Westchnąłem ciężko widząc jak Chiyo rozkręca się w najlepsze. Uniosła nóżkę do góry, przejechała łydką obok mojej twarzy, a potem pomagając sobie stópką odwróciła moją głowę w swoją stronę. Uśmiech wręcz nie znikał z jej twarzyczki, jakby był na niej wymalony i nic ani nikt nie był w stanie go z niej zmyć. Zachichotała po raz kolejny zorientowawszy się, że nie zareagowałem na to tak jakby się można było spodziewać. Starałem się opanować, ignorowałem większość zaczepek, dobrze wiedząc, że długo nie wytrzymam. Tak cholernie opanowany Heaven...
- Wciąż nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – zaśmiała się, podnosząc się do pozycji siedzącej, a potem splotła ręce wokół mojej szyi, jednocześnie przytulając się. – Masz dużego czy może się wstydzisz, że mógłby być większy? A Vanilla kłamie, żeby nie było wstydu? – przejechała paluszkiem wzdłuż mojego ramienia, zahaczając palcem o obojczyk – Posuwałeś ją już kiedyś we śnie?
Za to pytanie Chi od razu oberwała z łeb od starszej siostry. Uśmiechnąłem się pod nosem, że zdecydowała się to zrobić. Ciemnowłosa od razu mnie puściła, odwróciła się w stronę bliźniaczki z miną udającą obrazę, a później opuściła moje kolana.
- Jeszcze jedno takie idiotyczne pytanie i stąd wyjdziesz, Chiyo. – tym razem Vanilla nie żartowała (ona prawie nigdy nie żartuje).
- Dobra dobra, rozluźnij napięcie pod sukieneczką. Już skończyłam. – poprawiła kitki, a po nich rozczochrane futerko na parze małych uszek.
Nagle zapanowała niezręczna cisza, której żadne z nas nie miało zamiaru w najbliższym czasie przerywać. Zacząłem się niepokoić okazałym rumieńcem uparcie nie chcącym opuścić moich policzków. była naprawde w porządku, ale ta jej bezpośredność dobijała. Jej towarzystwo dosłownie mnie krępowało.
- Chiyo, czy mogłabyś... no wiesz, zostawić nas samych? – spytałem dosyć niepewnym tonem, w końcu wypraszałem ją z jej własnego apartamentu.
Dziewczyna nie odpowiedziała, zamiast tego spojrzała na mnie wymownie. BARDZO wymownie, jeszcze te uniesione ku górze brwi i chory uśmieszek gwałciciela.
- Zastanowię się jeszcze. – mruknęła zadowolona.
Od razu zmarszczyłem brwi w geście rozdrażnienia. Już miałem coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili powstrzymał mnie wyraz twarzy Vanilli. Tak to się kończy, kiedy facet zostanie zdominowany przez dwójkę młodszych od siebie bliźniaczek...
- No już dobrze dobrze, Panie Nieziemski. Przecież rozumiem, że chcecie pobyć sami, porobić TE rzeczy, jakie najczęściej robią ze sobą pary. Ale ostrzegam, że ściany są cienkie i...
- Chiyo, błagam. – jęknąłem zrezygnowany, podnosząc się z kanapy.
Wiedziałem, że jeżeli ona stąd nie wyjdzie to zaraz ja sam opuszczę ten pokój (albo jej pomogę). Młodsza Sigma wreszcie przestała się nade mną pastwić, puściła siostrzyczce oczko, po czym wyszła z apartamentu, dodatkowo cmokając do nas w powietrzu. No! Teraz mogłem umierać ze wstydu przed drugą z nich...
- Kto by pomyślał? Nie sądziłam, że kiedykolwiek zdołasz zawstydzić się tak bardzo przez jedną dziewczynę. – stwierdziła Atshushi z uśmiechem, a później poczohrała moje srebrne włosy.
- Dziewczynę!? Toż to najbardziej zboczone stworzenie w tym ośrodku i chyba na świecie. Chciała mnie rozebrać!
- Hah, przyznaję: Chiyo potrafi być męcząca i nigdy nie wie w którym momencie skończyć. Ale mimo to nie znam bardziej pogodnej osoby.
Nie odpowiedziałem, jedynie kiwnąłem nieznacznie głową. Ponownie usiadłem na kanapie (sofie, czy co to tam jest), jednocześnie chowając twarz w dłoniach. (Ogarnij się, Heaven! Zachowujesz się jak nastoletnia dziewczynka!) Dlaczego wszystko jest przeciwko mnie? Ciągle kłótnie, a teraz dwuznaczne sytuacje i jeszcze nabijanie się.
- No już, uspokój się. Przecież już sobie poszła. – pogładziła mnie po plecach.
Jej dotyk zawsze błyskawicznie mnie uspokajał, sekundę później ponownie wpatrywałem się w dziewczynę niczym zahipnotyzowany. Miałem ochotę ją pocałować i powiedzieć parę miłych słów... Całe zawstydzenie nagle opuściło mój umysł, a ja zrozumiałem, iż jedyne czego pragnę to po prostu być przy niej. Nawet, jeżeli teraz milczałem to wewnątrz dosłownie krzyczałem z radości.
- Vanilla – zwróciłem się do niej, na co właścicielka imienia popatrzyła na mnie pytająco – Czy... czy ja mogę cię pocałować?
Zaśmiała się po usłyszeniu mojego pytania. Zabrzmiałem jak przedszkolak, któremu podoba się jego koleżanka z pary i nie wie jak jej okazać swoją sympatię. Tym razem zarumieniłem się jeszcze bardziej, wyjątkowo tego dnia czułem się naprawde nieswojo. Zacisnąłem rączki w pięści i wlepiłem wzrok w podłogę. Co się ze mną dzieje?
- Przecież wiesz, że nie musisz się mnie pytać o takie rzeczy, Heaven. Na pewno wszystko w porządku?
Znowu nie odpowiedziałem. Uniosłem głowę i spojrzałem na nią ponownie: moje oczy mieniły się teraz intensywnym, złotym kolorem. Nie wiem czy to przez stres, zdenerowawanie czy cokolwiek innego... Moja Arcana znów zaczynała przejmować nade mną kontrolę. Nigdy jeszcze nie byłem w przemianie pantery odkąd otrzymałem ową umiejętność, ale w obecnej chwili czułem jedynie rozluźnienie, relaks i pożądanie. Ogarnęła mnie ogromna żądza, lecz wciąż jeszcze potrafiłem nad nią zapanować. Przybliżyłem się do Sigmy nieco bardziej, a potem musnąłem jej słodkie usta swoimi. Pogłaskałem ją po policzku i uśmiechnąłem się delikatnie.
- W jak najlepszym. – szepnąłem, aby sekundę później ująć jej twarz w dłonie i ponownie ją pocałować.
Tym razem nie miałem zamiaru się oderwać.Wraz z postępowaniem Arcany, moje kły powiększyły się, a na palcach wyrosły ostre pazury. Mimo to moje własne ciało powstrzymywało mnie przed zrobieniem Vanilli jakiekolwiek krzywdy. Drobne dłonie blondynki rozpoczęły leniwą wędrówkę po moim torsie, aby w końcu podwinąć materiał koszulki i zacząć głaskać opuszkami palców wrażliwą teraz na najmniejszy dotyk skórę. Podskoczyłem nieznacznie, kiedy przejechała szybszym ruchem po boku (ehh... głupie łaskotki). Przybliżyłem się jeszcze bardziej, usadawiając ją sobie na kolanach i jednocześnie pogłębiając pocałunek. Był tak zachłanny oraz namiętny... kompletnie się w nim zatraciłem. Zacisnąłem palce mocniej na jej wąskich ramionach, później schodziłem coraz niżej, aż zatrzymałem się na biodrach. Byliśmy tak blisko siebie, że między nami nie było choćby odrobiny pustej przestrzeni. Magiczne ciepło bijące od jej małego ciała rozgrzewało mnie bardziej niż płomień najdzikszego ognia. W końcu Atshushi popchnęła mnie do przodu, a ja przywarłem plecami do obicia kanapy. Jej długie palce zatopiły się w moich włosach, a ona sama oplotła nóżkami moje biodra. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, żeby złapać oddech, posłaliśmy sobie wymowne uśmiechy. Intensywnie się we mnie wpatrywała, wręcz przewiercała mnie spojrzeniem swoich lekko zamglonych oczu. I chociaż już dawno ich niezwykły błękit zdążył nieodwracalnie zauroczyć mą osobę, to jednak w tej chwili wydawał mi się najpiękniejszy. Odgarnąłem grzywkę częściowo zakrywającą jej twarzyczkę, a ona złapała moją dłoń i przystawiła ją sobie do policzka.
- Kocham cię, Heavy. – szepnęła cichutko, jakby chciała, abym tylko ja jeden usłyszał jej słowa.
- Ja ciebie też. Najbardziej na świecie. – przytuliłem ją do siebie, nie mogąc powstrzymać się od szerokiego uśmiechu.
Byłem strasznie szczęśliwy, ale moc pantery sprawiała, że coraz bardziej traciłem samego siebie. To coś jak moja umiejętność specjalna: kierował mną instynkt, lecz wiedziałem co robię i częściowo potrafiłem zapanować nad własnymi ruchami. Teraz, kiedy puszczały mi hamulce, okazało się to niezwykle trudne.
Polizałem dziewczynę po uchu, a później zjechałem do jej szyi i leciutko przegryzłem skórę w tym miejscu. Każde ugryzienie jednak łagodziłem delikatnym pocałunkiem. Powtórzyłem tę czynność na ramionach, barkach, obojczyku... dopóki nie doszedłem do biustu. Sigma skrzywiła się nieco, gdy zrobiłem to po raz kolejny. Zrozumiałem, że tyle wystarczy. Objąłem blondynkę delikatnie w pasie i uniosłem do góry, żeby później położyć ją na łóżku w sypialni. W sekundzie znalazłem się nad nią, złapałem za jedno z ramiączek pastelowo-kremowej sukienki, tym samym odsłaniając jedno z pięknych, bladych ramion ukochanej. Złożyłem na nim parę niewinnych pocałunków, a później przejechałem po nim językiem, powolnym ruchem pozbawiając Atshushi odzienia. Czułem jak i moja odzież zaczyna mnie opuszczać, ukazując nagi, umięśniony tors. Im dłużej dotykała mojego półnagiego ciała, tym bardziej robiłem się twardszy tam na dole. Właściwie nie musiała się zbytnio wysilać, aby doprowadzić mnie swoim towarzystwem do takiego stanu. Wpadające w biel, niesamowicie długie włosy rozsypały się po poduszkach, nadając całej jej postaci jeszcze większego uroku. Nigdzie się nie śpieszyłem, ale też nie chciałem dłużej tracić czasu: chwyciłem za miękki materiał sukienki i zdjąłem ją z dziewczyny, rzucając ją gdzieś w kąt. Mam nadzieję, że kiedy po tym wszystkim sobie o niej przypomnimy, nie będzie nadawała się jedynie do śmieci. Kiedy jej krągłości przykrywała już tylko bielizna, Vanilla pomogła mi pozbyć się (trochę za ciasnych jak na tamten moment) spodni. Chwyciłem ostrymi zębami za materiał jej stanika, niepostrzeżenie o mało go nie rozrywając. Chwilę zajęło mi jego odpinanie (faceci i cyckonosze...), a moim oczom ukazały się jej niewielkie, lecz pełne piersi. Zbliżyłem usta do jednego z sutków i delikatnie się na nim zassałem. Palcami prawej dłoni zahaczyłem o gumkę jej koronkowych majteczek, a ona tymczasem zdążyła pozbawić mnie dolnej bokserek, których materiał nieznośnie napierał na stojącą dumnie męskość. Zlustrowałem sobie jej piękne ciało po raz ostatni, nim ukazała się przede mną zupełnie naga. Uśmiechnąłem się do siebie i wciąż nie odrywając wzroku od swojej księżniczki, wszedłem z nią zdecydowanym ruchem. Na początku prawie w ogóle się nie poruszałem, dawałem dziewczynie czas na przyzwyczajenie do siebie. Ściągnęła łopatki i odchyliła głowę do tyłu, lecz nie wygięła pleców w łuk: zamiast tego zacisnęła rączki na prześcieradle.
- Szybciej. Proszę...
Miałem z zwyczaju, że kiedy mnie o coś prosiła, z przyjemnością to spełniałem. Jednak teraz ogarnęły mnie pozostałe, cząstkowe wątpliwości. Bałem się, to oczywiste, w końcu nie chciałem po raz kolejny jej skrzywdzić. Mimo wszystko przyśpieszyłem nieznacznie, słysząc tłumiony jęk zadowolenia wydobywający się z ust dziewczyny. Skrajne emocje bezlitośnie szarpały moim ciałem, a skórę co chwila przelatywał silny dreszcz: cały się trząsłem od ich napływu. Wydałem z siebie przeciągłe, niekontrolowane mruczenie – było mi tak dobrze... Vanilla oplotła ręce wokół mojej szyi i przyciągnęła do siebie, jednocześnie bardziej zacieśniła nóżki wokół moich bioder, zmuszając mnie do jeszcze niższego pochylenia się. Dopiero wtedy usłyszałem jak szepcze mi do ucha:
- Jeszcze.
Przez chwilę zamarłem z bezruchu. Czyżby takie tempo już jej nie wystarczało? Wypuściłem powietrze ze świstem, a później ponownie uniosłem się do góry i spojrzałem prosto w jej oczy, patrzące na mnie z pod lekko przymkniętych powiek. Dawały mi pozwolenia, ale mimo wszystko coś głęboko wewnątrz uniemożliwiało mi spełnienie jej pragnień. Chciałem powiedzieć cokolwiek, ale zamiast wyrazów z moich ust dało się usłyszeć jedynie jakieś niezidentyfikowane dźwięki. Przejechałem rękami wzdłuż wewnętrznej części jej ud, a później nieco mocniej zacisnąłem na nich palce. Wbijające się płytko w skórę pazury zdawały się nie być przyjemnym doświadczeniem, jednak teraz uczucie przyjemności przewyższało nawet ból. Przyśpieszyłem jeszcze bardziej, jednocześnie błądząc dłońmi po całym jej ciele: dopiero zaczynałem poznawać je naprawde. Czułem jej śliczny zapach i przesiąkniętą nim pościel. Wtedy postanowiłem nieco zwolnić: moje ruchy stały się powolniejsze, ale za to głębsze i bardziej zdecydowane. Po raz kolejny połączyłem nasze usta razem: pieściłem jej spragnione pocałunków wargi z jak największą pasją i wyczuciem. W chwili, kiedy delikatnie przegryzłem jej dolną wargę, dziewczyna wbiła paznokcie w moje plecy.
- Ała! – powiedziała nieco głośniej, kiedy jeden z moich (perfekcyjnie ostrych, mraaauu~~) kłów przeciął skórę na jej ustach, z których teraz małym strużkiem sączyła się szkarłatna krew.
Od razu oprzytomniałem. Z jednej chwili przestałem się ruszach i popatrzyłem na nią chyba najbardziej skruszonym spojrzeniem złotych tęczówek.
- Przepraszam Vanilla. J-ja nie chciałem... – jęknąłem żałośnie, chowając twarz w jej ramieniu.
Tak bardzo chciałem, żeby już wreszcie było dobrze, a tymczasem byłem jedynym, który (czasami nieświadomie) wyrządzał jej krzywdę. Zacisnąłem zęby ze złości, znienawidziłem samego siebie. Było mi tak cholernie głupio i źle...
<Vanilla?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz