poniedziałek, 27 lipca 2015

[QS Team 1] Od Levi'a - C.D Stein'a

Widać to ja miałem tu najmniej do powiedzenia. Jakoś za bardzo nie widziałem sensu, bym miał wydobyć z siebie, chociażby jedno słowo. Jednak jakbym miał spojrzeć na to z innej strony, to przyznam, że w naszej drużynie znalazły się bardzo silne Arcany. Mogę powiedzieć, że nawet najsilniejsze w Rimear... Heh, w końcu nie wysłaliby do tego zadania debili, nie? Zapoznałem się z informacjami o Omicronach o wiele wcześniej niż reszta mojego towarzystwa, choć zakładam, że Stein miał do nich dostęp już od samego początku planowania ich stworzenia. Jest to bardzo prawdopodobne. Nie powiem, że owy nabytek tego centrum mnie czymkolwiek zaskakuje, bo jak dotąd nikt nie zdołał wprawić mą osobę w takowe emocje. Dzięki Erwinowi mogę liczyć jeszcze na jakieś zaangażowanie ze strony wojska na całym świecie. Jestem ich, jak dotąd, najbardziej obiecującym eksperymentem, który przeżył wszystkie testy doskonalenia ciała Naturalnej Arcany. Niestety, taka zabawa genami ma w sobie także minusy, jakim są moje wybuchy, doprowadzające do tego, że nie kontroluje swojego umysłu. Działam pod wpływem instynktu, który mówi mi, że mam po prostu zabijać. To jest jedyna rzecz, na jaką nie mam wpływu... Nawet zdołałem opanować swoją przemianę. Erwin oraz całe „Skrzydła Wolności” liczą na to, że będą mogli zobaczyć ją podczas walki z jednym z Omikronów, czy też w końcu moim pierwszej Bitwie Grupowej. Zobaczymy, jakiego potwora ze mnie zdołaliście zrobić, Erwin. Dziękuję Ci...
- Wiesz co, staruszku? Nie wiedziałem, że to powiem, ale muszę przyznać Ci rację. - Na jego ustach pojawił się podstępny uśmiech. - Możesz liczyć na moją współpracę.
- Dobrze gadane, Stein. - uśmiechnął się delikatnie. - Ciągle mnie zaskakujesz.
- Podpisuję się pod tym. - odezwała się Takao. - Z resztą nic mi innego i tak nie pozostało, a tak rozsądna i dobrze dobrana drużyna nie trafia się za często.
- Zabawne, o tym samym pomyślałem przed chwilą. - zaśmiał się Stein. - A Ty co o tym myślisz Levi? Nie muszę się nawet domyślać, że to od Ciebie bije ta intensywna aura niechęci.
- Masz rację. Nie mam żadnego interesu w tym zadaniu, a przynajmniej nie miałem do momentu, gdy mnie nie przydzielono do tej drużyny. - powiedziałem spokojnie, opierając się o ścianę.
- Teraz nie masz wyboru. - usłyszałem głos Rene.
- To czy zginę teraz, jutro, czy za tydzień nie ma zbyt większego dla mnie znaczenia. I tak bym nic na tym nie stracił. - spojrzałem na niego kątem znudzony, jak zwykle. - Ale trzeba być naprawdę skończonym głupkiem, by nie wypełnić swoich celów do końca. - odepchnąłem się od ściany. - Idziemy spotkać się z innymi drużynami i wszystko ustalić.
- O, mamy największego nudziarza w Rimear u siebie. - zaśmiał się Rick.
Posłałem mu puste spojrzenie.
- Może kiedyś zrozumiesz, dlaczego taki jestem. - jednym gestem ręki wskazałem w stronę drzwi. - Idziemy.
- Ech, nie chcę nić mówić, ale to ja jestem kapitanem... - zaczął Rene, widocznie zapomniał, że nie wie nawet jak mam na imię.
- Levi i wiem to, jednak poprzez ciągłe stanie w jednym miejscu nic nie zdziałamy. - wyszedłem pierwszy i poczekałem na resztę. - Jakieś pomysły, kapitanie? - spytałem, gdy Rene poszedł na przodzie. - Myślałem nad tym, byśmy zajęli się Bonnym. Jest najbardziej nieobliczalny ze wszystkich X'ów, a biorąc pod uwagę to, że nasz Team jest najbardziej spokojny i opanowany, dalibyśmy sobie spokojne radę z ujarzmieniem go. Plus każdy z was posiada w sobie dobre umiejętności i jest nas pięciu.
- Też o tym myślałem, ale bierz pod uwagę to, że są jest u nas dwie Naturalne Arcany w zastępstwie za Sigmę. - wtrącił Rick.
- Dzięki temu mam podwojoną przewagę pod postacią umiejętności, jakimi dysponujemy, to stawia nas na dobrym świetle. - powiedziałem spokojnie.
- Levi ma poniekąd rację. - Rene spojrzał na mnie, a zaraz na Ricka, po czym znów przed siebie. - Wszystko ugadamy z innymi Team'i.
Po jakimś czasie znaleźliśmy pozostałe drużyny. W końcu zaczęło się uzgadnianie.

(Team 1, Team 2, Team 3?)

[QS Team 2] Od Haruki - C.D Cinii

Samo zebranie nas w jednym miejscu sprawiło, że przypomniałem sobie o Battle Group - również byłem z Cinią i Riukim w drużynie. Niespecjalnie zadowalała mnie obecność Misaki, ale nie przelewajmy już tego co się stało na nasze aktualne zadanie. Naukowcy stworzyli  Omicrony, jednak coś poszło nie tak i wydostały się spod ich kontroli, a my jako, że zmuszeni jesteśmy być na nich zdani, bo jesteśmy obiektami naukowymi musimy robić to co nam rozkażą. Osobiście bym na to zlał i wrócił do swojego pokoju, bo nie mam zamiaru się uganiać za siejącymi zamęt projektami. Ale jak już nie jestem sam i mam działać w grupie no to dobra. Udaliśmy się za mężczyzną, zerkając po kolei na moich towarzyszy stwierdziłem, że chyba najbardziej z nich jestem wyluzowany. Zostaliśmy zabrani do innego pomieszczenia,w  którym znajdowały się jeszcze inne dwie grupy, chyba nie musieli na nas czekać. Jeden naukowiec szybko coś jeszcze wyjaśnił dla jednej z osób, która się ocknęła dopiero teraz i nie usłyszała tego co mówił wcześniej. Następnie kapitanowie drużyn zostali poproszeni, by zdecydowali między sobą jakiego Omicrona wybierają. Na naszą drużynę padł zbuntowany projekt imieniem Bonnie. Strasznie byłem ciekaw jak potężna jest przypisana nam uciekinierka, pewnie była na takim poziomie jak nasza cała drużyna razem wzięta. Naprawdę, robi się coraz ciekawiej. Kilka osób z różnych drużyn wymieniało się krótkim "Powodzenia" i już każdy opuścił salę, na której przed chwilą byliśmy. Z naszą Panią kapitan na przodzie udaliśmy się wzdłuż jednego z korytarzy, w którym unosiła się tona kurzu i w niektórych momentach ściany zawierały dziury na wylot do innych laboratorium, które były poniszczone. Zacząłem przystawać, trochę oddalając się od grupy gdy nagle dołączyła na tyły Misaki.
- Ciebie również wyprowadzili siłą z pokoju? - spytałem dziewczynę, a ta przytaknęła głową - Jakby nie mogli stworzyć jeszcze silniejszych projektów, które by zlikwidowały Omicrony i później same wydostały by się spod kontroli i zaczęły siać zamęt - westchnąłem drapiąc się po głowie - Ej Cinia? Gdzie jest ta ta ra ta, której szukamy?
- Z tego co naukowiec mówił, dość szybko się przemieszczają i mogą być dosłownie wszędzie
- A co jeśli wpadniemy na innego Omicrona? - odezwała się Misaki
No tak, jakoś tam nie powiedzieli czy mamy dać znać innej drużynie o tym, że znaleźliśmy ich cel czy mamy ich jakoś powiadomić i zamienić się celami
- Mnie nie pytaj, oni ci pomogą - uniosłem ręce do góry i odszedłem do przodu kilka kroków dalej, gdy nagle budynek ponownie zaczął się trząść i przez dziury wpadło więcej kurzu na korytarz
Naprawdę ze mnie jest bardzo pomocna Sigma.

<le maj litle tu tim?>

[QS Team 1] Od Stein'a - C.D Rene [+12]

Nie wiem czemu, ale poprzedniego wieczoru miałem dziwne przeczucie... mówiło mi, że następny dzień będzie do dupy, a moje mądre przeczucie jeszcze nigdy mnie nie zawiodło, dlatego też trudno mi było zasnąć tego wieczoru.
Rankiem ktoś zapukał do moich drzwi. Myślałem, że to jak zwykle Egoi przyszedł na śniadanie jak to miał w zwyczaju, ale on zwykle pukał i wchodził. Nigdy nie zamykałem się na klucz, bo nie czułem takiej potrzeby. I tak nikt nie odważyłby się mnie okraść... posiadałem reputację psychopaty, więc rzadko kto kwapił do tego, aby przeszkadzać mi, szczególnie rano. Zdziwiłem się tym, ale nie martwiłem się zbytnio. Przeciągnąłem się w łóżku, szukając ręką okularów leżących gdzieś na komodzie:
-Otwarte! - krzyknąłem, wkładając na nos szkła. Usłyszałem cichy skrzyp drzwi i kroki, ale nie jednej osoby. Podniosłem się do pozycji siedzącej, ale i tak siedziałem w łóżku... nie miałem zamiaru wstawać z byle powodu. Okazało się, że moimi gośćmi byli Brian i Zack – moi poprzedni współpracownicy i poniekąd sojusznicy. Spojrzałem spod swoich binokli na ich miny i zaraz po tym wybuchnąłem gromkim śmiechem:
-A nie mówiłem? Wiedziałem! - po ich wyrazach twarzy byłem pewien, że coś nie wypaliło. Mówiłem... nie brać się za coś jak się nie ma odpowiednich do tego ludzi, ale nie! Po co mnie słuchać mimo to, iż praktycznie zawsze miałem rację. I jak zwykle... ja miałem to naprawiać, albo dawać pomysły na przywrócenie wszystkiego do normy. Przeczesałem włosy dłonią, wzdychając ciężko widząc ich załamane twarze:
-Co poszło nie tak? - zapytałem już całkiem poważnie.
-Projekt Omicronów spalił na panewce. - mruknął wściekły Brian. Wściekłem się. Przecież ten projekt nie miał prawa się udać, więc co tu się dziwić. Kto wpadł na tak głupi pomysł, żeby wpychać w roboty moce, które mogą sprowadzić na świat apokalipsę? To tylko maszyna, która zawsze może się popsuć lub nawet zbuntować. Od jakiegoś czasu nie wnikałem w sprawy naukowe ośrodka, ale na bieżąco informował mnie Zack, który mimo tego, iż nie był już u mnie na stażu nadal był mi lojalny i służył mi wiernie jako swego rodzaju informator. Złapałem się za głowę, myśląc jakich szkód mogą wyrządzić te cholerne gady. Spojrzałem na dwójkę, oczekując więcej wiadomości na ten temat. Znów głos zabrał Brian:
-Wczoraj uciekły trzy projekty. Zniszczyły część laboratorium i zabiły sporą ilość pracowników... - przerwałem mu.
-A Arcany? Czy zabiły już jakąś Arcanę?
-Nie... jeszcze nie, ale wciąż są na terenie i robią wielkie szkody. - odpowiedział szybko Zack. Westchnąłem i oparłem się o ścianę:
-Na co teraz liczycie? Na to, że pobiegnę jak poparzony, żeby ratować dupę waszym przełożonym? - zakpiłem pokazując, że nie mam zamiaru gdziekolwiek się ruszać.
-Przecież to nie nasza wina! - wściekł się Brian – Nie tylko my bierzemy w tym udział. - mruknął zły. Zack przestraszył się go nieco... nawet ja nie byłam tak przerażający jak wściekły Brian. Pokręciłem przecząco głową:
-Racja... nie wasza wina, ale nie przyszliście tu tylko po to, aby mnie o tym łaskawie poinformować. - skrzyżowałem ręce na piersi.
-Szef przydzielił pana do jednej z grup, która ma złapać wybrany projekt. Uznał, że pan naprawdę się przyda. - oznajmił spokojnie.
-Czy usłyszałem " złapać "? - zapytałem powstrzymując śmiech. Obydwoje pokręcili twierdząco głowami. Nie no... to było przegięcie. Wstałem z łóżka, kierując się do garderoby:
-Czyli tak... mam mieć pomysł na powstrzymanie każdego projektu, pilnować młodocianych Arcan i jeszcze nie uszkodzić tych niewypałów, tak? Czy to trochę nie za dużo? - zapytałem przygotowując ubrania.
-My ci tylko przekazujemy informacje, a poza tym... ciesz się, że w ogóle tu przyszliśmy. Gdyby nie to miałbyś niezłą pobudkę. - burknął Brian.
-Tak, tak... wiem. Zrujnowaliby mi całe mieszkanie. Możecie im przekazać, że uratowaliście ich nędzne życia. - powiedziałem, kręcąc się po domu w poszukiwaniu wszystkich rzeczy, które były mi potrzebne – Pospieszmy się zanim tu wpadną i zrobią mi tu raban. - rozkazałem ubierając się na szybko. Sięgnąłem po swoją torbę, która teraz była mi niezbędna. Nie wiadomo było co będzie mi potrzebne. Brałem wszystko co podpowiedziała mi intuicja. To musiało wyglądać naprawdę komicznie no, ale... cóż. Nie miałem zamiaru łapać tych robotów dla naukowców, którzy tylko szukali kogoś kogo mogliby wysłać na śmierć, ale dla mieszkańców Rimear. To również byli ludzie, którzy chcieli żyć. Nie miałem zamiaru skazywać ich na śmierć tylko z powodu własnego honoru. Miałem tylko nadzieję, że dobiorą mi silne Arcany do drużyny, które naprawdę dadzą radę walczyć z tymi Omicronami czy jak im tam. Jeszcze sięgnąłem tylko po kosę i pobiegłem w stronę drzwi. Zack i Brian wybiegli zaraz za mną, bo byli u mnie nielegalnie, więc nie mogłem pozwolić na to, aby ich zauważono w moim towarzystwie... przynajmniej w moim towarzystwie pod moim mieszkaniem. Zamknąłem drzwi na cztery spusty i dałem im duchową blokadę, by nikt podczas mojej nieobecności nie śmiał wejść i mi tam myszkować. Wspólnie pobiegliśmy w stronę laboratorium, a raczej do jego zgliszcz. Widząc coraz to nowsze wymysły głównych doktorów zrobiło mi się niedobrze. Kląłem pod nosem patrząc na zabawy ludzkim życiem... wiedziałem, że kiedyś źle się to skończy. Pokazali mi pomieszczenie, do którego mnie wpuścili. Było tam pusto, więc miałem okazję czekać na swoich sojuszników. Machnęli mi ręką na pożegnanie i zniknęli za drzwiami. Rzuciłem torbę na kanapę, a kosę oparłem gdzieś tam w kącie. Pozostało mi tylko czekać i oczywiście myśleć jak wyhujać system tych felernych robotów, a kiedy ja zaczynam myśleć to zwykle znikam z tego świata i szybuję gdzieś w swojej głowie...
Z transu wybudził mnie dopiero donośny, obcy głos. Zamrugałem parę razy i wtedy zorientowałem się, że w pomieszczeniu oprócz mnie jest również Levi, Takao, Rick i Rene. Znałem ich wszystkich, a przynajmniej ich możliwości ( Stein nie ma co robić w życiu, więc hakuje programy naukowców i czyta sobie o innych... takie tam hobby :3 ). Stwierdziłem, że na razie dowiem się czegoś więcej na temat tych androidów, choć mogłem sobie później zhakować dokumentację naukowców, ale mogłem zrobić to później na wypadek gdyby chcieli coś przed nami ukryć. Kiedy tylko ten młodzik zaczął swoje przemówienie ledwo powstrzymywałem się od strzelenia jakimś tekstem... wkurwiało mnie to. Nie miałem zamiaru pomagać IM, więc nie mają prawa mi wmawiać, że biorąc udział w tej łapance wspieram ich sprawę. Niech sobie nie schlebiają! Coś tam tylko mruknąłem i jak zwykle wszyscy się ze mną zgodzili. Nawet sami doktorzy, którzy się tam znajdowali. Kapitanem stał się Rene, z którym miałem dobry kontakt, więc na spiny z nim nie miałem co liczyć. W ogóle nie liczyłem na jakiekolwiek kłótnie z członkami grupy. Wszyscy byli inteligentni i obdarowani silnymi mocami, więc samo zadanie nie wydało się aż tak niemożliwe. Po całej tej paplaninie wszyscy wyszli oprócz oczywiście członków naszej drużyny. Udało mi się kątem oka zobaczyć opisy tych podróbek prawdziwych technologii. Uśmiechałem się wymyślając sposoby na ich unieszkodliwienie, choć ich zniszczenie dużo bardziej by mi odpowiadało.
-No to po zapoznaniu się z różnymi rzeczułkami może spotkamy się z inną grupą? - zaproponował Rene.
-Jak na początek to dobry plan. - powiedziałem odchylając głowę do tyłu – Będzie najlepiej jeśli się odpowiednio zorganizujemy, bo ja nie to wszyscy zginiemy... i my i cała reszta. W przyszłości może nawet ludzie za kopułą, więc nie możemy zwlekać.
-To wie każdy z nas, ale... co nas to obchodzi? - zapytał kpiąco Rick. Ja na to tylko uśmiechnąłem się pod nosem, odpowiadając na tą mądrą pytanie:
-Dobre pytanie, mój drogi. - podniosłem się, opierając łokcie na kolanach – W sumie... połowa osób będących w tym pomieszczeniu ma totalnie wyjebane na resztę społeczeństwa. Nie jest tak? Jest tak. W sumie... mnie też mało by to obchodziło, ale w tej grze macie tylko dwa wybory... albo walczyć albo zginąć leniąc się, zaś tu nasuwa się kolejny wybór... czy chcecie spróbować przeżyć w walce czy czekać na pewną śmierć w czterech ścianach własnych pokoi? Nie wiem jak wy, ale ja mam zamiar walczyć i wykorzystać to, że zostałem obdarowany bardzo potężną mocą. W sumie... bylibyście głupcami gdybyście stwierdzili, że nie będziecie walczyć, bo zwyczajnie wam się nie chce. Wszyscy tutaj macie ogromne możliwości... nie chcecie ich wykorzystać w dobrym celu? - zauważyłem ich zdziwienie na moje słowa – Nikt nie mówi wam, że robicie to dla naukowców tylko dla ludzi, bo TU są ludzie, którzy chcą żyć i ułożyć sobie życie mimo mocy, które ich ograniczają. Za kopułą też są ludzie, którzy nie mają z nami nic wspólnego. Dlaczego mają ginąć przez błędy głupich naukowców, którzy nigdy nie słuchają starszych i bardziej doświadczonych, skoro możemy temu zapobiec? Myślę, że nikomu z was nie spadnie czapka z głowy jak spróbujecie coś z tym zrobić. Myślę również, że macie o co walczyć... ja mam. Nie wiem jak wy, ale ja mam zamiar spróbować temu zapobiec. A jak będzie z wami? - tym o to pytaniem zakończyłem swój wykład. Czekałem tylko na ich reakcję.

( Kochana drużyno? :3 Bosh... ja my się świetnie dobraliśmy <3 )

Od Natsume - C.D Mary


Te ostatnie słowa Mary sprawiły, że coś aż przewróciło mi się w żołądku. No i to, że jeszcze się prawie rozpłakała i jakby było zbyt mało wrażeń, zabrała Madarę. Przez chwilę stałem tak na środku pokoju, wlepiając swoje złote oczy w białą ścianę, ciekaw co teraz mam robić. No właśnie Natsume, może ruszysz swój zadek i pójdziesz za nią? Szczerze powiedziawszy, najchętniej siedziałbym tutaj i zerwał z nią jakiekolwiek kontakty. Z nią i każdą inna Sigmą czy też nawet Naturalną Arcaną. Nie jestem przyzwyczajony do obcowania z innymi, dlatego to wszystko się tak posypało. Nie umiem jej nawet porządnie przeprosić po tym, co narobiłem. Ugotowałem jedynie coś i już przez chwilę myślałem, że wszystko będzie ok. A jednak tak nie jest, ta musiała sobie przypomnieć o tym cholernym kocurze. Powoli to wszystko zaczyna brzmieć tak, jakbym najwięcej winy w tym wszystkim widział przez Mary... a to nie jest prawda. Jakoś zebrałem się w sobie i wyszedłem z apartementu, ona zaraz znowu się rozchoruje. Na wszelki wypadek wziąłem jeszcze jedną swoją bluzę, bo Mary z pośpiechu wychodząc od siebie nie ubrała się ciepło. Mam przynajmniej nadzieję, że poszła do siebie a nie siedzi pod jakąś latarnią i ubolewa nad swoim życiem. Po jakimś czasie ją znalazłem. Nie ubolewała nad swoim życiem. Było jeszcze gorzej. Tańczyła pijana po uliczkach Rimear, a wokół jej nóg pelętał się równie pijany Madara. Całe szczęście, że o tej godzinie praktycznie nikt nie szwęda się już po uliczkach Rimear. Nie zastanawiając się od razu do nich podbiegłem, znaczy do Mary, bo Madary prędko się pozbyłem (pewnie wylądował na jakimś drzewie 100 metrów dalej). Złapałem blondynkę za ramiona, potrząsając nią energicznie. Zamrugała oczyma a następnie zaczęła się śmiać, równocześnie wyrywając mi się. Jednak słabo jej szło, zważywszy na to, że miała nogi jak z waty. Drugi dzień z rzędu pijana? Nie wyjdzie jej to na dobre, zero odpowiedzialności.
- Mary załóż to i koniec - wymamrotałem cicho starając się jej jakoś założyć za dużą na nią bluzę.
- Ić, i nihdy ne whracaj! - zamachnęła się ręką, jednak zamiast mnie uderzyć poślizgnęła się na lodzie i prawie upadła, prawie ponieważ ją złapałem.
Pomogłem jej ustać, jednak to nic nie dawało, cały czas traciła równowagę. Zdrowo przecholowała, nawet wczoraj nie było z nią tak źle. Jakoś ją tam podniosłem i ledwo przytomną zaniosłem do siebie, ponieważ było bliżej. Rozebrałem ją jedynie z bluzy i butów reszty bawet nie ruszałem, żeby rano na mnie nie naskoczyła. Położyłem ją na swoim łóżku, ten jeden raz przecież mogę przespać się w salonie na kanapie.
~
- Znowu mnie zgwałciłeś!? - tymi oto słowami zostałem obudzony.
Dziewczyna zaczęła mnie uderzać siedząc mi na brzuchu, wyglądała na przerażoną a w jej oczach znowu błysnęły łzy. Złapałem ją za nadgarstki i zrzuciłem z siebie tak, że leżała teraz obok mnie. Szybko wstałem i spojrzałem na nią krzywo.
- Nic ci przecież nie zrobiłem! W dodatku nie zgwałciłem cię... pozwoliłaś na to - ostatnie zdanie dodałem ciszej zawstydzony.
Mary lekko się zarumieniła, jednak zaraz kopnęła mnie w brzuch. Skuliłem się i głośno jęknąłem szeroko otwierając oczy. W tym samym momencie dziewczyna mnie pchnęła i zleciałem z łóżka, centralnie na twarz. Usłyszałem tylko trzask łamanego nosa, więc nawet nie chciało mi się podnosić. Leżałem tak kilka minut wręcz udając trupa, może sobie dalej pośpię?
- Ej Natsume, ty żyjesz? - Mary szturchnęła mnie ręką, kiedy nie odpowiedziałem usłyszałem jak schodzi z kanapy i klęka obok mnie.
Szturchała mnie tak jeszcze kilka minut, aż nie pociągnęła mnie za włosy. Wtedy to już byłem wręcz zmuszony wstać, podniosłem się o ukradkiem zobaczyłem tylko kropelki krwi skapujące na panele. Super, złamany nos... zaraz go sobie nastawię. Nie zdążyłem nawet nic zrobić, kiedy Mary krzyknęła przeraźliwie osuwając się na podłodę. Patrząc to na mnie to na podłogę z przerażeniem, zaczęła się czołgać do tyłu. Cały czas mamrotała dwa słowa "krew" i "zabiłam". Jednak czasami po słowie "zabiłam" dziewczyna delikatnie się uśmiechała. Czy ona ma jakieś zwidy?
- Mary... co się dzieje? - zapytałem nie wiedząc co mam w takiej sytuacji zrobić.
Nagle wstała i rzuciła się na mnie, zaskoczony upadłem a ona wraz ze mną. Ponownie zaczęła się dziko rzucać, kopać, gryźć robiła wszystko byleby tylko zadać mi jakiś ból.
- Mary przestań! - przytuliłem ją starając się to jakoś przetrzymać.

(Mary?)

Layout by Hope