Och, Mary. Wiedziałem, że nie poszła daleko. W sumie cieszyłem się jej widokiem, może za tą uroczą twarzyczką kryję się destrukcyjne monstrum? Tak czy siak: omijanie ciosów nie wychodziło nam na dobre. Mieliśmy trzy osoby, a one były tylko dwie. Przewaga liczebna przede wszystkim, chyba, że wtrąci się nam jakaś mega dobra Sigma. Teraz pole bitwy należało już tylko do nas.
- Panienki - gwizdnąłem, byśmy schowali się na chwilę za wielką altaną. Nasze przeciwniczki były za nią. Wciąż ich pociski uderzały z wielką mocą o budowlę, lekko ją krusząc.
- Co ty wyrabiasz? - szepnęła Akira, kucnęliśmy na zamoczonej trawie.
- W takim tempie nic nie zdziałamy, nie mamy planu - parsknąłem, rozluźniając rękojeść w dłoni. Wraz ze wzdychnięciem uniosłem lekko głowę, dziewczynki za zarośniętą altaną były nieustępliwe. I mi kończyła się cierpliwość.
- Może zaatakujemy z paru stron? - zasugerowała Mary, miała oczy dookoła głowy.
- Dobry pomysł - Akira pokiwała głową. - Ja wyskoczę z prawej - spojrzała na małą ruinę, która stanowiła idealną bazę. Choć lekko martwiłem się o obruszony gruz.
- Dobra, to Mary w odwrotną stronę, a ja się zabawię z nimi tutaj - zacisnąłem pięść lewej dłoni.
- Którą bierzesz?
- Z podziałem na rolę? Nie znam ich umiejętności, dlatego po prostu bronimy siebie nawzajem. Trzeba się przygotować na najgorsze - westchnąłem. - Nie mamy przy sobie kapitana, więc zdajemy się na siebie. Nie dajcie się zdjąć - dodałem.
- I ty też - szybkim tonem przyłączyła Akira.
- Spokojna głowa, raczej wolałbym, byście wy ocalały - wzruszyłem ramionami.
Przełknąłem ślinę i zrobiłem krok do przodu, jednak nie miałem jeszcze na głowie Teamu trzeciego. Dopiero po chwili usłyszałem dzierżący głos jednej przeciwniczki, zapewne tej z pistoletem. Myślały, że zapadliśmy się pod ziemie; zapewne. Nic bardziej mylnego.
Wyplułem ślinę w postaci małej kulki w kierunku wody i chwyciłem za otrzymany miecz. Oręża dotknąłem wolną dłonią, jadąc lekko po powierzchni. A nagle gwałtownie zakończyłem ruch. W powietrzu stanął duży, gęsty i niebieski dym. W tym momencie Akira i Mary ulotniły się z miejsca pobytu. Moje zęby stały się postrzępione i ostre, ręce zamieniły się w czarne pazury, a nogi w czarne, szponiaste łapy. Wyrósł mi smukły, podobny do bicza ogon dłuższy niż moje ciało. Włosy stały się bujne i sięgały aż do kostek. Znaki obok oczu powiększyły się i połączyły z typowymi, kocimi uszami. Moje ubranie zmieniło się na biały segmentowy pancerz. Z przedramion i łydek wyrosły mi ostrza.
- No dalej, długo mamy jeszcze czekać, aż wyjdziecie? - parsknęła jedna z nich. Nie chciało mi się ich teraz rozróżniać, bo wrogowie to wrogowie, inny Team. A moim zadaniem było wziąć udział w eliminacjach.
- Nie pieprz tyle, kochanie - zrobiłem szeroki, dla wielu psychiczny uśmiech, i zaatakowałem z niesamowitą prędkością, przy okazji aktywując Animal efficiency i Shunpo. Na poczekaniu w kończynach miałem już Descorrer. Można było powiedzieć, że byłem przygotowany i zaangażowany do walki w stu procentach. Wiedziałem, na czym stoję i na czym polega mój byt. Po wyskoczeniu w Resurrección, od razu popędziłem na jedną z przeciwniczek. Zwinnie udało mi się uniknąć jej ciosów, które przypominały nieco pokaz karate. Miała siłę, ale ja też nie byłem słaby, bo czułem się w pełni. Gdy obie skierowały swoją uwagę na mnie, postanowiłem, że czas na obszarowy cios. Martwiłem się tylko, że Akira i Mary nie zjawią się na czas. Dziewczyny z teamu trzeciego były już w powietrzu, chcąc skoczyć, a ja użyłem Fal dźwiękowych. Miały duży zasięg i były praktycznie nie do uniknięcia. Moje przeciwniczki wraz z siłą wiatru poszybowały, lądując twardo i rozbijając się na ruinach. Jednak sam straciłem dużo energii. Mam nadzieję, że ten atak w ogóle coś zdziałał. Otrzymałem parę obrażeń na skutek śrutów, ale to nic wielkiego. Pancerz był dość wytrzymały.
< Akira? Inoue? Mary? Yuriko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz