No i stało się. Przetransportowali mnie do tego ośrodka z powodu moich
"superman'owych" mocy. W tym miejscu prawie nic się nie dzieje...., no
dobra bądźmy szczerzy. TU SIĘ NIC, A NIC NIE DZIEJE. Przynajmniej
występuje tu pizza i spaghetti, czyli duży plus dla nich. Dzisiejszy
dzień należał do tych ciepłych. Niebo co prawda bezchmurne nie było, no
ale cóż. Siedziałam najspokojniej w świecie na ławce, popijając sobie
kawę ze "Starbucks". Ptaki ćwierkały, a inne zwierzaki krzątały się po
kątach parku. Jak codzień, czyli od 2 dni nie miałam nic do roboty. Lecz
nawet jeśli ktoś by takie poprosił to bym, pewnie zamieniła sie w
buraka i siedziała cicho. Ot to cała moja logika. Westchnęłam cicho i
wzięłam łyka napoju. Po chwili ktoś się dosiadł. Nie wiem kto, bo nawet
nie spojrzałam. Jednak myślę, że to chłopak, ale mogę się mylić. Osoba
ta powiedziała tylko ciche "Cześć" i umilkła. Zaczęłam się zastanawiać
czy odpowiedzieć. W sumie... to może nie będę takim samotnym wilkiem.
Powiedziałam, więc tylko najcichsze "Hej" jakie mogło kiedykolwiek
powstać. Raczej usłyszy to słowo..., chyba. Odważyłam się kątem oka
spojrzeć na nieznajomego, bądź nieznajomą. Tak jak myślałam był to
chłopak. Owa osoba miała czarne, lekko przydługie włosy oraz
przeraźliwie bladą karnację. Wyglądał także na chudego i niskiego. Na
oko nie mogłam określić jego charakteru. Ciekawe jaki jest...? Chłopak
tępo patrzył się przed siebie, a dokładniej chyba na jakiegoś dziadka
karmiącego chlebem rojące się wokół niego różne ptaki. Westchnęłam
cichutko i czekałam co powie nieznajomy.
(Rushi?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz