Pada. Jak zawsze. Zawsze gdy akurat mam dobry humor, musi padać. Eh...
Mijając
główne drogi, kieruję się do lasu. Któż wie, może spotkam jakąś
zbłąkaną duszyczkę? Hehe... byłoby ciekawie... Słońce zbliża się ku
zachodowi, a chłodny wiatr strąca pożółkłe już liście. Typowa jesień. W
oddali widzę już las. Przyśpieszam kroku. Przynajmniej pod koronami
drzew tak nie zmoknę, jak na otwartej przestrzeni.
Ostatnio
coraz mniej ludzi przychodzi w te okolice. Ale nie tacy zwykli ludzie.
CI, którzy są inni. Mają umiejętności, różniące się od innych. To
dziwne, że od jakieś czasu zaczęli tak po prostu znikać. Kilkoro z nich
obserwowałem, a potem POOF i pustka. Nikt nie przychodzi w te okolice.
Chociaż z drugiej strony, im mniej świadków, tym lepiej.
Między
szumem drzew dało się usłyszeć .. śmiech? Chyba tak. Uśmiechnąłem się
pod maską i ruszyłem w kierunku dźwięku. Stąpajac delikatnie po ziemi,
skradam się między krzakami, nasłuchując. Widzę w oddali pewnego
człowieka. Mężczyzna. Koło trzydziestki. Rozmawia przez telefon, co
jakiś czas się śmieje. Wyjmuję skalpel, i wciaż ukryty w krzakach,
podchodzę w miaro blisko.
- Jest tam kto? - mężczyzna odwraca
się dookoła, rozglądając się. Z jego komórki wciąż słychać głosy, i
mężczyzna znów wraca do rozmowy. Jego pech. Wychodzę z krzaków, i w
chwili gdy moja ofiara odwraca się do mnie, uderzam go w tył głowy,
pozbawiając go częściowo świadomości. Podniosłem komórkę i przerwałem
trwającą rozmowę. Wyrzucam ją w krzaki, i kucam obok pół przytomnego
mężczyzny. Uwielbiam ten widok. Przerażenie w ich oczach...
-
Zobaczmy co ciekawego dla mnie masz... - mówię i podwijam jego bluzkę,
po czym rozcinam mu brzuch. Powoli z jego ciała wypływa krew, a
mężczyzna zanosi się jękiem. Chowam skalpel i przygladam się mu chwilę.
-
Proszę proszę, co my tu mamy... - uśmiecham się chytrze i jednym ruchem
wyjmuję jedną z nerek mężczyzny. Tym razem krzyknął. Uchylam lekko
maskę, i zlizuję krew z ręki. Biorę kęs jego organu i nieco się krzywię.
-
Niecierpię alkoholików... - mówię niezadowolony i odrzucam "posiłek".
Znów zakładam maskę i patrzę na mężczyznę - I pamiętaj... Następnym
razem nie idź sam do lasu... - szepczę do niego, po czym wydłubuję mu
oczy. Zasłoniłem mu usta by tak nie krzyczał. Nie lubię krzyków.
***
Ciemność.
Znowu ta przeklęta ciemność. Co się dzieje do cholery...? Uh, boli mnie
głowa. Ktoś mnie trzyma. I...jedziemy czymś...samochodem...? Chyba
tak...
No tak.. już pamiętam. W lesie...ktoś mnie zaszedł od
tyłu... Chyba mi coś wstrzyknęli... Nie wiem.. Nie mam siły się nawet
poruszyć, a co dopiero domyślać się, co się dzieje. Lężę po prostu w
ciszy, i czekam na dalszy ciąg wydarzeń... Ale jestem okrótnie
zmęczony...
***
Zrywam się na równe nogi. Cholera.
Znów zasnąłem. Nieco rozkojarzony rozglądam się po pokoju. Pokoju?
Właśnie, pokoju... Jestem w jakimś pokoju. Wstaję z łóżka. Wszystkie
moje rzeczy są... Nawet sklapel. O co biega...
Sprawdzam
pokój. Wszystkie szafki, szuflady, zakamarki. Cóż, pokój jak pokój.
Jakieś ubrania, kilka drobiozgów. Jedzenie w kuchni i lodówce, jakieś
radio. No i ogromne okna. Podchodzę do nich i rozglądam się. Jestem w
budynku. Dość sporym. Cały ten teren jest spory... Ogrody, dziedziniec,
lub coś w tym stylu, a to wszystko jest otoczone ogromną kopułą. Nie mam
pojęcia co się dzieje i gdzie jestem. Odszedłem do okna i idę do drzwi.
Gdy tylko je otworzyłem, zobaczyłem przed sobą postać. Można uda mi sie
czegoś dowiedzieć?
Ktoś coś ;u; ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz