sobota, 24 października 2015
Od Cinii - C.D Riuki'ego
No i znowu to dziwne, przytłaczające uczucie. Znowu nie wiem w jaki sposób mam mu pomóc, jestem aż tak beznadziejna? No najwyraźniej tak, przecież tylko ja potrafię stać jak matoł kiedy osoba, na której tak bardzo mi zależy, tylko i wyłącznie cierpi. Podeszłam do niego łapiąc go za podbródek. Jego krew za chwilę splunęła z jego brody na moje ręce, spływając coraz to niżej.
- Nie gryź już się... - otarłam jego zakrwawioną twarz materiałem sukienki, niestety tylko ją tym rozmazałam.
- Zrób coś - ponownie wychrypiał - Niech to wszystko się już skończy, możesz mnie nawet zabić. Byleby już nie bolało...
Spojrzałam na niego nie tyle zszokowana co już nawet przerażona. Czy ja się nie przesłyszałam? Mam go zabić? No chyba już do reszty zwariował!
- Riuki, ja...
- Co? "Nie potrafię tego zrobić" to chciałaś powiedzieć? Już i tak mnie pokiereszowałaś więc co ci szkodzi mnie dobić.
Pokręciłam głową z takim rozmachem, że aż coś mi strzeliło w karku.
- Nie zrobię tego! Nie ma nawet takiej opcji, nie wygaduj takich bzdur!
Chłopak jedynie prychnął wyraźnie poddenerwowany, no ale co mu poradzę. Zresztą nie będę się z nim teraz kłóciła kiedy jest w takim stanie, że wygląda jakby po nim przebiegło z 20 słoni. Oczywiście wygląda tak tylko i wyłącznie z mojej winy... Ale nie zrobiłam tego specjalnie, nie chciałam żeby tak wyszło... Nie oszukujmy się, ja nigdy nie chcę nic złego dla niego a jednak za każdym razem przysparzam mu nowych problemów. Jestem chodzącą klęską nieurodzaju. Jeszcze raz spojrzałam w jego przygaszone oczy, były już zmęczone tym wszystkim, nie widziałam w nich żadnej chęci, radości... Było w nich widać natomiast przeraźliwy ból który nie jestem nawet w stanie opisać.
- No Cinia...
- Spokojnie, już wszystko będzie dobrze - tymi słowami chyba bardziej chciałam uspokoić samą siebie niż Riuki'ego ale o dziwo nieco się uspokoił.
Co prawda jego wzrok nadal mnie błagał o szybką śmierć, ale nieco mniej. Jego usta były całe poranione krew nadal spływała z nich ciekłym strumyczkiem. W końcu wzięłam coś porządnego, czym mogłam zetrzeć z niego krew która na szczęście przestała wylewać się po niespełna minucie.
- Wstawaj Riuki, pomogę Ci.
Nie odpowiedział, czyli chyba nie protestuje... Pomogłam mu wstać, chociaż więcej pracy włożyłam w to ja, ponieważ chyba było mu obojętne to czy będzie na podłodze czy w wygodniejszym miejscu. Powolnymi kroczkami ruszyliśmy do jego sypialni, dwukrotnie obijając się o ściany. Jakoś jednak udało mi się oprowadzić go do obranego celu i w miarę wygodnie usadowić na łóżku. Przez chwilę stękał, że wszystko go boli ale po podłożeniu mu kilku poduszek ból minimalnie zmalał.
(Riuki? Tak wiem Polinko, że krótkie, nudne i wgl długie ale nienawidzę tego nowego telefonu :'))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz