Początkowo nie mogłem dopuścić do siebie myśli, iż
dziecko siedzące tuż naprzeciw mnie może być tą samą, dawną Rosie z jaką miałem
przyjemność być w drużynie podczas pierwszych Bitw Grupowych. Zaskoczyło mnie,
że na moją niewiarę dziewczynka zaczęła ronić najprawdziwsze łzy, z jakiegoś
nieznanego mi powodu było jej bardzo smutno. Ale... przecież Rosalie nie mogła
cofnąć się w czasie ani zmienić ciała. Przecież to nie możliwe.
- Wszczepienie Naturalnej Arcany do drugiej naturalnej
natychmiast ją uśmierca. Jakim cudem udało ci się przeżyć i jednocześnie
zachować moce z dawnego ciała?
- Sama nie
wiem... – mruknęła, nadal szlochając – Nawet nie wiem, kiedy to nastąpiło. Po
prostu zasnęłam, i obudziłam się już taka jak teraz. Moje dawne ciało było
bardzo słabe. To, chociaż dziecięce, jest o wiele silniejsze oraz wytrzymalsze.
Po owej wypowiedzi nastąpiła martwa, niezręczna cisza.
Wpartywałem się w białowłosą, nieprzerwanie kreślącą na talerzu widelcem jakieś
niewidzialne wzorki. Unikała mojego spojrzenia, zapewne w obawie przed kolejną
falą wyrzutu z mojej strony. Ah... czyli o to chodzi. Z jakiegoś powodu
wierzyłem jej, to co mówiła miało sens.
- Wiesz co? Jestem gotów uwierzyć w twoją historię –
oznajmiłem, oparłszy ręce na stole - Ale
musisz mi powiedzieć coś co pozwoli mi upewnić się, że to naprawde ty.
- Uleczyłam twoje rany, kiedy odniosłeś rany w bitwie.
Byłeś wtedy nieprzytomny. To się wydarzyło jeszcze zanim zniknęła Futaba. I
zanim poznałeś Vanillę...
Futaba... skąd ja znałem to imię? To przecież było
wiele miesięcy temu, jeszcze na samym początku zanim dołączyła większość ze
znajdujących się obecnie w ośrodku Arcan. Niebywałe, że wciąż to pamięta.
Sądziłem, iż wraz z cielesną zmianą, wspomnienia Rosalie także odeszły w
niepamięć.
Zrobiłem wielkie oczy, nie mogąc uwierzyć w to co
przed chwilę usłyszałem. Nie wiedząc co właściwie zrobić, dźwignąłem się z
siedzenia, aby otrzeć łzy z jej policzków, na co mi pozwoliła ku zdziwieniu nas
obogja. Kiedy przestała płakać, w milczeniu skończyliśmy jeść i postanowiliśmy
udać się na spacer do parku w celu wspólnej zamiany paru słów. Jej wzrost przy
moim wyglądał dosyć komicznie: znajoma sięgała mi do klatki piersiowej, była
prawie o połowę niższa ode mnie. Przez większą część przemierzonej trasy
intensywnie dumałem nad treścią pytań jakie mógłbym zadać oraz tematem rozmowy
jaką mógłbym poruszyć. Niestety me myśli ogarniała jedynie pustka, nic
sensownego nie przychodziło mi do głowy.
Już miałem westchnąć zrezygnowany, kiedy nagle...
- Rosie? Może... opowiesz mi o swoich nowych
umiejętnościach. Wiesz... bardzo mnie to ciekawi, twoja sytuacja niezywkle mnie
zaintrygowała i dlatego chciałbym wiedzieć jak...
- Nie ma problemu, Heaven. – rzekła już bardziej
pogodnie, delikatnie się uśmiechając – opowiem ci wszystko czego sama się
dowiedziałam.
Czym prędzej zamieniłem się w słuch. Na początku nieco
się motała, jako, że jest Omegą, w dalszym ciągu większość mocy białowłosej
pozostała nieokryta. Wiedziałem tylko, iż w większej mierze mają one związek z
przyrodą i (o ile dobrze zrozumiałem) nekromancją. Dopóki nie dotarła to
najciekawszej, znanej jej umiejętności.
- Ponadto mogę przywołać coś w rodzaju portalu i
przenieść do jej wnętrza inne osoby. – wytłumaczyła zauważając jak me czerowne
ślepia zeszkliły się od ekscytacji. – Problem w tym, że sama nigdy nie wiem
gdzie trafie. Raz jest to świat usiany morzem kwiatów, a drugi niczym po
przejściu Apokalipsy, gdzie grasują śmiertelnie niebezpieczne potwory.
Im bardziej się przysłuchiwałem, tym mocniej i
szybciej pragnąłem się znaleźć z owych miejscach. Musiałem się tam udać! Po
prostu musiałem! Nareszcie jakaś prawdziwa rozrywka i nowy, nieznany świat!
- Błagam cię, Rosie. Zabierz mnie tam. Czy jesteś w
stanie przywołać taki portal w tej chwili?
- Tak, ale nie powinniśmy tego robić przed oczami
zwykłych ludzi. Musimy znaleźć jakieś ustronne miejsce. Jeżeli zobaczy nas ktoś
kto nie jest Arcaną, będziemy mieli kłopoty. Naukowcy prosili o dyskrecję.
- Chyba wiem gdzie możemy się udać. – odparłem,
uśmiechając się pod nosem, po czym pociągnąłem ją za rękę w kierunku Sali treningowej.
W związku z tym, żę ciągle trwała pora obiadowa, każdy
wolał zjeść porządny posiłek niż wyciskać siódme poty na treningach. Tam nikt
nie będzie się nas czepiał czy podglądał i obrzucał podejrzliwymi spojrzeniami.
<Rosie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz