- Oczywiście, że chcę, abyś tu została. - rzekłem gdy zabrała palec z moich ust.
Z pewnością miała o wiele lepsze zajęcia niż siedzenie tutaj. Z tego co wiem Sigmy posiadają masę obowiązków, w tym właśnie opiekowanie się Naturalnymi Arcanami takimi jak ja. Ale to nie była zwykła opieka... przynajmniej w moim rozumowaniu ;p
- Mógłbym tak siedzieć do rana. - wyznałem po chwili, odgarniając grzywkę zasłaniającą oczy Vanilli. - Czuje się szczęśliwy, kiedy jesteś przy mnie.
- Zdążyłam zauważyć. - rzekła, uśmiechając się chytrze, ale nie wykonała żadnego ruchu.
Przez chwilę tak przyglądaliśmy się sobie nawzajem. Starałem się wyczytać z jej twarzy jakiekolwiek emocje, ale nie byłem w stanie znaleźć niczego co by mnie w pełni usatysfakcjonowało. Czysta neutralność... a może coś ukrywała?
- Jestem naprawde zmęczona. - westchnęła, ziewając przeciągle. - Powinnam powoli wracać do siebie.
Nie czekając na odpowiedź, podniosła się w moich kolan i ruszyła w stronę drzwi. Gdy jej prawa dłoń znalazła się na zimnej klamce, błyskawicznie złapałem za lewą, ściskając ją nieznacznie. Tak bardzo nie chciałem, aby odchodziła...
- Proszę, nie zostawiaj mnie. - poprosiłem z niewyobrażalnym smutkiem wymalowanym na twarzy.
Nie zdawałem sobie, że przyjdzie dzień, w którym będe uparcie dążył do tego, żeby być blisko innej osoby. Ta dziewczyna miała w sobie coś magicznego, wyjątkowego i jednocześnie intrygującego: nie potrafiłem tak po prostu pozwolić jej odejść.
- Heaven... doceniam twoje starania, to naprawde bardzo miłe. - posłała mi ciepły, choć podejrzanie smutny uśmiech. - Ale musisz zrozumieć, że nie mogę bez przerwy być tylko przy tobie. Jest wiele innych osób, które także mnie potrzebują.
To wyglądało zupełnie, jakby chciała żebym ją zatrzymał. Spodziewała się tego, a ja powinienem się domyślić, że ciągle mnie sprawdza. Te wszystkie sytuacje, zbiegi okoliczności oraz inne nieporozumienia kosztowały mnie naprawde sporo nerwów i poświęcenia. Nie wiedziałem czy to docenia czy ni - w sumie nikogo to nie obchodziło. Byłem po prostu szczęśliwy, że wreszcie kogoś pokochałem. Nie wiem nawet kiedy i w jaki sposób, ale pokochałem. Czy w byciu zazdrosnym jest coś złego?
- Masz na myśli Chiyo? - zapytałem, chociaż nie powinienem.
To była jej sprawa co robi, kiedy i z kim. Z niczego nie musiała mi się tłumaczyć. Wiedziałem o tym doskonale, ale jednak... zawsze warto spróbować.
- Między innymi. - odparła krótko, nie mówiąc nic więcej.
Zdjęła ręke z klamki, ale nie kazała mi puścić swojej dłoni. To sprawiło, że poczułem się nieco zagubiony. Nie wiedziałem o co dokładnie chodzi... Kobiet naprawde nie da się zrozumieć, a ona traktowała mnie jak małego chłopca.
- Vanilla... - szepnąłem, słysząc jej ciche wzdychanie.
- Przyjdę do ciebie, obiecuję. Ale teraz jest już bardzo późno, a ja nie mogę tutaj zostać. - pocałowała mnie ten ostatni raz, zanim opuściła apartament.
Stałem przez chwile nie mając pojęcia co czynić. Mój umysł był zbyt rozbudzony, nie było szans na to, abym tej nocy spał spokojnie. Hmm... co zrobi jeżeli za nią pójdę? To krążące w kółko myśli doprowadzały do istnego szału. Nie mogłem się uspokoić. Koniec końców po prostu wyszedłem i podążyłem za nią. Nie było nikogo, kto tak niesamowicie by mnie do siebie przyciągał. Jeżeli się zezłości: trudno. Chciałem ją tylko ponownie zobaczyć. Co z tego, że prawie świtało, a ona ledwo co zniknęła w punktu widzenia.
<Vanilla?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz