Podniosłam się do pozycji siedzącej i zwiesiłam głowę. Tak
potwornie bolała. Tak jakbym to ja wczoraj wypiła nie wiadomo ile, a przecież…
tak nie było. Dotknęłam zimną dłonią
swojego czoła i przymknęłam oczy. Po chwili dało się również usłyszeć moje
głośne westchnienie. Chyba nieco przesadziłam tymi słowami. Zraniłam go do tego
stopnia że płakał, ale tak na dobra sprawę to… ja płacze przez niego
ciągle. Siedział tak przede mną i
patrzył kiedy zacznę coś mówić i kiedy znowu go opieprzę. Jego zapłakane oczy
…. To bolało również mnie, ale w inny sposób nie byłam w stanie uświadomić mu
jak bardzo boli mnie fakt, iż tak ciągle się ode mnie odsuwa. Przeniosłam się
na swoje kolana i uklęknęłam przed nim. Sięgnęłam jedną dłonią do jego twarzy
przejechałam po jego czerwonym od łez policzku, a następnie wczepiłam małe
palce w srebrne włosy.
-Już dobrze. Nie płacz. – szepnęłam spokojnie. Chciałam go
jakoś uspokoić. Żeby przestał już płakać.
Mimo wszystko moje spokojne i pełne ciepła słowa sprawiły, że z jego
zdziwionych oczu znów popłynęły słone krople.
Zbliżyłam się, w jednej chwili przyciągnęłam jego główkę do swojej
piersi i przytuliłam. Przymknęłam oczy, by zaraz po tym zacząć go głaskać po
głowie. Jak małego chłopca, ale przecież właśnie taki po części był, prawda ?
Potrzebował miłości, którą chciałam mu dać. Po kilku minutach trwania w
całkowitym bezruchu znów zakręciło mi się w głowie przez co poleciałam do tyłu.
Mało brakowało a uderzyłabym o ramę łóżka, jednak Heaven w odpowiedniej chwili
zdążył zareagować. Złapał mnie i pociągnął tak bym oparła się o jego tors.
-Od czego to ?
-Nie brałam leków. W dodatku to przez ciebie… - prychnęłam,
ale gdy poczułam jak jego mięśnie znów się spinają… - To znaczy… przez to że
się kłócimy. Martwię się o ciebie Heaven…. Mam już dość ciągłych kłótni. To
mnie… wykończy… Przepraszam za to co powiedziałam… - szepnęłam cichutko i już
za chwilę zamknęłam oczy. Zemdlałam…
[…]
Nie wiem ile byłam nieprzytomna, ale obudziłam się na swoim
łóżku brzuchem do góry i z ogromnym bólem głowy. Ciężko mi się oddychało , a co dopiero
cokolwiek mówiło. Heaven siedział obok mnie, a gdy ujrzał się obudziłam
odetchnął z wielką ulgą.
-Nie rób tak nigdy więcej ! Bałem się, że…. Że się nie
obudzisz ! Na dodatek masz straszną gorączkę. Co ja mam robić. – skulił się
zacisnął żeby z braku jakiegokolwiek doświadczenia w takich sprawach. Był
bezradny i to go tak bardzo męczyło. Podniosłam rękę i dotknęłam delikatnie
jego policzka. Ocknął się jakby na chwilę i spojrzał na mnie z pod lawiny
srebrnych włosów.
-Spokojnie… nie denerwuj się już. – podniosłam się mimo
ogromnego bólu i pocałowałam go w czółko. – Wezmę leki i wszystko będzie okey.
– wymusiłam lekki uśmiech na swojej twarzy po czym wstałam z łóżka i chwiejnym
krokiem zatoczyłam się do kuchni. Otworzyłam apteczkę i wyjęłam z niej malutkie
tabletki. Połknęłam jedną z nich w tym samym czasie gdy Heaven stanął za mną.
Odwróciłam się powolutku i oparłam głowę o jego tors. Był taki ciepły.
-Mogę się przytulić ? Z nadzieją, że mnie od siebie nie
odtrącisz ? – zapytałam, ale ostatecznie nie czekając na jego odpowiedź
wyciągnęłam ręce i lekko go objęłam. Wsunęłam łapki pod jego koszulkę i zaraz
ułożyłam je na jego szerokich plecach. – Kocham te szerokie plecy.. twoje
umięśnione ciało, ciemniejsza karnację, srebrne włosy…. – uniosłam głowę i
spojrzałam na niego. Teraz patrzył na mnie z taką troską. – I te czerwone,
krwiste oczy. To, że jesteś taki czuły, to jak się za mną wstawiasz bez
opamiętania i to jak na mnie patrzysz… ale w końcu musisz zrozumieć, że już nie
jesteś dzieckiem, i musisz stać się mężczyzną. – kończąc zdanie uniosłam się na
palcach i zmoknęłam go w policzek. Stał jak taki misiaczek po narkotykach. Bał
się odezwać. Znowu. No, ale przejdzie mu z jakieś 10 minut. Odsunęłam się i
podreptałam do salonu. Tabletka bardzo szybko zaczęła działać. To znaczy nie aż
tak, ale nie chciałam go już więcej martwić. Otworzyłam szufladę i wyciągnęłam
z niej zawiniętą w czerwony materiał katane.
-Co ty zamierzasz…
-Zabić cie… wiesz ? – prychnęłam rozwijając broń. Podałam mu
ją do ręki, ale ten najwyraźniej nie wiedział co ma z tym zrobić. – Weź. Skoro
nie umiesz się posługiwać taką bronią, to cie nauczę.
-Słucham !? Szybciej zrobię krzywdę sobie i tobie zamiast
się nauczyć. – skrzywił się, a ja widząc to nieznacznie westchnęłam.
-Jak będziesz SŁUCHAŁ to nic się nikomu nie stanie. Po za
tym jestem w gorszym stanie to może masz jakieś szanse…. – wyciągnęłam tym
razem swojego Lunar’a i zerknęłam na przeciwnika. (Heaven tak bardzo mój przeciwnik)
-Ej ! Ja nigdy czymś takim nie walczyłem, tak więc nawet
jeśli nie jesteś w formie to nie mam z tobą szans ! To takie nie fair..
-Oj przestań dam ci fory… wyobraź sobie, że jestem twoim
wrogiem… Riuki’m…. Rick’iem……Haru ? – zachichotałam widząc narastając w jego
ciele złość. Zacisnął rączkę na końcu katany i lekko uniósł ją do góry. – Tylko
wiesz, że masz atakować ostrą stroną ? Żeby cie nie skrzywdzić ja będę
atakowała tępą. – Wystawiłam broń w przód i podstawiłam Heaven’owi do gardła. –
No dawaj. Tylko uważaj co robisz bo naprawdę sobie krzywdę zrobisz. Po za tym
to Katana Chiyo więc jej nie zniszcz.
( Heaven ? Walka na śmierć i życie… xD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz