sobota, 6 czerwca 2015

Od Rene - C.D. Azusy

Zaśmiałem się mu w twarz i po raz kolejny połączyłem nasze usta. Palcami delikatnie przesuwałem po jego skórze na szyi i dwóch krwistych śladach, po ugryzieniu. Gdy je przycisnąłem on zacisnął zęby na mojej wardze. Wydałem z siebie dziwny, niezidentyfikowany odgłos.
- Aleś ostry – mruknąłem wpatrując się intensywnie w jego szyję oraz nieco rozchełstaną koszulę, uśmiechnąłem się, gdy przyszedł mi pewien pomysł do głowy.
- Zgodzisz się być moim posiłkiem po raz drugi? - zamruczałem mu do ucha, poczułem jak łapie mnie za koszulkę i próbuje odepchnąć? Właściwie to nie wiedziałem co miał na myśli autor, jednak nie przestawałem.
- Nie dość się już uchlałeś? - warknął nadal trzymając swoje bezsilne dłonie na materiale koszulki – Nabawię się jakieś anemii przez ciebie – mruknął nieco ciszej. Z czasem uścisk na koszuli stał się mniejszy. Odgarnąłem mu włosy z twarzy i musnąłem delikatnie nosek. Potem trzymając palce na guzikach od jego koszuli zacząłem je rozpinać, będąc w połowie delikatnie rozsunąłem materiał. Odkryłem to, co najbardziej mnie interesowało, czyli naprawdę blady tors. Rzuciłem szybkie spojrzenie na twarz Azusy, odpływał powolutku. Jego oczy wyglądały tak spokojnie, wywołało to u mnie kolejną falę radości. Jak zbliżyłem twarz do tej bladej skóry spotkałem się z głośniejszym zwróceniem uwagi:
- Przestań!
Przewróciłem oczami podnosząc się, zbliżyłem dłoń do jego twarzy i przesunąłem po niej delikatnie zatrzymując palce na policzku. Uśmiechnąłem się ciepło.
- No przecież nic nie robię – cały czar prysnął, gdy zacząłem się śmiać – Odepchnij mnie Mint Boy – wyszeptałem niezwykle kusząco. Patrzył przez chwilę     na mnie szeroko otwartymi oczyma, aż wreszcie fuknął coś     niezrozumiałego pod nosem i uderzył mnie w pierś.
-Nie nazywaj mnie tak ty krwiopijco – warknął. Wyszczerzyłem kły zbliżając usta do     jego torsu. Zacząłem obdarowywać go krótkimi pocałunkami,muśnięciami warg,czasem przygryzałem ją do krwi i zlizywałem szkarłatną ciesz.
- Masz smaczną krew – westchnąłem oblizując wargi – Mam na ciebie straszną ochotę – westchnąłem teatralnie wyciągając rękę do góry. Zobaczyłem kątem oka cień uśmiechu na jego twarzy. Odwdzięczyłem się tym samym tyle, że bardziej widocznym, dodałem do tego jeszcze kolejny już pocałunek, tym razem złożony na obojczyku. Mint Boy westchnął rozkładając ręce na boki. Zupełnie jakby poddał się i mówił „Rób ze mną, co chcesz”, jednak to nie było to czego chciałem.. Nie takie „rób ze mną co chcesz”, o nie, nie, nie. Zsunąłem się z niego i położyłem obok.
- Powinniśmy iść spać – zamruczałem mu do uszka – Jeszcze mi zaśniesz na wieki i kto będzie moim osobistym bankiem krwi ? - zaśmiałem się i wystawiłem język w jego kierunku.
- Chętnie bym ci go odciął – mruknął pod nosem.
- Taaa.. Jest wiele osób, które chciały by to zrobić – poruszyłem ramionami i     odwróciłem się do niego plecami – Mam nadzieję,że ci to nie przeszkadza..Że tutaj leżę, bo nie chce mi się już iść do pokoju – mruknąłem cicho i ziewnąłem. Gdy zamknąłem oczy     poczułem tylko delikatne dotknięcie w plecy. Potem coś ciepłego     bliżej mnie, chyba przysunął się do mnie plecami. Na wszelki wypadek sprawdziłem patrząc na niego przez ramię – właśnie to zrobił, to co przypuszczałem. Wyglądał całkiem słodko, z taką rozchełstaną koszulą i malinką na szyi(ciiii, on nic o tym nie wie). Powróciłem na swoje miejsce, a potem zasnąłem.
(Azuska?)

Od Cinii - C.D Riuki'ego


Aż mnie normalnie odrzuciło kurde, że ja się niby do czegoś przyzwyczajam? Też mi coś, również prychnęłam posyłając mu zabójcze spojrzenie. A będzie potem chciał, żebym z nim poszła pod prysznic czy coś, niech śmierdzi! Zlazłam z niego, siadając sobie na ziemi. Spoglądając na niego z dołu, zresztą jak zwykle, zaczęłam bębnić paznokciami o parkiet.
 — Co krasnoludzie? – uśmiechnął się głupkowato.
Przewróciłam oczyma powstrzymując się od tego, żeby nie zacząc wytykać mu, że to on jest jak na sterydach. Chociaż nie, gdyby był na sterydach, to byłby bardziej umięśnioby hehe. Wygląda jak taka pietrucha, długi i cieniutki (Lel powrót wredoty). Zaśmiałam się cicho pod nosem na tą myśl. Riuki wyraźnie niezadowolony, że najpewniej naśmiewam się z niego również zsunął się na dół. Objął mnie ramieniem po czym przyciągnął do siebie, żeby szepnąć mi coś na uszko.
 — Co ty knujesz Cinia?  – mruknął a ja aż cała zadrżałam.
Nie wiem o co chodziło, ale zawsze gdy wypowiadał się w ten sposób, czułam się tak… inaczej? Nie byłam w stanie tego określić, ale było to całkiem przyjemne uczucie.
 — Ja? – Odezwałam się w końcu z lekkim rumieńcem na twarzy – Masz ochotę się gdzieś przejść? Ostatnio cały czas gniłeś w domu…
 — Dobrze wiesz, dlaczego – burknął puszczając mnie.
 — Dlatego tym bardziej uważam, że powinieneś się gdzieś przejść. Jeśli się mnie wstydzisz, to pocieszę Cię myślą, że o tej godzinie nie będzie praktycznie nikogo.
Zegar w salonie wskazywał dopiero 6:12 , chłopak zmarszczył brwi po czym westchnąwszy wstał nawet nie mówiąc czy idzie, czy też nie. Jak zwykle musiałam się domyślać… Riuki przebrał się, założył bluzę i był już gotowy do wyjścia. Ja natomiast już od kilku minut czekałam na niego przy drzwiach. Kiedy się wreszcie pojawił, obdarowałam go szerokim uśmiechem i wybiegłam na klatkę. Zbiegając po schodach, wyszłam z budynku. Riuki najwyraźniej nie wykazywał takiego entuzjazmu jak ja, ponieważ wyszedł na luzie spoglądając na mnie, jakbym miała downa. Cmonkęłam niezadowolona tym spojrzeniem i ruszyłam z wolna. Tak jak myślałam, uliczki Rimear będą jeszcze zupełnie puste. No może raz czy dwa, dało się zobaczyć kogoś jak biegnie. Ale były to naprawdę skrajne przypadki wykazywania jakiejkolwiek aktywności przez mieszczańców ośrodka o tej godzinie.
 — To gdzie mnie wyciągasz pchlarzu?
 — Szczerze powiedziawszy? Nie wiem. Jak na tą chwilę, prosto przed siebie.
Chłopak pokręcił głową jednak "posłusznie" szedł za mną.
 — Za niedługo kolejna bitwa – podjęłam się jakiegoś tematu – Czy to nie przeznaczenie, że kolejny raz będziemy e tej samej drużynie? – odwróciłam się do niego z łobuzerskim uśmiechem.
 — Czysty przypadek…
 — Nazywaj to sobie jak Ci się żywnie podoba, ja i tak wiem swoje.
Zrównałam z nim kroku i złapałam go pod ramię, przylegając do jego ciała. Czekałam na słowa typu “kiedy się odkleisz?” jednak o dziwo nic takiego nie usłyszałam. Chyba częściej trzeba wyprowadzać go na spacerki, od razu jest łagodniejszy. Pokręciliśmy się jeszcze przdz jakieś dwadzieścia minut po okolicy, kiedy to Riuki przystanął. Jako, że byłam na nim praktycznie uwieszona, musiałam zrobić to samo. Posłałam mu z deczka zaniepokojone spojrzenie, znowu jest coś nie tak?
 — Coś jest…
 — Wszystko jest w porządku, nie musisz mnie niańczyć… jak długo zamierzasz się jeszcze pelętać po tych alejkach?
Wzruszyłam ramionami, sama nie wiem. Po prostu szłam i jakoś straciłam poczucie czasu. Poza tym… było całkiem przyjemnie. A przynajmniej jak dla mnie. Nie musiałam mieć w tym momencie jakichś wyszukanych tematów do rozmów z nim, wystarczyła mi jego sama obecność.
 — No dobra wracamy… marudo. – pokazałam mu język.

(Riuki?)

Od Ukyo - C.D Artis

Zdziwiłem się, oczywiście nie dało się tego ukryć. Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w podłoże, po czym spojrzała gdzieś w dal. Pewnie musiało się jej coś tutaj miłego przydarzyć, skoro tak myśli. Chociaż nie wiem. Zastanawiając się nad tym, gdyby nie to, że poza tym całym ośrodkiem jest moja Reiko, może czasami też bym się nie czuł jak więzień. Rozejrzałem się i westchnąłem.
- To nic złego. Z tą myślą możesz być szczęśliwsza, prawda? - Lekko się do niej uśmiechnąłem.
- Raczej tak.
Przykucnąłem. Wyciągnąłem rękę przed siebie, moje zwierzątko zsunęło się po niej. Stoaty usiadł na ziemi. Spojrzałem na dziewczynę z dołu.
- Jak będziesz chciała już stąd iść, po prostu powiedz.
Przytaknęła głową na znak, że zrozumiała. Po chwili machnęła ręką, czyli już możemy iść dalej? Wstałem na równe nogi. No to teraz gdzie idziemy? Hm... Może do miejsca przypominającego park? Chyba będzie najodpowiedniejsze. Jak będzie chciała, to może później pójdziemy do mnie. Robi się coraz to później, a wieczorami bywa nawet zimno. Jakby się nad tym zastanowić... Pierwszy raz spędziłem z kimś tyle czasu, kto nie jest z mojej rodziny. To trochę przykre, ale cóż? Teraz nie wiem jak się zachować. Niby coś tam ustalone mam, ale co jeśli się nie zgodzi. Sam bym się nie zgodził, ale to taki szczegół. Teraz trzeba coś wymyślić. Spojrzałem na Artis i przybliżyłem się do niej.
- Chciałabyś czegoś spróbować? - zapytałem.
Złapałem dziewczynę za rękę i przyspieszyłem kroku. Teraz to niemalże biegliśmy. W końcu przytrafiła się okazja. Chyba powinienem wstąpić do sklepu. Najwyżej później się jeszcze pójdzie. Przez całą drogę nie zamieniliśmy ani jednego słowa. Ciekawe czy się jej spodoba. Nie każdy ma takie umiejętności by robić to w taki sposób. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Znaleźliśmy się przed moimi drzwiami. Puściłem rączkę Artis i otworzyłem mieszkanie. Oczywiście zaprosiłem ją do środka. Sama ściągnęła buty, a kurtkę pomogłem jej odwiesić na jakiś haczyk. Wsadziłem jej wypożyczone książki i wygoniłem ją do salonu. W końcu, jak będzie wiedzieć co dla niej szykuję to nie będzie takiej niespodzianki. Ciekawe czy ktoś mnie pochwali za bycie takim miłym. Z szafek wyciągnąłem trzy opakowania lodowych cukierków i spirytus. Przygotowałem również wodę. Wygrzebałem również jakiś garnek, do którego wlałem przygotowaną wodę. Postawiłem to na gazie i wsypałem cukiereczki. Zacząłem to mieszać, w końcu nie może się to nam przypalić. Słyszałem jej kroki w salonie. Niezbyt mi to przeszkadzało, gorzej jak zrobi jakiś bałagan. Nie powinienem o tym myśleć, skupię się na robieniu iceówki. Cukierki w końcu się rozpuściły. Poczekałem aż trochę to ostygnie. Przelałem to do dużej butelki i dodałem spirytus. Lekko potrząsałem by się wymieszało. Na koniec wsadziłem to do lodówki, by się nieco schłodziło. Wszystko to trwało około pół godziny. Wyszedłem do salonu. Artis przeglądała półkę, na której znajdowały się jakieś książki. Podszedłem do niej. Położyłem rękę na jej ramieniu.
- Co ciekawego znalazłaś?
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. W rękach trzymała jakąś książeczkę, tak dokładnie, książeczkę. Podobną miałem w swoim starym domku. Zabrałem ją Artis i odłożyłem z powrotem na półkę.
- Nie powinnaś tego ruszać. Lepiej będzie jak już sobie usiądziesz. - Z serii "Ukyo, zmiana charakterków z chwili na chwilę, z razu na raz".
- Ukyo, muszę na chwilę wrócić do domu. Nie obrazisz się jak teraz wyjdę? Przyjdę do ciebie nieco później.
- W takim razie daj mi swój adres, a to ja zajdę do ciebie później. Co?
Przytaknęła głową. Odprowadziłem ją do drzwi, ale najpierw zapisała mi swój adres na karteczce. Kiedy wyszła, ruszyłem w stronę kuchni. Sprawdziłem jak miewa się nasza wódeczka. Jeszcze chwilę, a powinna być gotowa. Zacząłem przeszukiwać szafki w poszukiwaniu jakiejś kokardki czy ładnej torby, takie jak można kupić na jakiś prezent. W końcu nie wypada iść do gości z pustymi rękoma, a taki sam przedmiot niezbyt wygląda na prezencik. No nic, sam coś zrobię! Poszedłem do mojej sypialni. Zacząłem przeglądać szuflady w poszukiwaniu jakiegoś materiału. Może użyję jakiejś starej bluzki? Zajrzałem do szafy. Uśmiechnąłem się pod nosem. Jedna bluzka wydawała się być taka w miarę. Strasznie luźna, najwidoczniej dużo razy w niej już chodziłem. Znalazłem przy okazji nożyczki i jakieś zszywki. Zaczęło się więc tworzenie. Jakaś kokardka wyszła, może nie równa, ale zawsze coś. W sumie, mógłbym również butelkę owinąć w mojego sługę. Mała różnica. Wróciłem z przedmiotem do kuchni. Wyciągnąłem przygotowaną butelkę i resztki z ostatniej iceówki. Wyciągnąłem szklaneczkę i troszeczkę sobie nalałem "tej świeższej". W końcu najpierw trzeba skosztować. Słodziutka, taka jaka powinna być. Zdałem sobie po chwili sprawę, iż mogę wyjść na jakiegoś zboczeńca. Najpierw to pytanie: "Chciałabyś czegoś spróbować?", po czym zacząłem ją ciągnąć do swojego mieszkania. Najpierw byłem dla niej, momentalnie przez głupią książkę zrobiłem się nieco gburowaty... Poczekam tak do dziewiętnastej trzydzieści, żeby ten czas szybko zleciał pozbędę się tych resztków. Wtedy nie wychlam Artis całej wódki, która została przygotowana dla niej. Podrapałem się i szklankę włożyłem do zlewu. Butelkę z mniejszą ilością iceówki zabrałem ze sobą do salonu. Obie miały cudny kolor. Uśmiechnąłem się do siebie i zacząłem brać po kilka łyczków napoju. Nawet nie zorientowałem się kiedy stałem się lekko podpity. Oj tam, nic się nie stanie. Jeszcze dwadzieścia minut do wyznaczonej przez siebie godziny. Wstałem z miejsca. Puste naczynie położyłem na szafce. Poszedłem również się nieco odświeżyć. Powędrowałem pod drzwi. Lekko chwiejąc się na nogach postanowiłem założyć buty oraz dosyć ciepłą kurtkę. Wsadziłem karteczkę z adresem Artis do kieszeni i wziąłem butelkę z napojem. Zacząłem się włóczyć po ośrodku Rimear szukając mieszkanka znajomej. W końcu znalazłem, a przynajmniej tak mi się wydawało. Zapukałem do drzwi. Piętnaście minut zajęło mi dojście tutaj. Po chwili w drzwiach ukazała się Artis. Uśmiechnąłem się i czułem jak rumieniec pojawia się na mojej twarzy. W końcu nieco wypiłem.
- Dobry wieczór! - Podałem prezent dziewczynie. - To jest to co chciałem dać ci spróbować. Mogę wejść do środka?

Aris? ^^'
Layout by Hope