Siedziałam sobie spokojnie z podkulonymi nogami, na parapecie w
przydzielonym mi niedawno pokoju, gdy nagle rozległy się donośne krzyki.
-Widzisz, Pax? Mówiłam, że to cisza przed burzą. A ty jak zawsze mnie nie słuchasz...
Chwyciłam maskotkę i powędrowałam w stronę drzwi. Otworzyłam je
delikatnie i przez szparę przyglądałam się ciekawemu widowisku... Oto w
wejściu do windy przepychała się jakaś dziwaczna parka... Wysoki,
białowłosy i chudy jak patyk chłopak z całą górą jedzenia i dużo niższa
od niego, czarnowłosa dziewczyna z bladą jak ściana skórą. Tworzyli...
Ciekawe zestawienie...
Cały czas wykrzykiwali w swoim kierunku jakieś obelgi, jednak średnio
mnie to interesowało. Oto bowiem na stosie trzymanym przez białowłosego
ujrzałam.. Nie, nie może być... Pocky...
Nie byłam w stanie uwierzyć własnym oczom. Pewnie myślicie sobie: Ech,
dziwna dziewczynka, przecież Pocky można znaleźć w każdym sklepie.
Jednak to nie były zwykłe Pocky, te jakże popularne, japońskie
przekąski, w wielu smakach... Tych Pocky nie dało się od tak zakupić w
sklepie. Szczerze powiedziawszy, nie widziałam ich jeszcze nigdzie. Były
to bowiem Pocky o smaku zielonej herbaty. Pojawiają się w sklepach raz
do roku, w trakcie eventów promocyjnych. Zawsze są oblegane przez
kilometrowe kolejki, a gdy już uda ci się dostać do kasy, okazuje się,
że już ich nie ma...
A tu oto widzę paczkę pełną tych jakże niezwykłych łakoci. Jedno jest pewnie: Takiej okazji nie przepuszczę.
Czekałam więc spokojnie na dalszy przebieg akcji, na mój moment...
Nadszedł on szybciej, niż bym się spodziewać mogła. Ciemnowłosa
dziewczyna cofnęła się właśnie do końca windy (przeźroczysta jest, to
wiem!) i z całej siły wbiegła w chłopaka. Oboje upadli momentalnie.
Leżeli na sobie. Rozwarłam usta z niedowierzaniem. Patyczkowaty chłopak
wypuścił bowiem wszystko, co trzymał w rękach. Paczka Pocky upadła na
ziemię i pękła, a kilka smakołyków poturlało się po ziemi. Parka nie
zwróciła na to uwagi, przyglądając mi się, jakbym nakryła ich na czymś
niewłaściwym. Podeszłam bliżej, chwyciłam za opakowanie a także to, co z
niego wypadło, następnie odsunęłam się kawałek.
-Kai-desu chyba nie będzie już tego potrzebować... - odparłam swoim słodkim, niewinnym głosikiem, pokazując na swoją zdobycz.
-N... Nie. Możesz wziąć. - rzucił, nieco zaskoczony.
Uśmiechnęłam się i szybko włożyłam jednego patyczka do ust. Spojrzałam na czarnowłosą.
-A ty musisz być Lei-chan!
Dziewczyna przytaknęła, równie zdziwiona tym, co się przed chwilą stało.
-Jestem Sofia, a to - tutaj wysunęłam maskotkę ku górze - Jest Pax. Miło nam was poznać!
Kei-desu, odzyskując powoli orientację w sytuacji, zrzucił z siebie Leilę i począł zbierać wszystko, co mu wypadło.
-Sofia pomoże! - krzyknęłam skocznie podchodząc do kościstego chłopaka.
Ten jednak wystawił stanowczo otwartą dłoń, przed którą w ostatniej chwili się zatrzymałam.
-Nie trzeba, poradzę sobie. Wystarczająco dużo jedzenia już straciłem - dodał oschle.
-Ale ja nie chciałam niczego... - spuściłam głowę.
Białowłosy milczał, skupiony na zbieraniu żywności. Lei-chan natomiast
podniosła się powoli i otrzepawszy swoje ubranie, podeszła do mnie i
położyła dłoń na moim ramieniu.
-Nie przejmuj się nim. To palant. - powiedziała, rozpromieniona.
-Słyszę to!
-I bardzo dobrze! Dupek z ciebie!
-Przynajmniej nie wpadam co chwila na obcych ludzi!
-Zamknij się, sukinsynu!
-Do mnie mówisz, czarna zarazo?!
-Ja ci zaraz dam, ty... - tutaj Leila przerwała, słysząc mój donośny chichot.
Oboje wybałuszyli na mnie gały.
-Jesteście naprawdę słodcy. - stwierdziłam, uśmiechając się.
Chłopak z zakłopotaniem pomasował się w tył głowy, a dziewczyna spuściła
głowę i nieco się zarumieniła. Szybko odsunęli się od siebie. Zapadła
chwilowa cisza.
-Mmm... Poznaliście już czwartego członka naszej grupy?
-Jeszcze nie - odparli w jednym momencie, spojrzeli na siebie nieco
groźnie, jednak po chwili odwrócili się od siebie, zadzierając nosy.
-Pasują do siebie, nie, Pax? - spytałam bardzo cicho.
Gołąbki stały więc odwrócone tyłem do siebie, gdy nagle drzwi windy
otworzyły się, a w nich ukazała się kolejna czarnowłosa, kobieca
sylwetka (za dużo nas tu, oj za dużo). Rozejrzała się. Widocznie obraz
obrażonej na siebie pary, granatowowłosej dziewczyny z pluszakiem w ręce
i masy jedzenia rozsypanego na podłodze to nie to, czego się
spodziewała, jadąc windą. Zaśmiałam się.
-Witaj, Nana-kun!
<Nana-kun?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz