wtorek, 20 października 2015

Od Vanilli - C.D Heaven'a

Ja sama nie wiedziałam co można by jeszcze zrobić, żeby Heaven przestał być takim nerwowym człowiekiem.  Dwa zupełne przeciwieństwa. Ja byłam spokojna (denerwuje się tylko w jego towarzystwie), on zaś zupełnie inny wybuchał przy każdej nadarzającej się okazji. Wiem… że jest to bardzo uczuciowy chłopak, ale wydaje mi się, że sam sobie ze sobą nie radzi. Takie wrażenie zaczęłam odnosić po tym jak ostatnio wybuchł. Miał dużo racji w tym co powiedział. Mogłam temu jakoś zapobiec, a jednak… nie dałam rady. Może jest coś w tym, że kobiety reagują bardzo emocjonalnie i impulsywnie? Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem… teraz mam o wiele gorsze zmartwienie. Zostać z nim, czy jednak dać sobie spokój i pozostawić to wszystko tak jak jest. Uczuć nie da się tak po prostu wyplenić ze swojego serca, zwłaszcza kiedy po tych wszystkich pięknych chwilach została w nim wywiercona tak ogromna dziura. Miałam świadomość, że nawet jeśli chciałabym odejść to jednak ciągle będę go widywać na swojej drodze. Ciągle jakimś cudem będę odwracała wzrok, żeby na niego spojrzeć. To wszystko bolało by jeszcze bardziej niż w chwili obecnej.
-Heaven… - powiedziałam w końcu widząc jego posmutniałą minkę i to jak wlepia po raz kolejny już swój wzrok w podłogę. – Wybaczam ci. – powiedziałam to zupełnie tak samo jak księżniczka do swojego księcia. Co miałam mu innego powiedzieć? Stwierdziłam, ze skoro i tak oboje mamy cierpieć nie ważne jaką decyzje podejmę, to może tak… pocierpimy sobie razem? Chłopak jakby na chwile wstrzymał powietrze. Takie to było straszne? Boże.. Heaven oddychaj bo mi się misiaczku udusisz.
-N-Naprawdę!? – zapytał mając teraz takie piękne ogniki w oczach. Czułam się jakbym przynajmniej uratowała mu życie. Takie to było szczęście. –Naprawdę jesteś w stanie mi to wszystko wybaczyć, tak po prostu!? –podszedł do mnie bardzo szybko i chwycił za rączkę. No jak z małym dzieckiem.  Uniosłam lekko kącik ust z tego wszystkie, mimo wszystko nadal ciężko było mim na niego spojrzeć. Odwróciłam główkę w zupełnie inną stronę i zachichotałam.
-Musisz mi dać mimo wszystko trochę czasu… twoja słowa zawsze zostaną w mojej pamięci czy tego chcesz czy nie, dlatego nie naciskaj na mnie jeżeli przez jakiś czas po prostu nie będę się do ciebie zbliżać.
Wcale nie protestował. Kiwnął posłusznie głową jak taki piesek. To „wybaczenie” to chyba była jedna z rzeczy, których naprawdę pragnął. Ja w sumie.. nie miałam tak wygórowanych wymagań. Miałam świadomość tego, że jeszcze nie raz spotkam się z takimi przykrymi słowami, i jeszcze nie raz dojdzie do całkowitej rozłąki. Tak już po prostu musiało być. Kolejny raz uśmiechnęłam się prawie niezauważalnie. Złapałam bardzo delikatnie za materiał koszulki Heaven’a i zacisnęłam łapki w piąstki. Następnie zrobiłam krok w przód, a na koniec po prostu przyłożyłam główkę do jego ciepłego torsu. Jestem takim „wiecznie nie wytulonym stworzeniem”, a nie powiem Heaven (w łóżku taki śmiały) miał ogromne trudności, żeby mnie przytulić. Nie tyle co się bał czy wstydził. Po prostu nie wiedział kiedy naprawdę tego potrzebuje.
-Jesteś… taki ciepły. – szepnęłam wyciszając się teraz totalnie. Musiałam trochę odreagować, a tylko tak w danym momencie mogłam to zrobić. – Dawno mnie tak nie przytulałeś jak przed chwilą. – nadal nie odrywając  główki od niego delikatnie uniosłam ją by spojrzeć w jego wiśniowe oczka. Uniósł jedną brew jakby pytając mnie co mam na myśli – Lubię jak mnie przytulasz. A ty… bardzo rzadko robisz to z własnej woli. Mimo tego, że raczej mało osób chce mnie mieć za swojego wroga i nic mi nie grozi to… jednak… czuje się… bezpiecznie? – wypowiedziałam po raz kolejny bardzo cicho. Nie wiem dlaczego, ale na moich policzkach poczułam delikatne ciepło towarzyszące pewnie temu zdaniu. Dlaczego? Przecież ja się bardzo rzadko zawstydzam? Może to ze względu na to, że między nami była taka napięta atmosfera?
-Poczerwieniałaś.. – parsknął śmiechem widząc to jak próbuję ukryć twarz w jego objęciach. No co za debil. Następnym razem tez mu wytknę, że się rumieni. – Hej… Vanilla… spójrz na mnie. – mruknął nieco ciszej chyba tylko dlatego by mnie nie przestraszyć. Ujął moja twarz w dłonie najdelikatniej jak było to możliwe i skierował mój wzrok na swoją twarz. – Dziękuję za to, że jednak mi wybaczyłaś… - wyszczerzył się jakby wygrał z rakiem. Eh. I właśnie za to kocham tego Łosia. Jest mega durny, ale potrafi wywołać na mojej twarzy rumieńce, takie jakich nikt inny nie potrafi. Miałam wrażenie, że jednak nie do końca zachowuje się tak jakby chciał.  Powstrzymywał się tylko dlatego, że siebie winił za to co się wydarzyło. W sumie to normalne i ja nawet nie zamierzam mu tego wybić z głowy bo nigdy się nie nauczy. Mimo wszystko ciężko patrzyło mi się na to jak brakuje mu tej mojej bliskości. Jak stara się, a jednak kiedy ma już coś zrobić, to wszystko legnie w gruzach i nic mu nie wychodzi. Biedny Heaven. Odsuwając się od niego po kilku minutach stwierdziłam, że przecież nie mam u niego swojej piżamki. Tak więc musiałam wykombinować coś innego, mianowicie zwinęłam Heavenowi jedną z koszulek. Oczywiście nawet nie zapytałam. Zrobiłam to potajemnie kiedy to on poleciał się kąpać. Brudasek jeden. Majteczek w dalszym ciągu nie miałam. Stanika z resztą też bo po co…. Heaven nie posiada takich rzeczy w swoim pokoju, na chyba, że ja o czymś nie wiem? Nie ważne. W każdym razie oparłam się o parapet i wpatrywałam w gwieździste niebo dopóki ten matołek nie wyszedł.  Zaraz gdy to zrobił obróciłam się w jego stronę żeby zauważył jak piękny strój mam na sobie.
-Fajna koszulka… ciekawe czyja.
-Twoja. Chciałbyś, żeby była jakiegoś innego mężczyzny….? – uśmiechnęłam się sama do siebie, bo doskonale znałam odpowiedź na to pytanie. Chłopak podchodząc bliżej oparł się rękoma bo obu moich stronach o parapet i nachylił się lekko. Zniżył się do tego stopnia, że właściwie noskiem dotykał mojego noska, jednak nasze usta nadal miały do siebie ten dystans. Kiedy już praktycznie się zetknęły ten…. Natychmiast odsunął się ode mnie i odwrócił głowę. Byłam tym dokładnie tak samo zaskoczona jak tym wcześniejszym jego naskokiem na mnie. Dlaczego to zrobił? Wytłumaczenie w głowie miałam tylko jedno…
-Ja…. Nadal mam cie nie dotykać prawda? Rozumiem. Przepraszam.... – westchnęłam spuszczając wzrok i jednocześnie usiadłam sobie na parapecie.
-Nie… ja po prostu nie chce cie do niczego zmu…..
-Daj spokój. To ja chciałam, żebyś mnie pocałował, a nie ty w dodatku.. to ty ode mnie….  Uciekłeś. – zakryłam sobie usta wypowiadając ostatnie słowo. Było mi przykro, no ale czego miałam się spodziewać. Tak będzie jeszcze przez jakiś czas. Nie mogę od niego oczekiwać zanadto czułości.
-Vanilla… - znów zdołał wypowiedzieć tylko moje piękne imię, bo ja zamierzałam wstać i pokazać mu taki piękny wymuszany uśmiech jak jeszcze nigdy. Same udawanie przed nim – bolało.
-Nie przejmuj się już. I lepiej chodźmy spać bo będziesz zmęczony… - wyminęłam go szybciutko i wskoczyłam do łóżka. On zrobił to samo w ogóle nie odklejając wzroku od podłogi. Czy znowu powiedziałam coś nie tak.  Odwróciliśmy się do siebie plecami… i choć łączyło nas łóżko to jakaś bariera między nami była. Nie wiem dlaczego. Miałam wrażenie, że ciągle się od siebie oddalamy. W dodatku… kazałam mu spać, a sama przez swoje myśli nie mogę się nawet uspokoić. Skuliłam się w kłębek chowając twarz w poduszce z myślą, że może jednak to wszystko się jakoś naprawi..


( Heaven ?)

Od Azusy - C.D Heaven'a

Siedząc sobie tak obok i oglądając całe to zdarzenie zaczynałem zdawać sobie sprawę, że przebywanie z nimi wszystkimi w jednym otoczeniu nie będzie wcale takie przyjemne. Po prostu… oni się nie dogadają. Nasz nowy „szef” lubił mieć wszystkich pod kontrolą, ale żeby tego dokonać musiał przynajmniej dwóm z nas pokazać gdzie ich miejsce. Miałem tu w pewnym sensie na myśli Riuki’ego i Heaven’a. Oni nie dadzą sobą dyrygować, ani też nie będą pracować w grupie dopóki się ich do tego nie zmusi. Tak więc chyba nasz drogi kapitan zamierzał im to wbić do głowy. Niestety skończyło się już sielskie życie Arcany i w końcu zacznie się ciężka praca….
Leżałem tak całe 15 minut i obserwowałem jak to Hevciu i Kicia okładali się po mordach. Jeden miał rozwaloną wargę, jeden skroń. No to chyba już są kwita czyż nie? A gdzie tam…. Heaven musiał przecież powiedzieć ostatnie zdanie. Dopiero Riuki jakimś cudownym sposobem go ogarnął i posadził z powrotem na dupie. Cudotwórca! Jakby nie patrzeć to mimo jego ciężkiego charakteru – nie pchał się do takich pojedynków.
-Kanoe…. Mianuje cie nasza oficjalną pielęgniarką od nagłych przypadków. Z tym debilem będę się męczył długi czas dopóki nie dostanie kulki w łep. Odchyliłem głowę do tyłu by spojrzeć na reakcje dziewczyny.  Nie była zbyt ciekawa nie ukrywam. Wręcz była oburzona, ale chyba nie zamierzała protestować – W każdym razie… - kontynuował jakby wracając do naszego poprzedniego tematu – I tak musze jakoś wasze umiejętności sprawdzić. Nie będę się  z wami pojedynkował bo to bez sensu, nasze rangi są zbyt różne, chociaż… jak jakiś się bardzo uprze. Jak na razie to ten Dziki Pączek zmierzy się z tym o zielonych włosach… - wskazał na mnie palce. Mało nie spadłem z tej kanapy! JA MU ZARAZ DAM ZIELONY!
-To jest MIĘTOWY! –zerwałem się jak jakiś powalony pedał widzący różowe rurki za szkłem wystawowym. – Po za tym…. Ja się nie zgadzam! Nie będę walczył z Heaven’em, bo to jest bzytki blutal! – ostatnie dwa słowa powiedziałem z językiem na wierzchu jak taki 5-latek nie do końca zdolny do porozumiewania się. Wszyscy popatrzyli na mnie jak na kompletnego idiotę. Sory, ale ja jeszcze jestem normalny i chce mieć wszystkie zęby w tej przystojnej paszczy. Siwek to trochę za mocny zawodnik jak dla mnie. Tak przynajmniej myślałem do tej pory. Nie żebym czuł jakiś respekt czy coś, ale po prostu nie chciałem się pchać między młot, a kowadło.
[…]
Jakieś godzinę wykłócałem się z tą durna blondynką, ale to i tak na nic! Nie ważne ile bym błagał na kolanach to i tak nic z tego. Czy ja byłem niegrzeczny? Mamo… przecież ja przez niego zostanę pozbawiony wszelkiej godności. W przeciągu jakichś 10 kolejnych minut zebraliśmy się i wybyliśmy na arenę. Wielka. W sumie to oprócz bitw grupowych to jeszcze nigdy wcześniej tutaj nie byłem. Mój przeciwnik też nie za bardzo wyglądał na zadowolonego z tego faktu iż musi walczyć właśnie ze mną (ta nasza męska sympatia i tak dalej).
-Heaven-chan…. Tylko nie w twarz. – skrzywiłem się upinając swoje wręcz nienaturalnie kolorowe włosy do góry wielką spinką. – Jestem delikatny jak kwiatuszek, więc tak masz się ze mną obchodzić. – oczywiście mówiłem to z przesadną słodkością w głosie. Nie zamierzałem pierwszy atakować. Skoro jest Beta no to niech się wykaże. Ja jedynie stałem i obserwowałem jak dookoła moich dłoń pojawiają się małe złote pioruny. Jakby ktoś teraz dotknął moich łapek… Uhh… nie polecam – Azusa Garay :P


( Heaven skarbie? Tylko nie po twarzy.)

Od Heaven'a - CD Kanoe

Nie miałem pojęcia skąd ci wszyscy ludzie wiedzą o moim błyskawicznym wkurwianiu się. Oczywiście, że informacje w Rimear rozchodzą się niezwykle szybko, ale taka błahostka, w dodatku dotycząca jednego z dzięsiątek innych Projectów... dotarła aż do Delty.
Nie wspomnę już nawet o związku z Vanillą, który choć nie jest oficjalny, a i tak wszyscy poinformowani są lepiej ode mnie samego. Raz jeszcze przejechałem wzrokiem po dobrze zbudowanej sylwetce nieco niższego chłopaka, przypatrując się strużce krwi cieknącej po jego rozciętej wardze. Sam zapewne nie wyglądałem lepiej, czułem ciepłą ciecz spływającą z rany na mojej skroni, powstałej podczas upadku i uderzenia się o kant stołu. Mimo wszystko nic mnie nie bolało, więc mógł naparzać ile mu się podobało. Oczywiście, że zdążyłem zauważyć, iż owy osobnik raczej nie należy do tych bojaźliwych ani owijających w bawełnę. Kompletnie zbywając nowo przybyłą do pokoju kobietę, wziąłem głęboki wdech po czym spocząłem z powrotem na swoim miejscu, ostatkiem sił powstrzymując się od zasadzeniu kolejnego ciosu w tę jego śliczną, wiecznie uśmiechniętą buźkę. Wyraz twarzy blondyna zdawał się być czasami wręcz przesadnie zadowolony, a usta nienaturalnie wykrzywione. Dopiero teraz, odrobinę odzyskując panowanie nad sobą, prychnąłem w kierunku zbliżającej się do Kidy Kanoe. Nie zrobiła mi nic złego, nawet jej nie znałem, lecz sam fakt, że znajduje się blisko tego zarozumiałego dupka, samoistnie podnosiło mi ciśnienie. Dobra, powinienem się ogarnąć, bo i tak zebrane tutaj duszyczki uważają mnie za nieogarniętego dzikusa i nerwusa w jednym.
- Arena do walk znajduje się niedaleko stąd. – poinformował Riuki, krzyżując ręce na piersi i rozsiadając się na niezbyt wygodnym krześle. – Byłoby miło, gdybyście obaj się tam wybrali i najlepiej już nie wrócili.
- Zabawny z ciebie chłopiec – powiedziałem siadając zaraz obok niego, jednocześnie szturchając srebrnowłosego energicznym ruchem w ramię, przez co mocno się zahwiał.
Tylko Azusa sprawiał wrażenie najnormalniejszego i najbardziej ogarniętego, nie licząc oczywiście Kanoe. Był chyba jedyną obecną tutaj osobą, do której żywiłem szczerą sympatię. I mam nadzieję, że tak zostanie, nie przyżyłbym, gdyby każdy z tej grupy grał mi na imponująco słabych nerwach.  Było o wiele lepiej niż na początku, ale jeśli Kida w dalszym ciągu będzie prowokował to nie ręczę za siebie...  Prawdziwe chamstwo na nóżkach.
- Po co w ogóle nas tutaj przyprowadzili? – głos zabrał Rick, także mocno znudzony i jak cała reszta, nie dostrzegający wyraźnego powodu swojego bytowania tutaj.
- Podobno mamy stworzyć jedną drużynę. Chyba sobie żartują. Chociaż... zaczyna mi się to podobać. Czuję, że będzie ciekawie... – powiedział Sakamaki, podsumowując swoje słowa cichym chichotem, równocześnie kontynuując przeglądanie naszych kart.

Najwyraźniej nie odnalazł niczego na czym możnaby zawiesić wzrok na dłuższą chwile, dlatego już po paru minutach zaniechał tejże czynności. Wolał chyba osobiście przekonać się czym sobą reprezentujemy. Przypominał mi dyrektora, bardziej powalonego od zdziwaczałych uczniów, których właśnie zaprosił do swojego gabinetu. Usiadł za regałem wielkiego biurka i podpierając łokcie na gładkim, lśniącym blacie, złączył wszystkie palce dłoni, w milczeniu czekając, aż ktoś wreszcie raczy się odezwać.

< Jungen oder vielleicht... kleines Mädchen? :) >

Od Mikami - Do Savii

Mam opisać skąd się tu wzięłam? Spoko. No więc zaczęło się od tego, że moja „kochana mamusia” mnie wsypała. No po prostu zadzwoniła do jakichś gości i powiedziała im dosłownie WSZYSTKO, co wiedziała o moich zdolnościach. Ja się pytam, po jaką cholerę?! No i ten, no zamknęła mnie w pokoju i musiałam czekać aż przyjadą jacyś goście i mnie tu przeniosą. To czekałam. Jak weszli do domu to od razu pobiegli wszystko zabezpieczyć, a potem dopiero mnie wypuścili. Byli ubrani jakbym była co najmniej radioaktywna, czy coś, nie znam się na tym. Pokazali, że mam iść z nimi, to co miałam niby zrobić? Poza tym z tego co słyszałam, w ośrodku i tak ma być 100 razy lepiej niż w moim domu. Wsiedliśmy do jakiejś czarnej limuzyny z przyciemnianymi szybami i pojechaliśmy. Sąsiedzi gapili się na mnie jak na kosmitkę, ale z wyraźnym poczuciem wyższości, tymczasem ci gości w kombinezonach wydawali się przerażeni.
- Ugryźć cię? – spytałam wrednie, przywołując na twarz ten konkretny, zabójczy uśmiech, gdy jeden z nich trochę zbyt mocno szarpnął mnie za ramię. Facet krzyknął i odskoczył przerażony, a ja po prostu nie mogłam powstrzymać śmiechu. Co innego używanie tej niebezpiecznej mocy do walki, a co innego do straszenia ludzi, tego pierwszego jeszcze ani razu nie robiłam. Po chwili jakiś drugi facet założył mi coś w rodzaju kagańca, i już nie było mi tak wesoło.
Podróż trwała długo, a ja prawie przez cały czas oddawałam kawałki energii na Lekcję, co sprawiło, że gdy się zatrzymaliśmy byłam bardzo zmęczona i jedyne o czym w tamtej chwili myślałam, to iść do swojego pokoju i się położyć. Niestety nie było mi to dane, bo czekała mnie jeszcze seria badań, podczas których byłam ledwo przytomna. To nawet dobrze, bo nie musieli mi podawać narkozy, czy czegoś tam. Gdy wyszłam z „laboratorium” zdołałam tylko doczłapać no najbliższej ławki i zasnęłam na niej jak jakiś żul. Spałabym sobie dalej, gdyby ktoś mnie nie obudził. Była to jakaś różowo-włosa osóbka.
- Chyba musieli cię tam strasznie wymęczyć, że od razu zasnęłaś. Albo jesteś po prostu strasznym leniem. – powiedziała nieznajoma osóbka.
- Jestem zmęczona… Idź sobie. – mruknęłam i machnęłam ręką w odpędzającym geście. Osóbka jednak sobie nie poszła.
- Nie możesz spać na ławce, głupia! Mogę cię zaprowadzić do twojego apartamentu, jeśli chcesz. Gdzie mieszkasz? – pytała.
- A skąd mam wiedzieć? – powiedziałam sennie. – Gdzieś pewnie jest… Apartament? – zdziwiłam się po chwili, chociaż jeszcze całkiem się nie obudziłam. – Chyba bierzesz mnie za jakąś ważną osobę, ja tu tylko zostałam zamknięta… bo moja mama się mnie boi. – uśmiechnęłam się sennie.
- Jesteś pewnie nowym Project’em. Tak, każda Arcana ma swój własny apartament. To taka jakby… rekompensata, choć w mojej opinii raczej marna.
P: #Też tak uważam. Co w ogóle ma być, psychiatryk?# - usłyszałam w głowie znajomy głos Meiko.
- Cicho, przez waszą obecność to faktycznie mogłam tam trafić. – odpowiedziałam cicho, zapominając, że nieznajoma osoba nadal przy mnie stoi.
M: #Co, czyli że to niby nasza wina?!#
- Właściwie to tak.
K: #Aha, zapamiętamy to sobie, gdy nas o coś poprosisz następnym razem.# - wtrącił się do rozmowy Kaito.
- Weźcie się uspokójcie. – mruknęłam niezadowolona. – Spać mi się chce.
M: #Znowu używałaś tej idiotycznej umiejętności? Musisz być chyba szalona, żeby tak po prostu oddawać energię nie wiadomo gdzie.# - Meiko była niezadowolona.
Mk: #Ale ona się na nas gapi.# - skomentowała nagle Miku. Na początku nie zrozumiałam o co chodzi, ale potem przypomniałam sobie o tej dziewczynie, która mnie obudziła. Stała parę metrów ode mnie i wpatrywała się w moją osobę przerażającym wzrokiem.
- E, przepraszam. To moje… karty. – powiedziałam, chociaż dziewczyna raczej nie wiedziała o co chodzi. Postanowiłam zmienić temat: – To pomożesz mi dojść do tego mojego apartamentu? Chyba pamiętam, jaki miał numer.

<Savia?>

Od Inoue - C.D Stein'a

Inoue uniosła powieki. Otaczała ją głucha cisza. Dziewczyna leżała na czymś miękkim i wygodnym, a wokół roztaczał się niezwykle przyjemny zapach. W pokoju było ciemno, ale gdzieniegdzie można było dostrzec dzbanuszki, ze spalającymi się jasnymi płomyczkami kadzidełkami. Nie dawały one dostatecznie dużo światła, by Falka mogła dokładnie przyjrzeć się wnętrzu. O dziwo czuła się znacznie lepiej, a podczas omdlenia nie miała żadnych ataków Arcany, ani koszmarnych, niezrozumiałych wspomnień. Podniosła dłoń i ziewnęła dyskretnie. Zapach jakby ją otumaniał, zachęcał do dalszego odpoczynku... Białowłosa przetarła dłonią powieki i odrzuciła ciepłą kołdrę. Przerzuciła nogi na brzeg łóżka i usiadła. Dopiero po chwili przypomniała sobie, co wcześniej się zdarzyło. Została napadnięta, ktoś jej pomógł, zemdlała... Ale... Gdzie teraz się znajduje? Rozkład drzwi i sama sypialnia były inne niż w podstawowych apartamentach Naturalnych Arcan. Lekko zaniepokojona położyła swoje bose stopy na chłodnych panelach. To nie mógł być przecież budynek szpitalny... Inoue zastanowiła się głęboko. Mieszkanie Sigm, Delt? Nigdy w nich nie była, więc nie widziała, jak wyglądały. Ale co robiłaby w budynku na drugiej połowie Rimear, bardzo oddalonej od miejsca całego zajścia? Hmmm... Falka wstała, podtrzymując się jakieś szafki. Wciąż była słaba i kręciło jej się w głowie. Dostrzegła sączące się zza jednych z drzwi światło i postanowiła sprawdzić, co się za nimi kryje. Dopiero teraz wyłapała jakieś dziwne, przypominające warkot dźwięki z tamtej strony. Przygotowana na najgorsze, drżącą ręką pchnęła drewnianą powierzchnię... I nagle dosłownie ją zamurowało. Ona wyobraża sobie Bóg wie co, a tam, na kanapie, tyłkiem do góry, ze zwisającymi po bokach rękami i jedną stopą dziwnie wygiętą na oparciu, leżał sobie facet. Miał pozawijany kilt, potargane, szare włosy i czekoladowy golfik. Okrągłe okulary spadły mu z nosa, zwisającą teraz gdzieś przy ustach. To on wydawał z siebie te niepokojące dźwięki, a w dodatku co jakiś czas mamrotał jakieś bezsensowne zdania.
- Wróć ziemniaczku, nie uciekaj do Maryli, ona nie jest cię warta... - wymamrotał niespodziewanie pięknym głosem.
Inoue zrobiła poker face'a i spojrzała na mężczyznę jak na jakiegoś ułoma. Dopiero po chwili zauważyła dziwne szwy na jego ciele i wystającą z głowy... Śrubę? Z kamienną minom uklękła przed kanapą. Nie była pewna, ale to chyba ten dziwny człowiek ocalił jej skórę. Dźgnęła go delikatnie w policzek.
- NIE ZIEMNIACZKU, NIE POZWOLĘ CI NA TO! - warknął i gwałtownie przekręcił się na drugi bok, przy okazji zsuwając się z kanapy i uderzając o twardą posadzkę.
Gwałtownie otworzył oczy i nieświadomym wzrokiem spojrzał na Inoue.
- Co do cholery... - mruknął głosem, który zupełnie różnił się od tamtego, którego używał przez sen.
Dziewczyna zaskoczona nagłym ruchem mężczyzny odsunęła się nieco i posłała mu zdziwione spojrzenie.

<Steinku? Wybacz mi tego ziemniaczka, jakoś tak wyszło...> Dziś
, 15:52
Layout by Hope