wtorek, 2 czerwca 2015

Od Dante - C.D Taigi

Zacząłem się śmiać z tych komików białych płaszczach. Gdyby tylko mogli teraz zobaczyć swoje bezcenne wyrazy twarzy, ale miałem z nich ubaw. Kurczę, kto by pomyślał, że naukowcy potrafią doprowadzić kogoś do łez.
- Musimy powtórzyć jeszcze raz - odrzekł jeden z nich, który nazywał się Steve.
- Tak, ale on z nami pogrywa. - Marco się wzburzył.
- No co Ty nie powiesz - wyleciał sarkastycznie, Steve.
- Spokojnie, chłopaki, mogę z wami współpracować jeśli chcecie. - Dałem ręce za głowę i się rozgościłem na stole badawczym ciągle z podstępnym uśmieszkiem na twarzy.
- Naprawdę? - spytali w nadziei.
- Pogięło was? - Przewróciłem się na bok, by mieć na nich lepszy wgląd. - Te pedanckie mundurki może dodają wam jakiejś wartości, ale wasz intelektualizm jest na dość niskim poziomie.
- Bezczelny!
- Czemu po prostu nie poddamy go narkozie?
- Bo się inaczej nie przemieni, głąbie kapuściany.
No tylko spójrzcie na nich. Skłócenie ich ze sobą było prostsze niż sądziłem na początku. Uwielbiam takie luzackie życie, niczym nie trzeba się przejmować i przynajmniej czuję, że żyję. W pewnym momencie jeden z nich spoważniał i odkaszlnął, co widocznie podziałało.
- Dlaczego nie chcesz, aby te badania przebiegły szybciej? - spytał łagodnie.
- Bo chcę was zniszczyć. - Wzruszyłem ramionami.
Patrzyli na mnie, jak na jakiegoś odmieńca. Byli naprawdę poirytowani, ale to sprawiało, że czułem się jeszcze bardziej pewnym siebie.
- Czasami nienawidzę swojej pracy - westchnął jeden z nich.
- Przy innych pacjentach nie narzekasz. Pewnie musisz się z nimi dobrze bawić.~ - Zakpiłem.
- Mam taką nagłą ochotę mu po prostu przywalić.
- Komuś takiemu, jak ty nie przystało mówić takich rzeczy do mojej osoby. - Wstałem z łoża.
- Gdzie idziesz?
- Wychodzę. Sayonara~ - Rzuciłem przez ramię i po prostu rozpłynąłem się w powietrzu. - Nie dam się faszerować lekami - mruknąłem pod nosem.
Niebo było bezchmurne, a samo słońce łagodne pieściło twarze mieszkańców Rimear. Szkoda tylko, że siedzieliśmy w tej wielkiej szklanej klatce, gdzie promieniowanie było przez to, nieco bardziej wzmożone. Wziąłem głęboki wdech i poszedłem przed siebie. Nie było tu nic ciekawego. To miejsce zdążyło się mi przejeść i niczym nie potrafiło mnie już zaskakiwać. Ludzie tak samo przytłumieni, oślepieni "lepszą przyszłością", jak to rzekł mówić mój stary kumpel, drogi Levi. Muszę mu w końcu złożyć małą wizytę.
- Oi, debilu. - Uśmiechnąłem się złośliwie i spojrzałem na kaprala.
- Levi, czego chcesz drogi bracie?
- Będzie mi potrzebna Twoja pomoc.
- Pomoc~? Chcesz się zabawić w nocy? Chętnie przyjdę.
- Przestań zgrywać idiotę i po prostu rób, co karzę.
- Jaka metamorfoza. Zamieniam się w słuch.
- Przyjdź dzisiaj o 22:00. Tam Ci wszystko wyjaśnię. - Nie przejął się moją odpowiedzią i po prostu odszedł.
- Ten człowiek naprawdę mnie zaskakuje. Jest bardziej obojętny niż ja. - Zaśmiałem się.
Poszedłem dalej, ale moją uwagę przykuła jakaś dziewczyna. Siedziała samotnie na ławce. Pomyślałem, że czemu czasami nie mógłbym dotrzymać jej małego towarzystwa. Bez zastanowienia do niej podszedłem i celowo przyćmiłem promienie słońca, którymi tak się rozkoszowała.
- Zasłaniasz mi słońce - mruknęła.
Cóż za uroczy charakter.
- Naprawdę? Jakoś nie jest mi źle z tego powodu. Mógłbym nawet powiedzieć, że zrobiłem to z czystej chęci zrobienia Ci na złość~ - szepnąłem jej uwodzicielsko do ucha.
Uwaga! Ten demon wkracza do akcji~

(Taiga?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope