-Ty
faktycznie myślisz zdecydowanie za często - przewrócił oczami i
poluźnił ucisk. Muszę go jakoś zagadać. Może jednak powiedzieć mu
prawdę?
-Rick? - rzuciłem pytająco. Dał znak, że słyszy cichym chrząknięciem. Zabolało mnie to, ponieważ ma naprawdę cudowny głos.
-Czego chcesz? - spytał wstając ze stołka i chwycił paczkę papierosów. Nie przejdzie mi to przez gardło.
-Mogę
jednego? - spytałem zastępczo zerkając wyraźnie na paczuszkę. Rzucił mi
ją lekko, ale byłem tak rozkojarzony, że nie zdołałem jej złapać.
Uderzyła mnie w czoło, a po jakiejś sekundzie upadłem wraz z nią na
podłogę.
-Ej, no dobra - powiedział stanowczo podnosząc mnie z
podłogi. Dał mi swoją fajkę, ponieważ widać było po mnie coś
dziwnego... nie dałem rady nawet wcisnąć spustu zapalniczki. Wyjął
drugiego i kontynuował - Nie chcę się pytać skąd znasz mój adres ani nic
z tych rzeczy, bo jesteś strasznym pojebem, ale z czym do mnie
przyszedłeś? I dlaczego akurat kuchnią... NO I JAK TY WLAZŁEŚ NA CZWARTE
PIĘTRO PRZEDE WSZYSTKIM?!
-Czy ja wiem? - mruknąłem cicho zaciągając się delikatnie.
-Jak
stąd wyjdziesz? Nie wywalę cię przez okno, a na korytarzach włączyli
alarmy dziesięć minut temu... - mówił głosem pełnym jakiejś dziwnej
matczynej pogardy. Kiedy podniosłem głowę zamiatał szkło z podłogi.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu... straszny z niego czyścioch. Wszystko
miało swoje miejsce i było czyste...
<Ricki? ;.;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz