środa, 29 lipca 2015

Od Vanilli - C.D Heaven'a

Podniosłam się do pozycji siedzącej i zwiesiłam głowę. Tak potwornie bolała. Tak jakbym to ja wczoraj wypiła nie wiadomo ile, a przecież… tak nie było.  Dotknęłam zimną dłonią swojego czoła i przymknęłam oczy. Po chwili dało się również usłyszeć moje głośne westchnienie. Chyba nieco przesadziłam tymi słowami. Zraniłam go do tego stopnia że płakał, ale tak na dobra sprawę to… ja płacze przez niego ciągle.  Siedział tak przede mną i patrzył kiedy zacznę coś mówić i kiedy znowu go opieprzę. Jego zapłakane oczy …. To bolało również mnie, ale w inny sposób nie byłam w stanie uświadomić mu jak bardzo boli mnie fakt, iż tak ciągle się ode mnie odsuwa. Przeniosłam się na swoje kolana i uklęknęłam przed nim. Sięgnęłam jedną dłonią do jego twarzy przejechałam po jego czerwonym od łez policzku, a następnie wczepiłam małe palce w srebrne włosy.
-Już dobrze. Nie płacz. – szepnęłam spokojnie. Chciałam go jakoś uspokoić. Żeby przestał już płakać.  Mimo wszystko moje spokojne i pełne ciepła słowa sprawiły, że z jego zdziwionych oczu znów popłynęły słone krople.  Zbliżyłam się, w jednej chwili przyciągnęłam jego główkę do swojej piersi i przytuliłam. Przymknęłam oczy, by zaraz po tym zacząć go głaskać po głowie. Jak małego chłopca, ale przecież właśnie taki po części był, prawda ? Potrzebował miłości, którą chciałam mu dać. Po kilku minutach trwania w całkowitym bezruchu znów zakręciło mi się w głowie przez co poleciałam do tyłu. Mało brakowało a uderzyłabym o ramę łóżka, jednak Heaven w odpowiedniej chwili zdążył zareagować. Złapał mnie i pociągnął tak bym oparła się o jego tors.
-Od czego to ?
-Nie brałam leków. W dodatku to przez ciebie… - prychnęłam, ale gdy poczułam jak jego mięśnie znów się spinają… - To znaczy… przez to że się kłócimy. Martwię się o ciebie Heaven…. Mam już dość ciągłych kłótni. To mnie… wykończy… Przepraszam za to co powiedziałam… - szepnęłam cichutko i już za chwilę zamknęłam oczy. Zemdlałam…
[…]
Nie wiem ile byłam nieprzytomna, ale obudziłam się na swoim łóżku brzuchem do góry i z ogromnym bólem głowy.  Ciężko mi się oddychało , a co dopiero cokolwiek mówiło. Heaven siedział obok mnie, a gdy ujrzał się obudziłam odetchnął z wielką ulgą.
-Nie rób tak nigdy więcej ! Bałem się, że…. Że się nie obudzisz ! Na dodatek masz straszną gorączkę. Co ja mam robić. – skulił się zacisnął żeby z braku jakiegokolwiek doświadczenia w takich sprawach. Był bezradny i to go tak bardzo męczyło. Podniosłam rękę i dotknęłam delikatnie jego policzka. Ocknął się jakby na chwilę i spojrzał na mnie z pod lawiny srebrnych włosów.
-Spokojnie… nie denerwuj się już. – podniosłam się mimo ogromnego bólu i pocałowałam go w czółko. – Wezmę leki i wszystko będzie okey. – wymusiłam lekki uśmiech na swojej twarzy po czym wstałam z łóżka i chwiejnym krokiem zatoczyłam się do kuchni. Otworzyłam apteczkę i wyjęłam z niej malutkie tabletki. Połknęłam jedną z nich w tym samym czasie gdy Heaven stanął za mną. Odwróciłam się powolutku i oparłam głowę o jego tors. Był taki ciepły.
-Mogę się przytulić ? Z nadzieją, że mnie od siebie nie odtrącisz ? – zapytałam, ale ostatecznie nie czekając na jego odpowiedź wyciągnęłam ręce i lekko go objęłam. Wsunęłam łapki pod jego koszulkę i zaraz ułożyłam je na jego szerokich plecach. – Kocham te szerokie plecy.. twoje umięśnione ciało, ciemniejsza karnację, srebrne włosy…. – uniosłam głowę i spojrzałam na niego. Teraz patrzył na mnie z taką troską. – I te czerwone, krwiste oczy. To, że jesteś taki czuły, to jak się za mną wstawiasz bez opamiętania i to jak na mnie patrzysz… ale w końcu musisz zrozumieć, że już nie jesteś dzieckiem, i musisz stać się mężczyzną. – kończąc zdanie uniosłam się na palcach i zmoknęłam go w policzek. Stał jak taki misiaczek po narkotykach. Bał się odezwać. Znowu. No, ale przejdzie mu z jakieś 10 minut. Odsunęłam się i podreptałam do salonu. Tabletka bardzo szybko zaczęła działać. To znaczy nie aż tak, ale nie chciałam go już więcej martwić. Otworzyłam szufladę i wyciągnęłam z niej zawiniętą w czerwony materiał katane.
-Co ty zamierzasz…
-Zabić cie… wiesz ? – prychnęłam rozwijając broń. Podałam mu ją do ręki, ale ten najwyraźniej nie wiedział co ma z tym zrobić. – Weź. Skoro nie umiesz się posługiwać taką bronią, to cie nauczę.
-Słucham !? Szybciej zrobię krzywdę sobie i tobie zamiast się nauczyć. – skrzywił się, a ja widząc to nieznacznie westchnęłam.
-Jak będziesz SŁUCHAŁ to nic się nikomu nie stanie. Po za tym jestem w gorszym stanie to może masz jakieś szanse…. – wyciągnęłam tym razem swojego Lunar’a i zerknęłam na przeciwnika. (Heaven tak bardzo mój przeciwnik)
-Ej ! Ja nigdy czymś takim nie walczyłem, tak więc nawet jeśli nie jesteś w formie to nie mam z tobą szans ! To takie nie fair..
-Oj przestań dam ci fory… wyobraź sobie, że jestem twoim wrogiem… Riuki’m…. Rick’iem……Haru ? – zachichotałam widząc narastając w jego ciele złość. Zacisnął rączkę na końcu katany i lekko uniósł ją do góry. – Tylko wiesz, że masz atakować ostrą stroną ? Żeby cie nie skrzywdzić ja będę atakowała tępą. – Wystawiłam broń w przód i podstawiłam Heaven’owi do gardła. – No dawaj. Tylko uważaj co robisz bo naprawdę sobie krzywdę zrobisz. Po za tym to Katana Chiyo więc jej nie zniszcz.


( Heaven ? Walka na śmierć i życie… xD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope