Poranna przebieżka po terenach tego czegoś w czym mnie trzymano. Ludzi
było mało nie tylko ze względu na wczesną godzinę ale przede wszystkim
przez cholerrnie niską temperaturę. Obłoki pary buchały mi z ust z
każdym wydechem. Podczas tej dwu godzinnej przebieżki spotkałam może
dwie, trzy (oczywiście obce mi) osoby. Byłoby cudownie, wręcz idealnie,
gdyby mojej samotności nie zaburzył pewien osobnik płci męskiej wysoki
jak cholerra. Na co komu taki wzrost? Samiec ten poślizgnął się na
lodzie akuratnie wtedy, gdy tamtędy przebiegałam. Automatycznie chwyicł
mnie za rękę, aby zachowac równowagę. Jednak różnica masy i grawitacja
spowodowały, że oboje wylądowaliśmy na ziemi. Gdyby nie mój zaiste
wspaniały refleks przydzowniłabym nosem o posadzkę. Wylądowałam jednak
wmiarę zgrabnie. Szybko podniosłam się i otrzepałam. Z poczucia
obowiązku podeszłam do leżącego jeszcze na ziemi chłopaka,
rozmasowującego sobie siedzenie i podałam mu rękę, aby pomóc mu wstać.
Wtedy moją uwagę przykuło jego oko. Bardzo podobne do mojego jednak
tęczówka otoczona czarnym białkiem miała kolor biały, a nie czerwony jak
w moim przypadku. Chłopak równierz dostrzegł podobieństwo. Chwycił moją
rękę i podniósł się. Cholerra, jaki wysoki! Musiałam zadierać głowę,
aby na niego spojrzeć.
Riuki?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz