Vanilla kazała mi spać i spróbować zasnąć, ale
oczywistym było, że dokonanie tego graniczy teraz z cudem. Wierciłem się
niespokonie z boku na bok i chociaż dziewczyna w żadnym wypadku nie reagowała
na ruch z mojej strony to doskonale wiedziałem, że ona również ma problemy ze
snem. Ba, nie zdziwiłbym się gdyby tej nocy w ogóle nie zmrużyła oka. Po raz
kolejny dopadły mnie ogromne, wręcz przytłaczające wyrzuty sumienia. Sam byłem
zmęczony swoim zachowaniem i byciem skończonym hujem... Lecz na każdym razem
starając się uczynić coś dobrze jedynie pogarszałem sytuację, nie mówiąc już o
osobach trzecich wcale mi tego nie ułatwiających. No może z wyjątkiem Riuki’ego,
w końcu to on kazał mi się wziąć w garść i pokazać, iż jestem mężczyzną (za którego
i tak mnie nie uważał) a nie głupim dzieckiem w wieku przedszkolnym. Z drugiej
jednak strony niesamowicie się cieszyłem z wybaczenia blondynki i choć
wypowiedziała te słowa na głos to w głeboko w środku czułem, że nie uczyniła
tego do końca, a powód jest jak najbardziej oczywisty. Żal oraz wielki smutek
nadal unosiły się nad jej delikatnym ciałem niczym nieodwołalna klątwa: nie
mogłem nawet przyczynić się do jej zniknięcia, ponieważ sam byłem jej
powodem... Mój bezbłędny wzrok zdołał dostrzec w całkowitym mroku jej trzęsące
się ramiona. Nie mogąc już dłużej wytrzymać postanowiłem wykonać mały krok
naprzód – odróciłem się w stronę Sigmy, niezwykle ostrożnie obejmując ją rękami
w pasie i odczekując krótką chwilkę jakbym niemo prosił o pozwolenie. Nie
otrzymując żadnej odpowiedzi, kontynuowałem swoje poczyniania, przywierając do
niej resztą ciała w taki sposób, jakbym sam jeden chciał odgrodzić ją od złych
myśli. Zamknąłem oczy, chowając twarz w długich, kremowych włosach Atshushi. Ku
mojemu zdziwieniu oddech Vanilli trochę się uspokoił, a małe dłonie dziewczyny
przykryły te moje. Nic nie mówiłem, zdążyłem się zorientować jak bardzo słowa
wychodzące z moich ust potrafią pogorszyć sytuację czy od nowa zepsuć coś co
właśnie zdążyło się jako tako naprawić.
„Chciałbym umieć chronić cię przed samym sobą i już nigdy
więcej nie uczynić ci żadnej krzywdy...” – nieprzerwanie powtarzałem to zdanie
w głowie, żałośnie łudząc się, iż może wreszcie okaże się ono prawdą i kiedyś
posiądę ową umiejętność.
Moim największym marzeniem było ponownie zobaczyć jej
uśmiech, nawet ten prawie niezauważalny, ale szczery. Wywołany szczerą
radością, a nie bezsilnością. Minimalnie wzmocniłem uścisk, składając jeden ciepły
pocałunek na karku Vanilli. Kiedy chciałem na chwilę się odsunąć, ta
niespodziewanie przytrzymała mnie, zatrzymując przy sobie.
- Heaven... – szepnęła cichutko, ledwo dosłyszalnie –
Nie odsuwaj się ode mnie. Proszę... zostań tutaj obok mnie.
Te słowa zszokowały mnie jak nic innego, byłem
przekonany, iż moje towarzystwo jedynie jej zawadza. Nikłe ciepło wypełniło
mnie całego, mimo beznadziejnej sytuacji poczułem pewnego rodzaju ulgę i małą
nadzieję na polepszenie naszych wspólnych relacji. Nie poruszyłem się już
więcej, rozkoszowałem się każdą, najmniejszą chwilą przebywania obok Sigmy.
- Jak się czujesz? – zapytałem po chwili milczenia,
podczas której jedynym dźwiękiem okazały się być jedynie nasze zsynchronizowane
oddechy.
Wiedziałem, że zadając owe pytanie popełniam niemaly
błąd, mimo wszystko chciałem pozanć odpowiedź nawet ją znająć, aby całkiem się
upewnić.
- A jak twoim zdaniem niby mam się czuć? Mogę ci zapewnić,
że na pewno nie mam ochoty skakać z radości. Twoje zachowanie wciąż pozostawia
wiele do życzenia i sam dobrze wiesz, że nie wszystko będzie znów do samego
końca w całkowitym porządku. Ale wiesz co? Postanowiłam dać Ci jeszcze tą
prawdziwą, ostatnią szansę. Niektóre osoby najwyraźniej potrzebują ich więcej
niż tylko trzy czy cztery razy. Zwłaszcza, kiedy się je kocha bardzo mocno...
Kiwnąłem głową na znak uszanowania jej wypowiedzi, bądź
co bądź miała absolutną rację, ale znając siebie prawdopodobnie byłoby mi niesamowicie
ciężko wybaczyć osobie, która mnie skrzywdziła, jeżeli w ogóle bym się na to
kiedykolwiek zdobył, w co szczerze wątpię... Ta dziewczyna zmieniła we mnie
równie wiele co ja w niej i bez wątpienia dało się to nie tylko wyczuć, ale też
zauważyć już za pierwszym razem. Mógłbym z nią tak leżeć do samego rana i
jeszcze dłużej, czuwając na jej niespokojnym snem lub półsnem. Wiem, że połowa
Rimear gardziła mną za to co zrobiłem, ale niestety czasu cofnąć się nie da...
Teraz mogłem jedynie trwać przy swej ukochanej i starać się naprawić chociaż
małą część tego na co tak długo razem pracowaliśmy, a co ja sam błyskawicznie
zepsułem i być może już nigdy w pełni nie odzyskam. Wolałem dla własnego dobra
i stanu psychicznego na razie nie rozmyślać nad tym zbyt intensywnie. Vanilla
nagle odwróciła się w moją stronę, po chwili stykając się ze mną czołem. Znowu
ogarnęło mnie dziwne uczucie i zrobiło się jakoś tak cieplej.
- A teraz śpijmy już. Jutro porozmawiamy. – oznajmiła spokojnym
głosem, po czym zamknęła oczy, starając się jakoś zasnąć.
Ucałowałem jeden z jej policzków i sam ułożyłem się do
snu, poprzedzając to krótkim „Dobranoc”.
<Vanilla?>
<Vanilla?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz