sobota, 1 sierpnia 2015

[QS Team 1] Od Rick'a - C.D Stein'a

Stałem jak słup, wpatrując się w chmury trującego i łatwopalnego dymu. Zadbanie o własny interes przytłaczało odwagę z mieszanką głupoty. Gdybym tam poszedł jest wielce prawdopodobne, że wysadziło by mnie na miejscu, ale reszta team’u. Nie wiadomo co się z nimi działo. Takako już zadecydowała i ruszyła w chmarę dymu. Zatrzymałem ją. Jej odwaga w obecnej sytuacji była dla mnie irytująca, ale i bardzo pomocna.
- Zostań tu- mruknąłem z pewnością.
- To chyba nie jest dobry pomysł by teraz się rozdzielać- niby miała rację, jednak jeśli jakaś iskra wywołałaby wybuch, to lepiej by zginęło jedno niż oboje. Do tego jestem osobą chole*nie upartą i jakoś ciężko mnie odwieść od pomysłu, który postanowi strzelić mi do łba.
- Zostań- powtórzyłem bardziej stanowczo. Z niechęcią burknęła coś pod nosem i skrzyżowała ręce na piersi. Zmieniłem postać na niematerialną i ruszyłem w stronę zniszczonego budynku, z którego reszta team’u wypatrywała pięty achillesowej Ace’a. Teraz została z niego jedna wielka kupa gruzu. Gdzieniegdzie wystawały metalowe pręty i belki- wzmocnienia konstrukcji budynku, który przy spotkaniu z wybuchowym „czymś” naszego uroczego Omicron’a nie poskutkowały. Gratuluję inżynierom za wykonanie solidnej roboty. W końcu wzmocnienia przetrwały…
Próbowałem dostrzec resztę, ale mrużenie oczu nic nie pomogło. Po prostu ich tu nie było. Odetchnąłem z lekką ulgą, jednak Ace’a również nigdzie nie było, choć po uszach szumiało mi metaliczne zgrzytanie, jakby coś przedzierało się przez tony kamieni. Moją uwagę przykuł dym, który szybko ulatniał się. Robot nie pali papierosów. Ktoś siedział za betonową ścianą, a przynajmniej tym co z niej zostało.
Zrobiłem kilka kroków i wspiąłem się na nią. Stein siedział poturbowany, paląc spokojnie papierosa i łykając tabletki przeciwbólowe. Zeskoczyłem, znów stałem się widoczny i całkowicie łatwym celem do zranienia, zabicia lub zabicia.
- Nieźle cię poturbował- mruknął, biorąc do ręki nóż. Spojrzał na mnie i machnął na to ręką. Przykucnąłem przy nim i przycisnąłem nóż do nadgarstka.
- Co ty robisz?- uniósł brew pytająco.
- Będzie szybciej niż cię opatrywać- wytłumaczyłem, robiąc pewną kreskę nożem. Z drobniej rany wypłynął szkarłatny płyn. Kilka większych kropel wylądowało na jego dłoniach i zniknęło, wchłaniając się w skórę.
- Przez chwilę będzie piekło- obwiązałem nadgarstek bandażem. – Gdzie reszta?
- Kazałem im uciekać- wytłumaczył szybko- a Takako?
- Powiedziałem by została.
Zrobił wielkie oczy, a papieros wypadł mu z ust. Widać, że nie pochwalał mojej decyzji.
- Tak, teraz zostawiłeś ją samą, to naprawdę mądra decyzja- mimo zdenerwowania wykazywał nie lada spokój. Ciekawe czy teraz stawał przez szubienicą lub gilotyną jego postawa byłaby nienaruszona?
- Albo to albo obydwoje zostalibyśmy wysadzeni w powietrze, gdyby Omicron nas zauważył- wyjaśniłem- to sprytna babka, poradzi sobie- choć chciałem go jakoś uspokoić na jego twarzy wciąż dostrzegałem cień zwątpienia. Nie dziwię się w końcu goni nas zakompleksiony robot morderca, który nie cofnie się przed niczym, by nie odmówić sobie przyjemności kreatywnej destrukcji.
Rany Stein’a zaczęły się goić. Wstałem i rozejrzałem się.
– Pewnie spuściłeś mu niezłe manto?
Zaśmiał się pod nosem i skinął głową. Po takich słowach chyba każdy mógł się lekko uśmiechnąć. W końcu to Omicron, więc to nie byle jaki wyczyn. To duży nie byle jaki wyczyn. Do moich uszu doszły mocne kroki. Ace był w pobliżu.
- Odciągnę go, a ty się nie ruszaj dopóki rany całkowicie się nie zagoją- nie czekając na słowa sprzeciwu, zdematerializowałem się i przeszedłem przez ścianę. Dostrzegłem uszy robota, podleciałem do niego i pojawiłem się za nim. Nie zdążyłem nawet złapać oddechu, a już byłem wbity w ziemię i duszony przez robota. Może wystawienie się na bezpośredni atak nie było dobrym pomysłem? Dobra, to nigdy nie jest dobrym pomysłem.
- Naprawdę jesteście tak głupi?- spytał drwiącym tonem. Chciałem rzucić mu jakiś głupi, docinkowy komentarz, jednak odebrał mi oddech, a w takiej sytuacji nie mogłem nawet mruknąć. Tym szybciej wyparowałem mu w dłoniach. Pojawiłem się kilkanaście metrów od jego pleców. Wyjąłem pistolet i zacząłem do niego strzelać, bo tylko do mi przyszło do głowy, by odwrócić jego uwagę na dłuższą metę. Naboje odbijały się od niego jak piłeczki kauczukowe od kafelek.
- Zaczynasz mnie irytować- warknął. Gdy on robił kilka kroków w moją stronę to ja się cofałem. Byliśmy za obszarem zadymienia, więc mogłem spokojnie strzelać, póki nie skończyła się amunicja. Ace zaśmiał się. Spojrzałem to na niego, to na pistolet. Rzuciłem mu z całej siły pustą bronią w ryj. Głowa odbiła się pod wpływem uderzenia, jednak nie zrobiło mu to większej krzywdy.
- Woops- zrobiłem minkę niewiniątka. Skoro mają to być ostatnio chwile mojego życia, to wolę je przeżyć jakby to był dobry żart. Tym bardziej tylko rozwścieczyłem Omicron’a. Zaszarżował w niewiarygodną prędkością. W ostatniej chwili odskoczyłem i podstawiłem mu nogę.
- Też myślałem, że jesteś sprytniejszy- przeciągnąłem się leniwie. Chyba jednak nie podszedłem do tego odpowiednio. W końcu po chwili spoważniałem, robot znów wyrzucił z siebie chmurę łatwopalnego , trującego i w mojej opinii cuchnącego dymu. – Jak będziesz grzeczni może kupię ci miętówki- warknąłem, kaszlając. Znów ten nieznośny mechaniczny śmiech. Zniknął mi z oczu, jednak po chwili jego kątem dostrzegłem parę złowrogich ślepi, a potem drobną iskrę. Zdążyłem jedynie zmienić postać i zakryć się rękoma. Fala cisnęła mnie do góry i zmusiła do zmaterializowania się. Wylądowałem na gruzach, syknąłem tylko nieznacznie, choć czułem się jakim palił się od środka. Ba! Czułem się jakbym został przejechany kilka razy przez walec, po czym przerzuty przez lwa, a potem goryl zrobił mi masaż pięściami. Wstałem, chwiejąc się lekko. W moją stronę poleciała metalowa ręka, która powtórnie zbiła mnie z nóg. Migałem między dwiema postaciami jak żarówka, która ma się zaraz spalić. Kolejne próby stania się przysłowiowym „niczym” nie udawały się. Pociągnął mnie za nogę i zawisłem na chwilę w powietrzu.
- Lubisz się znęcać nad ofiarami, co?- warknąłem cicho, jednak tak, by usłyszał.
- Na tym polega cała zabawa.
Znów podjąłem próbę użycia Arcany. Wypadłem mu z rąk i runąłem na ziemię. Lepsze to niż wiszenie i czekanie na rychłą śmierć. Gdy chciał zgnieść mnie jak robaka przetoczyłem się na bok i szybko wstałem. Skoro Arcana nie chce współpracować, trzeba próbować działać ręcznie…
Opanowałem się i zacząłem unikać natarczywych ataków robota. Starałem się nie powtarzać ruchów, za każdym razem omijałem jakiegoś ataku inaczej, by nie być przewidywalnym. Wiadomo, że jednak nie mogłem czegoś w końcu nie powtórzyć. To było najgłupsze posunięcie, że postanowiłem sam odwracać uwagę, choć Stein powinien już odzyskać siły.
Oślepiłem na chwilę przeciwnika i cofnąłem się. Mógłbym spróbować użyć na niego dymu, jednak wątpię, że robot dostanie od niego halucynacji. W tej chwili nawet dobre by było wiadro wody, albo moje ulubione zdalnie sterowane pajączki, których kiedyś używałem do rażenia ludzi prądem albo grzebania w systemach. Tak, takie coś na pewno by się teraz przydało.
Zniknąłem dla Ace’a szybciej w oczu ukryłem się w pierwszym lepszym miejscu. Zauważyłem, idącą czujnie Takako, złapałem ją i wciągnąłem do kryjówki.
- Kazałem ci zostać- zmarszczyłem brwi, mówiąc szeptem. Zapewne wyglądałem teraz jak siedem nieszczęść. Nie dziwię się, że dziewczyna nie została, też by się siebie nie posłuchał.

< Ace? Team’e c: ,jednak nie potrafię być poważna xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope