-Potrzebujesz…. Mnie? – zadałam bardzo proste i jednocześnie
skomplikowane pytanie. Teraz mnie potrzebuje, kiedy ja mam zamiar odejść tak?
Kiedy wszystko spieprzył i myśli, że słodkimi słówkami naprawi przeszłość.
Nawet kiedy mówił takie miłe i słodkie słowa…. To one już nie były dla mnie
wystarczające. Nie udawało mu się już wybłagać mnie o to bym została. – A gdzie
ty byłeś, kiedy to ja …. Potrzebowałam ciebie? – czułam jak po moich policzkach
spłynęły kolejne łzy. Po prostu nie mogłam już tego pohamować, i jak mniemam…
on tez już nie. Płakał jak małe dziecko, chociaż mężczyźnie w takim wieku już
nie wypada. Przez swoją Arcanę on rani i będzie mnie ranił. Czy tego chce czy
nie. Nie będzie mógł nad tym zapanować…. Pytanie teraz czy ja aby na pewno podołam
temu zadaniu, i czy sama nie ucierpię na tym. Miałam zamiar jeszcze mu coś
powiedzieć, ale ostatecznie tylko otworzyłam usta. Ponownie zachwiałam się na
nogach, choć teraz udało mi się jeszcze wypowiedzieć cichutkie „Heaven”. Zanim osunęłam się na kolana: chłopak chwycił
mnie tak jakby nigdy nie zamierzał puszczać. Czuła jakby cała energia ze mnie
ulatywała. Nie mogę się teraz jeszcze bardziej denerwować niż jestem, bo może
się to skończyć jeszcze dłuższym pobytem w szpitalu.
-Vanilla… co…. – zaczął dokładnie tak jakby nigdy nie
widział co dzieje się ze mną pod wpływem stresu.
-Proszę…. Zabierz mnie stąd…. – nie zdołałam powiedzieć nic
więcej bo wręcz straciłam świadomość. Z jego ust nie wyszedł już żaden inny
wyraz, jedynie ciche westchnięcie. Czułam jak jego ręce się trzęsą tym razem
nie z podniecenia, a ze strachu. Przed tym, że znowu mi coś zrobi, że znowu się
coś stanie. Podniósł mnie delikatnie i zaniósł do siebie tak jak księżniczkę. W
sumie to nawet jeśli tak to wyglądało, to w ogóle się tak nie czułam. Było mi
niedobrze, gorącą i właściwie jednocześnie zimno. Oczy same mi się zamykały. Te
ataki były na tyle dziwne że zdarzały się tylko kiedy byłam w obecności
Heaven’a, bądź była to sytuacja związana z nim. Normalnie nic innego mnie na
tyle nie ruszało. Po tym wszystkim można było stwierdzić, jak bardzo ten
chłopak jest dla mnie ważny. Co dziwniejsze, kiedy już zamknął za nami drzwi i
myślałam, że położy mnie na kanapie… to on… po prostu usiadł razem ze mną.
Ułożył mnie delikatnie na swoich kolanach po czym delikatnie przytulił. I tak
nic tym nie naprawi, ale miło, że chociaż raz chce być ze mną.
-Dlaczego ty tak wiele rzeczy uczysz się dopiero po jakimś
nieszczęściu… Baka…. – szepnęłam odchylając główkę i spoglądając głęboko w jego
jeszcze szklące się czerwone oczy.
-Nie mam pojęcia, ale tak cholernie… jest mi ciężko.
Chciałbym cofnąć czas..- westchnął ponownie wpatrując się tym razem w biały
sufit. Ciężko mu było nawet zerknąć w moje niebieskie oczy.
-Podobno dopiero, gdy pokłócisz się z drugą połówką
dowiadujesz się o sobie najwięcej. Tych złych rzeczy…… - ześliznęłam się z jego
kolan i usiadłam sobie obok. Nic nie odpowiedział. Zauważyłam, ze wtedy kiedy przyznawał mi
rację, tylko po to by nie przyznawać się do własnego błędu – nie odzywał się. W
ogóle. Milczał jak grub. – Heaven… jak ty sobie to wyobrażasz? Że znowu
będziemy „razem” i będzie wszystko pięknie? A potem znowu zmieszasz mnie z
błotem jak coś ci się nie spodoba…. To jest okropne jak bardzo potrafisz złamać
osobę ci tak bliską jak ja.
-Ja…. Nie wiem. – pokręcił jedynie główką to w prawo i w
lewo. Jego wzrok wbity był w podłogę. Może rzeczywiście była taka interesująca?
Lub po prostu bał się spojrzeć w moje oczy. Westchnęłam załamana jego
odpowiedzią. Skoro on nic nie wie, to w takim razie ja tez nie będę więcej nic
mówiła. Tak będzie dla nas obojgu lepiej.
-Zostanę ostatni raz z tobą. Chyba, że chcesz, żebym sobie
poszła już teraz? Wolałabym jednak nie być sama kiedy mam takie dzikie objawy
anemii..
-Ja chce… żebyś ze mną została… ale na zawsze… - złapał mnie
za rękę kiedy powolutku kierowałam się do łazienki. To tak bolało. Zarówno mnie
jak i jego. Pragnęłam jego dotyku, tak bardzo go chciałam, a jednak nie mogłam
dostać.
-Puść mnie Heaven. Twoje słowa już niczego nie zmienią. –
wyrwałam rękę z jego uścisku i tym razem weszłam tam gdzie chciałam. Musiałam
trochę odpocząć, a gorąca kąpiel bardzo dobrze mi zrobi. Nalałam wody prawie po
sam brzeg. Po nad to było tak dużo piany, że praktycznie gdy się zanurzyłam –
nie było mnie widać.
-Vanilla…
-Tak wiem zboczeńcu że stoisz przy drzwiach. –mruknęłam –
Możesz wejść jeśli chcesz… - było mi to wówczas obojętne bo i tak byłam
zanurzona w wodzie i pianie po samą szyję. Tak jak zaproponowałam tak tez
zrobił. Usiadł sobie obok wanny i przyjrzał się mi. – Nie patrz tak na mnie… -
zarumieniłam się lekko i odwróciłam się do niego plecami.
-Dlaczego unikasz mojego wzroku… mojego dotyku. Staram się
to naprawić a ty ode mnie uciekasz..
-Chyba nie zdajesz sobie sprawy jak wiele zniszczyłeś mówiąc,
że nie możesz na mnie patrzeć…. – głos znów zatrzymał mi się w gardle, a po
policzkach spłynęły gorące łzy. Skapywały tak do wanny przepełnionej przeźroczysta
cieczą i rozpływały się, pozostawiając po sobie tylko coraz to większe okręgi.
Zakryłam oczy dłońmi cicho chlipiąc, pociągając noskiem i jednocześnie próbując
stłumić płacz.
-Nie miałem pojęcia… że właśnie o to ci chodzi. Ja…. Naprawdę
tak nie myślę… nie chcę, żebyś ode mnie uciekała….
-To już nie ważne. Powiedziałeś to. Nie rozumiem cie Heaven dlaczego jeszcze
pragniesz mojego widoku skoro stwierdziłeś, że budzę w tobie jedynie
obrzydzenie. – załkałam znów – Nawet sobie nie wyobrażasz jak ja chcę twojej
uwagi. Jak bardzo chcę się do ciebie przytulić…. Jak bardzo cie potrzebuje… jak
bardzo chciałabym, żebyś przy mnie był….. a ty tak po prostu powiedziałeś, że
nie możesz na mnie patrzyć. Co ja mam teraz zrobić? Wtedy… jak ci to
powiedziałam… wstałam z płaczem nie dlatego, że bałam się twojej reakcji. Tylko
dlatego, ze śniło mi się, że mnie zostawisz. Że mnie zostawisz samą i nigdy nie
wrócisz. Myślałam, że ty…
-Już.. wystarczy…. Już rozumiem.
Wszystko… tylko już nie mów jak bardzo… beznadziejny jestem. – usłyszałam teraz
cichy szloch zza swoich pleców. On płacze. Przez to co powiedziałam Heaven
płacze? Aż bałam się odwrócić. Jednak zrobiłam to i spojrzałam kontem oka na
sylwetkę chłopaka, który opierał się głową o kant wanny i patrzył w ziemie. –Przepraszam….
– usłyszałam ponownie z pod sterty srebrnych włosów. Nie wiem dlaczego, ale to
przepraszam wydawało mi się bardziej szczere od tych poprzednich.
-Heaven…. –uwielbiałam powtarzać
to imię, chociaż teraz sprawiało mi to wiele bólu. – Czy jak wyjdę to… mógłbyś
mnie jeszcze ten ostatni raz przytulić… ? – wytarłam wierzchem dłoni ponownie napływające
łzy.
( Heaven ?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz