Nie mogę przyznać, że wylałem na nią kawę zupełnie
przypadkiem. Bywam bardzo mściwy, nie ważne czy to chłop, baba czy dziecko.
Zemsta to zemsta nie zależnie, kto mi wyrządził krzywdę. W sumie można
powiedzieć, że w tym momencie zachowałem się jak taki 15-letni szczeniak. Dzieci
się bawią i wylewają na siebie kawusię. No brawa dla nas. No, ale nic. Wyprostowałem
się z delikatnym uśmieszkiem i stanąwszy do niej bokiem położyłem sobie rączkę
na karku.
-To był taki swego rodzaju rewanż? – zapytała starając się
wytrzeć plamę na jej mundurku. Parsknąłem śmiechem słysząc to jakże trafne
pytanie. Powiedziałbym, że było to bardziej stwierdzenie.
-W sumie. Może to nazwać jak tam sobie chcesz. Oczywiście
nie sugeruje, że wcześnie zrobiłaś to specjalnie. – wzruszyłem ramionami –
Wiesz… ja bardzo chętnie pomogę ci się przebrać. – wyszczerzyłem ząbki idąc w
stronę kuchni. No przecież ktoś to musi powycierać, prawda? Jakoś nie widzę
siebie w roli seksownej pokojówki, a tym bardziej kogoś kto będzie leciał ze
ścierą po całym mieszkaniu. Ja jednak nie mogę mieszkać sam, bez żadnej kobiety
bo dostanę na łep.
-Ha ha… bardzo śmieszne. Mi jednak się wydaje, że doskonale
dam sobie radę sama. – wstała, zarzuciła czarnymi włosami i ruszyła w stronę
wyjścia.
-Już mnie panienka opuszcza? – zachichotałem, jedna ona już
nawet nie spojrzała w moją stronę. O matko jak mi przykro. Obraziła się? Nie
nooo… chyba mi tego nie zrobi, prawda? Już mniej rozbawiony zerknąłem w stronę
mokrej kanapy, oraz resztek kawy, które skapywały powolutku na drewnianą
podłogę. W powietrzu unosił się delikatny zapach czarnej, świeżo parzonej kawy.
Eh… wydaje mi się, że będę go jeszcze czuł przynajmniej przez tydzień jak nie
więcej.
~~~Pół godziny później~~~
Udało mi się w końcu uporać z ta wielka plamą. Nie wiem komu
bardziej zrobiłem na złość. Sobie, czy jej. Ona tylko wrzuci ten swój mundurek
do pralki i będzie po kłopocie, a ja musiałem… latać z mopem, jak perfekcyjna
pani domu. Kida i perfekcyjna pani domu.
To mógłby być niezły nagłówek. Po prostu przyciągnął by tłumy i przy okazji
nigdy więcej nie zasmakowałbym normalnego życia. Jakby spojrzeć na to z innej
strony to ja w stroju takiej sprzątaczki… nie! STOP! O czym ja w ogóle myślę!?
Potrząsnąłem głową z nadzieją, ze zaraz pozbędę się tych wszystkich durnych i
jednocześnie sprośnych myśli. W tym samym czasie kiedy zamierzałem już odstawić
narzędzie swojej pracy: zadzwonił telefon.
-Moshi Mo…. [jap. halo/słucham]– nawet nie zdążyłem
dokończyć bo po drugiej stronie usłyszałem zdenerwowany głos jakiejś… pani?
No.. jestem pewien, ze to laska, bo rzadko spotyka się faceta z tak melodyjnym
głosem. Nakrzyczała na mnie i powiedziała, że jakie 45 minut temu miałem się
zjawić w biurze. Ah no tak… jak sobie teraz o tym przypomnę to miałem zobaczyć
te wszystkie potencjalnie dobre, a jednak delikatnie niedoskonałe Arcany. Oho.
To będzie się działo. Przez całe 7 minut udawałem, że ją słucham, a potem
najzwyczajniej w wiecie powiedziałem, że „już tam pędzę”. W ślimaczym tempie
ubrałem buty i otworzyłem drzwi. Wolniej się nie dało, serio. Jak na złość
kiedy wychodziłem znowu zderzyłem się… no patrzcie, patrzcie… z Kanoe. Za nim
jednak jej pupa zetknęła się z podłożem złapałem ja za nadgarstek i pociągnąłem
w swoją stronę.
-Zastanawiam się czy na miejscu byłoby teraz powiedzenie „Lecisz
na mnie”, czy bardziej „Lecisz na podłogę”. – wyszczerzyłem się i jednocześnie
ciągnąć w kierunku biura.
-Gdzie ty mnie znowu ciągniesz… - lekko zirytowana co zdążyłem
zauważyć, ale i tak dosyć spokojnie na to zareagowała.
-Pójdziesz ze mną. Musze mieć jaką obstawę przecież. –
puściłem jej oczko. No tak. Na pewno mi się taka zwykła, naturalna Arcana
przyda w walce z 4 już nieco wyspecjalizowany Arcan. W większego wała nie
mogłem jej zrobić. – Jak będą mnie atakować, to będziesz mnie bronić jak
swojego pana, dobrze piesku?
-Zaraz zarobisz w zęby..
-Uprzedzam, że u mnie nie istnieje taka zasada jak „Kobiet się
nie bije” – powiedziałem przezornie unosząc paluszek wskazujący ku górze. Coś
tam jeszcze marudziła, ale już nie specjalnie ją słuchałem. Po prostu szedłem
przed siebie. Wparowałem do biura gdzie znajdowali się już wszyscy, których
(nie)chciałem widzieć.
-O… macie swojego pana spóźnialskiego. – powiedziała pani
naukowiec jak przypuszczam, była to ta sama, która nawrzeszczała na mnie przez
telefon. – A teraz zostawiam was w jego rękach. – powiedziała i wyszła.
Wyparowała, dokładnie tak jakby wiedziała co tutaj się szykuje. Wypuściłem
tylko powietrze z ust i za raz usiadłem za biurkiem. Yuuko usiadła sobie gdzieś
tam niedaleko ich i warknęła delikatnie już podenerwowana. No wcale jej się nie
dziwię. Tez bym był gdyby ona coś takiego odwaliła. Wziąłem jakieś grube pospinane
papiery do reki i zacząłem je przeglądać.
-Ciekawe życie mieliście no nie powiem…. – wzrok przeniosłem
teraz na każdego z nich po kolei. Żaden się nie odzywał jednak jeden miał cały
czas tajemniczy uśmiech na twarzy. Może chociaż z jednym się dogadam. – Ależ wy
rozmowni. Jak tak będziecie ze mną obficie rozmawiać to życia wam nie starczy.
-Ale nuda… myślałem, że coś ciekawszego się będzie działo. –
Koleś dosyć dobrze zbudowany, z szarymi włosami i czerwonymi tęczówkami… no
tak. Wstał i już miał złapać za klamkę od drzwi kiedy to niechcący.. poślizgnął się na śliskiej nawierzchni (JA WCALE
NIE MACZAŁEMW TYM PALCEM!). Wylądował na
dupce z takim hukiem, że przez chwilę myślałem, że coś mu się połamało. Reszta –
choć nie powiem wydawali się ponurzy – wybuchła śmiechem. O nie.. taka
kompromitacja. I co? Teraz mi pogrozi laserami w oczach?
-Jesteś Heaven, co? – podparłem się na łokciach o biurko i
przekrzywiłem główkę. – Uprzedzili mnie, że będziesz stwarzał nie lada problemy
pączusiu, ale uwierz mi, że ja się nie będę z Toba cackał jak cała reszta
naukowców. – nadal siedział na podłodze,
ale patrzył na mnie tak jakby mnie zaraz miał zabić. Oho. Nie odzywa się.
Czyżby respekt?
-Delty i Sigmy to takie wredne stworzenia…. Wszyscy myślicie,
ze jesteście niepokonani? Omicron zmiótł by was jednym…
-Z tego co wiem to twoja laska jest Sigmą. Nie wiem czy
byłaby zadowolona, gdyby to usłyszała. – No tak. Niby Naukowcy to tylko ludzie
a jednak widzą więcej i moa więcej niż przeciętna Arcana. – A tak między nami
to może mi ją kiedyś pożyczysz? – schyliłem się na tyle by szepnąć mu właśnie
to na uszko. Mało nie wyszedł z siebie. Jak zobaczyłem ten piękny błysk w jego
oczach to normalnie zacząłem się bać (hah… żart). Wstał (chociaż się chwiał jak
po dużej dawce alko) i stanął jak gdyby miał mnie zaraz rozszarpać.
-Kretynie… - tym razem chyba nieco bardziej rozgarnięty podniósł
się i przytrzymał go kiedy już miał zrobić krok w moją stronę. –On cie
prowokuje…. – westchnął i tym samym
jakby go trochę uspokoił.
-Heee…? Szkoda miałbym niezły ubaw… - wzruszyłem ramionami
kiedy już wszyscy sobie ładnie usiedli. – Ale i tak chciałbym zobaczyć wasze
umiejętności. Może ktoś chętny na pierwsze porządne lanie dupska?
( Chłopaczki, lub… Lady?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz