Czyżby ten kretyn ze srebrną czuprynką, nieco podobną do
mojej…. Przegrał? To niesłychane, że Heaven przegrywa z przeciwnikami słabszymi
od siebie. Nie biorę pod uwagę
oczywiście tu jego kompletnego braku jakiegokolwiek logicznego myślenia.
Atakuje bez większego namysłu. Czym więcej takich błędnych ruchów robi tym
więcej energii marnuje. Kiedy oboje wrócili już do nas, nasz drogi nowy Kapitan
patrząc na wyższego wybuchnął tylko niepohamowanym śmiechem. Niby mu się nic
nie stało, ale wyglądał teraz komicznie. Jego włosy były tak naelektryzowane,
że aż stanęły (hi hi) mu dęba.
-Piękne przedstawienie. Za każdym razem kiedy będziesz
walczył z kimś znajomym będziesz się poddawał? Czy ty po prostu jesteś taki
słaby? – chyba nadal go prowokował, bo mówił takim tonem jakby zaraz miał się
na niego rzucić. W sumie to pewnie doskonale wiedział jaką mocą dysponujemy, a
jednak bawił go fakt, że Heaven nie chciał skrzywdzić Azusy. W sumie… to dość nietypowe, ze ten facet ma
jakiekolwiek uczucia. Nie czekając dłużej na to, aż oni sobie ładnie
porozmawiają: skierowałem się w stronę wyjścia z Areny. Oczywiście zostałem kilkakrotnie zatrzymany przez
blondyna, jednak w końcu odpuścił wszystkim i „puścił nas wolno”. Czułem się teraz
jeszcze bardziej jak niewolnik zamknięty w ciasnej klatce. Nie wiadomo z jakiej
przyczyny, kiedy byłem już na drugim piętrze….. zatrzymał mnie nie kto inny jak
Heaven. Co on chce? Czyżby pomylił osoby? Mimo tego, że ostatnim razem wbiłem do
tego jego pustej głowy trochę rozumu to jednak nadal nie darze go specjalną
sympatią. Gardzę jego zachowaniem, oraz tym jak swoją siłą próbuje sobie ułożyć
wszystkich innych i pewnie tylko ze mną mu to nie wychodzi. Cały zmachany oparł
się o ścianę i zaczerpnął Świerzego powietrza. Ohoho… gonił mnie… dlatego się tak
zmęczył. Stanąwszy sobie bokiem zerknąłem na niego jednym okiem jak gdybym pytał
o co mu chodzi. Ten jednak ani na chwilę nie zamierzał złączyć ze mną swojego
spojrzenia.
-Słuchaj… no… Emm… - zaczął się motać jak takie małe
dziecko. Heh… co ta biedna Sigma w nim widzi. Jego nawet mężczyzną nie można
nazwać. -….dzięki. – wydukał z siebie. Oczywiście doskonale wiedziałem o co mu
chodzi. W ogóle jestem w szoku, że w jego słowniku istnieje takie słowo jak „dziękuje”.
A to nowość proszę państwa.
-W sumie to możesz się odwdzięczyć.. – stwierdziłem ściągając
swoją maskę i podchodząc do niego. W sumie nie miałem najmniejszego problemu bo
skoro opierał się o ścianę to nie musiałem jakoś specjalnie się z nim męczyć.
Jego mina jak i zdziwiony wzrok mówił tylko tyle, że nie za bardzo wie o co mi
chodzi.- W porównaniu do ciebie nie bawi mnie to, że krzywdzę Cinię. O wiele
więcej przyjemności czerpie ze znęcania się nad takimi cwaniakami jak ty. –
szepnąłem po czym przygniatając go bardziej do ściany wpiłem się jego szyje, na
tyle mocno, żeby nie mógł się wyszarpać. To znaczy… nadal mógł, ale zrobiłby
sobie przy tym jeszcze większa krzywdę. Z jego ust wyszedł tylko cichy zgrzyt bólu.
Musiało boleć. To nie było takiego delikatne jak w przypadku blondynki, gdzie
starałem się to robić naprawdę praktycznie bezboleśnie. Z nim po prostu nie
chciałem się cackać i też nie miałem w zwyczaju bycia delikatnym. Oczywiście
tak jak to się szybko potoczyło, tak też się szybko skończyło, i gdy tylko
Heaven przejrzał na oczy sprzedał mi mocny cios w plecy. Nie wiedział gdzie
uderzyć, robił to na oślep, ponieważ ból w tak czułym miejscu nie pozwalał mu
dobrze ocenić sytuacji. Niestety to wystarczyło by trafić jedno z czulszych w
tym momencie miejsc. Gdyby nie to, że jestem po małym wypadku, taki cios nic by
mi nie zrobił. Natomiast teraz spowodowało to, że oderwałem się od szyi siwego
i wręcz zakrztusiłem się ostatnim łykiem jego krwi, którego nie zdołałem
połknąć. Cofnąłem się o dwa kroki do tyłu niemal wywracając się. To był taki
ogromny ból. Moje plecy i tak były już całe fioletowe od tak dużej ilości
połamanych kości, a teraz jeszcze jakby tego było mało dostałem w to miejsce z
pieści.
-Co to ma być do kurwy nędzy! – warknął łapiąc się za szyje,
która dość mocno rozharatana przez moje kły nadal krwawiła. Oparłem się okiem o
kolumnę podtrzymującą piętro i spuściłem głowę. Jestem wręcz pewny, że zaraz
zemdleje. Ten ból staje się już nie do zniesienia, chociaż dzięki tej
niewielkiej ilości krwi będę mógł przez jakiś czas normalnie funkcjonować. Siwek podszedł do mnie tak jakby chciał
jeszcze mnie dobić, ale w tym samym czasie nie wiem skąd między nas wleciała
Cinia. W sumie to zdołałem zobaczyć tylko jej długie złote włosy i nic poza tym
bo rozłożyła te swoje małe łapki na boki, jakby była królem świata. Słodkie, że
chce mnie bronić.
-Spróbuj go dotknąć, a wtedy pożałujesz, że w ogóle się urodziłeś! –
warknęła. Teraz to, aż mi się ciepło zrobiło. Jeszcze nikt nigdy nie stawał w
mojej obronie tak jak ona. Przecież ona by za mną w ogień wskoczyła. – Jesteś kretynem
Heaven! On ci pomógł kiedy zostałeś praktycznie sam! Był z tobą, a ty mało go
nie zabiłeś! – nim zdążyłem podnieść głowę, zobaczyłem tylko jak chłopak
dostaje porządnego liścia w policzek. Nie sądziłem, że odważyłaby się na coś
takiego, bo jednak używanie Arcany to całkiem co innego.- Co by powiedziała ci
Vanilla gdyby widziała jak się zachowujesz!? Jak skończony Idiota! On nie może
żywić się niczym innym i zrobił to dlatego, żeby jakoś trzymać się na nogach…. Tak
bardzo chcesz pomóc mu zejść z tego świata? Obiecuje ci, że…
Teraz nie dało jej dokończyć jeszcze coś innego. To było
bardzo dziwne, że dziewczyny mają takie wyczucie. Tym razem to po jego stronie
stanęła najważniejsza w jego życiu i wymierzyła mieczem prościutko w gardło
Cinii. Gdybym teraz tylko mógł się w jakikolwiek sposób ruszyć..
-Wystarczy. – powiedziała stanowczo. Jej wzrok wręcz mroził.
Nie mogę uwierzyć, ze czuje taki respekt, przed zwykłą dziewczyną, ale to chyba…
normalnie kiedy widomo jaką mocą dysponuje. – Nie wydaje ci się, że nie
powinnaś wtrącać się w sprawy ich obojgu…?
-Teraz kiedy Heaven ma okazję wygrać, już nie jesteś
neutralna? Gdyby jemu miała stać się krzywda pierwsza podniosłabyś miecz….- odburknęła
jej Cinia cofając się tym razem i stając bliżej mnie. – Kapitan Sigm taki
niesprawiedliwy… - bardzo wyraźnie ją prowokowała ale jak już pewnie wszyscy
tutaj zdążyli zauważyć, ona różniła się od Heaven’a czymś bardzo ważnym.
Wewnętrznym spokojem, który ciężko było w jakikolwiek sposób naruszyć. Cinia miała nieco mniej cierpliwości i tylko
czekałem na to aż wybuchnie i zrobi coś niekontrolowanego.
-Ja przynajmniej nie robie za zwykły worek z krwią… - tym
razem to ta karmelowa jej dogryzła i to na tyle by wystarczyło. Cinia mało nie
wyszła z siebie. Bardzo szybko znalazła się obok Sigmy i zaatakowała pięknym
kopnięciem, jednak… niestety to trochę za mało by pokonać Sigme. Vanilla wykonała zgrabny unik, tym samym za
nim blondynka postawiła nogę: złapała ją z Anią i wywróciła przystawiając
ponownie miecz od jej gardła. Najgorsze było to, że Heaven przy mnie stał i
gdybym tylko próbował pomóc Cini – zatrzymałby mnie kolejnym ciosem bardziej skutecznym.
Z braku możliwości jakiegokolwiek poruszania się: poniosłem wzrok i prychnąłem.
-„ Nie dotykaj mnie. Nie mogę na ciebie patrzeć. Żałuje, ze
się w tobie zakochałem.” – powiedziałem cicho, ale kiedy zacząłem momentalnie
zapadłą cisza między wszystkimi zebranymi. Mówiłem to dokładnie tak samo jak
Heaven wtedy mi to powiedział kiedy siedzieliśmy i rozmyślaliśmy nad jego
dalszym losem. Nie wiem czy chciałby patrzeć jak krzywdzą Vanille, jednak on nie
dał mi pomóc Cinii więc właśnie za to będzie cierpiał bardziej. Nawet razem z
Cinią nie dalibyśmy rady jednej Vanilli dlatego trzeba było wymyślić inny
sposób, a ten wydawał mi się najbardziej prawidłowy.
-Za…Zamknij się! – kiedy chciałem kontynuować Heaven
krzyknął z przerażeniem w oczach i złapał mnie za koszulkę. O dziwo… nawet mnie
nie uderzył. A to nowość. Miałem świadomość tego, ze przypomnienie jej tych strasznych
słów wypowiedzianych przez chłopak, którego kocha będzie jeszcze bardziej bolesne
niż cios cielesny. Za nim cokolwiek
innego się wydarzyło dostrzegłem jak Sigma opuszcza gardę, a jej miecz znika.
Złamało ją to. I bardzo dobrze.
-Ty go tak cholernie bronisz, a on cie traktuje jak
najzwyklejsza szmatę… - warknęłam odpychając od siebie siwego. – I po co to
całe przedstawienie dla kogoś, kto nie jest tego wart… - ponownie powiedziałem
tym razem prostując się w miarę możliwości i patrząc na Heaven’a, który nie
wyrażał żadnych innych emocji niż tylko wielkie zaskoczenie i strach. Mój wzrok
mówił mu dokładnie „Nigdy więcej nie próbuj stawać mi na drodze, bo będę się
mścił i za każdym razem zostawiał większą bliznę”.
(Heaven, Cinia ?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz