sobota, 23 maja 2015

Od Eyeless Jack'a

Pada. Jak zawsze. Zawsze gdy akurat mam dobry humor, musi padać. Eh...
Mijając główne drogi, kieruję się do lasu. Któż wie, może spotkam jakąś zbłąkaną duszyczkę? Hehe... byłoby ciekawie... Słońce zbliża się ku zachodowi, a chłodny wiatr strąca pożółkłe już liście. Typowa jesień. W oddali widzę już las. Przyśpieszam kroku. Przynajmniej pod koronami drzew tak nie zmoknę, jak na otwartej przestrzeni.
Ostatnio coraz mniej ludzi przychodzi w te okolice. Ale nie tacy zwykli ludzie. CI, którzy są inni. Mają umiejętności, różniące się od innych. To dziwne, że od jakieś czasu zaczęli tak po prostu znikać. Kilkoro z nich obserwowałem, a potem POOF i pustka. Nikt nie przychodzi w te okolice. Chociaż z drugiej strony, im mniej świadków, tym lepiej.
Między szumem drzew dało się usłyszeć .. śmiech? Chyba tak. Uśmiechnąłem się pod maską i ruszyłem w kierunku dźwięku. Stąpajac delikatnie po ziemi, skradam się między krzakami, nasłuchując. Widzę w oddali pewnego człowieka. Mężczyzna. Koło trzydziestki. Rozmawia przez telefon, co jakiś czas się śmieje. Wyjmuję skalpel, i wciaż ukryty w krzakach, podchodzę w miaro blisko. 
- Jest tam kto? - mężczyzna odwraca się dookoła, rozglądając się. Z jego komórki wciąż słychać głosy, i mężczyzna znów wraca do rozmowy. Jego pech. Wychodzę z krzaków, i w chwili gdy moja ofiara odwraca się do mnie, uderzam go w tył głowy, pozbawiając go częściowo świadomości. Podniosłem komórkę i przerwałem trwającą rozmowę. Wyrzucam ją w krzaki, i kucam obok pół przytomnego mężczyzny. Uwielbiam ten widok. Przerażenie w ich oczach... 
- Zobaczmy co ciekawego dla mnie masz... - mówię i podwijam jego bluzkę, po czym rozcinam mu brzuch. Powoli z jego ciała wypływa krew, a mężczyzna zanosi się jękiem. Chowam skalpel i przygladam się mu chwilę.
- Proszę proszę, co my tu mamy... - uśmiecham się chytrze i jednym ruchem wyjmuję jedną z nerek mężczyzny. Tym razem krzyknął. Uchylam lekko maskę, i zlizuję krew z ręki. Biorę kęs jego organu i nieco się krzywię.
- Niecierpię alkoholików... - mówię niezadowolony i odrzucam "posiłek". Znów zakładam maskę i patrzę na mężczyznę - I pamiętaj... Następnym razem nie idź sam do lasu... - szepczę do niego, po czym wydłubuję mu oczy. Zasłoniłem mu usta by tak nie krzyczał. Nie lubię krzyków. 
***
Ciemność. Znowu ta przeklęta ciemność. Co się dzieje do cholery...? Uh, boli mnie głowa. Ktoś mnie trzyma. I...jedziemy czymś...samochodem...? Chyba tak... 
No tak.. już pamiętam. W lesie...ktoś mnie zaszedł od tyłu... Chyba mi coś wstrzyknęli... Nie wiem.. Nie mam siły się nawet poruszyć, a co dopiero domyślać się, co się dzieje. Lężę po prostu w ciszy, i czekam na dalszy ciąg wydarzeń... Ale jestem okrótnie zmęczony...
***
Zrywam się na równe nogi. Cholera. Znów zasnąłem. Nieco rozkojarzony rozglądam się po pokoju. Pokoju? Właśnie, pokoju... Jestem w jakimś pokoju. Wstaję z łóżka. Wszystkie moje rzeczy są... Nawet sklapel. O co biega... 
Sprawdzam pokój. Wszystkie szafki, szuflady, zakamarki. Cóż, pokój jak pokój. Jakieś ubrania, kilka drobiozgów. Jedzenie w kuchni i lodówce, jakieś radio. No i ogromne okna. Podchodzę do nich i rozglądam się. Jestem w budynku. Dość sporym. Cały ten teren jest spory... Ogrody, dziedziniec, lub coś w tym stylu, a to wszystko jest otoczone ogromną kopułą. Nie mam pojęcia co się dzieje i gdzie jestem. Odszedłem do okna i idę do drzwi. Gdy tylko je otworzyłem, zobaczyłem przed sobą postać. Można uda mi sie czegoś dowiedzieć?

Ktoś coś ;u; ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope