czwartek, 17 września 2015

Od Azusy - C.D Khaos'a

Przechadzałem się tak po ulicach Rimear, tak jak gdybym nigdy w życiu ich nie widział. To takie fascynujące oglądać te same uliczki, te same miejsca po raz tysięczny raz. Niby ten ośrodek był duży, ale mimo wszystko dało się go zwiedzić całego i to nawet kilka razy. Chociaż.. węża to ja widzę pierwszy raz w życiu. Nie biorąc pod uwagę tego konfidenta, którego Rene uważał za swojego podopiecznego i trzymał go w terrarium. Mówię wam ten zwierzak to zło. Wracając do tego, który był aktualnie przede mną…. Skąd on się tutaj wziął i w ogóle czego ode mnie chciał. Ukucnąłem przed nim jednak w bezpiecznej odległości, tak żeby czasem nie wpadło mu coś głupiego do głowy. Wyciągnąłem rączkę żeby go dotknąć i…. (tak bardzo Azusa musi pokazać swoje dziecięce nawyki czyli: Wszędzie wsadza łapki. Dosłownie :P ) … dzięki temu prawie straciłem palca. Odskoczyłem do tyłu jak poparzony kiedy gad się na mnie rzucił i tak całkiem niechcący puściłem w jego stronę mały piorunik. Poprądziło go tak, że odleciał jakiś metr do tyłu xD. Hihihi…. Ups… tak bardzo nie panuje nad swoją Arcaną. O dziwo z węża za chwilę zrobił się jakiś koleś o równie ciekawym kolorze włosów co ja. Pfff… i tak mój ładniejszy. Poskładałem się i wstałem na równe nogi. Chłopak jeszcze zbierał się po wcześniejszym porażeniu prądem. Dla niego to były by tylko łaskotki, ale dla takiego małego węża, którym przed chwilą był.. no … organy wewnętrzne… nie zazdroszczę.
-Ała ! Powaliło cie !
-Mnie powaliło !? To ty chciałeś mnie zjeść ! Odgryźć mi palca chciałeś ! I to jeszcze od prawej ręki ! Czym ja się będę zadowalał !? Lewą ! Nie jestem obu ręczny ! – zbulwersowałem się jak taki sześciolatek. Podszedłem do niego, nachyliłem się i pstryknąłem go w czółko.- Kim ty w ogóle jesteś i co ci przyszło do głowy rzucać się na inne Arcany ?

(Khaos ? Sory, że tak długo, ale nie wiedziałam co odpisać.)

Od Vanilli - C.D Heaven'a

Stałam tak… i stałam… bez choćby najmniejszego celu. Z moich oczu cały czas spływały słone łzy. Nie jakieś pojedyncze, tylko wręcz potokami. W jakim człowieku ja się zakochałam.  Jakiemu człowiekowi ja chciałam powierzyć swoje całe życie. Nie wierzę w to. Nie wierzę, że ten Heaven który mi się tak podobał okazał się takim podłym gnojem. To fakt…. Ja tutaj namieszałam. Ja mogłam odepchnąć Rick’a lub powstrzymać go w porę – nie zrobiłam tego. Nie zrobiłam tego jednak z premedytacją. Skąd mogłam wiedzieć, że właśnie takimi uczuciami mnie darzy. To wszystko stawało się dla mnie powoli coraz bardziej skomplikowane.
-Cholerny Heaven ! Nienawidzę cie… Nienawidzę.. – powtarzałam. Na początku krzyczałam, ale z czasem mówiłam to już coraz ciszej. Wyciszając się i coraz głośniej płacząc. Nie mogłam tego znieść.  Tego co powiedział i co on teraz o mnie sądzi. Ręka nadal bolała mnie jeszcze od uderzenia chłopaka w twarz. Tym razem to już się nie oszczędzałam. Chciałam żeby się uciszył i zrobił to gdy tylko moja dłoń zetknęła się z jego policzkiem. Upadłam na kolana nie mogąc dłużej ustać na nogach. – Jak mogę cie nienawidzić skoro ja cie tak bardzo kocham… - sama sobie zaprzeczałam. Ile się będę okłamywać i tak w końcu sobie uświadomię co straciłam. Chociaż z drugiej strony mógł sobie oszczędzić tych wszystkich podłych słów. Dlaczego on chce Niszczyc psychicznie wszystkich tych, którzy w jakiś sposób go zranili. Mści się za wszystko chociaż jemu samemu błędy były wybaczane. Nie rozumiem tego. Po tym co powiedział już przestałam wierzyć, że on w ogóle mnie kochał. W tym momencie miał całkowicie wylane na to czy płaczę, na to czy cierpię. Dopiero kiedy wszystkie uczucia ze mnie uleciały… zobaczył do jakiego stanu mnie doprowadził. Bardzo rzadko zdarza mi się tak spektakularnie wybuchnąć. W ogóle ja bardzo rzadko pokazuje jakiekolwiek uczucia. To znaczy… wiedziałam, że jak zakocham się w Heaven’ie to coraz trudniej będzie mi nad nimi panować, ale że aż tak ? Praktycznie ja co drugą noc spędzałam nad płakaniem i użalaniem się nad sobą. Czasami siedziałam sama. Nie chciałam, żeby widział bo pewnie jeszcze dostałabym za to opieprz, że nie chce mu powiedzieć czy coś. Z drugiej strony jakbym mu już powiedziała to i tak było jeszcze gorzej. I tak źle, i tak nie dobrze to co mam robić ? To było tak popieprzone, że aż śmieszne. A najlepsze w tym wszystkim było to, że straciłam jedyna osobę (nie z mojej rodziny) na której mi zależało.
[…]
Trochę czasu minęło zanim się ogarnęłam. Jakieś pół godziny? Może trochę więcej. Musiałam wypłakać oczywiście cały ocean łez, żeby ostatecznie zdać sobie sprawę, że to i tak nie da. Co z tego, że będę płakać, skoro jego i tak to już nie interesuje. A w ogóle… interesowało go kiedyś? Wiem, że darzy…. Darzył… mnie ogromnym uczuciem, ale nigdy jakoś specjalnie nie reagował na mój płacz. Wydaje mi się że to najgorsza kara dla chłopaka, ale chyba jedna się trochę przeliczyłam. Podniosłam się leniwie z podłogi mając wzrok nadal wlepiony w swoje buty. Waniliowe włosy zakryły mi prawie całą twarz. Właściwie to nie chce żeby mnie ktoś teraz widział. Niebieskie, zaszklone oczy i delikatnie poczerwieniałe policzki od słonych łez. To nie był przyjemny widok, ale już traciłam nadzieje, że ktokolwiek by się tym przejął. Skoro nie zrobił tego nawet Heaven. Otworzyłam duże drzwi i powolnym krokiem wyparowałam z pokoju. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, gdzie iść… byłam tak załamana. Gdybym jednak postanowiła teraz siedzieć sama to źle mogłoby się skończyć. Anemia nigdy nie dawała mi się tak we znaki jak podczas kłótni z Heaven’em. Czy one na prawdę były dla mnie tak stresujące, że aż przestałam odróżniać rzeczywistość od fikcji ? Cały obraz przewracał mi się do góry nogami. Za duża dawka płaczu i stresu oraz wysiłku psychicznego. Dlaczego musze być tak cholernie słaba pod tym względem. Anemia nie pokazywała mi jak bardzo potrafi popsuć komuś życie dopóki ja nie wiedziałam na jakiej zasadzie działa uczucie „kochać kogoś”. Powoli zaczynałam tracić świadomość, dusiłam się… a może to było tylko durne przekonanie? Złapałam za kołnierzyk swojej sukienki żeby go trochę poluźnić. Próbowałam zaczerpnąć ustami większą dawkę powietrza, przez co nie patrzyłam gdzie idę i wpadłam na kogoś. Nie miałam nawet siły podnieść głowy i spojrzeć kto to taki. Czy to dobry czy to zły… teraz mógł ze mną robić wszystko, gdyż w takim stanie nie umiałabym się bronić.  Coraz ciężej oddychając zacisnęłam rączkę na delikatnym materiale koszulki owego gościa. Ten sam znajomy zapach. Te same znajome, męskie perfumy, które tak bardzo różniły się od Heaven’a, że potrafiłam wskazać po nich osobę, na której właśnie się opierałam.
-Vanilla… co ci się stało ? Słyszysz… - potrząsnął mną. Tak. Nie pomyliłam się. Kiedy poczułam te ciepłe ręce na swojej twarzy i usłyszałam męski głos od razu wiedziałam kto to. Co Rick tutaj robi o takiej porze ? Nie ważne. Nic teraz dla mnie nie było ważne. Chciałam jak najszybciej odpłynąć, ale nie mogłam. Sama sobie wyrządziłabym krzywdę. Chociaż… teraz czuje się bezpieczna… w ramionach Rick’a. – Heaven… on ci coś zrobił ? – gdy tylko wypowiedział to imię, od razu się troszeczkę otrząsnęłam. Teraz tak trudno było mi je wypowiedzieć, a co dopiero o nim słuchać. Po moich policzkach spłynęła kolejna dawka słonych łez.- Chodź zabiorę cie stąd… -szepnął biorąc mnie na ręce
-Nigdzie jej nie zabierzesz… - tym razem odezwał się inny znajomy męski głos. Nie miałam siły otworzyć oczu ani tym bardziej przekręcić główki tak by spojrzeć kto to. Nie rozpoznałam tego głosu ? Jakim cudem…
-Ty mi zabronisz ? Z tego co się orientuje to właśnie przez ciebie jest w takim stanie. Brawo Hejfenek ty to potrafisz Spie*dolić nawet najgorsza sytuację jeszcze bardziej niż jest.
-Odłóż dziewczynę to pogadamy inaczej. I przy okazji odwdzięczę ci się solidnym obiciem mordy, bo to między innymi przez ciebie oboje teraz cierpimy.. – mruknął jak już się zorientowałam Heaven. Nie widziałam go, ale po tonie jego głosu mogłam stwierdzić, iż nie jest w nastroju do rozmów i zaraz zacznie się krwawa jadka.
-Cierpicie ? Ty nie płaczesz.. to nie ty cierpisz tylko ona. Zrobiłeś to specjalnie ? Lubisz patrzeć jak cierpi ? – Rick uderzał we wszystkie jego czułe punkty i bardzo dobrze mu to wychodziło. Do tej pory tylko ja potrafiłam tego dokonać. Poczułam jakiś ruch, i już za moment zimną podłogę. Zostałam oparta o ścianę w pozycji siedzącej. Otworzyłam delikatnie oczka i już za moment ujrzałam jak chłopcy okładają się po twarzy. Jak mój kochaś długo wytrzyma bez używania Arcany ? Nie wiem, ale nie wydaje mi się by trwało to długo. Po jakichś 15 minutach Heaven’owi (no nie ukrywajmy jest lepiej zbudowany i tym samym silniejszy) udało się przygwoździć Rick do ściany. Tej samej o którą byłam oparta.
-Starczy już… - powiedziałam bardzo cicho bo na tyle tylko było mnie stać. Dlaczego tak fatalnie się czułam? Nie wiem, ale oni wcale nie zamierzali przestawać. Podejrzewam, ze nawet nie zamierzali mnie słuchać.  – Heaven… już wystarczy… - powiedziałam ponownie i nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. No i dobra. Nie zamierzają mnie słuchać to nie. To ja to zrobię po swojemu. Wstałam… choć z wielkim trudem, ale wstałam! To się liczy! Wystawiłam rękę w kierunku bijących się chłopaków i wypowiedziałam słowo: Adquisición. – Mówię coś do was, nie ignorujcie mnie! – krzyknęłam. Po raz pierwszy użyłam Arcany na Heaven’ie. To było dziwne, bo nigdy nie chciałam jej używać na osobach które kocham lub cenie. Obaj nagle stanęli bez ruchu.
-Co ty zrobiłaś…- zapytał Rick. No tak. Bo jest tego wiadomy, ale jego ciało jest mu kompletnie nie posłuszne.
-Co wam da, że się będziecie tłukli! – warknęłam znowu zaciskając zęby, żeby nie wybuchnąć jeszcze bardziej. Opuściłam rączkę i ponownie zachwiałam się na nóżkach. Moje zaklęcie puściło. To chyba było jedne z najbardziej wymagających, zwłaszcza, że użyłam go na dwóch osobach jednocześnie. Nagle upadłam na kolana, zakrztusiłam się, a z moich ust pociekła czerwona ciecz. Z wycieńczenia, lub po prostu przeforsowania swojego organizmu. Już po chwili moje oczy zamknęły się ponownie, i zrobiło się całkowicie ciemno…

(Chłopcy ? )
Layout by Hope