Walczyłem, ale sam nie wiedziałem z jakim Team'em mamy do czynienia. Tak
tak... trzeba było słuchać, kiedy Futaba objaśniała nam cały plan.
Mówiłem, że Kapitan ze mnie żaden, ale kto by się tam teraz przejmował?
Póki co naszą drużyną kierowała dwójka dziewczyn i przyznam szczerze, że
nie miałem nic przeciwko temu. Wolałem kiedy ktoś wykonywał tę robotę
za mnie. Rosie pomimo tego, że była Omegą potrafiła w pełni wykorzystać
posiadane umiejętności. Futaba była uparta i nigdy nie odpuszczała.
Renji... brak słów. Praktycznie nic nie robił i do tego jeszcze spadł na
biedną Rosie, chociaż panuje nad wiatrem i mógłby sprowawadzić ich
dwójkę bezpiecznie na ziemie. Bezsensu... Od początku mogliśmy uniknąć
czegoś takiego. Syknąłem na samą myśl o widoku kości wystającej z nogi
dziewczyny.
Dopiero teraz stwierdziłem z przerażeniem, że nie znam jej położenia, a
dodatkowo straciłem ją z oczu. Dziewczyna w masce, widząc jak
spanikowany rozglądam się na boki, położyła rękę na moim ramieniu.
- Nic jej nie jest. A teraz się skup! Mamy pojedynek do wygrania. - powiedziała, jakby czytała mi w myślach.
Uspokoiłem się, potrząsnąłem głową, po czym mocniej ścisnąłem podarowaną
mi broń. Po dłuższej chwili wyrzuciłem ją stwierdzając, że lepiej
odpowiedzieć ogniem na ogień - i to dosłownie. Poczułem przyjemny impuls
przechodzący przez całe ciało, po czym moje dłonie zapłonęły. Przeszły
na ręce i ciągnęły się aż do łopatek. Ależ byłem podekscytowany!
Płomienie rosły wraz ze złością bądź ekscytacją, której melodię wybijało
moje serce.
Teraz mogłem rzucić okiem na to co się dzieje. Ten niebieski gdzieś
zniknął, a mógłbym przysiąc, że przedtem tutaj był. To samo chłopak z
wiankiem na głowie. Został tylko czerwonowłosy z przepaską na prawym
oku, a towarzysząca mu brunetka właśnie była zajęta walką z jakąś
kobitką z Team'u 1. Wiedziałem, że drugiej takiej szasny nie będzie.
Owy facet, ciut wyższy ode mnie miał jedną specjalną umiejętność: także
kontrolował ogień, a ściślej mówiąc wielkiego, ognistego węża. Dodatkowo
ogromne, burzowe chmury zbierające się nad jego głową wydawały mi się
mocno podejrzane. Co tam! Bez ryzyka nie ma zabawy! Wiedziałem, że moge
przegrać, ale skoro tak już musiało być...
- Zatańczmy. - szepnąłem do siebie, po czym zacząłem biec w kierunku rudzielca.
Fakt, że biegłem od jego lewej sprawiła, że natychmiast mnie zauważył.
Od razu wyskoczyłem w górę, po czym wyrzuciłem parę płonących kul w jego
kierunku. Bez problemu wykonał unik, obdarowując mą osobę wrogim
spojrzeniem.
- Zostawcie go mnie! - krzyknąłem, powstrzymując Futabę i Renji'ego od ataku.
Przekonamy się jak silna jest jego Arkana.
<Deak?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz