Obudziłem się lekko zdezorientowany. Nie do końca pamiętając jak znalazłem się w niedużym mieszkaniu o ciemnoszarych ścianach.
Usiadłem rozciągając się na krawędzi łóżka. Podrapałem się po głowie
rzucając okiem na sypialnie, w której znalazłem się w niewyjaśnionych
okolicznościach. Byłem w... w... domu.
Zaczynałem sobie powoli przypominać. - Matka i ojciec leżeli w
rozbryzgach krwi na ziemi ulubionego dywanu. Martwi. Potem... eh... - W
tym momencie zaczęła mnie boleć głowa... - no tak. Ciemność. Coś
uderzyło mnie w głowę, pozbawiając przytomności - dotknąłem się w
obolały tył głowy, tuż nad karkiem.
Podniosłem się z łóżka i poszedłem w stronę dużego okna, gdzie od
początku mnie ciągnęło. Za nim, na ogromnym placu była masa ludzi.
Większość mniej więcej w moim wieku.
Mógłbym wyjść i się rozejrzeć.
Odszedłem od okna, gdy myśl tylko przyszła mi do głowy. Podszedłem do
krzesła, gdzie leżały moje jeansy. Zgniecione i niedbale rzucone.
Zupełnie nie w moim stylu...
... ja przecież bym je zostawił na podłodze.
Ubrałem się czym prędzej nie rozwodząc się na temat "Jak ja tu do
cholery się znalazłem?!", w drodze do drzwi zgarnąłem z szafy ulubioną
szarą bluzę.
Wyszedłem na korytarz. Prawie nikogo na nim nie było. Ruszyłem pewnym
krokiem w stronę nie odległych schodów. Korzystając z długości moich nóg
szybko zbliżałem się do celu. Kilka osób obrzuciło mnie zmieszanym
spojrzeniem, ale tak właściwie nie obchodziło to mnie. Chciałem się
rozejrzeć. Wybadać grunt.
Nagle zza zakrętu wyszła jakaś dziewczyna. Niespodziewanie do tego
stopnia, że na mnie wpadła, upuszczając przy tym naręcze książek.
Spojrzała na mnie wyraźnie zakłopotana, a kiedy nasz wzrok się spotkał,
szybko schowała bladą twarz w burzy białych włosów.
Patrzyłem na nią, powoli mierząc wzrokiem. Od góry do dołu. Po czym,
bez słowa zacząłem zbierać książki, co jakiś czas zerkając na jej
słodkie rumieńce na jasnej twarzyczce.
<Rosie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz