niedziela, 9 sierpnia 2015

[QS Team1] Od Takako - C.D Ricka



Od początku nie sądziłam, że ten plan w pełni nam się powiedzie. Paru z nas dobrze nawet główkowało, ale reszta nie dawała im dojść do słowa. Rene starał się analizować pomysły każdego członka teamu podobnie jak ja, lecz w końcu się w tym pogubił i przeszedł na stronę Rick`a, który uparcie wmawiał reszcie, żeby podzielili się na grupy, by zdezorientować napastnika. Dla mnie to nie miało większego sensu, w końcu nie mamy do czynienia ze zwykłym cyborgiem, którego można pokonać bez większego wysiłku. Niby coś by to dało, paru odciągnęłoby uwagę, a reszta atakowała i na zmianę. Niczego jednak nie mogliśmy być pewni i zawsze musi być jakiś plan B. Stein gderał coś z własnej beczki prawiąc wszystkim morały, ale umilkł po czasie, gdy zorientował się, że dalsze wypominanie błędów jest bez sensu. Levi wrzucił parę słów od siebie, chociaż dla niego od początku było wszystko jedno, którą strategię obierzemy. W sumie wyszło tak, że ja z Rickiem będziemy przynętą dla stworka, a pozostała trójka najzwyklej w świecie będzie obserwować z góry jak sobie radzimy. Irytujące, w głowie już zaczynałam obmyślać inną strategię gdyby ta, co było przynajmniej w osiemdziesięciu procentach prawdopodobne, nie wypaliła. Analizując każdy, chociażby najmniejszy szczegół domyśliłam się co przypuszczalnie zrobi każdy z czwórki w przypadku spalenia planu na manewce. Kurczę, maszyna jest niełatwa do pokonania, ale jak wszyscy zbierzemy się do kupy i nie będziemy działać każdy na własną rękę to nawet może nam się udać. Wychodząc w bój poczuł niepokój. Było cicho, aż za cicho. Według namiaru Ace powinien być w tym samym miejscu, w którym my stoimy, a tymczasem.. było tak pusto, że dało się nawet słyszeć przelatującą obok muchę. Wiedziałam, że zaraz coś się wydarzy, to była tylko cisza przed burzą. Przygotowałam już w myślach odpowiedni atak chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę, że mało by się zdał. Czekając na najgorsze niczym tytułowy bohater filmu akacji czai się aż zza rogu wyskoczy naćpany psychopata z piłą łańcuchową czy karabinem maszynowym w ręku rozglądałam się na boki śledząc uważnie wzrokiem każdy najdrobniejszy szczegół. Nagle ziemia pod naszymi stopami zadrżała, a w tle rozległ się potworny warkot przypominający nieco silnik motoru o sile mocy zwiększonej co najmniej ze sto tysięcy razy. Mimo, że bardzo starałam się trzymać na nogach przycupnęłam nieznacznie przy ziemi zatykając rękoma uszy jakby na coś to by się zdało. W tym samym momencie w oddali pojawił się Ace. Jego wzrost wynosił grubo ponad pięć metrów wysokości, a czubkiem głowy przewyższał najwyższy budynek w tej okolicy. Jego oczy nie pałały szkarłatną czerwienią jak w przypadku innych cyborgów, lecz wydawały się wyjątkowo ludzkie. Brudno-białe, gładkie włosy sięgały nieznacznie przed metalową szczękę. Jego mechaniczne ręce zakończone były długimi palcami o pomalowanych na czarno, ostrych paznokciach. Dodatek stanowiły królicze uszy odbierające zapewne dźwięki niesłyszalne dla zwykłego ucha. Ciszę znów przerwał metaliczny, zgrzytający dźwięk wydobywający się z czeluści jakim była paszcza cyborga okolona rzędem pedantycznym, ostrych na wskroś kłach. Minęła krótka chwila nim wszyscy zajęliśmy wybrane pozycje. Zdawałam sobie sprawę, że niełatwo będzie odciągnąć tego niszczyciela od reszty, dlatego użyłam zaklęcia Furūto shi pragnąc, aby potwór cały czas biegł za mną i Rickiem. Odgłos melodii nie działał tak przekonywująco jak w wypadku reszty, lecz o dziwo pobiegł za nami. Kątem oka dostrzegłam maleńką sówkę Rene krążącą nad naszymi głowami, druga zaś była nad głową Ace`a, a zaraz w jednej sekundzie znalazła się rozpłaszczona na ścianie budynku. Głos w jaki sposób mówił cyborg przeszywał całe ciało jak trawiąca cię od środka lawa w samym centrum piekła. Miał też w sobie coś hipnotyzującego, który za wszelką cenę chciał cię zmylić. Obawiając się, że zaraz strąci całą trójkę z budynku zwalając im najcięższe gruzy na głowy wystrzeliłam w jego kierunku Gurafen no supaiku. Miałam mnóstwo mocy, w większości za słabe, by pokonać omicrona takiego jak on, ale w pewnym stopniu użyteczne. Wybór jednak musiał być pierwszorzędny i nie było czasu na myślenie. Grafenowe ostrza poleciały, niektóre trafiając w cel tuż przy twarzy niezwykłego robota, inne na połączeniu barku z ramionami, przy karku i inne czulsze miejsca. Pozostała część zaś wybuchła w trakcie lotu przy użyciu pompastycznego wymachu mechanicznej dłoni. Potwór nieznacznie cofnął się do tyłu, najprawdopodobniej pod wpływem irytacji czy gniewu. Zanim zdążyłam zareagować wielkie gruzy posypały się na głowę mnie i Rickowi. Usiłując wygramolić się spod sterty rzuciłam zaklęcie minimalizujące ilość obrażeń. Wszystko działo się w zabójczym, a zarazem zaskakującym tempie. Nim się wydostaliśmy minęło kilka sekund, a wydawało się to wiecznością. Następnie była kolejna próba odciągnięcia uwagi, ataki, obrażenia, ataki, walący się budynek wraz ze stojącymi na nim chłopcami, odejście chłopaka... Mimo to nic nie mogłoby zakłócić mojego toku myślenia. Za wszelką cenę opracowywałam dalszy ciąg działania. Po tym jak Rick zostawił mnie samą zdołałam uniknąć kolejnego budynku walącego mi się na głowę. Po cichu szłam  obserwując całą brygadę. Obserwowałam całą sytuację czekając na dogodny moment. nagle moją uwagę zwróciło kilka porządnych budynków kilkanaście metrów za Ace`m i niewiele więcej przed chłopcami. gdyby tak spróbować je uszkodzić, zaprowadzić wytwór w kozi róg, a następnie zwalić mu wszystkie te konstrukcje na metalowy łeb? Zdawałam sobie sprawę, iż nasz przeciwnik był bardzo wytrzymały, lecz wystarczyłaby dosłownie chwilka dezorientacji, a przybliżyłoby to ku naszemu zwycięstwu. Wtem w oddali usłyszałam czyiś krzyk. Kątem oka dostrzegłam biegnącą ku mnie postać rozpoznając w nim Ricka. Mówił coś do mnie, jednak kompletnie zignorowałam jego przekaz skupiając uwagę na całej reszcie. Heh, dzisiaj naprawdę miałam lepszy dzień skoro nie odpowiedziałam ciętą uwagą, oczywiście pomijając to, że naukowcy wpakowali nas w te bagno. W momencie, kiedy chłopak zamilkł uniosłam głowę ku górze, nad którą leciał głaz gigantycznej wielkości w towarzystwie pomniejszych, urwanych zapewne z jakiegoś budynku. Wtedy, w tej jednej chwili dziękowałam za wrodzony refleks, a także dostęp do arcany, bo inaczej zostałaby z nas krwawa miazga. Zdołałam teleportować nas w inne miejsce, gdy w tej samej chwili zniknięcia kamienie opadły z ciężkim łoskotem na beton. Podniosłam się z ziemi, rozgarnęłam pył wirujący wszędzie wokół po czym rozejrzałam się dookoła. W tej chwili klęczałam obok leżącego chłopaka, którego wyraz twarzy nadal nie mógł uwierzyć w to co się przed chwilą wydarzyło. Ostrożnie podniosłam się z klęczek. Pędzący do nas Rene z innym członkiem teamu zaczęli utorowywać do nas drogę, gdyż nie sposób było się przedostać. Dostrzegłam ulgę malującą się w ich mimice na wieść, że obojgu z nas nic nie jest. Kiedy tylko przystanęli obok nas przedstawiłam kapitanowi mój plan nie szczędząc najdrobniejszych szczegółów. Po wygłoszeniu szybkiego monologu uniosłam jedną brew. Czekałam na jak najszybszą odpowiedź Rene, bo w końcu czas w tej chwili był najważniejszy.

<Kapitanie, potrzebna mi jest twoja odpowiedź. Lub może reszta teamu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope