Rick odsunął się
kilka kroków od nieprzytomnego chłopaka, z którym się pobił. Oczywiście, byli
pod wpływem alkoholu., a szatyn nie był zbyt przyjazny w stosunku do idioty,
który postanowił się go zaczepić. Skończyło się tak jak skończyło. Rick
przesadził i to bardzo. Teraz stał jak słup nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Coś wbiło mu się w szyję. Dotknął miejsca
ukłucia, jednak nic nie wyczuł. Niespodziewanie nogi pod nim ugięły się i padł
z hukiem na asfalt.
Do jego oczu dobiło się nieprzyjemnie jasne
światło. Przewrócił się na bok, przy okazji zaczynając kląć pod nosem jak
szewc. Był w tym ośrodku wystarczająco długo by zacząć go nienawidzić. Po
godzinie od przebudzenia, postanowił się ruszyć i wstać z łóżka z czarną
pościelą. Sypialnia była dość ustronnym miejscem, w której lubił przebywać. W
końcu spanie to najprzyjemniejsza rzecz na świecie, no prawie, ale jednak
przyjemna. Przeciągnął się leniwie i powędrował niechętnie w stronę łazienki.
Gdy odświeżył się, wyszedł z przestronnego apartamentu. Spojrzał na szklaną barierę oddzielającą go
od świata, westchnął ciężko i jakby w bezsilności ruszył dalej. Szedł między
ludźmi, nie zwracając na nich większej uwagi. Nigdy go nie interesowało, co
robią, jacy są. Miał to po prostu gdzieś. Wszedł do siłowni i chowając ręce do
kieszenie, rozejrzał się. Rozejrzał się za ulubionym, po czym podszedł tam.
Opasał ręce białą owijką i strzyknął karkiem. Uderzył w worek. Potem znowu.
Robił to z coraz większą zawziętością. Przerwało mu to, że worek uderzył jakiś
idiota, przechodzący obok. Spojrzał na osobę obojętnym wyrazem twarzy. Znikąd
pojawił się u niego uśmiech , po czym Rick wybuchnął głośnym, drwiącym śmiechem.
- Jak można być takim niedorozwojem, aby przejść
obok worka treningowego?!- nie przestawał drwić. Wytarł wyimaginowaną łezkę i
spojrzał na postać, leżącą na podłodze, z pogardą.
<Ktoś? :v>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz