środa, 29 lipca 2015

Od Heaven'a - C.D Vanilli

Wyobrażanie sobie Vanilli jako mojego wroga była chyba jedną z najtrudniejszych rzeczy na świecie. Kiedy zimna, hatrowana stal dotknęła mojej skóry, popatrzyłem na nią naprawdę dziwnie. Jeszcze nigdy nie musiałem walczyć z nikim „dla zabawy”, zazwyczaj pojedynki w których uczestniczyłem były jak najbardziej poważne i wyjątkowo zażarte.
- Tego akurat nie mogę ci w pełni zagwarantować. – mruknąłem trochę niepewnie, dzierżąc w dłoniach bogato zdobioną rękojeść katany bliźniaczej siostry Atshushi.
Myślałem, że wystarczyłoby jedynie mocniejsze  uderzenie o jakąkolwiek twardszą rzecz, a ostrze japońskiego miecza rozleciałoby się na miliony małych kawałeczków. Zdawała się być niesamowicie krucha, jednak chowając w sobie cząstkę magii Chiyo była praktycznie niezniszczalna: z pewnością ktoś kto posiada drugą rangę raczej nie zdołałby wyrządzić większej szkody poza paroma głębszymi rysami na powierzchni metalu.
- A teraz się skup. – powiedziała dziewczyna, unosząc swoją Katanę lekko ponad głowę i wolniutkim ruchem kierując ją w moją stronę – Teraz powinieneś ustawić swoją broń w poziomie i unieść tak, aby odseparować mój atak. Inaczej prawdziwy przeciwnik przetnie cię w pół. – uśmiechnęła się, a ja posłusznie poszedłem za jej śladami.
Nie byłem przyzwyczajony do potwarzania czyichś ruchów. Jako wiecznie narwany, podążający za instynktem niczym zdziczałe zwierzę, działałem według samodzielnie stworzonego, wewnętrznego systemu walki.  Mimo to udało mi się wykonać ten manewr poprawnie. Po chwili Vanilla zamahnęła się z boku, kierując ostrze prosto na moje żebra.
- To jeden z najczęściej wykonywanych ruchów: przecinanie z ukosa. Przed tym już nieco ciężej się obronić, jednak trzeba być szybkim, a tego ci raczej nie brakuje. Teraz powinieneć odskoczyć trochę do tyłu i zablokować Katanę przeciwnika swoją własną, tak jakby zbić ją z toru lotu, którym podąża. Chyba nie muszę tłumaczyć co się może stać, gdy nie zdążysz na czas.
Stanąłem w rozkroku po kolejnej wytłumaczonej wskazówce, po czym zamahnąłem się wolno w kierunku dziewczyny, kierując miecz prosto na miejsce troszę powyżej jej pasa.
- A co się stanie, gdy ktoś zaatakuje się w taki sposób? – zapytałem, ona w odpowiedzi odseparowała atak w taki sposób, że rękojeść znajdowała się na górze, a ostrze zjeżdżało ku dołowi przez całą długość jej ciała.
- Wtedy trzeba zrobić tak. I, jeśli przeciwnik jest tak silny jak w tym przypadku – naprawde silne ręce bądź dużo magicznej mocy.
Po tym postanowiliśmy nieco wszystko przyśpieszyć, a ona wciąż poprawiała mnie i tłumaczyła co powinienem zrobić w danych sytuacjach. Ten „trening” był naprawde przyjemnym doświadczeniem – to, kiedy każdy „cios” oddawałem z wyraźną ulgą i przy którym nie musiałem walczyć o swoje własne życie. Nieraz magiczne, japońskie cudeńko wyślizgnęło mi się z rąk, upadając na podłogę z metalicznym, głuchym dźwiękiem. Zwłaszcza wtedy, gdy akurat miałem odeprzeć kolejne natarcie na moją osobę, a tu nagle zostawałem z pustymi rękami. Vanilla zanosiła się wtedy śmiechem, tak bardzo nie miałem pojęcia jak prawidłowo trzymać w dłoniach ową broń. Sprawniej radziłem sobie z bronią palną podczas gdy o białej nie miałem choćby najmniejszego pojęcia. W pewnym momencie po prostu zaśmiałem się bezradnie, prosząc o chwilę przerwy.
- Na dzisiaj mam już dość. Może jutro trochę poćwiczymy. – powiedziałem, siadając na krawędzi łóżka.
Te wszystkie ruchy po dobrej godzinie zaczęły mieszać mi się w głowie. Dziewczyna dobrze o tym wiedziała, dlatego bez zbędnych słów tylko mi przytaknęła. Spojrzałem na nią – wyglądała już o wiele lepiej, oddychała normalnie i ogólnie wreszcie zaczęła przypominać obraz dawnej siebie.
- Co się tak we mnie wpatrujesz? – spytała po chwilce, poprawiając wpadającą jej do oczu, przydługawą grzywkę.
- Zastanawiam się czy już czujesz się dobrze. Naprawde bardzo się o ciebie martwiłem, nie miałem pojęcia co się z tobą dzieje, a żadne zimne okłady nie pomagały zbić wysokiej gorączki.
- Racja, nie powinnam robić z tego takiej tajemnicy, ale niezwykle rzadko zdarza mi się zapomnieć wziąć leki, dlatego uznałam, że nie będę cię jeszcze dodatkowo zamartwiała swoją chorobą.
Nie odpowiedziałem od razu. Najpierw wlepiłem zamyślony wzrok  w podłogę, a następnie znów przeniosłem go na Vanille. Myślałem nad jakąś sensowną wypowiedzią, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Było mi ciężko, nadal w pełni nie wydobrzałem po wydarzeniach z tego ranka.
- Będę pilnował, żebyś zaczęła bardziej na siebie uważać. Postaram się jak mogę, by przestać sprawiać ci tyle przykrości. – odparłem po dłuższej chwili, doskonale wiedziąc, że to właśnie ja jestem odpowiedzialny za jej wsześniejszy, opłakany stan.
Obracałem niespokojnie spoczywającą na moich kolanach i schowaną w czarnej pochwie Katanę, co chwila odrobinę wysuwając, a następnie z powrotem wsuwając ostrze czemu towarzyszył charakterystyczny, metaliczny hałas. Chciałem uśmiechnąć się do Sigmy, niestety w tym momencie nie potrafiłem się na to zdobyć. W tej kwestii byliśmy tacy sami: bolesne wspomnienia zbyt często nie pozwalały nam poczuć pełni szczęścia, które towarzyszyło nam przy każdym wspólnym spotkaniu, rozmowie czy spoglądaniu na siebie. Uniosłem delikatnie jeden z kącików ust ku górze, myśląc o tym jak bardzo prawdziwe jest to o czym właśnie pomyślałem. Zanim dziewczyna zdążyła o cokolwiek zapytać czy zareagować, odłożyłem miecz na bok, pośpiesznie wstałem z łóżka i zamknąłem swoją ukochaną w mocnym uścisku.
- Tak bardzo się cieszę, że to właśnie mnie pokochałaś. – wyznałem, gładząc ją delikatnie dłonią po plecach. – Nie zdajesz sobie sprawy jak chciałbym ci za to podziękować... a nie potrafię tego poprawnie zrobić. Dlatego chciałbym się stać lepszy chociaż w czynach, skoro mowa nie chce mi w tym pomóc. – odparłem już nieco śmielej, po czym odgarnąłem grzywkę z jej czoła i ucałowałem je.

<Vanilla?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope