Bardzo powoli i po cichu wyszedłem z tego zrujnowanego
budynku. Może z jednej strony trochę źle postąpiłem, bo gdyby teraz moja
kochana pani Kapitan się o tym dowiedziała, nie było by za przyjemnie i pewnie
to ja bym skończył bez głowy. No cóż…. Nie należę do ludzi, którzy za wygraną
zranią nawet tych, którzy nie chcą walczyć. Nawet tych, którzy zostali zmuszeni
i nie mieli wyboru. Wkurzało nie coś takiego. I to w cholerę. Po co to wszystko
było !? Czy tak bardzo podobał im się obraz rozrywanych ciał, wbijanych noży,
rozprysku krwi…. Chyba mają za mało wrażeń (niech się zapiszą do Trudnych
Spraw). Kierowałem się dalej, w końcu przecież miałem spenetrować teren , no
nie ? Mimo, że nie lubię gdy ktoś mi rozkazuję nie będę popisywał się swoim ciętym
językiem przeciw Mamiko. To było by niegrzeczne….. Do kurwy nędzy czy ktoś tu
teraz będzie na to patrzył !? Nawet skoro nie mamy się zabijać to i tak nikt by
nie zwrócił na to uwagi gdyby zabrakło jednego Project'a !
[…]
Chodzenie tutaj było strasznie bez sensu. Wiedziałem, w
którym miejscu dokładnie dochodzi do starcia i kto tam się znajduje. No to po
co ja tutaj w ogóle siedziałem ? Schowałem się w końcu za jakaś „prawie całą”
ścianę i wyczekiwałem. Ciekawe na co czekałem. Hehe na śmierć. No i chyba to
było moje przeznaczenie. Już za raz usłyszałem ciche, powolne kroki. Oczywiście
z każdą chwila dźwięk był coraz głośniejszy. Poderwałem głowę do góry ,
nasłuchiwałem. Wyrównałem oddech by teraz nawet tego nie było słychać, ale moje
przyspieszone bicie serca nie za bardzo mi na to pozwalało.
-Tuuutuuutuuuruuutu maj-tki z dru-tu. –usłyszałem tylko
jakieś pokręcone sylabizowanie i ten piekielnie śmieszny głos. Uniosłem kącik
ust. To było na serio śmieszne, ale chwila czy to …. Nie było celowe. Opanowałem
się dopiero za chwilę, ale nim zdążyłem zareagować już zostałem przygwożdżony
do ściany za szmaty. Zrobiłem wielkie oczy. Co jest nie tak… moja Arcana nie
zadziałała, nie przewidziała, jak to możliwe, nie byłem wystarczająco
skupiony. Uniosłem głowę, wręcz
szarpnąłem nią by teraz spojrzeć na swojego przeciwnika, którym był…. Nyar !?
Poważnie !? No to zginę… naprawdę…
Widziałem ten jego „bystry” uśmiech, który mówił nie więcej
jak „ za raz cie zaszlachtuje w najbardziej bolesny sposób”. Coś czułem, że
będę długo cierpiał po tym. Dlaczego ja się tak szybko poddaje ! Rozejrzałem
się dookoła w miarę moich możliwości. Ten facet był niebezpiecznie blisko !
Dlaczego on jest taki….. straszny !? Sięgnąłem ręką jakiś pręt i za raz
wypowiedziałem słowo : Yoroi. Pręt zamienił się w srebrne ostrze. Był tak długi
jak to co przed chwilą trzymałem w ręku. Zamachnąłem się, ale nie trafiłem
niestety w glutka, a raczej w jakiś beton, którym się zasłonił.
-Kyouyaaaa…. – przeciągnął. To było przerażające. Spojrzałem
na niego dość przerażony, ale nie na tyle by stracić trzeźwy umysł. – Szkoda że
spotykamy się w takich okolicznościach no nie ? – uśmiechnął się bardzo szeroko
i zaczął wymachiwać łapką to tu to tam, w prawo i w lewo aż w końcu zamachnął
się noga i chyba chciał trafić w moja mordkę. Teraz na całe szczęście moje
Jastrzębie Oko zdało egzamin (jeśli by mnie zawiodło to do końca życia nie miał
bym zębów).- Nie uciekaj… skończymy to …. No nie będę cię kłamać ślimaczku…. Pierwszy
raz zawsze boli. – powiedział i teraz powoli zaczął się do mnie zbliżać, cały
czas wykonując następne ruchy. Jego ataki charakteryzowały się taką
niechlujnością, ale gdy tak w umyśle pojawiał mi się „plan wydarzeń” miałem
wrażenie jakby one wszystkie były doskonale zaplanowane i wymierzone.
-Jesteś wariatem…! – krzyknąłem znowu unikając kolejnego
ciosu i kiedy tylko się ogarnąłem użyłem kolejnej swojej mocy by pojawić się zanim
i popchnąć go w stronę rozwalonej ściany. Gdyby wtedy wypadł… rozbiłby się
niczym placuszek. To co zrobiłem było największym błędem. Chłopak nie spadł… a
myślałem że tak się stało bo straciłem go z oczy. Nachyliłem się na przepaścią.
Trzymał się krawędzi, ale za nim zdążyłem zareagować ten podciągnął się i
uderzył mnie z pięści w nos. Chyba go nawet złamał. Bolało tak cholernie i na
dodatek poczułem metaliczny posmak krwi na wargach. Aż tak nieźle oberwałem, ze
krew zaczęła spływać mi po bronie i skapywać na ziemie. Cofnąłem się do tyłu i
złapałem za twarz. Przy tym wydałem z siebie coś w rodzaju głośnego syku.
-O noł noł noł synek ! Tak się nie będziemy bawić ! –
pokiwał do mnie palcem jak do małego dziecka i za raz stanął na równe nogi.
Chwycił mnie z powrotem ale tym razem za szyje. Przez ten ból, który był spowodowany
moim nosem nie mogłem używać żadnej ze swojej mocy. Jestem za mało odporny na
ból, a może…. Po prostu za delikatny (jak narcyzek).- I co ja mam teraz z tobą
zrobić kwiatuszku ? – zachichotał i zaraz jednym porządnym ciosem zmiażdżył mi
parę żeber. Oczy to mi prawie na wierzch wyszły. Cały zadrżałem. Nie mogłem
wydobyć z siebie żadnego dźwięku oprócz syku. Z bólu. Zaśmiał się. Puścił mnie
na ziemie. Nie mogłem się już ruszyć, to było wręcz nie możliwe. On stał tak
nade mną i śmiał się. Idiota. No totalny. Na dodatek jeszcze za raz połamał
kilka innych żeber poprawiając butem. Teraz z moich ust wyleciała duża ilość
krwi…. Jak tak dalej pójdzie to nie wiem czy wyjdę stąd żywy.
( Nyar ?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz