razem staraj się właściwie dobierać " odwety ". Przemoc tak silna jaką przed chwilą raczyłam zaprezentować nie zawsze jest rozwiązaniem. Czasami wystarczy tylko porządnie kogoś nastraszyć. Uwierz... więcej z tego radochy. - uśmiechnąłem się do nieco zasmuconej dziewczyny. Sięgnąłem do swojej jakże pojemnej kieszeni i wyciągnąłem z niej butelkę soczku i oczywiście swoje niezbędniki – papierosa i zapalniczkę.
-Wiesz, że palenie szkodzi? - spytała biorąc do ręki butelkę.
-Jestem wyjątkiem, który może palić jednego za drugim, a i tak nic mu nie będzie. - uśmiechnąłem się, zapalając.
( Yuriko? U mnie też czasami słabo, ale trza ćwiczyć wyobraźnię xD )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz