Nie
odpowiedziałem na pytanie, choć nie dlatego, że nie chciałem. Po prostu nie
byłem w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Kiwnąłem jedynie szybko głową z
aprobatą, po czym zakryłem jej zaciśniętą na krawędzi wanny dłoń swoją własną.
Przeniosłem wzrok zapłakanych oczu na smutne oblicze Vanilli, aby zaraz potem
podnieść się z klęczków i raz jeszcze cicho szepnąć pod nosem „Będę czekał na
zewnątrz. Zawołaj mnie, kiedy tylko będziesz czegoś potrzebować.” W chwili
obecnej opuszczenie łazienki i zostawienie Sigmie nieco przestrzeni wydawało
się najodpowiedniejszym krokiem z mojej strony. Być może znowu zachowałem się
jak tchórzliwy, niedoświadczony małolat, ale inaczej niestety reagować nie
potrafiłem. Przed samymi drzwiami mocno zawahałem się przed wyjściem, ale
świadomość tego, że Atshushi myśli, iż nie chcę jej już nigdy więcej dotykać, a
tym bardziej chociażby na nią patrzeć, mnie samego przyprawiło o nieprzyjemne
uczucie. Prędzej czy później sama kazałaby mi stąd wyjść, tak więc ostatecznie
zdecydowałem się na zrobienie tego samowolnie.
Ledwo
spocząłem na kanapie, a moich uszu dobiegł dźwięk schodzącej w dół klamki. Zza
drzwi wyłoniła się drobna sylwetka blondynki z włosami sięgającymi prawie do
podłogi. Patrzyłem na nią jak zaczarowany – w jednej minucie przestałem płakać.
Jej widok wciąż oczarowywał mnie w taki sam sposób jak jeszcze na samym
początku. Otrząsnąłem się dopiero parę długich sekund później, pośpiesznie
przypominając sobie o prośbie dziewczyny. Czym prędzej zszedłem, nie...
zeskoczyłem z siedziska i dwoma, wielkimi susami podszedłem do ukochanej. Bez
zbędnych słów zamknąłem ją w swoich objęciach, ciało miała niezwykle ciepłe z
powodu gorącej wody, jaką niedawno opuściła. Oparłem głowę na jej ramieniu,
wlepiając tępy wzrok piękących od płaczu, czerwonych tęczówek na przestrzeń
przed sobą. Mógłbym przepraszać do końca swoich dni, ale sam powoli zaczynałem
wątpić w prawdziwość własnych słów. Szanse na poprawę oraz ujrzamienie furii
spowodowanej Arcaną wydawały się praktycznie zerowe i właśnie ten fakt
załamywał mnie najbardziej. Nie ważne jak ciężko bym pracował nad naprawą
łączących nas relacji, wszystko ponownie zawali się wraz z nową falą gniewu.
Przeklnąłem w myślach, zaciskając zęby tak mocno, że aż poczułem coś podobnego
do bólu głowy.
-
Vanilla... – szepnąłem, orientując się jak długo tkwimy w jednej pozycji - Naprawde nie chcę, aby raniło cię samo
spojrzenie w moją stronę. Tylko powiedz, jeżeli nie będziesz chciała, wtedy po
prostu sobie...
- Jesteś idiotą, Heaven – odparła zaciskając palce na
materiale mojej koszulki – Nie chcę, żebyś sobie poszedł. Chcę, żebyś zrozumiał.
- Rozumiem swój błąd, ale...
- Nie robisz nic, żeby go naprawić. O ile to w ogóle
możliwe... – ostatnie zdanie wypowiedziała prawie niedosłyszalnie, lecz mimo
wszystko zdołałem zrozumieć jego treść – Po tym co powiedziałeś każdy ruch z
twojej strony sprawia mi ból. Słowa ranią bardziej niż czyny: doskonale o tym
wiesz i wiedziałeś, wygarniając mi w twarz co o mnie myślisz, uniemożliwiając
choćby wytłumaczenie ci, że nie zrobiłam nic złego. Nigdy bym cię nie
zdradziła, ani ty mnie także. Przynajmniej mam taką nadzieję.
- Oczywiście, że nigdy tym nawet nie pomyślał, żeby to
zrobić.
- Dlaczego więc pomyślałeś w taki sposób o mnie?
Już rozwarłem usta, aby coś odrzec, jednak zauważając,
iż nie potrafię udzielić żadnej odpowiedz na pytanie, natychmiast je zamknąłem.
Uparcie szukałem jakiegokolwiek wytłumaczenia w ogarniętym pustką umyśle,
jednak bezskutecznie. Tego się po prostu nie dało wyjaśnić, należałem do ludzi
najpierw robiących, a potem myślących, ale ta uwaga jeszcze bardziej
zniechęciłabym Vanille do mojej osoby (co z tego, że od dawna o tym szczególiku
wiedziała).
- Ja... sam nie wiem... Nie myślałem nad tym co mówię –
podrapałem się nerwowo po karku, jednocześnie słysząc jak idiotycznie
zabrzmiała owa wypowiedź
- A powinieneń zacząć, wiesz? W ten sposób ranisz
tylko siebie i wszystkich dookoła.
Częściowo nie miałem pojęcia do czego właściwie
zmierza. Ona już nawet nie była zła: myślę, że bardziej potwornie zawiedziona,
może załamana. Uwalniając się z mojego uścisku, zaczęła wolnym krokiem krążyć
po całym apartamencie, sunąc wzrokiem po czym popadnie, byle nie na mojej
sylwetce. Czułem się dziwnie wiedząc, iż robi to świadomie – zrozumiałem co
znaczyło wyrażenie „Nie chcę na ciebie patrzeć” wychodzące wtedy z moich ust.
Coś strasznego...
- Wiem o tym. Dlatego nie mam pojęcia co robić, aby to
się już nie powtórzyło.
Słysząc to, niespodziewanie odwróciła głowę w moją
stronę. Sprawiała wrażenie szczególnie nad czymś zamyślonej, nie mogłem jednak
wyczytać zupełnie niczego z wyrazu jej twarzy. Po prostu stała na drugim końcu
pomieszczenia, trwając w totalnych bezruchu. Przypatrywaliśmy się sobie
nawzajem niczym dzieci nie będące pewnym czy aby na pewno chcą być w jednej
parze. Już nie starałem się tłumaczyć, jedyne co mogłem teraz zrobić to czekać
na ostateczną decyzję ze strony Vanilli. Cokolwiek zrobi, uszanuję to, ale
nigdy nie pogodze się z faktem, że jej przy mnie nie ma... Dlatego jeśli
odejdzie, będę podążał za nią do ostatniego oddechu. Na koniec świata i jeszcze dalej.
< Vanilla?>
< Vanilla?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz