niedziela, 31 maja 2015
Od Cinii - C.D Riuki'ego
Zaraz po tej głupiej uwadze Riuki`ego zarumieniłam się jeszcze bardziej, głośno prychając. Ja sobie odbiorę przyjemność... ciekawe jaką! Nawet bez pozbawiania go tego i owego on sam pozbawia mnie przyjemności. Chociaż nie żebym tam narzekała... po prostu jestem niewyżytą dziewuchą, najpewniej z powoli rozwijającym się uzależnieniem od seksu. Ech ale kto mnie zrozumie? Wycierając mokre włosy, ruszyłam w kierunku łóżka po chwili na nim siadając. Przydałoby się, żebym za chwilę poszła do siebie przebrać się w coś czystego i ewentualnie zabrać coś na zmianę, skoro mam tutaj spędzić kolejną noc. Jakoś nie chciałoby mi się jutro trzeci dzień łazić w tym samym, co mam tutaj. Już teraz zaczynałam się w tym wszystkim czuć mało komfortowo. Kiedy skończyłam się wycierać, ponownie owinęłam się ręcznikiem, kątem oka spoglądając na nadal rozbawionego chłopaka.
- Co cię tak bawi? - zapytałam po chwili.
- Ty - usiadł obok mnie.
Oparłam głowę na jego ramieniu, obejmując go przy tym w pasie. Przymknęłam oczy, opierając wargi na jeszcze wilgotnym ciele chłopaka.
- Czujesz się chociażby trochę lepiej?
- Trudno powiedzieć, na razie nie jest tak źle, ale nie wiadomo czy za minutę nie będzie jeszcze gorzej niż przedtem... mówiłem Ci, że to nie takie proste - westchnął jakby już zmęczony tym całym tematem.
Mnie też już to męczyło... ale co poradzę na to, że się tak cholernie o niego martwię. A wypytywać się będę co chwilę, bo po prostu nie daje mi to spokoju. Z tego wszystkiego teraz nakręciłam się tak bardzo, że nawet odechciało mi się iść do siebie. Mogę nawet chodzić naga jak nie będę miała ciuchów na zmianę! Nie no, przesadziłam... Po prostu będę okradała szafę Riuki`ego (obczai bieliznę 8)).
- Nie musisz się tak mną przejmować...
- Przestań - szarpnęłam go delikatnie za ramię - Łatwo ci mówić, ty teraz nie jesteś w stanie postawić się na moim miejscu... Mi naprawdę na Tobie zależy i nie zniosłabym tego gdybyś strasznie cierpiał.
- No to dlatego ci mówię, żebyś nie siedziała tutaj w nocy.
- Idiota! Jak pójdę to jeszcze bardziej będę się martwiła, bo nie będę wiedziała co się z Tobą dzieję! - warknęłam po czym nachyliłam się tak, żeby móc spojrzeć mu w oczy.
Przez chwilę spoglądaliśmy tak na siebie w ciszy, aż w końcu cicho westchnęłam, ujmując jego twarz w dłonie.
- Wybacz, poniosło mnie…
(Riuki?)
#1 Konkurs !
Dobra moje myszki ! Z racji tego, że Tavv (tak ja xD) jestem strasznie kiepskim grafikiem, i nie znam się na tym kompletnie to postanowiłam zorganizować dla was konkurs. Mianowicie będzie on polegał na stworzeniu Bannera. Oczywiście takiego, promującego Rimear xD.
Nie zmuszam nikogo, ale fajnie by było gdyby ktoś się zaangażował. Wtedy widać kto tak na prawdę przykłada się do bloga i prowadzenia swojej postaci.
~~~
Gotowe Bannery wysyłacie do 7 czerwca (niedziela), nawet ci co nie mają dostępu na komputer w tygodniu, mają te 4 dni wolnego, więc będą mieli okazję się wykazać.
Wymagania & Wskazówki
- Banner może być gif'em lub zwykłym zdjęciem, jak kto woli.
- Wielkość dowolna, byle żeby nie był większy od 1000px
- Na bannerze musi znajdować się link do bloga oraz nazwa.
> ZGŁOSZENIE <
PS Wszystkie wykonane przez was bannery znajdą się teraz w zakładce "Reklama". Później odbędzie się głosowanie na najlepszy.
PS Wszystkie wykonane przez was bannery znajdą się teraz w zakładce "Reklama". Później odbędzie się głosowanie na najlepszy.
Od Artis - C.D Noroelle
.Zaczepiła mnie jakaś dziewczyna. Po wymienieniu powitań uśmiechnęła się nieśmiało, a ja odwzajemniłam uśmiech. Stała przez chwilę po czym cicho zapytała:
-Mogę tu usiąść?-głową wskazała miejsce obok
-Tak, naturalnie- odparłam wracając do moich zapisków.
Po chwili zamknięty notatnik wylądował w mojej torbie, a niezręczne milczenie narastało. Musiałam przełamać tą ciszę.
-Jestem Artis, a ty?
-Noroelle..-odparła
Zdecydowanie atmosfera nie była miła, ale wręcz sztywna.
Szukałam tematu do rozmowy, ale jakoś nie mogłam zdecydować jakie pytanie zadać
-Od dawna tu jesteś?-zapytałam cicho
-Od jakiegoś czasu..
Pokiwałam tylko głową i westchnęłam.
-Ja siedzę tu trzy lata-przyznałam ciężko- Też tęsknisz za życiem na zewnątrz?
-Tak..bardzo chciałabym się stąd uwolnić..i obiecuję, że kiedyś znajdę na to sposób. To musi mieć jakieś wady..
-Jednak chyba nie ma...Jakby były to inni by dawno je odkryli.
(Noroelle, wybacz, kompletnie nie miałam pomysłu na dokończenie twojego posta.)
-Mogę tu usiąść?-głową wskazała miejsce obok
-Tak, naturalnie- odparłam wracając do moich zapisków.
Po chwili zamknięty notatnik wylądował w mojej torbie, a niezręczne milczenie narastało. Musiałam przełamać tą ciszę.
-Jestem Artis, a ty?
-Noroelle..-odparła
Zdecydowanie atmosfera nie była miła, ale wręcz sztywna.
Szukałam tematu do rozmowy, ale jakoś nie mogłam zdecydować jakie pytanie zadać
-Od dawna tu jesteś?-zapytałam cicho
-Od jakiegoś czasu..
Pokiwałam tylko głową i westchnęłam.
-Ja siedzę tu trzy lata-przyznałam ciężko- Też tęsknisz za życiem na zewnątrz?
-Tak..bardzo chciałabym się stąd uwolnić..i obiecuję, że kiedyś znajdę na to sposób. To musi mieć jakieś wady..
-Jednak chyba nie ma...Jakby były to inni by dawno je odkryli.
(Noroelle, wybacz, kompletnie nie miałam pomysłu na dokończenie twojego posta.)
Od Vanilli - C.D Heaven'a
Teraz właśnie zdałam sobie sprawę ( a może … dopiero ?
Szkoda, że tak późno) jak bardzo przywiązałam się do tego chłopaka. Nie wiem
czy to była chęć… troszczenia się o coś ? Ehh przecież nie lubię dzieci, a
Heaven był idealnym przykładem takiego dużego dzieciaczka. Co więc mnie tak
przy nim trzymało? Dlaczego nie potrafiłam go po prostu zostawić, tak jak to
robiłam z każdą osobą, która w jakiś sposób mnie irytowała. Sama tego nie
rozumiałam, a należałam do osób, które bardzo długo poddają się intensywnemu
myśleniu. Na każdą rzecz jaka mi się przytrafiała, lub na wszystko co czułam –
musiałam mieć jakieś konkretne wytłumaczenia. Tutaj go nie miałam, dlatego tak
bardzo ciężko było mi się z nim porozumiewać. Przeszłam wzdłuż plaży, żeby
trochę odpocząć i też nie robić zbędnych wywodów chłopakowi. Że on też nie ma
tego dość….
[…]
Po kilku minutach zmagania się z własnymi uczuciami,
postanowiłam poczekać na Heaven’a. Szedł w moją stronę, dość szybkim krokiem i
gdy już stał właściwie przede mną: zatrzymał się. Jakby nie chciał mnie
spłoszyć. Ja sama nie wiedziałam co teraz powiedzieć, co było bardzo dziwne.
-No więc… czy… - zaczął się delikatnie jąkać, ale wtedy też
podeszłam do niego i przylgnęłam do jego torsu. Bez jakiegokolwiek słowa.
Oparłam czoło o jego klatkę piersiową a rączki zacisnęłam na materiale jego
koszulki. On też jakby zrozumiał ten mój przekaz i objął mnie delikatnie. Te
jego silne ramiona dawały mi takie duże poczucie bezpieczeństwa, jakiego jeszcze
nigdy wcześniej nie miałam.- Nie płacz już więcej. Nie mogę na to patrzeć, w
dodatku kiedy wiem, że to przeze mnie… Ty taka nie jesteś. Tak na prawdę
udajesz taka silną…. wieczną zagadkę. Nie dasz rady skrywać uczuć przed
wszystkimi wiesz ? – szeptał mi na ucho. W odpowiedzi jedynie kiwnęłam głową.
-Jak mam nie płakać skoro ty jesteś takim cholernym idiotą !
Na którym mi tak strasznie zależy… - kończąc dialog nieco zniżyłam ton i
wyciszyłam głos. Szarowłosy zaśmiał się jedynie i za moment, gdy podniosłam
głowę : pocałował mnie w czółko. W sumie to nie wiedziałam, dlaczego mi zależy,
ale mogłam to potwierdzić na podstawie tego, iż tak bardzo nie chciałam go
zostawiać.. a może nie mogłam ? To było po prostu silniejsze. Po kilku minutach
bezczynnego stania chwyciłam go za rękę i ruszyłam w stronę Ośrodka. Cały czas
mordka mu się cieszyła, ale tak naprawdę to nie wiem dlaczego. Głupi jest i
tyle. Dobrze, że nie czyta moich myśli.
[…]
Chyba nie szliśmy aż tak długo, jak mi się zdawało.
Doszliśmy do Apartamentu Heaven’a, weszliśmy i pierwsze co zdążyłam zrobić to
rozsiadłam się na kanapie. Moje nóżki kiedyś przez tego chłopaka odpadną mówię
wam.
-Nie jesteś już na mnie zła ? – spytał w końcu. Ciekawa
jestem tylko czy bardzo długo zwlekał z tym pytaniem.
-Nie jestem zła. W ogóle nie byłam. Było mi tylko smutno.
Wszyscy nas tutaj wykorzystują i traktują jak rzeczy, nie chce żebyś i ty mnie
tak traktował.
-Nie traktuje cie tak. Po prostu…
-Jesteś strasznie buntowniczy. – dokończyłam za niego,
chociaż wydaje mi się, że chciał powiedzieć coś zupełnie innego. W tym momencie
wstała z kanapy i podeszłam do niego. Wyciągnęłam dłoń i przesunęłam nią po
jego policzku. – Z jednej strony to nie pozwala nam się często dogadać, a z
drugiej…. Strasznie mnie to kręci. – zamruczałam i za moment odeszłam od niego.
- Pff.. znowu to robisz. – zachichotał głupkowato. – I znowu
będzie seks na zgodę ? – podszedł do mnie i klepnął mnie lekko w pośladek po
czym bardzo szybko się oddalił. Czyżby myślał, ze go spiorunuje spojrzeniem ?
Ja jedynie uniosłam kącik ust, rozbawiona tym jego frywolnym zachowaniem i
zerknęłam kontem oka na ta jego kuszącą minę.
-Co ja znowu robię ? Nie czepiaj się. – zachichotałam – A co
? Chciałbyś prawda ? – odpowiedziałam na jego pytanie i za moment podążyłam za
nim do kuchni.
-Może… ale najpierw musze coś zjeść bo jestem głodny.
-Może ? To znaczy ? – przylgnęłam do jego pleców, gdy
jeszcze stał tyłem do mnie. Obejrzał się przez ramię i wtedy też podniosłam się
na palcach i pocałowałam go w policzek.
Heaven obrócił się do mnie przodem, a plecami oparł się o blat. Jego
dłonie spoczęły nisko na moich biodrach. Zniżył się nieco tylko po to by
dosięgnąć moich ust, ale zanim to zrobił ponownie go zatrzymałam.
-No ile razy jeszcze będziesz tak robiła !? – zbulwersował się.
– Jak mnie wkurzysz to sam sobie wezmę tego czego chce..
-Nie powiedziałeś, że mnie chcesz. – zauważyłam – Teraz wcale
nie zamierzałam ci tego zabraniać. Chciałam tylko powiedzieć, że nie będę już
więcej o tym wspominała…. O tym co powiedziałam na molo. Nie chce po prostu
więcej przez to przechodzić. – spuściłam
wzrok w miarę możliwości. Heaven uśmiechnął się jedynie szeroko. Nie zamierzał
nic więcej mówić, jedynie zniżył się ponownie i tym razem dopiął swego…
( Heaven ?)
Od Noroelle - C.D Artis
Ponowny dzień. Ponowna próba odnalezienia dziury w tym całym systemie. Wszędzie kamery, ściany, zakazy. Mam dość! Zawsze się mylą, gdzieś musi być błąd, dzięki któremu wydostanę się z tej klatki! Wyszłam z darowanego mi apartamentu. Był on elegancki i pełen wygód. Jakby chcieli zachować pozory przyzwoitości. Traktują nas niby rasowe psy. Trzeba zabrać im wolność, jednak nie możemy pozwolić na to, by zabrakło im wygód... Większość osób się na to łapie. Ale nie ja. Ruszyłam szybkim krokiem przez korytarz, udając się w stronę wyjścia na ,,świat zewnętrzny", otoczony niewidzialnymi murami. Kiedy dotarłam do celu, odetchnęłam powietrzem. Nie wiem jak oni to robią, jednak nie dusimy się tutaj. Sztuczka, którą muszę zrozumieć. Nagle mój wzrok przykuła zbliżająca się postać. Szybkimi ruchami zapisywała coś w swoim notesie. Rozmyślając chwilę, postanowiłam zagadać. Muszę przecież zdobyć osobę, która zostanie moim sprzymierzeńcem. Podeszłam, zebrałam się na odwagę, i powiedziałam:
- Cześć
Był to jedyne słowo, jakie przeszło przez moje gardło. Nieśmiałość ponownie wzięła górę nad moim charakterem. Wściekła, zastanawiałam się chwilę, co jeszcze mogę powiedzieć, gdy nieznajoma także się odezwała.
- Hej.
Artis? :> Krótkie, coś później jeszcze wymyślę
- Cześć
Był to jedyne słowo, jakie przeszło przez moje gardło. Nieśmiałość ponownie wzięła górę nad moim charakterem. Wściekła, zastanawiałam się chwilę, co jeszcze mogę powiedzieć, gdy nieznajoma także się odezwała.
- Hej.
Artis? :> Krótkie, coś później jeszcze wymyślę
Od Artis
Dzień mijał za dniem przeobrażając się w tygodnie, a następnie w miesiące. Jeden rok, następny i jeszcze kolejny. Tyle czasu już mięło od kąt się tu znalazłam, aż trudno uwierzyć, że to już 3 lata... Gy byłam mała i któreś z nas- ja lub moje rodzeństwo- pytało tatę co tu jest odpowiadał, że to miejsce przeznaczone tylko dla specjalnych ludzi. Ja niestety miałam "przyjemność" dowiedzieć się więcej...
Mimo, że nie spałam już od dłuższego czasu wciąż leżałam szczelnie otulona kołdrą, jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do wczesnego wstawania. W końcu jednak postanowiłam wyjść z apartamentu- i taki tak nie było w nim nic ciekawego. Znów cały dzień spędzę w jak najmniej zaludnionym miejscu z szkicownikiem, notesem i głową pełną rozmyśleń. Znów będzie rozmyślanie nad kwestiami typu co u mojej rodziny, a w szczególności jak się miewa mój bliźniak..No tak to ja miałam pecha i to mnie złapali, o ile Cedric w ogóle posiada te moce. uszykowanie się zajęło mi ponad godzinę. Jak na złość wśród chaosu panującego w mojej sypialni nie mogłam nic znaleźć, jednak zamiast od razu posprzątać jak zwykle odwlokłam to na "wolną chwilę" lecz dobrze wiedziałam, że wciąż będę miała lepsze zajęcia niż ogarnięcie tego. No cóż. Będę musiała się zmotywować i to solidnie oraz szybko. W końcu dorwałam notatnik i szkicownik, które leżały pod stertą innych książek.
Z głową pełną myśli i torbą zarzuconą na ramię wybiegłam z głównego budynku bezwiednie udałam się w stronę szklanej bariery. Weszłam na wzgórze oddalone od niej jakieś 60 metrów i usiadłam podziwiając miasto po którym poruszałam się swobodnie. Wysokie budynki przysłaniały lekko słońce znajdujące się nad nimi. W mojej ręce znalazł się długopis i notatnik, w którym od czasu do czasu zapisywałam swoje przemyślenia, albo coś w rodzaju listów, które i tak i tak nigdy nie będą wysłane. Pisałam tam o wszystkim, a gdy to robiłam zapadałam w swoisty rodzaj transu. Nie liczyło się nic oprócz tego co mam w głowie i tego co przelewam na cienką lekko beżową kartkę.
(Ktoś, coś? ^ ^)
Mimo, że nie spałam już od dłuższego czasu wciąż leżałam szczelnie otulona kołdrą, jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do wczesnego wstawania. W końcu jednak postanowiłam wyjść z apartamentu- i taki tak nie było w nim nic ciekawego. Znów cały dzień spędzę w jak najmniej zaludnionym miejscu z szkicownikiem, notesem i głową pełną rozmyśleń. Znów będzie rozmyślanie nad kwestiami typu co u mojej rodziny, a w szczególności jak się miewa mój bliźniak..No tak to ja miałam pecha i to mnie złapali, o ile Cedric w ogóle posiada te moce. uszykowanie się zajęło mi ponad godzinę. Jak na złość wśród chaosu panującego w mojej sypialni nie mogłam nic znaleźć, jednak zamiast od razu posprzątać jak zwykle odwlokłam to na "wolną chwilę" lecz dobrze wiedziałam, że wciąż będę miała lepsze zajęcia niż ogarnięcie tego. No cóż. Będę musiała się zmotywować i to solidnie oraz szybko. W końcu dorwałam notatnik i szkicownik, które leżały pod stertą innych książek.
Z głową pełną myśli i torbą zarzuconą na ramię wybiegłam z głównego budynku bezwiednie udałam się w stronę szklanej bariery. Weszłam na wzgórze oddalone od niej jakieś 60 metrów i usiadłam podziwiając miasto po którym poruszałam się swobodnie. Wysokie budynki przysłaniały lekko słońce znajdujące się nad nimi. W mojej ręce znalazł się długopis i notatnik, w którym od czasu do czasu zapisywałam swoje przemyślenia, albo coś w rodzaju listów, które i tak i tak nigdy nie będą wysłane. Pisałam tam o wszystkim, a gdy to robiłam zapadałam w swoisty rodzaj transu. Nie liczyło się nic oprócz tego co mam w głowie i tego co przelewam na cienką lekko beżową kartkę.
(Ktoś, coś? ^ ^)
Od Heaven'a - C.D Vanilli
Przez chwilę stałem tak w bezruchu nie wiedząc co począć. Mieliśmy spędzić miło czas, a ta po raz kolejny powraca to tej sprawy z "dziwką"... Przecież ona też wyzywała mnie od najgorszych. Może byłem zbyt ślepy, aby dostrzec drugie dno całej tej sprawy. Powinienem nieco przystopować i poważnie z nią porozmawiać: zwłaszcza teraz, kiedy wewnątrz wręcz kipiała ze złości. Zdradzały mi to jej zeszklone oczy, z chwilą gdy tylko odwróciłem się w stronę dziewczyny. Zauważyłem to, chociaż starała się ukryć ten z pozoru drobny szczegół.
- Nie słyszałeś? Powiedziałam, żebyś poszedł sam. - odparła tak chłodnym tonem, że czułem jak na moich włosach osadza się najprawdziwszy szron.
- Bez Ciebie nigdzie się stąd nie ruszę. - odparłem stanowczo.
Wyciągnąłem ręce z zamiarem objęcia drobnych dłoni blondynki, ale ta tylko zrobiła krok w tył, odsuwając się ode mnie niczym poparzona ogniem. Westchnąłem głośno, komentując tym samym jej reakcję na mój dotyk. Znowu się zaczyna...
- Vanilla, posłuchaj. - zacząłem tym razem nieco łagodniej. - Wiem co zrobiłem źle i szczerze tego żałuję. Niestety, nie potrafię cofnąć czasu, ani też żadna z Sigm tego nie potrafi, a przynajmniej tak mi się wydaje. Wiem, że bardzo często wychodzę na prawdziwego debila, być może masz rację: naprawde nim jestem...
Tutaj przerwałem, nie mając pojęcia jak kontynuować swoje żałosne usprawiedliwienia. Wydawało mi się, że jestem skończonym dupkiem, nie potrafiłem nawet przeprowadzić normalnej rozmowy z ukochaną osobą. Nic tylko stać i płakać.
- To wszystko co masz mi do powiedzenia? - zapytała po chwili ciszy.
- Nie. Chciałem Cię przeprosić. - uklęknąłem na jedno kolano, jak rycerz przed swoim królem. - Nie mam pojęcia jak pokazać Ci to, że nie kłamię. To, że naprawde żałuję swoich słów.
Miałem cichą nadzieję, że Vanilla pomoże mi w mojej wypowiedzi, dopowie cokolwiek między wymawianymi przeze mnie wierszami. Niestety, tak się nie stało. Zamknąłem oczy, starając się nie zepsuć czegoś czego w sumie już bardziej zepsuć nie mogłem. Podjąłem kolejną, nieudolną próbę zamknięcia jej dłoni w swoich własnych: ku mojemu zdziwieniu, tym razem pozwoliła mi na to. Uśmiechnąłem się ciepło w jej kierunku, lecz spodziewałem się, że nie odwzajemni owego gestu. Spojrzałem pośpiesznie na nieruchomą taflę morskiej wody, powoli podnosząc się z desek dosyć długiego molo.
- Nie chodziło mi o to, żebyś zaczął mnie przepraszać. - powiedziałam w końcu, wciąż niezywkle smutno. - Chciałam Ci tylko uświadomić, że twoje zachowanie i udawanie jakby nic się nigdy nie stało, boli najbardziej. - jedna, gorzka łza spłynęła po bladym policzku Sigmy.
Poczułem jakby ktoś wbijał we mnie tysiące igieł, jedną po drugiej. Czy mogłem to nazwać Bólem? Niezwykle nieprzyjemne, dołujące uczucie...
- Zaczynam rozumieć. - oho, lepiej późno niż wcale! - Dokładałem wszelkich starań, żeby o tym zapomnieć. Nie wiedziałem, że może to komuś przeszkadzać.
- Nie, Heaven. Ty nadal nie pojmujesz: mnie to nie przeszkadza. Tutaj nie o to chodzi. Odnoszę wrażenie, że jestem jedynie twoją zabawką, maskotką do zabawy. Wykorzystujesz moją sympatię do ciebie: spełniam wszystkie twoje pragnienia, spędzam każdą wolną chwilę, szczerze rozmawiam... A ty traktujesz mnie jak rzecz.
- Nieprawda, mylisz się! - od razu zaprzeczyłem jej oskarżeniom.
Oczywiście, że nigdy nie pomyślałem o niej w taki sposób. Z jednej strony to podłe, a z drugiej dołujące. No cóż... zasłużyłem sobie, skoro miała o mnie takie zdanie. Ale zastanawiała mnie jedna rzecz: jeżeli nic jej nie pasowało w mojej osobie to dlaczego się ze mną przespała? Przecież do niczego jej nie zmuszałem. Chyba zacząłem się gubić w tym wszystkim...
- Nigdy nie pomyślałem o tobie jak o rzeczy. Nie wiem jak mogłaś podejrzewać mnie o coś takiego. - w moim głosie wyraźnie dało się usłyszeć nutkę rozczarowania.
Była ona niczym w porównaniu z zawodem Vanilli. Zdawało się, że to tylko błahostka ale tak naprawde sprawa była poważna, a ja głupi nie potrafiłem tego pojąć...
- Jesteś idiotą, Heaven. Kiedy tylko zaczynam wyrażać swoje zdanie ty od razu przekształcasz rozmowę tak, abyś to ty wyszedł na poszkodowanego. Skończmy to.
Po tym obdarowała mnie smutnym uśmiechem, po czym ruszyła w stronę plaży. Dosłownie odebrało mi mowę - Vanilla miała rację: potrafiłem myśleć tylko o sobie, jednocześnie odpychając jej uczucia gdzieś na bok. Nie dostrzegałem jej cierpienia ani łez: nie potrafiłem bądź nie potrafiłem dostrzeć. Ani jedno ani drugie wprawdzie nie usprawiedliwiało mojego prostackiego zachowania, ale bądź co bądź wreszcie zrozumiałem co robię źle. Pozwoliłem jej odejść: czułem (wiedziałem), że wróci, że tak po prostu mnie tutaj nie zostawi. Nie znałem okolicy, taki mały ja posród wielkiego świata poza Ośrodkiem. Nawet teraz martwiła się o mnie - i właśnie za to kochałem Vanillę najbardziej. Przysiadłem na krawędzi molo, namiętnie wpatrując się w granatową pod wpływem nocy wodę i pogrążając się w rozmyśleniach. Przeszedł mnie nieprzyjemny, zimny dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. Zmrużyłem oczy, jednocześnie zaciskając dłonie w pięści. Byłem zły na swoją ślepotę, cała ta sytuacja męczyła mnie wewnętrznie. Nie miałem pojęcia o miłości, może zbyt bardzo się od siebie różnimy... Nie chciałem tak po prostu zrezygnować z powodu czegoś co mogłem naprawić. Postanowiłem się zmienić: nie wiedziałem nawet od czego zacząć, a jednak pragnąłem zmiany. Dla siebie i dla niej. Tylko po to, aby juz nigdy więcej przeze mnie nie cierpiała. Zerwałem się z siedziska oraz opuściłem drewniany podest. Rozglądnąłem się dookoła, poszukując znajomej sylwetki wśród panującego mroku. Ujrzałem ją niemal od razu - wydawała się na mnie czekać. Pełen pozytywnej nadziei ruszyłem w jej kierunku.
<Vanilla?>
- Nie słyszałeś? Powiedziałam, żebyś poszedł sam. - odparła tak chłodnym tonem, że czułem jak na moich włosach osadza się najprawdziwszy szron.
- Bez Ciebie nigdzie się stąd nie ruszę. - odparłem stanowczo.
Wyciągnąłem ręce z zamiarem objęcia drobnych dłoni blondynki, ale ta tylko zrobiła krok w tył, odsuwając się ode mnie niczym poparzona ogniem. Westchnąłem głośno, komentując tym samym jej reakcję na mój dotyk. Znowu się zaczyna...
- Vanilla, posłuchaj. - zacząłem tym razem nieco łagodniej. - Wiem co zrobiłem źle i szczerze tego żałuję. Niestety, nie potrafię cofnąć czasu, ani też żadna z Sigm tego nie potrafi, a przynajmniej tak mi się wydaje. Wiem, że bardzo często wychodzę na prawdziwego debila, być może masz rację: naprawde nim jestem...
Tutaj przerwałem, nie mając pojęcia jak kontynuować swoje żałosne usprawiedliwienia. Wydawało mi się, że jestem skończonym dupkiem, nie potrafiłem nawet przeprowadzić normalnej rozmowy z ukochaną osobą. Nic tylko stać i płakać.
- To wszystko co masz mi do powiedzenia? - zapytała po chwili ciszy.
- Nie. Chciałem Cię przeprosić. - uklęknąłem na jedno kolano, jak rycerz przed swoim królem. - Nie mam pojęcia jak pokazać Ci to, że nie kłamię. To, że naprawde żałuję swoich słów.
Miałem cichą nadzieję, że Vanilla pomoże mi w mojej wypowiedzi, dopowie cokolwiek między wymawianymi przeze mnie wierszami. Niestety, tak się nie stało. Zamknąłem oczy, starając się nie zepsuć czegoś czego w sumie już bardziej zepsuć nie mogłem. Podjąłem kolejną, nieudolną próbę zamknięcia jej dłoni w swoich własnych: ku mojemu zdziwieniu, tym razem pozwoliła mi na to. Uśmiechnąłem się ciepło w jej kierunku, lecz spodziewałem się, że nie odwzajemni owego gestu. Spojrzałem pośpiesznie na nieruchomą taflę morskiej wody, powoli podnosząc się z desek dosyć długiego molo.
- Nie chodziło mi o to, żebyś zaczął mnie przepraszać. - powiedziałam w końcu, wciąż niezywkle smutno. - Chciałam Ci tylko uświadomić, że twoje zachowanie i udawanie jakby nic się nigdy nie stało, boli najbardziej. - jedna, gorzka łza spłynęła po bladym policzku Sigmy.
Poczułem jakby ktoś wbijał we mnie tysiące igieł, jedną po drugiej. Czy mogłem to nazwać Bólem? Niezwykle nieprzyjemne, dołujące uczucie...
- Zaczynam rozumieć. - oho, lepiej późno niż wcale! - Dokładałem wszelkich starań, żeby o tym zapomnieć. Nie wiedziałem, że może to komuś przeszkadzać.
- Nie, Heaven. Ty nadal nie pojmujesz: mnie to nie przeszkadza. Tutaj nie o to chodzi. Odnoszę wrażenie, że jestem jedynie twoją zabawką, maskotką do zabawy. Wykorzystujesz moją sympatię do ciebie: spełniam wszystkie twoje pragnienia, spędzam każdą wolną chwilę, szczerze rozmawiam... A ty traktujesz mnie jak rzecz.
- Nieprawda, mylisz się! - od razu zaprzeczyłem jej oskarżeniom.
Oczywiście, że nigdy nie pomyślałem o niej w taki sposób. Z jednej strony to podłe, a z drugiej dołujące. No cóż... zasłużyłem sobie, skoro miała o mnie takie zdanie. Ale zastanawiała mnie jedna rzecz: jeżeli nic jej nie pasowało w mojej osobie to dlaczego się ze mną przespała? Przecież do niczego jej nie zmuszałem. Chyba zacząłem się gubić w tym wszystkim...
- Nigdy nie pomyślałem o tobie jak o rzeczy. Nie wiem jak mogłaś podejrzewać mnie o coś takiego. - w moim głosie wyraźnie dało się usłyszeć nutkę rozczarowania.
Była ona niczym w porównaniu z zawodem Vanilli. Zdawało się, że to tylko błahostka ale tak naprawde sprawa była poważna, a ja głupi nie potrafiłem tego pojąć...
- Jesteś idiotą, Heaven. Kiedy tylko zaczynam wyrażać swoje zdanie ty od razu przekształcasz rozmowę tak, abyś to ty wyszedł na poszkodowanego. Skończmy to.
Po tym obdarowała mnie smutnym uśmiechem, po czym ruszyła w stronę plaży. Dosłownie odebrało mi mowę - Vanilla miała rację: potrafiłem myśleć tylko o sobie, jednocześnie odpychając jej uczucia gdzieś na bok. Nie dostrzegałem jej cierpienia ani łez: nie potrafiłem bądź nie potrafiłem dostrzeć. Ani jedno ani drugie wprawdzie nie usprawiedliwiało mojego prostackiego zachowania, ale bądź co bądź wreszcie zrozumiałem co robię źle. Pozwoliłem jej odejść: czułem (wiedziałem), że wróci, że tak po prostu mnie tutaj nie zostawi. Nie znałem okolicy, taki mały ja posród wielkiego świata poza Ośrodkiem. Nawet teraz martwiła się o mnie - i właśnie za to kochałem Vanillę najbardziej. Przysiadłem na krawędzi molo, namiętnie wpatrując się w granatową pod wpływem nocy wodę i pogrążając się w rozmyśleniach. Przeszedł mnie nieprzyjemny, zimny dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. Zmrużyłem oczy, jednocześnie zaciskając dłonie w pięści. Byłem zły na swoją ślepotę, cała ta sytuacja męczyła mnie wewnętrznie. Nie miałem pojęcia o miłości, może zbyt bardzo się od siebie różnimy... Nie chciałem tak po prostu zrezygnować z powodu czegoś co mogłem naprawić. Postanowiłem się zmienić: nie wiedziałem nawet od czego zacząć, a jednak pragnąłem zmiany. Dla siebie i dla niej. Tylko po to, aby juz nigdy więcej przeze mnie nie cierpiała. Zerwałem się z siedziska oraz opuściłem drewniany podest. Rozglądnąłem się dookoła, poszukując znajomej sylwetki wśród panującego mroku. Ujrzałem ją niemal od razu - wydawała się na mnie czekać. Pełen pozytywnej nadziei ruszyłem w jej kierunku.
<Vanilla?>
Od Chiyo - Do Victorii
Ranek.. Piękna pogoda za oknem, aż chce się żyć! Podniosłam się z łóżka w mgnieniu oka, zaścieliłam trochę czarną pościel w białe kropeczki, wszystko idealnie. Potem rozciągnęłam się ciut, poruszyłam ogonem i uszami w tym samym momencie. Westchnęłam lekko widząc odbicie w lustrze, ogarnęłam włoski, ubrałam się w czarną sukienkę z czerwonymi znaczeniami(czy jak to się mówi), czarne podkolanówki na nogi, a potem jeszcze jakieś buty na płaskim. Złapałam za kitki wyciągając je spod stroju, aby zwisały po bokach i wreszcie wyszłam z apartamentu – gotowa na wszystko. Podobno doszła do nas nowa Sigma, dostałam zadanie – zapoznać ją ze wszystkim i spróbować się „zakumplować”. Ruszyłam w stronę głównej siedziby naszego powstania – laboratorium. Niby Vanilla powinna się tym zajmować..Ale mi nie zaszkodzi ruszyć trochę dupska z miejsca, bo ostatnio niczego nie robiłam oprócz siedzenia w apartamencie lub włóczenia się po mieście szukając zwady. Weszłam do środka, od razu poczułam całkiem nieprzyjemny zapach jaki występuje w prawie wszystkich laboratoriach czy lekarzach.. Fuuuu. Wsiadłam do windy, która zawiozła mnie na trzecie piętro. Zapach zrobił się nieco bardziej intensywny. Wystawiłam język sama do siebie, żeby pokazać jak nie lubię tego rodzaju śmierdzideł.
Halo! - krzyknęłam z uśmiechem wychylając się zza framugi drzwi. Zostałam zauważona prawie od razu, krzesło, na którym KTOŚ siedział odwróciło się w moim kierunku. Podniosłam brwi ze zdziwienia widząc małe dziecko.
- To ta nowa? - wskazałam kciukiem na dziewczynkę o różowych włosach.
- Tak, ma na imię Victoria – odpowiedział naukowiec przeglądając namiętnie swoje papiery.. Pewnie i tak były puste xD.
- Vici – uśmiechnęłam się do niej promiennie – Chodź oprowadzę cię po naszym ośrodku – wyciągnęłam w jej kierunku rękę, chciałam żeby mnie złapała. To zawsze jest już rozpoczęcie jakiejś znajomości. Dziewczynka posłusznie poszła za mną, jeszcze nie wiedziałam, że zaraz zacznie nawijać jak mała trąbka xD. Opuściłyśmy teren laboratorium i od razu skierowałyśmy się w głąb miasta.
- Jak masz na imię, siostrzyczko? - zapytała Victoria, jeju jaki uroczy głosik!
- Chiyo – powiedziałam z poruszeniem – Masz naprawdę uroczy głosik. Mogę cię przytulić Viciiii? - zapytałam z rumieńcami.
(Victoria?)
Halo! - krzyknęłam z uśmiechem wychylając się zza framugi drzwi. Zostałam zauważona prawie od razu, krzesło, na którym KTOŚ siedział odwróciło się w moim kierunku. Podniosłam brwi ze zdziwienia widząc małe dziecko.
- To ta nowa? - wskazałam kciukiem na dziewczynkę o różowych włosach.
- Tak, ma na imię Victoria – odpowiedział naukowiec przeglądając namiętnie swoje papiery.. Pewnie i tak były puste xD.
- Vici – uśmiechnęłam się do niej promiennie – Chodź oprowadzę cię po naszym ośrodku – wyciągnęłam w jej kierunku rękę, chciałam żeby mnie złapała. To zawsze jest już rozpoczęcie jakiejś znajomości. Dziewczynka posłusznie poszła za mną, jeszcze nie wiedziałam, że zaraz zacznie nawijać jak mała trąbka xD. Opuściłyśmy teren laboratorium i od razu skierowałyśmy się w głąb miasta.
- Jak masz na imię, siostrzyczko? - zapytała Victoria, jeju jaki uroczy głosik!
- Chiyo – powiedziałam z poruszeniem – Masz naprawdę uroczy głosik. Mogę cię przytulić Viciiii? - zapytałam z rumieńcami.
(Victoria?)
sobota, 30 maja 2015
Od Rene - C.D Azusy
Otworzyłem na chwilę oczy przerywając pocałunek, zmrużyłem je i uśmiechnąłem się jeszcze szerzej niż wcześniej. Osiągałem powoli limit. Mimo to,że ciut mi się rozmazywał obraz to dalej widziałem tę twarzyczkę aniołka. Odsunąłem się na chwilę, żeby poprawić nieco moje położenie względem Miętka. Nie pozwolił mi na wiele,ponieważ cały zas trzymał mnie za koszulkę i ciągnął w swoją stronę. Zrobiłem szybkie zapoznanie z jego stanem fizycznym, to znaczy, rzuciłem szybkie spojrzenie od jego butów po twarz, a potem zgarnąłem mu grzywkę z czoła zatrzymując na nim dłoń, znów wpiłem się mu w ustka. Dodatkowo drugą rękę objąłem go łapiąc za tą dolną część pleców. Przyciągnąłem do siebie nieco mocniej pogłębiając pocałunek coraz to bardziej. Penetrowałem językiem każdy zakątek jego ust. Rękę na plecach przesunąłem jeszcze nieco niżej przesuwając palce pod spodnie mego towarzysza, ale nie tak mocno.. Hm, to mogło wyglądać jakbym trzymał go za ten pasek, który trzyma (zazwyczaj) pasek na spodniach. Dłoń z czoła przesunąłem dalej na włosy. Przysunąłem do niego także nogę, żeby dotknąć delikatnie jego krocza..Ponosiło mnie coraz bardziej. Pocałunki stały się strasznie zachłanne. Gdy ponownie otworzyłem oczy poczułem impuls przechodzący jakby przez skronie, czoło aż do tylnej części głowy, aż w końcu zanikał. Potem narastający głód i pragnienie. Oblizałem wargi,a potem przygryzłem jego,patrząc na to jaki wyraz zmaluje się na tej różowej twarzy. Ściągnął brwi do siebie i odchylił głowę nieco do tyłu. Na moją twarz znów wkradł się szyderczy uśmieszek. Przegryzłem je do krwi, a przynajmniej tak leciutko. Zasmakowałem jej, przeszedł mnie dreszcz, ogarnął całe moje ciało. Nie wytrzymałem, najpierw oblizałem jego szyję, a potem wgryzłem się jak lwica zabijająca bawoła, tyle, że ja nie chciałem dostać się do tchawicy. Usłyszałem ciche westchnięcie połączone jakby z sapnięciem lub jękiem. Zamknąłem oczy napawając się słodkim smakiem krwi Miętka. Poruszyłem kolanem przy jego kroczu oraz dłonią znajdującą się już na pośladkach, tyle,że przez spodnie. Azusa zacisnął palce mocniej na mojej koszulce przyciągając mnie jeszcze bardziej do siebie. Wyraźnie się na mnie podpierał, aby nie upaść. Odpuściłem czując jak prawie osuwa się na podłogę.
-Przestań już – warknął prawie nieprzytomnie, lecz dalej z taką zadziornością jak mówił wcześniej.
- Przepraszam – mruknąłem otwierając powoli oczy, czułem się jakbym natychmiastowo wytrzeźwiał, hah, te magiczne właściwości krwi B) – Zaniosę cię, tak? - zapytałem spokojnie,dodatkowo jeszcze delikatnie się zniżyłem, żeby już go podnieść. Nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, a więc wziąłem go i zaniosłem do apartamentu. Postanowiłem, że zostanę dopóki się nie obudzi. Położyłem go na łóżku w sypialni, a ja usiadłem po drugiej stronie, sprawdzając jak miękkie jest to łóżko, było idealne..Tak tam się lekko położyłem i zasnąłem, dodatkowo przed tym przytuliłem leciutko Azuse, ale zatrzymałem odległość żeby przypadkiem nie dostać z łokietka w nocy albo już rano.
(Azuska?)
-Przestań już – warknął prawie nieprzytomnie, lecz dalej z taką zadziornością jak mówił wcześniej.
- Przepraszam – mruknąłem otwierając powoli oczy, czułem się jakbym natychmiastowo wytrzeźwiał, hah, te magiczne właściwości krwi B) – Zaniosę cię, tak? - zapytałem spokojnie,dodatkowo jeszcze delikatnie się zniżyłem, żeby już go podnieść. Nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, a więc wziąłem go i zaniosłem do apartamentu. Postanowiłem, że zostanę dopóki się nie obudzi. Położyłem go na łóżku w sypialni, a ja usiadłem po drugiej stronie, sprawdzając jak miękkie jest to łóżko, było idealne..Tak tam się lekko położyłem i zasnąłem, dodatkowo przed tym przytuliłem leciutko Azuse, ale zatrzymałem odległość żeby przypadkiem nie dostać z łokietka w nocy albo już rano.
(Azuska?)
Od Azusy - C.D Rene
Propozycja z tym piciem wcale nie
była taka zła, ale przecież… ja tego człowieka znam może, no nie wiem kilka
godzin ? No nie źle . Nie wiedziałem, że jestem aż taki zdolny i potrafię zaznajomić
się z kimś w tak krótkim czasie. Brawo dla mnie. Dodatkowo przed chwilą
gadałem, że to Rene odleci pierwszy a ja po kilku mocniejszych trunkach
(pomijając już te lżejsze) miałem dość. I to solidnie. Ledwo wiązałem koniec z
końcem. W pewnym momencie całkowicie
straciłem rachubę. Chłopak siedzący obok mnie wcale nie wyglądał lepiej…. No dobra
może wyglądał nieco lepiej…. ale cicho tam.. Co gorsza chyba był nawet bardziej
wstawiony niż ja. Wywnioskowałem to po tym dziwnym geście skierowanym w moją
stronę. Nie mówię, że mi się to nie podobało. Wręcz przeciwnie. Hihi. Jakby tak
teraz na to nie spojrzeć to chłopak mnie dość mocno pociągał. Może było to
spowodowane alkoholem ? A może nie…
-Coś się tak zawiesił.. Azusaaaa…
- przeciągnął ostatnią sylabę mojego imienia i pociągnął mnie delikatnie za
włosy. – Nie śpij mi tutaj… chyba, ze naprawdę chcesz, żebym cie zgwałcił. –
ten jego złowieszczy uśmiech i figlarne, napalone spojrzenie mówiły więcej niż
słowa. Właściwie gdyby nie mimika jego twarzy, nigdy bym się nimi nie przejął.
- Spadaj ! Jak chcesz mnie
zgwałcić to najpierw mnie musisz przekupić. – prychnąłem i za momencik
położyłem główkę na kolanach Rene. Mięciuuuutkie. – Po za tym … pff. Musisz się
bardziej postarać ! Ten pocałunek…. Nawet go tak nazwać nie można !
-Nachlałeś się Azusa..
-Zamknij mordkę. Ty też się
nachlałeś. To ty całujesz się z chłopakiem ! – wytknąłem go palcem, a
konkretniej podniosłem rączkę do góry (bo przecież sobie leżałem) i wystawiłem
palec wskazujący w jego stronę. Rene zniżył nieco główkę i już za chwilę
przygryzł mój palec delikatnie zębami.
-A może lubię, He ? – zachichotał.
Nagle wstał i pociągnął mnie za rękę. Mało orła tam nie wyrżnąłem
(Widziałeeeeem Oooorła cień).- Idziemy. Do domku cie odprowadzę bo sam nie
trafisz.
-Zamknij się Rene… - wymruczałem
nieco speszony. Moje czerwone policzki musiały wyglądać epicko. I jeszcze te
błyszczące oczy od nadmiaru alkoholu.
[…]
Szliśmy tak sobie przez chodnik.
Właściwie czemu teraz już nikogo tutaj nie było ? Dziwne… albo nie ! Dobrze. Bo
jakby nas ktoś teraz zobaczył. Ten szaro włosy chłopak przecież właściwie mnie
przytulał. I tak szliśmy slalomkiem. Biorąc jeszcze większe łuki niż wcześniej
Rene. Puścił mnie dopiero przed moim apartamentem. Kuźwa czemu on jest tak
cholernie wysoki.
- Ej Azuuuskaa… chcesz pooglądać
węża… - zamruczał mi do ucha i przylgnął do mnie ciałem. Boże aż mnie ciarki
przeszły, słysząc tak zmysłowy głos. W jaki stan on chce mnie wprowadzić
-Spadaj głupku… nie wykorzystuj
tego, ze jestem napity ! – wysepleniłem. Chyba trochę przegiąłem bo Rene
dotknął mojej klatki piersiowej swoją dużą łapką i brutalnie popchnął mnie na
ścianę. Zbliżył się jeszcze bardziej i tą samą dłoń oparł tuż obok mojej
twarzy. Uniosłem delikatnie głowę, żeby spojrzeć na szyderczą minę chłopaka.
Był tak blisko… aż za blisko. – To bolało.. – prychnąłem, jednak nie zdołałem
powiedzieć nic innego ponieważ ta roszpunka o białych włosach wpiła się
zachłannie w moje usta. W sumie to chyba sam czekałem aż to w końcu zrobi i
pokaże mi na co naprawdę go stać. Po dłużej chwili namiętności uniosłem dłonie
i złapałem za koszulkę chłopaka. Nie chciałem żeby się teraz odczuwał, co go tak
cholernie bawiło. Bo nawet jeśli nadal mnie całował to przy tym towarzyszył mu
cichy chichot…
( Rene ? ;-;)
Od Rene - C.D Azusy [+12]
Siedziałem przed.. obok niego z
uśmiechem na ryjku. Atheris pozostawał w miejscu bacznie obserwując
Miętuska. Ja robiłem to samo, tyle,że moja twarz wyrażała emocje
jakbym miał go zaraz zgwałcić w łazience (no nieee.. w ogóle).
Aura wokół Azusy zmieniała się coraz bardziej,
postanowiłem, że jednak wyciągnę do niego rękę, aby mógł
pogłaskać gada. On od razu, gdy tylko zbadał, czy aby na pewno
jest bezpiecznie, wpełzł na rękę jasnowłosego. Ten po raz
kolejny zachował się jak dzieciaczek. Oczy mu się świeciły jak
pięć złoty, a do tego zaczął delikatnie przesuwać palcami po
jego łuskach i pokrytej bruzdami głowie. Wąż jakby lepiej się
poczuł i zaczął wpełzać wyżej, aż do szyi.
- Tylko uważaj.. - poleciłem
zakładając nogę na nogę i obserwując jak to sobie nasz Miętek
poradzi. Był zaskakująco dobry, znaczy się..Wąż wyglądał na
rozluźnionego w jego otoczeniu,a chłopak służący za skałkę
wspinaczkową nie panikował, czy nie mówił jakoś
specjalnie głośno. -Pozwolili ci trzymać tutaj tak niebezpiecznego węża? - zapytał wreszcie kierując wzrok swych malinowych tęczówek na moją twarz. Pokiwałem głową z jak największą pewnością.
- Pewnie jest w jakiś sposób wykorzystywany do tych ich badań. Wszyscy jesteśmy przecież do czegoś wykorzystywani w tym ośrodku. - odpowiedziałem jak najbardziej prawdziwie – Pewnie jakby sprawił kłopot to zostałby poddany mocy innym Projektom... Albo zabiliby go po prostu – ruszyłem ramionami – Chociaż jak na razie nie dzieje się z nim nic dziwnego – uśmiechnąłem się ciepło patrząc na zwierzę. Azusa także na niego spojrzał. Przyszedł mi pomysł.. Ja mam zawsze świetne pomysły B).
- Chcesz iść się napić? - zapytałem kierując wzrok na Miętka.
„No idiota, no „ - właśnie
to mówił jego wzrok
- No pytam się serio! -
powiedziałem podniesionym tonem z uśmieszkiem – Chodź i nie daj
się prosić – podniosłem się gwałtownie z kanapy i wyciągnąłem
rękę na węża. Nie doczekałem się go jednak, ponieważ Miętek
poszedł do terrarium i odłożył tam węża. Zamknął je,a potem
stanął naprzeciwko mnie, otworzył usta i przemówił:
- Idziemy -na jego twarzy zaczął
malować się szyderczy uśmieszek, spodobał mi się dlatego
kiwnąłem tylko i wyszliśmy z mojego apartamentu. Opuściliśmy
budynek mieszkalny, tak jak ja wcześniej i ruszyliśmy do
polecanego klubu, czy co to tam było.. Nie mam pojęcia, do teraz.
Gdy tak szliśmy obok siebie zauważyłem, że dużo osób się
na nas patrzyło.. Hm i to nie tak jak na jakiś zwykłych
ludzi(którymi nie byliśmy, ale przynajmniej można udawać,
prawda?) Spojrzeliśmy na siebie, a potem obaj w tym samym momencie
ruszyliśmy ramionami. Prosta droga mi się znudziła, dlatego
zacząłem robić slalom.. O tak, slalom. Mijałem po kolei
ludzi,jak tyczki stojące na drodze, potem odwróciłem się
do Azusy i zrobiłem ponętną minę( w moim stylu egheghe).
https://www.youtube.com/watch?v=IsPFDzAGb4A
( ͡° ͜ʖ ͡°) ←
OBOWIĄZKOWO!
- No pospiesz się bo dziwki
uciekną – zacząłem ruszać palcem jak dziewczynka zapraszająca
faceta do łóżka – No dalej Miętek – wystawiłem mu
język z uśmieszkiem. Obróciłem się, a tam jakaś
dziewczyna, uderzyłem w nią lekko.. Uderzyłem i odbiłem się od
jej biustu.. Aaa! Ona tylko stała zdziwiona i zaczerwieniona na
całej twarzy.
- Uważaj.. Bo kogoś zabijesz
tymi cyckami – prychnąłem z uśmieszkiem,usłyszałem za sobą
cichy, jakby stłumiony chichot. Wyminąłem ją po tym i poszedłem
dalej. Akurat nadszedł czas na zakręt do klubo-pubu. Obejrzałem
się tylko za Azuską, szedł grzecznie za mną, a raczej po
przekroczeniu drzwi był już przede mną rozglądając się za
jakimś ciekawym miejscem. Znalazł! Poszedłem zaraz za nim, no i
byliśmy na miejscu. Kelnerka w miniówie odsłaniającej
prawie pół dupy podeszła do nas z nieco wykrzywionym
uśmiechem i zaproponowała piwo. Kiwnąłem za nas dwóch. Po
chwili przyniosła dwie całkiem duże szklanki wypełnione napojem
o kolorze kłosów. Przesunąłem jedną w kierunku Azusy.
- Jak tam z twoją głową? -
zapytałem z uśmieszkiem po pierwszym łyku.
- Ha! Ty wymiękniesz pierwszy –
mrugnął do mnie wietrząc równiutkie, białe zęby w
uśmiechu. Po chwili wypił całość w ciągu około dwóch
minut. Potem wypiliśmy kolejne i kolejne, następnie jeszcze
pojawiła się wódka, potem jakiś drink.. Zmieszaliśmy
wszystko razem, rewolucja w żołądku (xD).Gdy jest się pijanym to
od razu osoba towarzysząca przedstawia ci się jako jeszcze
atrakcyjniejsza niż jest naprawdę. Mimo słabego światła, a
raczej.. Reflektorów na suficie mieniących się kilkoma
kolorami i małych lampek przy stolikach , widziałem rumieńce
spowodowane alkoholem. Ja pewnie nie lepiej wyglądałem. Trochę
chyba mnie poniosło, albo i nie ( ͡° ͜ʖ ͡°) . Położyłem
dłoń na jego udzie i powoli zbliżyłem twarz do jego.
- Chciałbym cię pocałować –
mruknąłem cicho, to było jak ostrzeżenie albo i nie ( ͡° ͜ʖ
͡°). Dłoń z uda przesunąłem wyżej, używając paluszka
wskazującego dotarłem do żuchwy, zacisnąłem na niej delikatnie
rękę i połączyłem nasze wargi.
(Azuska? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
)
piątek, 29 maja 2015
Od Grimmjow'a - C.D Inoue
Leżała przede mną całkiem bezradna, nieświadoma istnienia. Zabłąkana w
rzeczywistości. A ja nic nie mogłem zrobić, jedynie pochwycić jej zimne
ciało, i unieść. Inoue była chłodna, bardzo chłodna. Dłonie marzły mi od
jej temperatury, dlatego coraz szybciej przebierałem nogami, by wrócić
do apartamentu. Nie wiedziałem, gdzie mieszka ta dziewczyna, więc
zabrałem ją do siebie. Doprawdy dziwny atak miała, jeśli można tak
nazwać to, co się stało przed momentem. Nie mogłem jej zostawić w takim
stanie. Jej sukienka gwałtownie wiała na wietrze, a na mojej klatce
piersiowej czułem delikatne ciało dziewczyny. Nie była ciężka, mimo, że
mierzyła ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Trochę prowokował
mnie ruch jej piersi, podskakiwały one niczym dwie piłki, gdy biegłem.
Byłem tuż przy drzwiach. Próbowałem jak najszybciej dostać się do
kieszeni po klucze, ale sukienka dziewczyny trochę mi przeszkadzała.
Trochę; bardzo, ale nie mogłem jej postawić na ziemie. Przecież to
byłoby za łatwe. Wpadłem na iście genialny pomysł. Chwyciłem krańce jej
sukni zębami, by sobie ułatwić. Droga do klucza stała otworem, wreszcie
udało mi się go dosięgnąć. Nie szkodzi, że prawie wypadły mi z ręki, z
nerwów. To dlatego, że moja dłoń nagle zaczęła się ślizgać. Przez
przypadek porwałem jej skrawek sukni, ale to nie to jest w tym momencie
najważniejsze, prawda? Wyważyłem drzwi jednym kopnięciem, i tak również
zostały one zamknięte z powrotem. Rzuciłem ją delikatnie na łóżko i
pobiegłem po ręcznik, nawilżając go ciepłą wodą. Po chwili zasiadłem
obok leżącej dziewczyny i położyłem jej zmoczoną ścierkę na niemalże
zmrożonym czole. Wyjąłem kołdrę, koc i poduszki ze schowka, po czym
wszystko znajdowało się w zasięgu Inoue. Teraz powinna się rozgrzać.
Może jak się ocknie, to powiem jej, żeby nie paradowała prawie nago
nocą! Ja sam, by nie zajmować dziewczynie miejsca usiadłem na podłodze,
oraz zostałem na kilkugodzinnej warcie. W tym czasie jej oddech
ustabilizował się, a temperatura nieco wzrosła. Odetchnąwszy z ulgą,
pogrążyłem się we śnie, chociaż uprzednio obudziłem się o trzeciej w
nocy.
Wczesnym porankiem, o godzinie dziesiątej, obudził mnie cichy jęk. Zerwałem się i począłem rozglądać po apartamencie. Prawdopodobnie Inoue spała, więc majaczyła. Nie chciałbym widzieć, co znajduję się w jej głowie. Przeciągnąłem się i gdy przechodziłem obok łóżka, dziewczyna złapała mnie za koszulkę, znów mówiąc coś pod nosem.
- Nie zostawiaj... Mnie... - majaczyła znów.
Bez odpowiedzi wyrwałem się z jej dłoni i przykryłem długie nogi kobiety kocem. Cóż, nocą strasznie się kopała. Westchnąłem ciężko i czekałem, aż otworzy oczy. Wpatrywałem się na nią jak na wariatkę, liczyłem na jej zdziwienie.
- G-Gdzie jes-jestem? - wydukała i przecierając oczy, jedną dłonią zaczęła się odkrywać z kołdry.
- Poleż jeszcze - zsunąłem jej dłoń z materiału. Moja mina zmiękła, za to jej wyglądała tak, jakby zobaczyła ducha.
- To ty! - nie miała siły podnieść głosu. Zakryła się kołdrą po samą szyję.
- Przecież cię nie zgwałcę, nie bój się - parsknąłem. - Tam jest łazienka - wskazałem. - Tam kuchnia, rób co chcesz, tylko się nie rządź - podniosłem kącik ust.
- Ale jak to... - urwała.
- Jesteś słaba - stwierdziłem. - Co się wczoraj wydarzyło? Pamiętasz coś? - wstałem i rozsunąłem zasłony, by do pomieszczenia wpadło trochę światła. Na ten ruch dziewczyna gwałtownie zakryła oczy, ponieważ słońce miało dziś duży zasięg. Miałem nadzieję, że nie wybiegnie z krzykiem, bo chciałem dobrze.
< Inoue? >
Wczesnym porankiem, o godzinie dziesiątej, obudził mnie cichy jęk. Zerwałem się i począłem rozglądać po apartamencie. Prawdopodobnie Inoue spała, więc majaczyła. Nie chciałbym widzieć, co znajduję się w jej głowie. Przeciągnąłem się i gdy przechodziłem obok łóżka, dziewczyna złapała mnie za koszulkę, znów mówiąc coś pod nosem.
- Nie zostawiaj... Mnie... - majaczyła znów.
Bez odpowiedzi wyrwałem się z jej dłoni i przykryłem długie nogi kobiety kocem. Cóż, nocą strasznie się kopała. Westchnąłem ciężko i czekałem, aż otworzy oczy. Wpatrywałem się na nią jak na wariatkę, liczyłem na jej zdziwienie.
- G-Gdzie jes-jestem? - wydukała i przecierając oczy, jedną dłonią zaczęła się odkrywać z kołdry.
- Poleż jeszcze - zsunąłem jej dłoń z materiału. Moja mina zmiękła, za to jej wyglądała tak, jakby zobaczyła ducha.
- To ty! - nie miała siły podnieść głosu. Zakryła się kołdrą po samą szyję.
- Przecież cię nie zgwałcę, nie bój się - parsknąłem. - Tam jest łazienka - wskazałem. - Tam kuchnia, rób co chcesz, tylko się nie rządź - podniosłem kącik ust.
- Ale jak to... - urwała.
- Jesteś słaba - stwierdziłem. - Co się wczoraj wydarzyło? Pamiętasz coś? - wstałem i rozsunąłem zasłony, by do pomieszczenia wpadło trochę światła. Na ten ruch dziewczyna gwałtownie zakryła oczy, ponieważ słońce miało dziś duży zasięg. Miałem nadzieję, że nie wybiegnie z krzykiem, bo chciałem dobrze.
< Inoue? >
Od Abla - C.D Izayii
Srebrnowłosy uśmiechnął się.
- Jasne, czemu nie. - rzucił beztrosko, podążając za Izayą. Już po chwili znaleźli się na dużej wysokości. Abel rozejrzał się, mrużąc lekko oczy. Mimo iż byli pod zamkniętą kopułą, wiał wiatr. Chłopak zastanawiał się nad tym przez chwilę, jednak zaraz potem odrzucił od siebie niepotrzebne myśli, po czym usiadł obok czarnowłosego. Spuścili nogi z dachu, patrząc na przesuwające się w dole malutkie postaci ludzi.
- Całkiem ładny widok,prawda? Byłeś już kiedyś tak wysoko? - zagadnął Izaya. Mniejszy chłopak potrząsnął głową.
- Nie miałem okazji. Ale miałem kiedyś pokój z balkonem. Lubiłem tam siedzieć. - odparł, nadal nie tracąc dobrego humoru. Siedzieli przez chwilę w ciszy, obserwując panoramę lub zaszklone niebo.
- Gdzie nauczyłeś się trucicielstwa? - zapytał po chwili czarnowłosy, uśmiechając się szeroko.
- Czy to ważne? W dużych metropoliach trzeba się umieć obronić i ustawić. Zwłaszcza wtedy, gdy miejsce w którym mieszkasz znajduje się w nieciekawej okolicy. A jak sam widzisz, nie mam szans w walce w ręcz. - zaśmiał się Lightwood. Przechylił lekko głowę w bok, pozwalając aby długie włosy opadły w tą samą stronę. Przymknął oczy, czując na twarzy miły powiew wiatru.
- Choć i Twój występ z nożykiem był imponujący. To naprawdę było niesamowite. - uśmiechnął się lekko.
[ Izaya? Wybacz, że tak długo mi to zajęło. ;A; ]
- Jasne, czemu nie. - rzucił beztrosko, podążając za Izayą. Już po chwili znaleźli się na dużej wysokości. Abel rozejrzał się, mrużąc lekko oczy. Mimo iż byli pod zamkniętą kopułą, wiał wiatr. Chłopak zastanawiał się nad tym przez chwilę, jednak zaraz potem odrzucił od siebie niepotrzebne myśli, po czym usiadł obok czarnowłosego. Spuścili nogi z dachu, patrząc na przesuwające się w dole malutkie postaci ludzi.
- Całkiem ładny widok,prawda? Byłeś już kiedyś tak wysoko? - zagadnął Izaya. Mniejszy chłopak potrząsnął głową.
- Nie miałem okazji. Ale miałem kiedyś pokój z balkonem. Lubiłem tam siedzieć. - odparł, nadal nie tracąc dobrego humoru. Siedzieli przez chwilę w ciszy, obserwując panoramę lub zaszklone niebo.
- Gdzie nauczyłeś się trucicielstwa? - zapytał po chwili czarnowłosy, uśmiechając się szeroko.
- Czy to ważne? W dużych metropoliach trzeba się umieć obronić i ustawić. Zwłaszcza wtedy, gdy miejsce w którym mieszkasz znajduje się w nieciekawej okolicy. A jak sam widzisz, nie mam szans w walce w ręcz. - zaśmiał się Lightwood. Przechylił lekko głowę w bok, pozwalając aby długie włosy opadły w tą samą stronę. Przymknął oczy, czując na twarzy miły powiew wiatru.
- Choć i Twój występ z nożykiem był imponujący. To naprawdę było niesamowite. - uśmiechnął się lekko.
[ Izaya? Wybacz, że tak długo mi to zajęło. ;A; ]
Od Nanami - C.D Ani
Po chwili, gdy wylałam około jedną czwartą szklanki soku, ANIA mnie przytuliła a ja westchnęłam dość głośno. Nie spodziewałam się takiego przywitania, ale to było miłe, że Ania mnie lubi do aż takiego stopnia. Odłożyłam szklankę, po czym się w nią wtuliłam uśmiechając i mrucząc.
- Aniu… Bardzo ciebie lubię… - powiedziałam.
- Cieszę się, że nie poszłaś – bardzo ucieszona dalej mocno mnie przytulała. - Już zaczynałam się martwić, że ciebie tu nie ma...
- Jeśli chcesz, to mogę być tak długo, jak zechcesz...
- To fajnie - przytuliła mnie jeszcze mocniej, a ja mruczałam dalej. Lou sobie siedział koło nas i radośnie merdał ogonkiem. Po chwili poszłyśmy z powrotem spać. Położyłam się na swoim poprzednim miejscu, zwinęłam w kulkę i miauknęłam cichutko. Obok mnie położyła się Ania i mnie pogłaskała. Ponownie zamruczałam, po czym zamknęłam oczy i przytuliłam ją, sama nie wiem kiedy. Przez minutkę jeszcze mruczałam, kiedy zasnęłam do niej przytulona.
Po jakimś czasie znowu się obudziłam, także w nocy, jednak nie wiem dlaczego tak się stało. Cały ten czas byłam przytulona do Ani. Bardzo przyjemnie mi się z nią przebywało i nie chciałam od niej odchodzić, a już na pewno nie w tej chwili. Nie puszczając jej miauknęłam cichutko, po czym zasnęłam ponownie.
Obudziłam się późnym rankiem, Ania wstała widocznie niedawno, więc też wstałam.
- Dzień dobry… - uśmiechnęłam się do niej.
<Ania?>
- Aniu… Bardzo ciebie lubię… - powiedziałam.
- Cieszę się, że nie poszłaś – bardzo ucieszona dalej mocno mnie przytulała. - Już zaczynałam się martwić, że ciebie tu nie ma...
- Jeśli chcesz, to mogę być tak długo, jak zechcesz...
- To fajnie - przytuliła mnie jeszcze mocniej, a ja mruczałam dalej. Lou sobie siedział koło nas i radośnie merdał ogonkiem. Po chwili poszłyśmy z powrotem spać. Położyłam się na swoim poprzednim miejscu, zwinęłam w kulkę i miauknęłam cichutko. Obok mnie położyła się Ania i mnie pogłaskała. Ponownie zamruczałam, po czym zamknęłam oczy i przytuliłam ją, sama nie wiem kiedy. Przez minutkę jeszcze mruczałam, kiedy zasnęłam do niej przytulona.
Po jakimś czasie znowu się obudziłam, także w nocy, jednak nie wiem dlaczego tak się stało. Cały ten czas byłam przytulona do Ani. Bardzo przyjemnie mi się z nią przebywało i nie chciałam od niej odchodzić, a już na pewno nie w tej chwili. Nie puszczając jej miauknęłam cichutko, po czym zasnęłam ponownie.
Obudziłam się późnym rankiem, Ania wstała widocznie niedawno, więc też wstałam.
- Dzień dobry… - uśmiechnęłam się do niej.
<Ania?>
Od Misaki
Wstałam rano dość wcześnie, ale dalej chciało mi się spać. Zasłoniłam
okna, napiłam się trochę wody i poszłam dalej spać. Chwilę później
zadzwonił telefon, stojący na szafce nocnej.
- Jeszcze pięć minut… - zaspana powiedziałam podnosząc słuchawkę i po niecałej sekundzie odłożyłam ją na miejsce. Potem znowu zasnęłam, ale telefon ponownie się odezwał. Ponownie podniosłam i odwiesiłam słuchawkę, ale kilka sekund później znowu zadzwonił. W końcu wzięłam słuchawkę i odpowiedziałam na połączenie.
- Halo? – powiedziałam.
- Dzień dobry, jestem przedstawicielem firmy… - powiedział głos w słuchawce.
- Kolejny telemarketer?
- Tak, zgadza się.
- Musicie tak wcześnie dzwonić? Nie możecie po południu…?
- Przepraszamy, do usłyszenia – powiedział, po czym się rozłączył.
Nie dają nawet spać… Czy mogą chociaż dzwonić później, a nie wczesnym rankiem?
Wreszcie udało mi się zasnąć. Ponownie wstałam dopiero o czternastej, więc ubrałam się i poszłam na trening, jak zawsze. Trwał dzisiaj krócej niż zwykle, więc po treningu poszłam kupić kartki do rysowania. Następnie poszłam do parku zaczęłam rysować coś, kiedy ktoś usiadł obok mnie, ale nie wiedziałam, kto to. Ja dalej stawiałam kolejne kreski na rysunku, ale zaczęłam się trochę rumienić. Nie wiedziałam, czy przerywać rysowanie, czy dalej rysować.
- Dzień dobry… - powiedziałam cicho, kiedy zarumieniłam się mocniej, ale się uśmiechnęłam.
<Który chętny lub która chętna, aby odpisać?>
- Jeszcze pięć minut… - zaspana powiedziałam podnosząc słuchawkę i po niecałej sekundzie odłożyłam ją na miejsce. Potem znowu zasnęłam, ale telefon ponownie się odezwał. Ponownie podniosłam i odwiesiłam słuchawkę, ale kilka sekund później znowu zadzwonił. W końcu wzięłam słuchawkę i odpowiedziałam na połączenie.
- Halo? – powiedziałam.
- Dzień dobry, jestem przedstawicielem firmy… - powiedział głos w słuchawce.
- Kolejny telemarketer?
- Tak, zgadza się.
- Musicie tak wcześnie dzwonić? Nie możecie po południu…?
- Przepraszamy, do usłyszenia – powiedział, po czym się rozłączył.
Nie dają nawet spać… Czy mogą chociaż dzwonić później, a nie wczesnym rankiem?
Wreszcie udało mi się zasnąć. Ponownie wstałam dopiero o czternastej, więc ubrałam się i poszłam na trening, jak zawsze. Trwał dzisiaj krócej niż zwykle, więc po treningu poszłam kupić kartki do rysowania. Następnie poszłam do parku zaczęłam rysować coś, kiedy ktoś usiadł obok mnie, ale nie wiedziałam, kto to. Ja dalej stawiałam kolejne kreski na rysunku, ale zaczęłam się trochę rumienić. Nie wiedziałam, czy przerywać rysowanie, czy dalej rysować.
- Dzień dobry… - powiedziałam cicho, kiedy zarumieniłam się mocniej, ale się uśmiechnęłam.
<Który chętny lub która chętna, aby odpisać?>
Od Inoue - C.D Grimmjow'a
Zimno... Tak bardzo zimno... Inoue z trudem otworzyła powieki. Na jej
rzęsach znajdowały się kryształki lodu, a ciało zsiniało. Usta
dziewczyny drgały mimowolnie. Każda jej kończyna była niezdolna do
ruchu, a mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Z cichym jękiem spróbowała
wstać. Niestety, to na nic. Skórę Falki pokrywała warstwa lodu, zresztą
tak, jak i całą resztę pokoju. Białowłosa mglistym spojrzeniem
rozejrzała się po jego wnętrzu. Jej wzrok spoczął na elektronicznym
termometrze. Temperatura w pomieszczeniu wynosiła -10 stopni Celsjusza.
Dziewczyna jeszcze raz podniosła się z łóżka, jęcząc głośno, gdy jej
delikatna skóra oderwała się od zamarzniętej pościeli. Całkiem naga i
bosa stanęła na śliskich, oblodzonych panelach. Znów miała t e n sen.
Obniżenie temperatury w pokoju było spowodowane wewnętrzną walką
dziewczyny z jej własną Arcaną. Falka drżała i szczękała zębami,
stawiając niepewne kroki zesztywniałymi nogami. Doszła do szafy i
wyciągnęła z niej lekko zaszronioną sukienkę. Narzuciła ją na nagie
ciało, po czym okryła się płaszczem z futra jakiegoś biednego
zwierzęcia. Czym prędzej wyszła z pokoju, wiedząc, że nie prędko
zapanuje w nim normalna temperatura. Zastanawiała się, co zrobić w tej
sytuacji. Powiedzieć naukowcom, że jej Arcana buntuje się przeciw
swojemu właścicielowi? Że dziewczyna nie może nad nią w pełni zapanować?
To byłoby raczej głupie, ci ludzie na pewno pocięliby ją, żeby zbadać
ten „fenomen". Inoue już sama nie wiedziała, co powinna począć. Łzy
napłynęły do jej lapisowych oczu. Nie powstrzymywała płaczu, dzięki
niemu czuła się znacznie lepiej. Powoli wyszła z ośrodka. Poprawiła
płaszcz, gdyż jej ciało nadal odczuwało skutki walki z Arcaną.
- Mogłam zginąć...- stwierdziła po cichu.
Miała rację, mogła. Skierowała się na jedną z wielu dróżek. Po kilku minutach marszu zdjęła z siebie płaszcz, gdyż na dworze było znacznie cieplej niż w ośrodku. Chwilę później doszła do niewielkiego jeziora, przy którym kończyła się ścieżka. Dziewczyna uniosła wzrok na rozgwieżdżone niebo. Księżyc pulsował słabym światłem, a tafla wody kusząco falowała. Inoue wpatrywała się w ten obraz jak zaczarowana. Nawet nie zauważyła, jak ktoś do niej podszedł. Słysząc szept i czując ciepły oddech, zdała sobie sprawę, że był to mężczyzna. Wcale jej się to nie spodobało... Miała ochotę stamtąd uciec, ale jej ciało odmawiało posłuszeństwa. Nadal była słaba i wyczerpana, a w dodatku lekko zawstydzona, w końcu nie miała na sobie nic, oprócz cienkiej sukni, która delikatnie powiewała na wietrze. Z lekką pomocą mężczyzny odwróciła głowę. Nieznajomy miał około 21 lat, bujne, niebieskie włosy, ostre rysy twarzy i te oczy... Raczej nie wyglądał na dzikiego żula-gwałciciela, ale i tak Falka poczuła się nieswojo. Przedstawił się jej jako"Grimmjow”, a to dość rzadkie i niespotykane imię. Dziewczyna chwilę wahała się, czy odpowiedzieć na jego pytanie, ale w końcu się zdecydowała.
- Inoue Mi... - urwała w połowie wypowiedzi.
Jej skóra zbladła jeszcze bardziej, a ciało gwałtownie obniżyło swoją temperaturę. W tamtym momencie jej dotyk parzył niczym ciekły azot. Mężczyzna puścił ją, sycząc z bólu, a na jego dłoniach pojawiły się rany. Inoue skrzywiła się, czując ból tak nieznośny, jakiego w życiu jeszcze nigdy nie zaznała. Nie tyle fizyczny, ile duchowy. Jakby coś pożerało ją od środka... Jej Arcana ponownie zaatakowała, a dziewczyna upadła na kolana. Długie palce wczepiła w trawę. Po chwili zarówno ziemia, jak i tafla jeziora całkowicie zamarzły. Falka zaczęła krzyczeć przez łzy, szamotać i bezsilnie próbować uwolnić się z objęć ... Gdy mężczyzna chciał pomóc i wyciągnął w jej stronę dłoń, odtrąciła ją gwałtownie.
- Nie... dotykaj... - wysyczała, ledwo panując nad krzykiem.
Dziewczyna miała ochotę rozszarpać sobie gardło. Arcana atakowała ją już wielokrotnie, ale nigdy z taką siłą. Po chwili walki wyczerpana, zapłakana i blada jak ściana Inoue zemdlała. Lód wokół jej ciała zaczął się powoli topić i jakby nigdy nic wsiąkać w ziemię, która łapczywie pochłaniała każdą lodowatą kroplę... Było jej zimno... Tak bardzo zimno...
<Grimm? No i co zrobisz w takiej sytuacji?>
- Mogłam zginąć...- stwierdziła po cichu.
Miała rację, mogła. Skierowała się na jedną z wielu dróżek. Po kilku minutach marszu zdjęła z siebie płaszcz, gdyż na dworze było znacznie cieplej niż w ośrodku. Chwilę później doszła do niewielkiego jeziora, przy którym kończyła się ścieżka. Dziewczyna uniosła wzrok na rozgwieżdżone niebo. Księżyc pulsował słabym światłem, a tafla wody kusząco falowała. Inoue wpatrywała się w ten obraz jak zaczarowana. Nawet nie zauważyła, jak ktoś do niej podszedł. Słysząc szept i czując ciepły oddech, zdała sobie sprawę, że był to mężczyzna. Wcale jej się to nie spodobało... Miała ochotę stamtąd uciec, ale jej ciało odmawiało posłuszeństwa. Nadal była słaba i wyczerpana, a w dodatku lekko zawstydzona, w końcu nie miała na sobie nic, oprócz cienkiej sukni, która delikatnie powiewała na wietrze. Z lekką pomocą mężczyzny odwróciła głowę. Nieznajomy miał około 21 lat, bujne, niebieskie włosy, ostre rysy twarzy i te oczy... Raczej nie wyglądał na dzikiego żula-gwałciciela, ale i tak Falka poczuła się nieswojo. Przedstawił się jej jako"Grimmjow”, a to dość rzadkie i niespotykane imię. Dziewczyna chwilę wahała się, czy odpowiedzieć na jego pytanie, ale w końcu się zdecydowała.
- Inoue Mi... - urwała w połowie wypowiedzi.
Jej skóra zbladła jeszcze bardziej, a ciało gwałtownie obniżyło swoją temperaturę. W tamtym momencie jej dotyk parzył niczym ciekły azot. Mężczyzna puścił ją, sycząc z bólu, a na jego dłoniach pojawiły się rany. Inoue skrzywiła się, czując ból tak nieznośny, jakiego w życiu jeszcze nigdy nie zaznała. Nie tyle fizyczny, ile duchowy. Jakby coś pożerało ją od środka... Jej Arcana ponownie zaatakowała, a dziewczyna upadła na kolana. Długie palce wczepiła w trawę. Po chwili zarówno ziemia, jak i tafla jeziora całkowicie zamarzły. Falka zaczęła krzyczeć przez łzy, szamotać i bezsilnie próbować uwolnić się z objęć ... Gdy mężczyzna chciał pomóc i wyciągnął w jej stronę dłoń, odtrąciła ją gwałtownie.
- Nie... dotykaj... - wysyczała, ledwo panując nad krzykiem.
Dziewczyna miała ochotę rozszarpać sobie gardło. Arcana atakowała ją już wielokrotnie, ale nigdy z taką siłą. Po chwili walki wyczerpana, zapłakana i blada jak ściana Inoue zemdlała. Lód wokół jej ciała zaczął się powoli topić i jakby nigdy nic wsiąkać w ziemię, która łapczywie pochłaniała każdą lodowatą kroplę... Było jej zimno... Tak bardzo zimno...
<Grimm? No i co zrobisz w takiej sytuacji?>
czwartek, 28 maja 2015
Od Yuriko - C.D Levi'a
Kompletnie go nie rozumiałam. Gadał do mnie zupełnie jak jakimś szyfrem, i jeszcze najwyraźniej moja bezradność wcale mu nie przeszkadzała. Denerwuje mnie, znowu. Gdyby miał coś jeszcze na swoim talerzu, zapewniam że bym mu to zwinęła i uciekła do siebie. Szczerze powiedziawszy nie interesowało mnie to jakim sposobem on utrzymywał się tutaj przy życiu… czy jakoś tak.
- Dobra mam jeszcze kilka spraw do załatwienia kundlu, więc…
- O! Świetnie! Pójdę z Tobą! - zerwałam się prawie wywracając przy tym stół
Kilkoro klientów, których i tak nie było zbyt wielu spojrzało na mnie jak na dziwka. No bo taka była w sumie prawda, kiedy gapili się tak na mnie przez przynajmniej pięć sekund, posłałam im mordercze spojrzenia. Natychmiast powrócili dl swoich spraw. Mężczyzna sam posłał mi groźne spojrzenie, spokojnie wstając i wyminowszy mnie kierując się do wyjścia. Chyba faktycznie mu gdzieś spieszno. Nie pytając się nawet czy nie ma już mnie dość (jasne, że nie ma hehe) ruszyłam za nim. Ledwo wyszliśmy z miłego lokalu, ten już odwrócił się na pięcie w moją stronę tak gwałtownie, że aż w niego wpadłam.
- Ej, uważaj trochę - syknęłam robiąc kroczek w tył - Łazisz jak krowa po tym chodniku…
- Chcesz dostać? Tu nasze drogi się rozchodzą, idę do siebie. - powiedział z tym swoim jakże neutralnym wyrazem twarzy.
- Zastanawiam się, kto tu jest wypłoszem. Wypadałoby mnie do siebie zaprosić to raz, a dwa… nawet nie powiedziałeś jak się nazywasz. Chociaż nie mów, dla mnie możesz być Panem Gremlinem. Doskonale do Ciebie pasuje, chociaż nie mam pojęcia jak wygląda gremlin. - przyznałam z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Jakbym Ci coś powiedział, to byś się zesrała na miętowo.
Lekko się wzdrygnęłam, jednak mimowolnie kącik moich ust lekko uniósł się do góry. Poprawiłam swój cierniowy wieniec, głośno przy tym wzdychając. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie przywalić mu swoją "koroną" żeby wreszcie się zamknął. Ostatecznie kolejny raz tego dnia, powstrzymałam się żeby go nie zabić. To chyba musi być mój dobry dzień.
- Okej, ale nie zdziw się jak znajdziesz kogoś w szafie - pomachałam mu ręką przed twarzą po czym ruszyłam z lekko uniesioną głową do góry w stronę swojego apartamentu.
Nie oglądając się nawet za siebie, weszłam do budynku. Szukanie właściwego mieszkania chwilę mi zajęło… ponieważ zapomniałam gdzie mieszkam. Co chwilę stękając z niezadowolenia starałam się otworzyć kluczem przypadkowe drzwi. Kilka razy nawet się na mnie wydarli, jednak zawsze uciszałam takiego delikwenta kopniakiem w piszczel. Po może 20… 30 minutach poszukiwań, udało mi się wreszcie znaleźć właściwe drzwi. Zmęczona całym tym dniem, zamknęłam za sobą drzwi i zaraz po tym ruszyłam do sypialni. Upadłam na podłogę, opierając się plecami o łóżko. Palcami prawej dłoni gładziłam lakierowaną powłokę skrzyni, w której krył się mój skarb. Podpełzłam do niej i otworzyłam wieko, prędko wywaliłam masę ubrań żeby tylko dostać się na jej dno. Kiedy moim oczą ukazała się czaszka, uśmiechnęłam się od ucha do ucha i wyciągnęłam ją.
- Mam Ci tyle do opowiedzenia… - powiedziałam siadając na łóżko - Poznałam dzisiaj strasznego dziwaka. Nazwał mnie na dzień dobry brudasem i stwierdził, że jestem niewychowana. W dodatku mnie pobił i złamał rękę. Nie lubię go...chyba. Ale jest dosyć ciekawy, więc może będę go odwiedzała...sama nie wiem. Co o tym sądzisz? - przez chwilę siedziałam w ciszy, jakby wyczekując odpowiedzi. - Jesteś głupi. - warknęłam odstawiając czaszkę z powrotem na dno skrzyni. Szybko wwaliłam tam wszystkie ubrania leżące na ziemi, i zamknęłam skrzynkę.
Potem siedziałam tak w ciszy, nudząc się niemiłosiernie. Szkoda, że nie wiem gdzie on mieszka… mogłabym teraz wpaść. Ale przecież nie zaszkodzi poszukać.
(Levi? Znajdzie? 8))
Od Kuroshinju - Do Grimmjow'a
- Wow! Jesteś niczym szafa - otworzyłam buźkę z wrażenia wgapiając się swymi bordowymi oczętami w faceta, który miał niebieskie włosy jak i oczy.
- Może jakieś inne określenie niż szafa? - odezwał się spuszczając na mnie wzrok, a ja uniosłam główkę do góry by móc jak najdokładniej mu się ze wszystkich stron przyjrzeć
- Jak koń! - klasnęłam w ręce zadowolona ze swego porównania, niestety zbytnio radości nie widziałam na twarzy mężczyzny - No, ale naprawdę - pokiwałam główką w potwierdzeniu swego porównania
[Kilka minut wcześniej-Rano]
Udało mi się powrócić do swego ciała, ten Rene naprawdę mnie o to wymęczył. Na szczęście obyło się bez wszelkich kłopotów, nie rzucałam się na innych chłopaków w jego ciele bo by jeszcze uznali, że on jest homo. Dzisiaj też dostałam jakieś papiery do zaniesienia, ale tym razem udało mi się nie wpaść na żadną osobę i nie zamienić się z nią ciałami, szybko udałam się do tego biura i oddałam stos kartek, w nagrodę dostałam cukierki i lizaka, nawet pogłaskali mnie tą swoją brudną śmierdzącą ręką po głowie...na samą myśl co z nią mógł ten naukowiec robić aż mnie mdli. Przejechałam ręką po grzywce żeby nie sterczała do góry i odpakowując lizaka, w podskokach udałam się z powrotem do swojego pokoju. Wsadziłam łakocia do buźki i podziwiając jakieś obrazki na ścianach kierowałam się korytarzem do siebie. Zaczęłam się zastanawiać kto może być moją kolejną ofiarą zamiany ciałami, a może by tak odpuścić? Kiwałam główką na prawo i lewo, gdy nagle zostałam odrzucona do tyłu przez coś, a raczej kogoś lądując na tyłku. Oparłam się szybko rękoma o podłogę, by nie zaliczyć kolejnego uderzenia w głowę, bo jeszcze trochę i zaliczę wstrząs mózgu. Podniosłam szybko głowę, by zobaczyć na kogo to znów wpadłam.
[Wracamy do początku]
Przytaknęłam jeszcze kilka razy głową, aż zdałam sobie sprawę, że moja nagroda za dostarczenie szybko papierów leży pokruszona na podłodze. Spojrzałam na mężczyznę wkurzonym wzrokiem, a ten wydał z siebie prychnięcie. Mrugnęłam kilka razy, a następnie posłałam mu uśmiech.
- Jesteś naukowcem? Może macie jeszcze jakieś słodkości - poderwałam się z miejsca i zawisałam na ręce facia,śliniąc się
- Jestem Grimmjow - uśmiechnął się, a ja zrobiłam oczka jak dzieciak widzący nową zabawkę
- Kuroshinju. To Panie Naukowcu G...
- Nie jestem naukowcem - smutna tym faktem odczepiłam się od jego ręki i spuściłam główkę
- Szkoda, Panie G
(Grimmjow 8)?)
- Może jakieś inne określenie niż szafa? - odezwał się spuszczając na mnie wzrok, a ja uniosłam główkę do góry by móc jak najdokładniej mu się ze wszystkich stron przyjrzeć
- Jak koń! - klasnęłam w ręce zadowolona ze swego porównania, niestety zbytnio radości nie widziałam na twarzy mężczyzny - No, ale naprawdę - pokiwałam główką w potwierdzeniu swego porównania
[Kilka minut wcześniej-Rano]
Udało mi się powrócić do swego ciała, ten Rene naprawdę mnie o to wymęczył. Na szczęście obyło się bez wszelkich kłopotów, nie rzucałam się na innych chłopaków w jego ciele bo by jeszcze uznali, że on jest homo. Dzisiaj też dostałam jakieś papiery do zaniesienia, ale tym razem udało mi się nie wpaść na żadną osobę i nie zamienić się z nią ciałami, szybko udałam się do tego biura i oddałam stos kartek, w nagrodę dostałam cukierki i lizaka, nawet pogłaskali mnie tą swoją brudną śmierdzącą ręką po głowie...na samą myśl co z nią mógł ten naukowiec robić aż mnie mdli. Przejechałam ręką po grzywce żeby nie sterczała do góry i odpakowując lizaka, w podskokach udałam się z powrotem do swojego pokoju. Wsadziłam łakocia do buźki i podziwiając jakieś obrazki na ścianach kierowałam się korytarzem do siebie. Zaczęłam się zastanawiać kto może być moją kolejną ofiarą zamiany ciałami, a może by tak odpuścić? Kiwałam główką na prawo i lewo, gdy nagle zostałam odrzucona do tyłu przez coś, a raczej kogoś lądując na tyłku. Oparłam się szybko rękoma o podłogę, by nie zaliczyć kolejnego uderzenia w głowę, bo jeszcze trochę i zaliczę wstrząs mózgu. Podniosłam szybko głowę, by zobaczyć na kogo to znów wpadłam.
[Wracamy do początku]
Przytaknęłam jeszcze kilka razy głową, aż zdałam sobie sprawę, że moja nagroda za dostarczenie szybko papierów leży pokruszona na podłodze. Spojrzałam na mężczyznę wkurzonym wzrokiem, a ten wydał z siebie prychnięcie. Mrugnęłam kilka razy, a następnie posłałam mu uśmiech.
- Jesteś naukowcem? Może macie jeszcze jakieś słodkości - poderwałam się z miejsca i zawisałam na ręce facia,
- Jestem Grimmjow - uśmiechnął się, a ja zrobiłam oczka jak dzieciak widzący nową zabawkę
- Kuroshinju. To Panie Naukowcu G...
- Nie jestem naukowcem - smutna tym faktem odczepiłam się od jego ręki i spuściłam główkę
- Szkoda, Panie G
Od Victorii - C.D Eyeless Jack'a
Kolejny, pochmurny dzień... I nie zapowiada się na to, by w jakikolwiek
sposób miało się to zmienić. Teoretycznie mogłabym zmienić panującą
pogodę, jednak... Po co? Nie chcę niepotrzebnie ingerować w sprawy matki
natury. Jeśli niebo jest zachmurzone, to widocznie tak powinno być.
Przy takim wietrze nie ma nawet co wychodzić na zewnątrz. Ale tutaj jest
taak nudnoo...
Klęczałam na łóżku, łokciami opierając się o parapet i, z twarzą usadowioną na dłoniach, patrzyłam się w dal. Westchnęłam. Ciekawe, kiedy pozwolą nam zobaczyć, co tam jest... Poza terenem bańki. Naukowcy wciąż tłumaczą, że muszą nas odpowiednio przygotować, że wypuszczenie nas na zewnątrz to nie taka prosta sprawa... Ale wszyscy wiedzą, że oni się po prostu boją tego, jak zareagujemy na ten "zewnętrzny świat". W końcu nie wszyscy z nas go pamiętają. Ech, trochę czasu minie, zanim opuścimy to miejsce...
No nic, nie ma co cały dzień spędzić wyglądając z rozmarzeniem przez okno. Zeszłam w łóżka i przeciągnęłam się wciąż nieco ospale. Wstałam niecałe 10 minut temu i od tego czasu gapię się bezsensownie w tę głupią szybę. Weszłam do łazienki, związałam włosy i wzięłam prysznic. Ubrałam fioletową bluzę z uszkami zajączka. Jak większość moich ubrań, była za duża. Sięgała mi prawie do kolan. Wciągnęłam więc podkolanówki i postanowiłam zrezygnować z zakładania spodni. Rozczesałam swoje kłaki, wyszorowałam zęby i przemyłam twarz zimną wodą, żeby pozbyć się resztek snu z twarzy. Nieco bardziej ożywiona wyskoczyłam z pokoju. Ponieważ doskwierał mi głód, a w lodówce nie było już żadnych zapasów, postanowiłam zejść na dół. Tam zawsze mają duuuużo żarcia. Czasem udaje mi się dostać coś za darmo. Wszystkie sprzedawczynie mnie tam znają, często podśmiewają się ze mnie wymyślając mi przeróżne przezwiska, jak "żarłacz mały", czy "kuchenny szkodnik". Kicałam więc radośnie w stronę najbliższej windy (mało komu z puściutkim brzuchem chce się męczyć ze schodami, nieprawdaż?) Gdy nagle otworzyły się przede mną drzwi. Mało co w nie nie huknęłam... Po chwili z ciemnego pokoju wyjrzała nieznajoma twarz... A właściwie nie twarz, tylko... Maska?! Ciemnoniebieska, zakrywała całą twarz chłopaka. Wyglądała dość... Strasznie.
-O matko, ale się przestraszyłam - przyznałam, kładąc rękę na klatce piersiowej, po czym westchnęłam w uśmiechem - Przepraszam, nie spodziewałam się czegoś takiego... Jestem Victoria - odparłam, wyciągając rękę w stronę chłopaka.
-Nazywają mnie Eyeless Jack - mruknął, ściskając moją dłoń.
Jego skóra była nienaturalnie ciemna.
-Jest pan tu nowy, prawda? - spytałam, starając się nie zwracać zbytnio uwagi na nietypowość stojącej przede mną osoby.
Eyeless Jack przytaknął lekko.
-A tak właściwie, to gdzie my jesteśmy?
-To pan nie wie? - nie ukrywałam zdziwienia - Znajdujemy się w Rimear Center, miejscu dla... Nietypowych. Jak zapewne zdążył się pan już zorientować, otacza nas wielka, szklana bariera, nazywana powszechnie "bańką", poza której teren, bez zgody naukowców, nie można wyjść. Ale spokojnie, nie jest tu aż tak źle - uśmiechnęłam się - To prawda, jesteśmy... zamknięci, ale z drugiej strony bariera chroni nas przed ludźmi, którzy nie zawsze akceptują naszą... odmienność. Jeśli pan chce, mogę oprowadzić pana po terenie ośrodka i opowiedzieć o nim co nieco... - przerwałam, czując nieprzyjemne ssanie w żołądku - Jednak wpierw będę musiała jeszcze coś załatwić... Może spotkamy się przed drzwiami za jakieś... 20 minut? Oczywiście, jeśli ma pan czas i chęci.
Eyeless Jack? Zainteresowany małą wycieczką? ^^
Klęczałam na łóżku, łokciami opierając się o parapet i, z twarzą usadowioną na dłoniach, patrzyłam się w dal. Westchnęłam. Ciekawe, kiedy pozwolą nam zobaczyć, co tam jest... Poza terenem bańki. Naukowcy wciąż tłumaczą, że muszą nas odpowiednio przygotować, że wypuszczenie nas na zewnątrz to nie taka prosta sprawa... Ale wszyscy wiedzą, że oni się po prostu boją tego, jak zareagujemy na ten "zewnętrzny świat". W końcu nie wszyscy z nas go pamiętają. Ech, trochę czasu minie, zanim opuścimy to miejsce...
No nic, nie ma co cały dzień spędzić wyglądając z rozmarzeniem przez okno. Zeszłam w łóżka i przeciągnęłam się wciąż nieco ospale. Wstałam niecałe 10 minut temu i od tego czasu gapię się bezsensownie w tę głupią szybę. Weszłam do łazienki, związałam włosy i wzięłam prysznic. Ubrałam fioletową bluzę z uszkami zajączka. Jak większość moich ubrań, była za duża. Sięgała mi prawie do kolan. Wciągnęłam więc podkolanówki i postanowiłam zrezygnować z zakładania spodni. Rozczesałam swoje kłaki, wyszorowałam zęby i przemyłam twarz zimną wodą, żeby pozbyć się resztek snu z twarzy. Nieco bardziej ożywiona wyskoczyłam z pokoju. Ponieważ doskwierał mi głód, a w lodówce nie było już żadnych zapasów, postanowiłam zejść na dół. Tam zawsze mają duuuużo żarcia. Czasem udaje mi się dostać coś za darmo. Wszystkie sprzedawczynie mnie tam znają, często podśmiewają się ze mnie wymyślając mi przeróżne przezwiska, jak "żarłacz mały", czy "kuchenny szkodnik". Kicałam więc radośnie w stronę najbliższej windy (mało komu z puściutkim brzuchem chce się męczyć ze schodami, nieprawdaż?) Gdy nagle otworzyły się przede mną drzwi. Mało co w nie nie huknęłam... Po chwili z ciemnego pokoju wyjrzała nieznajoma twarz... A właściwie nie twarz, tylko... Maska?! Ciemnoniebieska, zakrywała całą twarz chłopaka. Wyglądała dość... Strasznie.
-O matko, ale się przestraszyłam - przyznałam, kładąc rękę na klatce piersiowej, po czym westchnęłam w uśmiechem - Przepraszam, nie spodziewałam się czegoś takiego... Jestem Victoria - odparłam, wyciągając rękę w stronę chłopaka.
-Nazywają mnie Eyeless Jack - mruknął, ściskając moją dłoń.
Jego skóra była nienaturalnie ciemna.
-Jest pan tu nowy, prawda? - spytałam, starając się nie zwracać zbytnio uwagi na nietypowość stojącej przede mną osoby.
Eyeless Jack przytaknął lekko.
-A tak właściwie, to gdzie my jesteśmy?
-To pan nie wie? - nie ukrywałam zdziwienia - Znajdujemy się w Rimear Center, miejscu dla... Nietypowych. Jak zapewne zdążył się pan już zorientować, otacza nas wielka, szklana bariera, nazywana powszechnie "bańką", poza której teren, bez zgody naukowców, nie można wyjść. Ale spokojnie, nie jest tu aż tak źle - uśmiechnęłam się - To prawda, jesteśmy... zamknięci, ale z drugiej strony bariera chroni nas przed ludźmi, którzy nie zawsze akceptują naszą... odmienność. Jeśli pan chce, mogę oprowadzić pana po terenie ośrodka i opowiedzieć o nim co nieco... - przerwałam, czując nieprzyjemne ssanie w żołądku - Jednak wpierw będę musiała jeszcze coś załatwić... Może spotkamy się przed drzwiami za jakieś... 20 minut? Oczywiście, jeśli ma pan czas i chęci.
Eyeless Jack? Zainteresowany małą wycieczką? ^^
Od Riuki'ego - C.D Cinii
W sumie to nie narzekam na brak przyjemności, ale
podpuszczanie Cinii to było jedne z lepszych zajęć dlatego nie mogłem z tego
zrezygnować. Dziewczyna oparła się jedną łapka obok mnie, druga natomiast
zjechała sobie po moim brzuchu w dół. Podniosła się nieco tylko po to by
dosięgnąć moich ust i wpić się w nie. Mówi, że to ja jestem pijawką, ale ona
jak się przyssie to już nie puści.
Niestety wystarczył jeden impuls bym od niej odskoczył jak poparzony.
Dlaczego właśnie teraz przypomniałem sobie o konsekwencjach. Na dodatek czuje
się jakbym ją do tego zmuszał. Nie chce tego. Od kiedy do cholery jasnej
zacząłem się tak bardzo martwić o nia !?
-Co jest… - zapytała zmartwiona i jednocześnie poirytowana –
Przed chwilą chciałeś..
-Przepraszam. – mruknąłem cicho i spojrzałem na nią z pod
długich włosów. Cinia chciała wcześniej dotknąć mojego policzka, ale gdy
usłyszała to jedno słowo jakby zamarła. Tak samo jak z moich ust nigdy nie
wychodziły słowa „Kocham cie”, tak samo było z przepraszam
-Co ty okres masz że tak zmieniasz zdanie ? – prychnęła
siadając sobie na pościeli. No mogłaby sobie to darować, ale w pewnym sensie ma
trochę racji.
-Nie. Po prostu sama mówiłaś, że nie chcesz zaliczyć wpadki,
dodatkowo czuje się jakbym cie do tego zmuszał.
-Co ty w ogóle gadasz…
-Nic…- syknąłem wkurzony tą całą sytuacją. Nie wiem czy na
siebie czy ogólnie. Wstałem z łóżka, leniwie zsuwając nogi i dotykając stopami
zimnej podłogi.
-Nigdzie nie idziesz ! – złapała mnie natychmiast za ramię,
ale ja bardzo skutecznie je wyrwałem. Niestety różnica naszej siły fizycznej
była zbyt duża.
- Idę, i ty też idziesz.. – westchnąłem ciągnąc ją za
delikatną i mała łapkę. Pociągnąłem ją za sobą do łazienki , następnie
odwróciłem tyłem. Chyba domyślała się co chce zrobić, bo zarumieniła się lekko.
Nawet ja mogę mieć nieco gorsze dni no nie ? Zwłaszcza, ze tylko przed Cinią
mogłem być taki spokojny, niczym się nie musiałem denerwować (chociaż czasami
na nią to też się liczy). Stała do mnie
tyłem więc nie mała nic przeciwko temu żebym ją rozebrał. Gdy w sumie oboje
pozbyliśmy się ubrać , wpuściłem ją do kabiny, a następnie zamknąłem ją za
nami.
-Pozwól mi się odwrócić.. – mruknęła cicho, ale ja tylko
pokręciłem przecząco głową po czym przylgnąłem ustami do jej karku. Zamknąłem
na chwile oczy i pozwoliłem, żeby ciepła woda spływała po naszych ciałach. I
tak w końcu się odwróciła. Nie dałem rady jej tak długo utrzymać. Gdy jej się
to tylko udało od razu zawiesiła ręce na mojej szyi i stanęła na palcach tylko
po to by mnie pocałować.- Jesteś Matołem wiesz ? Ale i tak cie kocham.
-No wiem. – zachichotałem. Cinia cały czas przylegała ciałem
do mnie i miała dłonie na moim karku. – Liczysz teraz na to, ze powiem coś w
rodzaju „Ja ciebie też” ? – prychnąłem, i dzięki temu zaraz dostałem w łep.-
Nie denerwuj się… bo zmarszczek dostaniesz… - zachichotałem głupio. Cinia
oderwała się na chwile ode mnie spojrzała mi w oczy. Chyba zacznę się jej
bać. – Oj no dobra dobra… nie patrz tak
na mnie
[…]
Oboje wyszliśmy z pod prysznica. Cinia jak głupia od razu
zakryła się cała ręcznikiem. No ja tylko w pasie, jakby nie patrzeć nie
potrzeba mi zakrywać nic więcej.
-Teraz ci nagle przeszkadza, że widzę cie nago ? –
prychnąłem, a ta z szalonym rumieńcem na twarzy spojrzała na mnie przez ramię –
Wiesz, że nie masz się czego wstydzić? Ani płaska nie jesteś, ani nic…-
wzruszyłem ramionami – Nie ogarniam cie..
-No a spróbowałbyś powiedzieć, że jestem płaska ! To bym cie
chyba wykastrowała ! – zbulwersowała się na co ja praktycznie już wychodząc z
łazienki mało nie wybuchłem śmiechem.
Oparłem się jedną dłonią o framugę drzwi i spojrzałem na o wiele niższa
od siebie dziewczynę.
-Hee… sama byś sobie odebrała przyjemność, głupia. –
pokazałem jej język po czym wyszedłem z łazienki.
( Cinia ?)
Od Ani - C.D Nanami
Obróciłam się w stronę kanapy, na której leżał koc. Posyłając dziewczynie uśmiech udałam się po rzecz, i po chwili już miałam ją w ręce i zawracałam do dziewczyny. Przykucnęłam obok niej i opatuliłam kocem, a te powiedziała ciche "Dziękuję". Zamknęłam oczka pozwalając odpocząć swojemu ciału i umysłowi, może i mi też to dobrze zrobi bo ja również zaczęłam częściej ziewać. Oparłam się o ścianę przy której leżała Nanami i sama się nakryłam częścią koca wtulając się częściowo w dziewczynę. Ach no tak światło, ale przecież panicznie boje się ciemności. Ale przecież gdy nie będzie wykrywany ruch światło samo się zgasi.
- Lou...Lou - cicho zawołałam psa, który od razu znalazł się koło mnie siedząc na kolanach
Przystawiłam palec do buzi, żeby wiedział że ma być cicho. Zdziwiony przekrzywił łebek, ale wreszcie ułożył się na kocu i położył łebek na swoich łapkach powoli zamykając swe oczka. Nachyliłam się jeszcze do dziewczyny i cmoknęłam ją w czoło i po chwili sama zamknęłam oczy.
[...]
Zostałam obudzona przez szczekanie psa. Niechętnie otworzyłam oczy i trochę zwyzywałam psa, ale przeproszę go później. Leżałam na podłodze...chwila musiałam skontaktować, co się działo wczoraj i dlaczego leże tu, a nie w łóżku. No tak, zaproponowałam Nanami nocleg, ta się zgodziła i obie zasnęłyśmy na podłodze. Mogłam iść do łóżka, ale wolałam spać przy swoim gościu. Przeciągnęłam się i ziewnęłam, a następnie spojrzałam w stronę gdzie powinna być Nanami, ale jej nie było. Zerwałam się szybko i zaczęłam biegać po pokoju szukając jej dosłownie wszędzie. Wbiegając do kuchni zauważyłam zwisającą rękę na szafce, omal nie dostałam zawału, skończyło się tylko na wywaleniu na ziemię i wesołym szczekaniu psa.
- Na-na-nami? - wydusiłam, a po chwili ręka się poruszyła i za góry szafki wyjrzał łebek dziewczyny
Rytmicznie poruszyła uszkami wpatrując się cały czas we mnie.
- O już wstałaś - powiedziawszy to zrobiła koci grzbiet w połowie, bo przeszkadzał jej sufit - Już do ciebie schodzę... - znalazła się tuż przede mną stojąc i biorąc z blatu szklankę z sokiem
Wpatrywałam się w nią z niedowierzaniem, oczy...a raczej oko musiało teraz wyglądać tak jak pięć złoty. Złapałam ją za kolano i przyciągnęłam do swojego policzka.
- Nanamiś! Nanamiś! Już się martwiłam, że sobie poszłaś! - powiedziałam kręcąc głową wtulając się w jej nogę
- Ania! Bo wyleję sok! - zawołała, ale tak jak powiedziała tak się stało
Wywaliłam ją na podłogę, a sok się rozlał na kafelki. Na szczęście mój żywy mop szybko zgarnął płyn językiem i do tego radośnie merdał ogonem mogą napić się soku. Przytuliłam mocno dziewczynę, a ta głośno westchnęła.
< Nanami? ^^ >
Od Izayii - C.D Abla
Izaya z delikatnym uśmiechem obserwował Abla jak i blondyna, cały czas
trzymając nóż sprężynowy przy gardle wysokiego, aktualnie głupio
wyglądającego bruneta. Kilka razy mocniej docisnął ostrze, tworząc kilka
małych ranek i z lubością zerkając na rubinowe kropelki krwi na
opalonej skórze. Z trudem powstrzymał się od zlizania czerwonej cieczy i
sprawdzenia jak smakuje.
- Wyglądasz apetycznie – nachylił się, chcąc wypowiedzieć te słowa prosto do ucha mężczyzny. Poczuł jak ten wzdryga się, czując przejeżdżający po szyi nożyk. Czerwonooki zaśmiał się cicho na tą reakcję.
Po chwili odsunął się od bruneta, wycierając ostrze o jego ubranie i chowając je do kieszeni. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, kiedy spojrzał na stojącego obok Abla, który wyglądał jakby nic się nie stało. Beztrosko zadał pytanie, uśmiechając się przy tym pogodnie. Orihara skinął głową, powoli zbierając się do wyjścia.
- Poszczęściło się wam. Do zobaczenia~! – zawołał wesoło brunet do dwójki mężczyzn, zanim razem z towarzyszem wyszedł na zewnątrz.
- To było imponujące, muszę przyznać. Kto by pomyślał, że możesz być taki groźny… Przypomnij mi, żebym starał się z Tobą nie zadzierać – powiedział do Abla, uśmiechając się pod nosem. Na ogół lubił droczyć się z ludźmi i testować ich umiejętności, jednak w tym wypadku nie miał ochoty mieć zmasakrowanej przez truciznę twarzy. Pistolety to jedno, natomiast tajemnicze substancje to już co innego. Zresztą osoba, która je tworzy może okazać się w przyszłości bardzo pomocna. Lepiej mieć ją po swojej stronie.
- Mówił Ci już ktoś, że to niegrzeczne, tak się ciągle komuś przyglądać? – zapytał w pewnym momencie niższy z siedemnastolatków. Od dziesięciu minut spacerowali ulicami, szukając jakiegoś dogodnego miejsca. Orihara prawie nie zwracał uwagi na otoczenie, bardziej interesowała go postać srebrnowłosego. Przez cały ten czas spuścił go z wzroku może ze trzy razy i tylko na parę sekund.
- Nie – odparł zgodnie z prawdą Izaya. – Rozpraszam Cię?
- Nie – mruknął Abel, odgarniając pojedyncze kosmyki z twarzy.
- Co powiesz na dach? – spytał brunet, patrząc na jeden z wysokich budynków. Podążył wzrokiem na schody alarmowe. Uwielbiał wysokości, więc zanim trafił do Rimear większość czasu spędzał w dobrych punktach obserwacyjnych, umieszczonych na szczytach budynków. Plus jest taki, że w każdej chwili można kogoś zepchnąć.
[ Abel? ]
- Wyglądasz apetycznie – nachylił się, chcąc wypowiedzieć te słowa prosto do ucha mężczyzny. Poczuł jak ten wzdryga się, czując przejeżdżający po szyi nożyk. Czerwonooki zaśmiał się cicho na tą reakcję.
Po chwili odsunął się od bruneta, wycierając ostrze o jego ubranie i chowając je do kieszeni. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, kiedy spojrzał na stojącego obok Abla, który wyglądał jakby nic się nie stało. Beztrosko zadał pytanie, uśmiechając się przy tym pogodnie. Orihara skinął głową, powoli zbierając się do wyjścia.
- Poszczęściło się wam. Do zobaczenia~! – zawołał wesoło brunet do dwójki mężczyzn, zanim razem z towarzyszem wyszedł na zewnątrz.
- To było imponujące, muszę przyznać. Kto by pomyślał, że możesz być taki groźny… Przypomnij mi, żebym starał się z Tobą nie zadzierać – powiedział do Abla, uśmiechając się pod nosem. Na ogół lubił droczyć się z ludźmi i testować ich umiejętności, jednak w tym wypadku nie miał ochoty mieć zmasakrowanej przez truciznę twarzy. Pistolety to jedno, natomiast tajemnicze substancje to już co innego. Zresztą osoba, która je tworzy może okazać się w przyszłości bardzo pomocna. Lepiej mieć ją po swojej stronie.
- Mówił Ci już ktoś, że to niegrzeczne, tak się ciągle komuś przyglądać? – zapytał w pewnym momencie niższy z siedemnastolatków. Od dziesięciu minut spacerowali ulicami, szukając jakiegoś dogodnego miejsca. Orihara prawie nie zwracał uwagi na otoczenie, bardziej interesowała go postać srebrnowłosego. Przez cały ten czas spuścił go z wzroku może ze trzy razy i tylko na parę sekund.
- Nie – odparł zgodnie z prawdą Izaya. – Rozpraszam Cię?
- Nie – mruknął Abel, odgarniając pojedyncze kosmyki z twarzy.
- Co powiesz na dach? – spytał brunet, patrząc na jeden z wysokich budynków. Podążył wzrokiem na schody alarmowe. Uwielbiał wysokości, więc zanim trafił do Rimear większość czasu spędzał w dobrych punktach obserwacyjnych, umieszczonych na szczytach budynków. Plus jest taki, że w każdej chwili można kogoś zepchnąć.
[ Abel? ]
Od Grimmjow'a
Upadam. Wokół mnie panuję ciemność, wykańczająca ciemność. Światła brak.
Pod nogami nie ma ani gruzu, ani pokropionej rosą trawy. Jedynie
nicość. Ciągle spadam, ale nie mam pojęcia dokąd. Zamykam oczy znużony i
powoli topię się we własnych myślach. Kreuję plan. Za chwilę upadnę, a
moje ciało roztrzaska się o podłoże na milion małych kawałków, niczym
lustro. Jedwabna biel moich szat, przejdzie w szkarłat. Śmierć zapewne
jest bardzo ciekawym doświadczeniem, którego nie zdążyłem jeszcze
doznać. To, jak tracę świadomość; czucie; jak moje myśli odchodzą w dal,
dając ukojenie. Upadłem - ale czułem ból, niczym przeszywające ostrze.
Znużony umrzeć chcę.
***
Znowu śnił mi się ten zamazany, zamglony obraz. To był trzeci raz w tym tygodniu. Miewam doprawdy dziwną wyobraźnię. Mój apartament mienił się w świetle księżyca, znowu zapomniałem zasłonić okiennic. Spojrzawszy na zegar, który wskazywał godzinę trzecią w nocy; przetarłem zaspane oczy. Moje pole widzenia było ograniczone, mimo to zdołałem dojść do umywalki. Przemyłem sobie twarz odświeżającą wodą i ujrzałem swe odbicie w lustrze. Grimmjow Jeagerjaquez, dupku - szepnąłem sobie w myślach, uśmiechając się szczodrze. Noc jest moją ulubioną porą, spacery w świetle księżyca pozwalają mi myśleć. Nie ma także tłumów, nie lubię ich. Preferuję sobie samotność. Z dłońmi w kieszeni, wyszedłem na zewnątrz. Poczułem miły, delikatny powiew na mojej skórze. Atmosfera była sprzyjająca, oddychanie więc o wiele łatwiejsze. Powoli krocząc krętymi ścieżkami, usłyszałem kogoś chód. Z pewnością należał do kobiety, był bardzo charakterystyczny. Zwykle właśnie tak kojarzyłem sobie stąpanie dam - delikatne, a zarazem pewne. Dzieliły nas metry; ja byłem na końcu ścieżki, ona zaś odwrócona i zakłopotana stała tyłem, wpatrując się w księżyc. Korzystając z tego, iż moje kroki były niesłyszalne, instynktownie do niej podchodziłem. Kobieta była wysoka, rzadko miałem okazję takie widzieć. Jej długie, niemalże białe włosy pięknie mieniły się w świetle księżyca, lekko falując na wietrze. Wydawałoby się, jak gdyby miała we włosach małe, lśniące kryształki.
- Panienka nie boi się tak wychodzić na noc? - szepnąłem jej do ucha, przybliżając się od tyłu. Lekko przejechałem dłonią po jej włosinkach. Dziewczyna się wzdrygnęła, bała się odwrócić w mą stronę.
W odpowiedzi usłyszałem tylko przełknięcie śliny. Podniosłem kącik ust, i powąchałem dziewczynę, w żółwim tempie rozkoszując się wonią. Perfumy miała delikatne, prawie ich nie wyczułem.
- Wiesz... Po zmierzchu w Rimear Center nie jest już tak bezpiecznie. Kręcą się różni zboczeńcy - wyszeptałem. - Ale mnie nie musisz się bać, skarbie. Obroniłbym cię.
Dziewczyna samym byciem mnie odrobinę pociągała. Od dawna nie spotkałem osoby, która potrafi zwrócić na siebie moją uwagę. Zauważyłem, że moja towarzyszka próbuję się odwrócić. Robiła to jednak tak nieudolnie, że ją wyręczyłem. Ujrzałem jej wielkie oczy, koloru głębi oceanu. Od razu mnie zauroczyły i nie potrafiłem odciągnąć od nich wzroku. Aż odwróciła głowę.
- Grimmjow - przedstawiłem się. - Chciałbym usłyszeć twoje imię.
Na twarzy kobiety malowało się zakłopotanie, rzekłbym, iż była wręcz zawstydzona. Mimo to, moja uwaga wciąż była skupiona na jej lapisowych oczach. Mą twarz przyozdabiał mały, sadystyczny uśmiech.
< Inoue Mitsui? >
***
Znowu śnił mi się ten zamazany, zamglony obraz. To był trzeci raz w tym tygodniu. Miewam doprawdy dziwną wyobraźnię. Mój apartament mienił się w świetle księżyca, znowu zapomniałem zasłonić okiennic. Spojrzawszy na zegar, który wskazywał godzinę trzecią w nocy; przetarłem zaspane oczy. Moje pole widzenia było ograniczone, mimo to zdołałem dojść do umywalki. Przemyłem sobie twarz odświeżającą wodą i ujrzałem swe odbicie w lustrze. Grimmjow Jeagerjaquez, dupku - szepnąłem sobie w myślach, uśmiechając się szczodrze. Noc jest moją ulubioną porą, spacery w świetle księżyca pozwalają mi myśleć. Nie ma także tłumów, nie lubię ich. Preferuję sobie samotność. Z dłońmi w kieszeni, wyszedłem na zewnątrz. Poczułem miły, delikatny powiew na mojej skórze. Atmosfera była sprzyjająca, oddychanie więc o wiele łatwiejsze. Powoli krocząc krętymi ścieżkami, usłyszałem kogoś chód. Z pewnością należał do kobiety, był bardzo charakterystyczny. Zwykle właśnie tak kojarzyłem sobie stąpanie dam - delikatne, a zarazem pewne. Dzieliły nas metry; ja byłem na końcu ścieżki, ona zaś odwrócona i zakłopotana stała tyłem, wpatrując się w księżyc. Korzystając z tego, iż moje kroki były niesłyszalne, instynktownie do niej podchodziłem. Kobieta była wysoka, rzadko miałem okazję takie widzieć. Jej długie, niemalże białe włosy pięknie mieniły się w świetle księżyca, lekko falując na wietrze. Wydawałoby się, jak gdyby miała we włosach małe, lśniące kryształki.
- Panienka nie boi się tak wychodzić na noc? - szepnąłem jej do ucha, przybliżając się od tyłu. Lekko przejechałem dłonią po jej włosinkach. Dziewczyna się wzdrygnęła, bała się odwrócić w mą stronę.
W odpowiedzi usłyszałem tylko przełknięcie śliny. Podniosłem kącik ust, i powąchałem dziewczynę, w żółwim tempie rozkoszując się wonią. Perfumy miała delikatne, prawie ich nie wyczułem.
- Wiesz... Po zmierzchu w Rimear Center nie jest już tak bezpiecznie. Kręcą się różni zboczeńcy - wyszeptałem. - Ale mnie nie musisz się bać, skarbie. Obroniłbym cię.
Dziewczyna samym byciem mnie odrobinę pociągała. Od dawna nie spotkałem osoby, która potrafi zwrócić na siebie moją uwagę. Zauważyłem, że moja towarzyszka próbuję się odwrócić. Robiła to jednak tak nieudolnie, że ją wyręczyłem. Ujrzałem jej wielkie oczy, koloru głębi oceanu. Od razu mnie zauroczyły i nie potrafiłem odciągnąć od nich wzroku. Aż odwróciła głowę.
- Grimmjow - przedstawiłem się. - Chciałbym usłyszeć twoje imię.
Na twarzy kobiety malowało się zakłopotanie, rzekłbym, iż była wręcz zawstydzona. Mimo to, moja uwaga wciąż była skupiona na jej lapisowych oczach. Mą twarz przyozdabiał mały, sadystyczny uśmiech.
< Inoue Mitsui? >
Od Neriel - C.D Mikaeli
- Hm... Gdzie ją znalazłam? Cóż, nie wiem jakim cudem, ale była w sobie w
buzi mojej siostry. - odparła, po czym pochyliła się lekko.
Chwilę przyglądała się blondynowi. Gdy odwrócił wzrok, ponownie dotknęła jego policzka. To chyba mu się nie spodobało, bo ponownie wycelował w Neriel ostrze katany. Kolorowa zrobiła zgrabny unik, po czym uśmiechnęła się szeroko.
- Mów mi Neriel bądź jeśli wolisz Nel-mówiąc to, skłoniła się sztucznie. - Ale jak ja mam na ciebie mówić... hm... A może Mikuś? Co ty na to? Albo nie, Bakuś! Nie, Milkuś, Miluś, Milka... - zaczęła wyliczać.
- Mika-przerwał jej chłopak. - Po prostu Mika-dodał po chwili, widząc zdziwioną minę dziewczyny.
Neriel zadumała się nieco.
- Jak tam chcesz, ale i tak Milka brzmi lepiej... - odparła lekko zawiedziona brakiem aprobaty ze strony blondyna.
Wykorzystując chwilę jego nieuwagi, Nel złapała go za policzki. Ten gwałtownie się wyrwał.
- Mówiłem, żebyś mnie nie dotykała!-warknął.
Dziewczyna nie mogła powstrzymać uśmiechu. Sekundę później wybuchła niepohamowanym śmiechem.
- Co cię tak bawi? - usłyszała.
- Ty... - wydukała przez łzy.
No dobra, dosyć tych żartów, pomyślała. Wyjęła z kieszeni małe lusterko i podała je chłopakowi. Zdziwiony spojrzał na swoje odbicie i zamarł. Nic dziwnego, Nel porządnie zabawiła się jego kosztem. Każde miejsce, które udało jej się dotknąć, zmieniło barwę, a że twarz Mikaeli została dźgnięta palcem wiele razy, stała się kolorowa niczym tęcza.
- Coś Ty mi zrobiła?!-krzyknął po kilku sekundach milczenia.
Dziewczyna widząc jego reakcję, uśmiechnęła się zawadiacko.
- Ja? Nic takiego, po prostu dodałam Ci nieco koloru! - odparła zupełnie poważnie.
Chłopak chwilę pocierał różnobarwną skórę, ale przestał, widząc, że nie przynosi to żadnych efektów. Neriel przyglądała się temu rozbawiona.
- Żadne mydło tego nie zmyje. To właśnie działanie mojej Arcany-powiedziała.
- A więc twoja Arcana zmienia kolory ludzkich twarzy? - odparł kąśliwie.
Nel uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- To tylko niewielka cząstka, rzekę bonus do prawdziwej mocy drzemiącej w ... - mówiąc to, utworzyła między dłońmi fizycznie namacalną tęczę.
<Mikuś? To maaaagia!>
Chwilę przyglądała się blondynowi. Gdy odwrócił wzrok, ponownie dotknęła jego policzka. To chyba mu się nie spodobało, bo ponownie wycelował w Neriel ostrze katany. Kolorowa zrobiła zgrabny unik, po czym uśmiechnęła się szeroko.
- Mów mi Neriel bądź jeśli wolisz Nel-mówiąc to, skłoniła się sztucznie. - Ale jak ja mam na ciebie mówić... hm... A może Mikuś? Co ty na to? Albo nie, Bakuś! Nie, Milkuś, Miluś, Milka... - zaczęła wyliczać.
- Mika-przerwał jej chłopak. - Po prostu Mika-dodał po chwili, widząc zdziwioną minę dziewczyny.
Neriel zadumała się nieco.
- Jak tam chcesz, ale i tak Milka brzmi lepiej... - odparła lekko zawiedziona brakiem aprobaty ze strony blondyna.
Wykorzystując chwilę jego nieuwagi, Nel złapała go za policzki. Ten gwałtownie się wyrwał.
- Mówiłem, żebyś mnie nie dotykała!-warknął.
Dziewczyna nie mogła powstrzymać uśmiechu. Sekundę później wybuchła niepohamowanym śmiechem.
- Co cię tak bawi? - usłyszała.
- Ty... - wydukała przez łzy.
No dobra, dosyć tych żartów, pomyślała. Wyjęła z kieszeni małe lusterko i podała je chłopakowi. Zdziwiony spojrzał na swoje odbicie i zamarł. Nic dziwnego, Nel porządnie zabawiła się jego kosztem. Każde miejsce, które udało jej się dotknąć, zmieniło barwę, a że twarz Mikaeli została dźgnięta palcem wiele razy, stała się kolorowa niczym tęcza.
- Coś Ty mi zrobiła?!-krzyknął po kilku sekundach milczenia.
Dziewczyna widząc jego reakcję, uśmiechnęła się zawadiacko.
- Ja? Nic takiego, po prostu dodałam Ci nieco koloru! - odparła zupełnie poważnie.
Chłopak chwilę pocierał różnobarwną skórę, ale przestał, widząc, że nie przynosi to żadnych efektów. Neriel przyglądała się temu rozbawiona.
- Żadne mydło tego nie zmyje. To właśnie działanie mojej Arcany-powiedziała.
- A więc twoja Arcana zmienia kolory ludzkich twarzy? - odparł kąśliwie.
Nel uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- To tylko niewielka cząstka, rzekę bonus do prawdziwej mocy drzemiącej w ... - mówiąc to, utworzyła między dłońmi fizycznie namacalną tęczę.
<Mikuś? To maaaagia!>
wtorek, 26 maja 2015
Od Bishie
Naprawdę się przeraziłam, gdyż nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Roztrzęsiona z otępieniem wpatrywałam się w swoje ręce. Tylko myśli kłębiło się w mojej głowie. Tyle pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Zakręciło mi się w głowie i upadłam na kolana. Zamknęłam oczy, nie zawracając uwagi na zaniepokojonego Mike'a. Usłyszałam, jak powolnym krokiem do mnie podchodzi. Wiedziałam, że sam się bał. W końcu kto by się tego spodziewał? Do tej pory byłam zupełnie normalna, a teraz zamierzają zamknąć mnie w jakiejś izolatce. Bałam się. Bałam się tego, co mnie tam czeka i czy zrobię tam za królika doświadczalnego.
- Mike... Dlaczego?
- N-nie wiem, Joker. J-jak...?? Cz-czemu oni ch-chcą Cię od nas za-zabrać?! - W jego oczach pojawiły się łzy. - Przecież nie jesteś Odmieńcem!
- Ale też nie jestem już normalna - spojrzałam mu w oczy.
- Jesteśmy w cyrku, nie ma tu normalnych ludzi.
- ...
- Ale i tak Cię kochamy, wiesz o tym, prawda?
- ...Tak, wiem.
[...]
Obudziłam się w jakimś apartamencie. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam swoje rzeczy. No tak, wspominali o tym, że będę mieć swój własny pokój. Wstałam z łóżka i się rozpakowałam. Marionette nie blefował, mówiąc że spakuje wszystko, co mi się naprawdę przyda. Po rozpakowaniu się opuściłam pomieszczenie, wcześniej zamykając za sobą drzwi. Musiałam pozwiedzać okolicę, by połapać się gdzie co się znajduje, jednak z moją słabą orientacją w terenie było to prawie niemożliwe. Potrzebny mi jakiś przewodnik. W tym też momencie zauważyłam kogoś.
(Ktoś?)
- Mike... Dlaczego?
- N-nie wiem, Joker. J-jak...?? Cz-czemu oni ch-chcą Cię od nas za-zabrać?! - W jego oczach pojawiły się łzy. - Przecież nie jesteś Odmieńcem!
- Ale też nie jestem już normalna - spojrzałam mu w oczy.
- Jesteśmy w cyrku, nie ma tu normalnych ludzi.
- ...
- Ale i tak Cię kochamy, wiesz o tym, prawda?
- ...Tak, wiem.
[...]
Obudziłam się w jakimś apartamencie. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam swoje rzeczy. No tak, wspominali o tym, że będę mieć swój własny pokój. Wstałam z łóżka i się rozpakowałam. Marionette nie blefował, mówiąc że spakuje wszystko, co mi się naprawdę przyda. Po rozpakowaniu się opuściłam pomieszczenie, wcześniej zamykając za sobą drzwi. Musiałam pozwiedzać okolicę, by połapać się gdzie co się znajduje, jednak z moją słabą orientacją w terenie było to prawie niemożliwe. Potrzebny mi jakiś przewodnik. W tym też momencie zauważyłam kogoś.
(Ktoś?)
Od Cinii - C.D Riuki'ego
No chyba zwariował. Niech nie oczekuje ode mnie, że powiem mu prosto z mostu, czy mam ochotę z nim pójść do łóżka, czy też nie. Skoro on nie jest w stanie wyznać swoich uczuć, niech nie oczekuje ode mnie niemożliwego. Prychnęłam i może troszkę niechętnie zeszłam z niego, starając się zejść z łóżka. Nie udało mi się to jednak, ponieważ chłopak złapał mnie za rękę. Z piskiem poleciałam na niego, a chłopak natychmiast objął mnie ramieniem tak, żebym nie miała nawet jak uciec. Czyli posuwa się aż tak daleko? Okej! Możemy se tak siedzieć nawet i dwa dni, wytrzymam przez ten czas bez całowania się z nim. A może jednak i nie… ale to przecież mało istotne. Poza tym jak on może bez skrępowania zadawać takie pytania? Kompletnie go nie rozumiem, peszy go zwykłe "Kocham Cię" a o takich rzeczach by nawijał? No idiota.
- No puszczaj że mnie w końcu - warknęłam starając się wyszarpać jednak bez żadnego efektu, skoro nie mogę tego zrobić nawet jeśli jest osłabiony, to nawet nie chcę sobie wyobrażać co by się teraz działo gdyby czuł się normalnie. - Sam przed chwilą przyznałeś się, że masz gorączkę! Nie będę z Tobą teraz rozmawiała o takich rzeczach…
- A potem będziesz? - zaśmiał się cicho - Co ci szkodzi pomówić o tym teraz.
Posłałam mu groźne spojrzenie szkoda, że on nie jest taki cwany i wygadany. No ale co zrobić.
- Kiedyś cię zabiję, właśnie tą poduszką - podniosłam jedną ręką poduszkę i przywaliłam nią chłopakowi w twarz.
Szybko zostałam przyszpilona twarzą do pościeli, Riuki wręcz teraz leżał na moich plecach, na tyle blisko żebym czuła na karku jeden oddech.
- Zgnieciesz mnie…
- To się może lepiej sprężaj?
Wstrętny Riuki, wypuściłam powietrze starając się jakoś wykaraskać.
- A da Ci to jakąś satysfakcję, jeśli powiem, że mam na Ciebie ochotę będąc w takiej pozycji?
- A masz? - przygryzł mi płatek ucha.
- Mam.
Riuki wreszcie pozwolił mi oddychać, tak więc podniosłam się i oparłam plecami o chłopaka. Dotknął moich ramion, a ja przekręciłam się na tyle, żebym mogła spojrzeć mu w oczy. I co teraz? Nie zasłużył sobie na nic, tym bardziej, że nie posiada żadnych zabezpieczeń…
- Będziesz tak siedziała i czekała aż zacznę Cię rozbierać? Nie pomyliłaś się troszkę?
- A co ja mam Cię rozebrać? - zaśmiałam się
Riuki wzruszył ramionami jakby obojętny na to wszystko. Wstrętna cholera. W sumie to nie byłoby takie trudne i tak od pasa w górę nie miał na sobie nic. Teraz pozostawało jedynie zdjąć resztę… chociaż o czym ja w ogóle myślę!? Ostatecznie jednak pokusa zwyciężyła i moja łapka powędrowała tam gdzie nie powinna, zaciskając się na kroczu chłopaka. Kątem oka zauważyłam delikatny rumieniec, wpływający na jego twarz. To wszystko tylko motywowało mnie do dalszych działań. Kiedy chłopak został tylko w samych bokserkach, przejechałam palcami po brzuchu chłopaka, zjeżdżając w dół ale zatrzymując się jeszcze kilka centymetrów od bokserek.
(Riuki? Mosz Paulina, nie ma gwałtów ale siem ciesz.)
Od Riuki'ego - C.D Cinii
Odsunąłem sie dosłownie na kilka centymetrów od dziewczyny
tylko po to żeby dokładnie przyjrzeć się jej twarzy i wybuchnąć głośnym
śmiechem. Jakie to dziewczę jest głupie. Dopiero teraz zakumałem o co jej tak
naprawdę chodziło.
-Cinia… - dotknąłem swojego czoła i odgarnąłem z niego
długie szare włosy.- To przez ciebie … - dotknąłem palcem wskazującym jej nosa.-
Chciałem się wtedy odsunąć to mi nie pozwoliłaś, a dobrze wiedziałaś, że
zaraz..
-Przymknij się, głupi Riuki. – prychnęła robiąc się calutka
czerwona. Ah co za głuptasek. Gada do mnie, ze nie chciałaby zaliczyć wpadki, a
przecież to tylko i wyłącznie dzięki niej tak to się wczoraj potoczyło. – Po za
tym pytałam poważnie o tych zabezpieczeniach… Matole. Musisz zaspokajać te
swoje dzikie żądze…
-Moje ? – zachichotałem – Czy może raczej twojej twoje… -
dokończyłem i wtedy też delikatnie przygryzłem płatek jej ucha – To ty mnie
wiecznie do tego prowokowałaś, i nadal to robisz. Czekasz aż się nie
powstrzymam.. tak samo było wczoraj…. Jesteś straszną cwaniarą.
-Zamilcz no ! – pociągnęła mnie do siebie tak mocno, że aby
na nią nie upaść musiałem podeprzeć się obiema rękoma po obu stronach jej
głowy. – Debilu, wiesz, że mnie to zawsty… - zanim zdążyła powiedzieć schyliłem
się i delikatnie przygryzłem jej dolną wargę. Znowu usłyszałem to ciche
mruknięcie co mnie strasznie nakręcało. Boże… jak to rozpracuje to nie będę
miał spokoju. – Po za tym nie odpowiedziałeś na moje wcześniejsze pytania ! Jak
mi nie odpowiesz to nie będzie żadnego całowania… ! – prychnęła i momentalnie
mnie od siebie odsunęła. Heh.. tak chce się bawić ? No okey.
-Heee.. dobrze. Ja wytrzymam bez całowania, przytulania i
dotykania…. A ty ? Dasz radę, Cinia ? – wyszczerzyłem swoje białe ząbki w zabójczym
uśmiechu. Ta tylko przygryzła ze zdenerwowania swoją dolną wargę po czym dmuchnęła
mi w twarz. – A co do twojego pytania, to nie mam zabezpieczeń… aż tak bardzo
chciałabyś to zrobić, znowu ? – zaśmiałem się. Nic więcej nie zdążyłem zrobić
bo ta mała pchła zdenerwowała się i tym razem przewróciła mnie na plecy i
usiadła na mnie okrakiem. – Nie zapominaj, że mam gorączkę. – pokazałem jej
język i puściłem oczko, co jeszcze bardziej ją wkurzyło. Oparła łapki na moim
torsie i przez chwile tak nimi błądziła. Wypuściłem gwałtownie powietrze z
cichym sykiem kiedy przyszczypnęła moją skórę. Pochyliła się delikatnie nade
mną, ale kiedy już chciała się zbliżyć, powstrzymałem ją. – No dalej Cinia…
przyznaj się. Chcesz to znowu zrobić… ? Albo nie… powiedz im czego chcesz.
Jeśli mi nie powiesz to nie pozwolę ci się całować… - zachichotałem głupio.
Tylko tak w końcu się do tego przyzna…
( Cinia ?)
Od Cinii - C.D Riuki'ego
Pisnęłam cicho zaskoczona nagłym zachowaniem chłopaka. Chociaż najwyraźniej starał się być niezwykle delikatny, ukłucie i tak troszkę zabolało. Podkuliłam nogi, ocierając się nimi o bok chłopaka. Jeszcze jakiś czas temu Riuki protestował, że tego nie zrobi a teraz co? Sam się na mnie rzucił, idiota. Ma szczęście, że go kocham, gdyby tak nie było już leżałby na łóżku jak długi ze złamanym nosem. Ponieważ jakiś czas już minął a chłopak nadal nie odrywał się ode mnie, zaczęło dochodzić do mnie dosyć dziwne uczucie. Z jednej strony było to powolne wycieńczenie ze straty krwi, a z drugiej przez moją Arcanę przybywająca siła. Dwa zupełnie różne odczucia mieszając się ze sobą, były w stanie nie jednokrotnie zawrócić w głowie. Było to tak przyjemne doświadczenie… a równocześnie niebezpieczne. Jeśli straciłabym zbyt dużo krwi, mogłabym wpaść w niekontrolowany szał. Już chciałam dotknąć karku chłopaka, dając mu do zrozumienia, że wystarczy jednak on jalby czytając mi w myślach, odsunął się ode mnie (mam nadzieję, że nie posiada takiej umiejętności XD).
- Żyjesz jeszcze? - zapytał ocierając sobie kciukiem kąciki ust
- Nie widać? Specjalnie to zrobiłeś, żebym nie miała sił uciec z łóżka? - pokazałam mu język
Chłopak cicho prychnął jednak w jego oczach można było dostrzec malutki błysk, który wszystko zdradził. Jezu czy jego "męskie potrzeby" naprawdę nie zostały zaspokojone? Podparłam się rękoma i podniosłam się na tyle na ile mogłam, gdyż Riuki nadal był nade mną.
- Połóż się wreszcie…
- Nie - rzucił i pchnął mnie tak, że znowu upadłam na łóżko - Nie pozwolę Ci wstać.
Posłałam mu poddenerwowane spojrzenie, które go najwyraźniej rozśmieszyło bo nachylił się jeszcze bardziej w moim kierunku. Kiedy był już dosyć blisko, uniosłam rękę i pstryknęłam go w nos. Chłopak błyskawicznie złapał mnie za rękę, tym razem to ja zaczęłam się śmiać. Znowu się podniosłam, jednak tym razem po to, żeby dosięgnąć do jego ust. Wpiłam się w nie cicho mrucząc. Przez chwilę ocierałam swój język o jego język, dopóki Riuki się nie odsunął. Westchnęłam jakby niezadowolona z tego, że tak szybko to zakończył. Widząc moją minę, Riuki przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować miejsce w które przed chwilą się wgryzł. Ponownie mruknęłam, przenosząc dłonie na jego tors, powoli zjeżdżając niżej.
- Co robisz? - zapytał na sekundę odrywając się od robienia malinki
- Pozostaje Ci tylko się domyślać Yukiś - zachichotałam - Hmm w razie czego, jesteś w posiadaniu zabezpieczenia prawda?
- Czyli?
Idiota, to niezręczne gadać o czymś takim a co dopiero powtarzać to po raz drugi. Westchnęłam, jednak nie do końca wiem czy ze zrezygnowania, czy z rozkoszy kiedy Riuki całował moją skórę.
- Wczoraj trochę głupio postąpiliśmy… nie chciałabym zaliczyć "wpadki" - powiedziałam cicho lekko się rumieniąc
(Riuki?)
Od Kuroshinju - C.D Rene
Ignorując go zaczęłam zwiedzać jego pokój. Niczym się specjalnie nie różnił od mojego, no może ułożeniem mebli i innych rzeczy. Ziewnęłam po czym odwróciłam się w stronę chłopaczka, który stał tak w moim ciele z zirytowaną miną.
- Głucha jesteś?! Oddawaj moje ciało! - krzyknął i znów znalazł się koło mnie kopiąc w nogę
- Jesteś irytujący. Nie umiesz czerpać radości z zamienienia się ciałami - prychnęłam głaszcząc się po włosach
No tak, teraz mam takie krótkie i wychamrane włoski. Spokój duszy moim długim czarnym. Chłopak walnął się ręką w twarz, oj inni jakoś tak wielkiego problemu o zamianę ciałami nie robili. Aż tak naprawdę się martwi o to co zrobię w jego ciele? Akurat specjalnie nie ma czym się zamartwiać, zaraz mu oddam jego ciałko tylko się jeszcze podroczę. Zasiadłam na sofie dając nogę na nogę i zaczęłam się kołysać. Byłam właśnie mordowana przez jego wzrok.
- Och no dobra oddam ci ciało, ale daj mi jeszcze pięć minut! Tak w ogóle jak się nazywasz? Ja Kuroshinju - zamrugałam kilka razy
Chłopak oparł się o sofę i wbił we mnie moje bordowe oczka.
- Rene
- Ej Rene, jak mnie złapiesz to ci oddam ciało! - zawołałam i zanim cokolwiek zdołał powiedzieć wybiegłam z jego pokoju, no gdybyśmy zostali dłużej zamienieni ciałami to bym sobie jego pokój zawłaszczyła hehe
Podskakiwałam niczym mała dziewczynka, co będąc w jego ciele musiało dziwacznie wyglądać. Trochę mu reputację popsuję, ale trudno. Najpierw robić, potem myśleć. Zjechałam po barierce i wybiegając z budynku popędziłam prosto przed siebie śmiejąc się i dalej podskakując. Po skończonym biegu wdrapałam się na jedną z gałęzi i wypatrywałam kolegi. Minuta, więcej minut...wreszcie raczył się pokazać i do tego dyszał.
- Kiepsko z kontuzją? No łap mnie! - zaczęłam się kołysać, niestety musiałam się puścić z gałęzi i zaryłam twarzą na beton tuż przed swymi budkami
< Rene? Ratuj swe ciało>
No tak, teraz mam takie krótkie i wychamrane włoski. Spokój duszy moim długim czarnym. Chłopak walnął się ręką w twarz, oj inni jakoś tak wielkiego problemu o zamianę ciałami nie robili. Aż tak naprawdę się martwi o to co zrobię w jego ciele? Akurat specjalnie nie ma czym się zamartwiać, zaraz mu oddam jego ciałko tylko się jeszcze podroczę. Zasiadłam na sofie dając nogę na nogę i zaczęłam się kołysać. Byłam właśnie mordowana przez jego wzrok.
- Och no dobra oddam ci ciało, ale daj mi jeszcze pięć minut! Tak w ogóle jak się nazywasz? Ja Kuroshinju - zamrugałam kilka razy
Chłopak oparł się o sofę i wbił we mnie moje bordowe oczka.
- Rene
- Ej Rene, jak mnie złapiesz to ci oddam ciało! - zawołałam i zanim cokolwiek zdołał powiedzieć wybiegłam z jego pokoju, no gdybyśmy zostali dłużej zamienieni ciałami to bym sobie jego pokój zawłaszczyła hehe
Podskakiwałam niczym mała dziewczynka, co będąc w jego ciele musiało dziwacznie wyglądać. Trochę mu reputację popsuję, ale trudno. Najpierw robić, potem myśleć. Zjechałam po barierce i wybiegając z budynku popędziłam prosto przed siebie śmiejąc się i dalej podskakując. Po skończonym biegu wdrapałam się na jedną z gałęzi i wypatrywałam kolegi. Minuta, więcej minut...wreszcie raczył się pokazać i do tego dyszał.
- Kiepsko z kontuzją? No łap mnie! - zaczęłam się kołysać, niestety musiałam się puścić z gałęzi i zaryłam twarzą na beton tuż przed swymi budkami
< Rene? Ratuj swe ciało>
Od Levi'a - C.D Akiry
- Wiesz... Biorąc pod uwagę twoją aktualną postruę, to wątpię, by miało to nastąpić w najbliższym czasie - odparłem od niechcenia. - Jak do tej pory sobie jakoś radę dawałem, nie korzystając z pomocy osób trzecich - mruknąłem pod nosem, ignorując jej osobę.
- Wiesz, Faficzek, jest wiele rzeczy, o których jeszcze nie wiesz. Przestań choć na chwilę być takim sknerusem i pozwól mi choć na obecną metę wykonać swoją pracę. - Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na mnie wyczekująco.
Odgarnąłem sobie kosmyk włosów z czoła, po czym znów na nią niechętnie zerknąłem. Tak, dzisiaj na pewno nie mam zamiaru marnować resztek swoich sił na takich słabeuszy. Nie wyglądała także na taką, co by zaraz miała zacząć mnie irytować swoim zachowaniem. Zastanowiłem się jeszcze dwa razy i tylko cicho westchnąłem, nie ze zrezygnowania tylko z braku tej siły, by trzymać na swoim. Ostatecznie już przystałem na jej propozycję.
- Wszystko mi jedno.
- No, nie przypuszczałam, że się zgodzisz tak łatwo - przyznała i posłała mi delikatny uśmiech. - Jednak widzę, że nawet takie oschłe dupki jak Ty mają w sobie jeszcze coś z człowieka.
Patrzyłem na nią pusto. Przez głowę przeleciało mi niechciane wspomnienie.
~~~Retrospekcja (narrator 3 osobowy)~~~
#Był to dosyć deszczowy dzień, gdzie wiatr przybierał na sile, lecz była to odpowiednia pora, by sprawdzić zaradność żołnierzy "Skrzydeł Wolności". Erwin z podziwem patrzył, jak brunet, niczym orzeł, z gracją "przecina powietrze". Niebyła mu zła mgła, która spowiła cały kampus. Znużone spojówki zetknęły się z parą niebieskich, które zdumione wpatrywały się w niego bez końca. Po chwili młody Ackerman poszybował wyżej i wykonując jeden szybki, precyzyjny cios przecinając trzy żelazne kolumny, które zaraz z hukiem wylądowały na mokrym podłożu. Nawet w takim dniu, jego skuteczność pozostawała bez zmian. Osiemnastoletni szarooki szybko zaimponował swojemu kapitanowi, a z dnia na dzień reputacja w jego oczach wzrastała w zaskakującym tempie. W pewnej chwili coś poszło nie tak i sprzęt do trójwymiarowego manewru młodej Petry uległ zepsuciu. Obleciał ją nagły strach... strach przed śmiercią. Zacisnęła powieki i czekała na moment, w którym miał ogarnąć ją nieprzenikliwy ból, lecz ku jej zdziwieniu nic się takiego nie stało, a poczuła jak wokół jej talli owinęła się para dwóch silnych ramion. Zaraz otworzyła oczy i zobaczyła obiekt swoich westchnień, który ją intensywnie obserwował. Trudno było odczytać jej, jaki wyraz twarzy musi mieć w tej chwili jej kapral, ze względu na pogodę, jednak była pewna, że wciąż są w powietrzu. Brunet zaraz znalazł się na ziemi i postawił rudowłosą na własne nogi. Teraz mogła dostrzec zmartwione spojrzenie, jakim obdarzył jej niższą posturę.
- Mogłaś się zabić, idiotko! - warknął.
- Prze-przepraszam, heichou (z jap. 'kapralu). Nawet nie zauważyłam, jak w pewnym momencie uprząż do 3WM ulega zniszczeniu. N-naprawdę przepraszam!
Poczuła jak momentalnie do oczu napływają jej łzy. Czy naprawdę kapral zezłościć się z tego powodu, iż się o nią martwił? Naprawdę jej na nim zależało?
- To nie twoja wina. - Nie słyszała, by młody brunet zrobił jakikolwiek krok w jej stronę, a mimo to zdołała poczuć jego ciepły oddech, który pieszczotliwie drażnił jej płatek uszny. - Dobrze, że nic Ci nie jest. - i w tym momencie ją przytulił.
Nie mogła uwierzyć w to, co teraz ją spotkało. Teraz do niej dotarło, że to co mówią o Levi'u jest bzdurą. Jest w nim więcej człowieczeństwa niż w żadnym innym człowieku, którego poznała.
- Oni nie mają racji, heichou. Jest w Tobie więcej z człowieka niż z dzikiej zwierzyny. Aktualnie masz uczucia, a to czyni z Ciebie pełnoprawnego człowieka.
Szepnęła cicho, co prawda brunet nie zmienił swojej pozycji, lecz w głębi jego poharatanego serca, jakoś zdołały się ulokować.
-Dziękuję.#
~~~Koniec retrospekcji~~~
Kto by pomyślał, że te słowa zostaną do dzisiaj ze mną, Petra? Zawsze wiedziałaś, jak mnie złamać, ale co doprowadziło do tego, że stałaś się dla mnie tak ważna? Sam już nie wiem... Może to-
- Faficzek? - przekrzywiła głowę w bok.
Momentalnie wróciłem do rzeczywistości.
- Tch. Dzięki, bachorze. - Zmusiłem się na to, by kąciki moich ust lekko uniosły się ku górze w praktycznie niewidocznym uśmiechu, który zagościł na mojej twarzy. - Ruszaj dupsko. Chcę to mieć już za sobą.
(Akira?)
- Wiesz, Faficzek, jest wiele rzeczy, o których jeszcze nie wiesz. Przestań choć na chwilę być takim sknerusem i pozwól mi choć na obecną metę wykonać swoją pracę. - Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na mnie wyczekująco.
Odgarnąłem sobie kosmyk włosów z czoła, po czym znów na nią niechętnie zerknąłem. Tak, dzisiaj na pewno nie mam zamiaru marnować resztek swoich sił na takich słabeuszy. Nie wyglądała także na taką, co by zaraz miała zacząć mnie irytować swoim zachowaniem. Zastanowiłem się jeszcze dwa razy i tylko cicho westchnąłem, nie ze zrezygnowania tylko z braku tej siły, by trzymać na swoim. Ostatecznie już przystałem na jej propozycję.
- Wszystko mi jedno.
- No, nie przypuszczałam, że się zgodzisz tak łatwo - przyznała i posłała mi delikatny uśmiech. - Jednak widzę, że nawet takie oschłe dupki jak Ty mają w sobie jeszcze coś z człowieka.
Patrzyłem na nią pusto. Przez głowę przeleciało mi niechciane wspomnienie.
~~~Retrospekcja (narrator 3 osobowy)~~~
#Był to dosyć deszczowy dzień, gdzie wiatr przybierał na sile, lecz była to odpowiednia pora, by sprawdzić zaradność żołnierzy "Skrzydeł Wolności". Erwin z podziwem patrzył, jak brunet, niczym orzeł, z gracją "przecina powietrze". Niebyła mu zła mgła, która spowiła cały kampus. Znużone spojówki zetknęły się z parą niebieskich, które zdumione wpatrywały się w niego bez końca. Po chwili młody Ackerman poszybował wyżej i wykonując jeden szybki, precyzyjny cios przecinając trzy żelazne kolumny, które zaraz z hukiem wylądowały na mokrym podłożu. Nawet w takim dniu, jego skuteczność pozostawała bez zmian. Osiemnastoletni szarooki szybko zaimponował swojemu kapitanowi, a z dnia na dzień reputacja w jego oczach wzrastała w zaskakującym tempie. W pewnej chwili coś poszło nie tak i sprzęt do trójwymiarowego manewru młodej Petry uległ zepsuciu. Obleciał ją nagły strach... strach przed śmiercią. Zacisnęła powieki i czekała na moment, w którym miał ogarnąć ją nieprzenikliwy ból, lecz ku jej zdziwieniu nic się takiego nie stało, a poczuła jak wokół jej talli owinęła się para dwóch silnych ramion. Zaraz otworzyła oczy i zobaczyła obiekt swoich westchnień, który ją intensywnie obserwował. Trudno było odczytać jej, jaki wyraz twarzy musi mieć w tej chwili jej kapral, ze względu na pogodę, jednak była pewna, że wciąż są w powietrzu. Brunet zaraz znalazł się na ziemi i postawił rudowłosą na własne nogi. Teraz mogła dostrzec zmartwione spojrzenie, jakim obdarzył jej niższą posturę.
- Mogłaś się zabić, idiotko! - warknął.
- Prze-przepraszam, heichou (z jap. 'kapralu). Nawet nie zauważyłam, jak w pewnym momencie uprząż do 3WM ulega zniszczeniu. N-naprawdę przepraszam!
Poczuła jak momentalnie do oczu napływają jej łzy. Czy naprawdę kapral zezłościć się z tego powodu, iż się o nią martwił? Naprawdę jej na nim zależało?
- To nie twoja wina. - Nie słyszała, by młody brunet zrobił jakikolwiek krok w jej stronę, a mimo to zdołała poczuć jego ciepły oddech, który pieszczotliwie drażnił jej płatek uszny. - Dobrze, że nic Ci nie jest. - i w tym momencie ją przytulił.
Nie mogła uwierzyć w to, co teraz ją spotkało. Teraz do niej dotarło, że to co mówią o Levi'u jest bzdurą. Jest w nim więcej człowieczeństwa niż w żadnym innym człowieku, którego poznała.
- Oni nie mają racji, heichou. Jest w Tobie więcej z człowieka niż z dzikiej zwierzyny. Aktualnie masz uczucia, a to czyni z Ciebie pełnoprawnego człowieka.
Szepnęła cicho, co prawda brunet nie zmienił swojej pozycji, lecz w głębi jego poharatanego serca, jakoś zdołały się ulokować.
-Dziękuję.#
~~~Koniec retrospekcji~~~
Kto by pomyślał, że te słowa zostaną do dzisiaj ze mną, Petra? Zawsze wiedziałaś, jak mnie złamać, ale co doprowadziło do tego, że stałaś się dla mnie tak ważna? Sam już nie wiem... Może to-
- Faficzek? - przekrzywiła głowę w bok.
Momentalnie wróciłem do rzeczywistości.
- Tch. Dzięki, bachorze. - Zmusiłem się na to, by kąciki moich ust lekko uniosły się ku górze w praktycznie niewidocznym uśmiechu, który zagościł na mojej twarzy. - Ruszaj dupsko. Chcę to mieć już za sobą.
(Akira?)
Od Nanami - C.D Ani
Zostać na noc? ANIA jest pierwszą osobą, która mi to proponuje... Nigdy się nie spotkałam z taką propozycją, więc pomyślałam dłuższą chwilkę. W sumie przyjemnie mi się z nią siedziało, ale czy powinnam zostawać? Wyglądało na to, że chciałaby, abym była z nią jeszcze trochę.
- Jeśli chcesz... - odpowiedziałam trochę niepewnie.
Moja nowa znajoma OD RAZU mnie bardzo mocno przytuliła, a ja się w nią wtuliłam.
- Bardzo się cieszę - powiedziała cicho, ale nie dało się ukryć, że była zadowolona.
Ja też się cieszyłam, ale z innego powodu, a mianowicie z tego, że Ania się cieszy. Zwykle nikomu nie sprawiam radości, a szczególnie tyle, co jej. Poza tym bardzo lubiłam być przytulana, dlatego zaczęłam cichutko mruczeć, a wokół nas skakał piesek Ani. Po chwili przestałyśmy.
- Nikt nie był dla mnie tak miły, jak ty... - powiedziałam z nutką radości w głosie.
- Naprawdę? - zapytała z niedowierzaniem.
- Tak, częściej ludzie mnie unikają jeśli nie wytykają palcami, mało kto mnie lubi... Długo by opowiadać... - powiedziałam trochę ciszej i poważniej.
- A dlaczego?
- Nie wiem... Może to dlatego, że różnię się od reszty...
- Ale jesteś słodkim kotkiem i człowiekiem - pogłaskała mnie, a ja zamruczałam. - Uważam, że to dobre połączenie.
- Cieszę się - uśmiechnęłam się.
Od dawna tak fajnej osoby nie spotkałam, jeżeli kiedykolwiek, a jeśli pamiętam dobrze, to Ania jest pierwsza. Bardzo lubiłam, gdy się ze mną bawiła podobnie, jak z prawdziwym kotem. A jeśli chodzi o Lou... Też lubiłam tego pieska. Był pierwszym psem, który mnie nie pogryzł ani nie był wobec mnie agresywny. Gdy podszedł do mnie, usiadłam obok niego na podłodze, pogłaskałam go, a ten zaszczekał przyjaźnie. Milutkie zwierzątko, naprawdę byłam zaskoczona tym, że nic mi nie chciał zrobić. Pobawiłam się z nim jeszcze chwilę, kiedy zachciało mi się spać. Ziewnęłam, po czym przeniosłam się do kąta pokoju i zwinęłam się w kulkę.
- Nanami, chce ci się spać? - zapytała podchodząc do mnie.
Pokiwałam głową twierdząco.
<Ania?>
- Jeśli chcesz... - odpowiedziałam trochę niepewnie.
Moja nowa znajoma OD RAZU mnie bardzo mocno przytuliła, a ja się w nią wtuliłam.
- Bardzo się cieszę - powiedziała cicho, ale nie dało się ukryć, że była zadowolona.
Ja też się cieszyłam, ale z innego powodu, a mianowicie z tego, że Ania się cieszy. Zwykle nikomu nie sprawiam radości, a szczególnie tyle, co jej. Poza tym bardzo lubiłam być przytulana, dlatego zaczęłam cichutko mruczeć, a wokół nas skakał piesek Ani. Po chwili przestałyśmy.
- Nikt nie był dla mnie tak miły, jak ty... - powiedziałam z nutką radości w głosie.
- Naprawdę? - zapytała z niedowierzaniem.
- Tak, częściej ludzie mnie unikają jeśli nie wytykają palcami, mało kto mnie lubi... Długo by opowiadać... - powiedziałam trochę ciszej i poważniej.
- A dlaczego?
- Nie wiem... Może to dlatego, że różnię się od reszty...
- Ale jesteś słodkim kotkiem i człowiekiem - pogłaskała mnie, a ja zamruczałam. - Uważam, że to dobre połączenie.
- Cieszę się - uśmiechnęłam się.
Od dawna tak fajnej osoby nie spotkałam, jeżeli kiedykolwiek, a jeśli pamiętam dobrze, to Ania jest pierwsza. Bardzo lubiłam, gdy się ze mną bawiła podobnie, jak z prawdziwym kotem. A jeśli chodzi o Lou... Też lubiłam tego pieska. Był pierwszym psem, który mnie nie pogryzł ani nie był wobec mnie agresywny. Gdy podszedł do mnie, usiadłam obok niego na podłodze, pogłaskałam go, a ten zaszczekał przyjaźnie. Milutkie zwierzątko, naprawdę byłam zaskoczona tym, że nic mi nie chciał zrobić. Pobawiłam się z nim jeszcze chwilę, kiedy zachciało mi się spać. Ziewnęłam, po czym przeniosłam się do kąta pokoju i zwinęłam się w kulkę.
- Nanami, chce ci się spać? - zapytała podchodząc do mnie.
Pokiwałam głową twierdząco.
<Ania?>
Od Akiry - C.D Fafika (Levi'a)
Ja to chyba wiecznie trafiać będę na jakichś dziwolągów. Jak
nie jakiś aspołeczny gnojek, to drugi aspołeczny gnojek, który ma jakąś dziwną
manię na punkcie swojego „wolnego” czasu. Dobrze, że jednak mam zdolność
porozumiewania się z każdym jednym człowiekiem. Usiadłam sobie grzecznie koło
nowo poznanego pana i przyjrzałam mu się.
-Czego ty ode mnie chcesz, ba…
-Jejku jejku, zawsze jesteś taki ponury ? Leeevii….- chan ? –
zachichotałam, ale gdy ten zmierzył mnie wzrokiem od razu spoważniałam. –
Dlaczego uważasz, że kontaktowanie się z innymi to strata czasu ?
-Ponieważ, wnerwiają mnie ich rozweselone ryje… - warknął
zupełnie mnie ignorując i odwracając wzrok.
-Pfy. To nie będę się śmiała.. – mruknęłam i od tego momentu
starałam hamować uśmiech. -
- I co myślisz, że dzięki temu zmienię swoje poglądy ?
-Nie. Myślę, że wtedy przestaniesz się arogancko czepiać. –
wzruszyłam ramionami. Wstałam z miejsca i zaraz znalazłam się tuż przed
chłopakiem. Zmierzyłam go wzrokiem od stóp do głów. Przystojniak z niego marny
no, ale nie powinnam narzekać.
- Co tak na mnie patrzysz bachorze ? – prychnął i w tym
momencie właśnie oto ja złapałam go za łapkę i pociągnęłam za sobą. – Gdzie mnie
ciągniesz no… puszczaj !
-Nie. – pokazałam mu język i wcale nie zamierzałam robić
tego co mi każe. Wyrywał się, szarpał, próbował robić wszystko, ale cos średnio
mu szło, bo kiedy tylko go puściłam, za chwilę chwytałam go w innym miejscu. –
Słabo ci idzie Fafik. Jak jesteś tak bojowy to możemy się zmierzyć.
-FAFIK !?
-No…. Jak ty możesz do mnie mówić bachorze. To ja będę do
ciebie mówić Fafik.
-Pokazać ci gdzie twoje miejsce… -warknął widocznie
poirytowany.
-Jak wolisz. I tak przegram, więc „szkoda twojego czasu” –
przewróciłam oczkami po czym ponownie wyciągnęłam do niego rączkę – No chodź… „kapitanie”-
puściłam mu oczko. Nadal nie chciał ulec. W sumie to tez nie dziwiłam się.
Widać było, ze jest uparty jak osioł. – No dawaj. Przecież cie nie zgwałcę.
Pokaże ci ośrodek.
( Levi ? Rozwiń jakoś bo ja nie umiem xD I nie waż się tego
psuć bo dobrze mi idzie ! xD)
Od Levi'a - C.D Akiry
Siedziałem przy biurku i ze znudzeniem oglądałem zdjęcie ze swoim starym składem. Nie wiem czemu, Erwin podrzucił mi je do rzeczy. Dobrze wiedział, jak nacisk kładłem na wszystko, co było powiązane z moją przeszłością. Przecież od opuszczenia laboratorium nie miewam już ataków, bynajmniej pojawiają się one sporadycznie. Czyżby aż tak mi nie ufał? Dosyć możliwie ze względu na to, iż ostatni atak miałem stosunkowo niedawno z jakieś dwa miesiące wstecz. Aktywują się niezależenie ode mnie samego w losowych przedziałach czasowych. Nie mam kompletnego pojęcia, co oni ze mną zrobili, ale nie dam się kontrolować przez coś, co siedzi we mnie samym. Szybko wróciłem do rzeczywistości i odłożyłem fotografię na swoje miejsce. Wziąłem łyk herbaty, pogryzając przy tym holenderskimi (Tak, ten kapral lubi jeść ciastka xd). Złożyłem stertę świstków zawadzających mi biurko i schowałem je do szuflady. Po skonsumowaniu całej przekąski, od razu przystąpiłem do mycia naczyń, nie zostawiając żadnego zabrudzenia. Przed wyjściem również się trochę ogarnąłem. Wyszedłem z apartamentu, zamykając za sobą drzwi na klucz. Jakoś teraz bardziej wolę przebywać na zewnątrz niż mieć do czynienia ze smrodem, który wszak znikąd potrafił opętać moje mieszkanie. Dzisiaj jakoś nie czułem się na siłach, by konfrontować się z kimkolwiek z powodu kilku nieprzespanych nocy. Cud, że jeszcze świadomie potrafiłem kontaktować ze światem zewnętrznym.
- Dam głowę, że jesteś nowy. Pierwszy raz widzę tu tak śliczną buźkę. - Odwróciłem się w stronę mojej rozmówczyni, jak mniemam po głosie i posłałem jej spojrzenie całkowicie wyprane z emocji. - I taką obojętną.
- Czego chcesz, bachorze? - uniosłem jedną brew.
- Musisz być taki wyniosły? Ech... To nawet się już przywitać nie można. Czy ten ośrodek jest już całkowicie oblężony przez takich gburów, jak Ty? - spytała sceptycznie.
- Tch. Nie odpowiedziałaś mi na moje pytanie.
- Jak nie? Powiedziałam przecież, że chcę powiedzieć zwykłe "cześć".
- ...A jakiś bardziej sensowny powód, dla którego marnujesz mój czas, bachorze?
Ona tylko w odpowiedzi zmarszczyła brwi i posłała mi wyzywające spojrzenie, po czym się delikatnie uśmiechnęła. Odruchowo przekręciłem oczami. Miałem dość rozweselonych ryjów, jak na jeden dzień.
- Jestem Akira, a pan zakapior jak się wabi?
Tu mnie nieźle zaskoczyłam, jednak moja twarz nie dała się zmusić nawet na najdrobniejsze oznaki zaskoczenia. Wciąż pozostawała niewzruszona.
- ...Levi. - odpowiedziałem oschle.
(Akira?)
- Dam głowę, że jesteś nowy. Pierwszy raz widzę tu tak śliczną buźkę. - Odwróciłem się w stronę mojej rozmówczyni, jak mniemam po głosie i posłałem jej spojrzenie całkowicie wyprane z emocji. - I taką obojętną.
- Czego chcesz, bachorze? - uniosłem jedną brew.
- Musisz być taki wyniosły? Ech... To nawet się już przywitać nie można. Czy ten ośrodek jest już całkowicie oblężony przez takich gburów, jak Ty? - spytała sceptycznie.
- Tch. Nie odpowiedziałaś mi na moje pytanie.
- Jak nie? Powiedziałam przecież, że chcę powiedzieć zwykłe "cześć".
- ...A jakiś bardziej sensowny powód, dla którego marnujesz mój czas, bachorze?
Ona tylko w odpowiedzi zmarszczyła brwi i posłała mi wyzywające spojrzenie, po czym się delikatnie uśmiechnęła. Odruchowo przekręciłem oczami. Miałem dość rozweselonych ryjów, jak na jeden dzień.
- Jestem Akira, a pan zakapior jak się wabi?
Tu mnie nieźle zaskoczyłam, jednak moja twarz nie dała się zmusić nawet na najdrobniejsze oznaki zaskoczenia. Wciąż pozostawała niewzruszona.
- ...Levi. - odpowiedziałem oschle.
(Akira?)
poniedziałek, 25 maja 2015
Od Levi'a - C.D Yuriko
- Tch. Widok twojego r*ja przyprawia mnie o mdłości, bachorze. - W odpowiedzi dostałem tylko pogardliwy uśmieszek z jej strony.
Moja przestrzeń osobista jest czymś, co stoi u mnie na najwyższym podium i żadnemu kundlowi nie pozwolę przekroczyć tej granicy, a na pewno nie komuś takiemu, jak ona. Poirytowany tą całą sytuacją tylko pomasowałem sobie brwi i spojrzałem znów na tego wypłosza. Nie miałem się zamiaru teraz z nią targować, gdy miałem inne sprawy na głowie, takie jak dostarczenie formularza do biura.
- Coś nagle taki cichy się zrobił? Przed chwilą byłeś gotowy oddać wszystko, by pozbawić mnie życia, a teraz?
Mówiąc to, przyglądała mi się ze złośliwym uśmieszkiem, próbując uchwycić każdą możliwą ekspresję na mojej twarzy, jakby w nadziei, ze jakakolwiek miałaby tam w ogóle zagościć. Momentalnie rozbiłem jej chore marzenia, ukazując swój niezmienny, stoicki wyraz twarzy.
- Mam inne zmartwienia na głowie - Odwróciłem się napięcie. - I jednym z nich na pewno nie jesteś ty. - dodałem, nim zdążyła powiedzieć cokolwiek.
Jak na przekór ona wciąż za mną łaziła. Poczułem się momentalnie bezradny, ale odrzuciłem to uczucie tak szybko, jak tylko zdążyło się pojawić. U mnie niema czegoś takiego. Każdego psa da się wytresować, tylko każdy z nich reaguje inaczej. Ona jest ciężkim przypadkiem schizofrenika z niewykrytym jeszcze zespołem DOWNA. Po załatwieniu roboty papierkowej, dostałem pozwolenie na opuszczenie Rimear w celu wypełnienia misji, o której mówił Erwin. Później poszedłem do kafeterii wraz z tym koczkodanem siedzącym mi na ogonie. Zamówiłem Earl Grey, jakoś ta herbata podchodziła mi najlepiej oraz croissanta. Po zajęciu stoliku, spojrzałem na dziewczynę, która tym razem była skupiona zabawą widelcem, który leżał obok.
- Oi, bachorze. - zwróciłem się w jej stronę, studiując ją znużonym spojrzeniem. Podniosła wzrok w moją stronę. - Imię.
- Yuriko. - odpowiedziała z uśmiechem. - Czemu tak nagle zainteresowałeś się moim imieniem? - spytała, podpierając podbródek o lewą dłoń.
- Muszę wiedzieć, jak nazywa się kundel, którego zamierzam wytresować.
- Raz mnie katujesz i grozisz, że zabijesz przy następnym spotkaniu, a teraz zachowujesz się jak gdyby nic się nie stało. Zupełnie cię nie rozumiem. Z resztą ciebie, jaki i twojego zachowania.
- Nie staram się, aby ludzie zrozumieli intencje moich czynów. Ludzie ich nigdy nie zrozumieją i nie ma w tym żadnej niesprawiedliwości. Bo sprawiedliwości to pościg za chimerą, która jest wewnętrzną sprzecznością.
- ...Huh, co? Jaka "chimera"? Wewnętrzne co?"
- Nie rozumiesz, to nie pytaj, bo tylko w niezrozumiały sposób jestem w stanie jeszcze funkcjonować na tej planecie.
(Yuriko?)
Moja przestrzeń osobista jest czymś, co stoi u mnie na najwyższym podium i żadnemu kundlowi nie pozwolę przekroczyć tej granicy, a na pewno nie komuś takiemu, jak ona. Poirytowany tą całą sytuacją tylko pomasowałem sobie brwi i spojrzałem znów na tego wypłosza. Nie miałem się zamiaru teraz z nią targować, gdy miałem inne sprawy na głowie, takie jak dostarczenie formularza do biura.
- Coś nagle taki cichy się zrobił? Przed chwilą byłeś gotowy oddać wszystko, by pozbawić mnie życia, a teraz?
Mówiąc to, przyglądała mi się ze złośliwym uśmieszkiem, próbując uchwycić każdą możliwą ekspresję na mojej twarzy, jakby w nadziei, ze jakakolwiek miałaby tam w ogóle zagościć. Momentalnie rozbiłem jej chore marzenia, ukazując swój niezmienny, stoicki wyraz twarzy.
- Mam inne zmartwienia na głowie - Odwróciłem się napięcie. - I jednym z nich na pewno nie jesteś ty. - dodałem, nim zdążyła powiedzieć cokolwiek.
Jak na przekór ona wciąż za mną łaziła. Poczułem się momentalnie bezradny, ale odrzuciłem to uczucie tak szybko, jak tylko zdążyło się pojawić. U mnie niema czegoś takiego. Każdego psa da się wytresować, tylko każdy z nich reaguje inaczej. Ona jest ciężkim przypadkiem schizofrenika z niewykrytym jeszcze zespołem DOWNA. Po załatwieniu roboty papierkowej, dostałem pozwolenie na opuszczenie Rimear w celu wypełnienia misji, o której mówił Erwin. Później poszedłem do kafeterii wraz z tym koczkodanem siedzącym mi na ogonie. Zamówiłem Earl Grey, jakoś ta herbata podchodziła mi najlepiej oraz croissanta. Po zajęciu stoliku, spojrzałem na dziewczynę, która tym razem była skupiona zabawą widelcem, który leżał obok.
- Oi, bachorze. - zwróciłem się w jej stronę, studiując ją znużonym spojrzeniem. Podniosła wzrok w moją stronę. - Imię.
- Yuriko. - odpowiedziała z uśmiechem. - Czemu tak nagle zainteresowałeś się moim imieniem? - spytała, podpierając podbródek o lewą dłoń.
- Muszę wiedzieć, jak nazywa się kundel, którego zamierzam wytresować.
- Raz mnie katujesz i grozisz, że zabijesz przy następnym spotkaniu, a teraz zachowujesz się jak gdyby nic się nie stało. Zupełnie cię nie rozumiem. Z resztą ciebie, jaki i twojego zachowania.
- Nie staram się, aby ludzie zrozumieli intencje moich czynów. Ludzie ich nigdy nie zrozumieją i nie ma w tym żadnej niesprawiedliwości. Bo sprawiedliwości to pościg za chimerą, która jest wewnętrzną sprzecznością.
- ...Huh, co? Jaka "chimera"? Wewnętrzne co?"
- Nie rozumiesz, to nie pytaj, bo tylko w niezrozumiały sposób jestem w stanie jeszcze funkcjonować na tej planecie.
(Yuriko?)
Subskrybuj:
Posty (Atom)