wtorek, 7 kwietnia 2015

Od Leili - C.D. Sofii

Rozejrzałam się po naszym gronie. Najchętniej poszłabym już do swojego pokoju i schowała się pod łóżkiem. Że też Sofia musiała zobaczyć jak się irytuję.. Westchnęłam ciężko z powrotem spuszczając głowę. Reszta zaczęła filozofować o tym co teraz robimy. Po krótkiej naradzie wyszło na to, że pochodzimy jeszcze chwilę po mieście. Niech to… Miejmy nadzieję, że nie potrwa to za długo. Pozostała trójka ruszyła przodem, a ja spokojnym krokiem robiłam za ich cień. Może nie zdawali sobie z tego sprawy, ale uważnie słuchałam każdego słowa w ich rozmowie. Zrozumiałam, że zamierzają zakupić sobie jakieś drobiazgi do mieszkań. W sumie ja też mogę sobie coś kupić. Wyjęłam trochę monet z kieszeni i zacisnęłam je w piąstkę. Czułam na sobie wzrok ludzi, którzy najwyraźniej nam się przyglądali. Zapewne wyglądałam teraz jak jakieś dziwadło. Westchnęłam cicho, gdy nagle Sofia zwolniła kroku i przyłączyła się do mnie. Przyglądała mi się chwilkę, po czym chwyciła moją rękę i pociągnęła do przodu. Zanim się obejrzałam szłam z nimi, a raczej pomiędzy nimi. Niestety moje szczęście jak zwykle mnie zawiodło. Kai szedł obok i co jakiś czas mnie trącał lub dogryzał o coś. Niech tylko poczeka aż zostaniemy sami. Uśmiechnęłam się złowieszczo na tą myśl, ale dzięki włosom, które zakrywały moją twarz nikt tego nie zauważył. Błądziliśmy po uliczkach sporo czasu. Ludzi zaczynało już powoli ubywać, a sklepowe drzwi zamykały się. W ostatnim momencie zdarzyliśmy do jakiegoś marketu gdzie było wszystko i to dosłownie. Nasza grupa rozdzieliła się po różnych sektorach. Widocznie mamy bardzo różne zainteresowania. Chodziłam od jednego działu do drugiego znudzonym krokiem. Po drodze chwyciłam też nowy smyczek do skrzypiec. Może się przydać, bo mojego nie zauważyłam nigdzie w moim mieszkaniu. Nagle coś zwróciło moją uwagę. Broń palna. Z zaciekawieniem stanęłam między metalowymi półkami oglądając poręczne pistolety i inne kalibry. Skupiłam się na tym do tego stopnia, że nie zauważyłam nawet zbliżającego się Kai’a. Stanął za mną, po czym zniżył się do mojego ucha.
- Uważaj, bo jeszcze sobie palce po odstrzelasz - wyszeptał złowrogo na co przeszedł mnie nagły dreszcz
Nie zdążyłam się nawet obrócić, a odsunął się lekko i zaśmiał złowieszczo. Stanęłam naprzeciw niego podnosząc głowę. Co do… No muszę przyznać, że mnie zaskoczył. Odłożyłam towar na półkę i posłałam mu wkurzone spojrzenie. Odwróciłam się na pięcie z powrotem do półki, a chłopak stanął obok mnie.
- Co ty tam wiesz - warknęłam niespokojnie wkładając do koszyka ze dwa lepsze kalibry. Przeglądałam wszystko jeszcze chwilkę, gdy chłopak sięgnął dłonią do mojego koszyka. Wyciągnął smyczek i spojrzał na mnie z rozbawieniem w oczach
- A to? Co to ma być? - zaśmiał się ironicznie
- Nie interesuj się - wyrwałam mu go z ręki i ruszyłam do innego sektoru
Błądziłam tak jeszcze chwilkę, po czym stanęłam przy kasie. Jak na złość chłopak stanął zaraz za mną. Teraz jakoś się nie czepiał. Może jednak jest w nim odrobina normalności? Kto to wie… Wyszliśmy ze sklepu całą grupą. Z siatkami usiedliśmy w pobliskim parku. Dziewczyny siedziały na ławce, a ja z chłopakiem (oczywiście jak najdalej od siebie) na trawie naprzeciw ich. Oni zaczęli o czymś tam rozmawiać. Teraz nie interesował mnie zbytnio temat. Pochyliłam się lekko do tyłu i opierając na dłoniach uniosłam głowę. Niebo wyglądało tak pięknie. Miliony gwiazd połyskiwały jasno razem z księżycem w pełni mimo lamp i świateł w mieście. Nagle ktoś szturchnął mnie łokciem. Wróciłam na ziemię i zdezorientowana spojrzałam na swoich towarzyszy.
- Ziemia do Leily - zaśmiała się Sofia i wskazała na kapitana
- A ty jakie masz moce? - zapytał z zaciekawieniem
Westchnęłam ciężko i z powrotem spuściłam głowę. Po co im to? Nie specjalnie chce mi się rozmawiać. Kai nie ustępował i cały czas wpatrywał się we mnie tymi swoimi czerwonymi oczkami. Nieźle mu się oberwie za to wszystko. Z niechęcią powiedziałam niektóre ataki, żeby dali mi święty spokój. Jakimś cudem udało mi się. Położyłam się na trawie nawet nie zważając na to, że Kai nadal siedzi dosyć blisko mnie. Pewnie znowu będzie się zaczepiać. I miałam rację. Co jakiś czas odwracał się do mnie lub też się kład i śmiał się z mojego zachowania. Jeszcze się policzymy… Gdy wreszcie się nagadali i podnieśli tyłki skierowaliśmy się do ośrodka. Tym razem szłam obok nich, a nie za. Jakoś tak lepiej mi się ich słuchało. Było już strasznie ciemno. Jedyne o czym marzyłam to wreszcie usiąść sobie w spokoju i napić się czegoś ciepłego. Zanim się obejrzałam staliśmy pod budynkiem mieszkalnym. Weszliśmy cicho przez drzwi i zaczekaliśmy na windę. Dopiero teraz przyjrzałam się ich siatkom. Zrobili niezłe zakupy szczerze mówiąc. Stałam z tyłu więc tez jako ostatnia miałam szansę wejść do windy. Niestety wszyscy tak się rozłożyli z zakupami, że jedyne wolne miejsce było obok Kai’a. Westchnęłam i rozejrzałam się.
- To ja może pójdę schodami… - powiedziałam ponuro, ale zanim zdążyłam cokolwiek zrobić Sofia wciągnęła mnie do środka
Z wielką niechęcią stanęłam obok tego gbura odwracając głowę. Najmłodsza z nas westchnęła na ten widok i uśmiechnęła się. Nie chcę wiedzieć co sobie myśli, ale lepiej by tego nie mówiła. Na szczęście po chwili winda otwarła się. Wypakowali się z torbami na korytarz. Stanęłam ciut dalej przyglądając się ich rozmowie. Próbowali umówić się na jakiś trening, spotkanie czy co w południe, ale nie specjalnie im to wyszło. Po dłuższej naradzie dziewczyny weszły do swoich mieszkań. Oczywiście jak na złość ja mieszkam obok chłopaka na drugim końcu korytarza. Westchnęłam ruszając przed siebie, ale on jak zwykle mnie dogonił. Niech tylko coś powie, a nieźle mu się oberwie…
(Kai?)

Od Misaki - C.D Rosie

Dziewczyna, która mi pomogła, zajrzała mi pod opatrunki. Cały czas wszystko mnie strasznie bolało, szczególnie, gdy mnie dotykała. Czułam się strasznie - coraz bardziej chciałam umrzeć. Z oczu spływały mi w dość dużych ilościach łzy, chociaż chciałam to ukryć.
Miałam wrażenie, że tą dziewczynę gdzieś widziałam, najpewniej na treningu.
- Dlaczego... Dlaczego mi pomogłaś...? - zapytałam próbując ukryć płacz.
- Przecież jesteś ranna - odpowiedziała.
- Za to co zrobiłam powinnam nie żyć...
- Na pewno nie, aż tak źle na pewno nie jest
- Może i nie... - cicho powiedziałam. Tak naprawdę czułam się o wiele gorzej niż mówiłam. Robiłam wszystko aby nie dać po sobie niczego poznać, chociaż pewnie źle mi to szło. Gdybym mogła, bym już odeszła, ale jeszcze nie mogłam nawet wstać. Im bardziej próbowałam, tym mniej siły miałam.
- Jeszcze nie wstawaj, nie powinnaś.
- Dobrze... - powiedziałam posłusznie i cicho.

<Rosie? Wybacz, pomysłu zabrakło :c >

Od Vanilli - C.D Heaven'a

Tak bardzo bawił mnie fakt, że każdy facet z mojego powodu wręcz stawał się mięciusi i delikatny jak biała wata cukrowa. Heaven wcale nie należał do tych wyjątków… chociaż, nie… było tutaj coś innego bo pierwszy raz od dłuższego czasu to on zaczął interesować mnie. Ktoś kto w ogóle zaczął mnie interesować. On mimo zakrytych oczu nadal tak niespokojnie oddychał. W pewnym sensie było to bardzo podniecające.
-Dlaczego więc tak mnie nazwałeś ?
-Ja przecież…. – już chciał się tłumaczyć ale zbliżyłam się do niego niebezpiecznie blisko i dmuchnęłam mu delikatnie w usta.
-Nigdy więcej nie zgrywaj przede mną twardziela… - powiedziałam bardzo stanowczo jak na mnie. To był wręcz rozkaz, taki sam jak ten który wydaje całej mojej drużynie. – Jeśli rozumiesz to kiwnij głową… - zachichotałam. Na jego twarzyczce tez dało się ujrzeć delikatny uśmiech. Kiwnął posłusznie głową po czym uniósł rękę. Pewnie chciał ściągnąć moją malutką dłoń z oczu, ale nie tym razem ! Za nim udało mu się to zrobi zatrzymałam go.
-Zamknij oczy.. – szepnęłam mu na uszko. Poczułam jak zadrżałam. Hihi biedny chłopak. Kiedy wyczułam, że już zrobił to o co przed chwilą prosiłam zabrałam dłoń. Przysunęłam się bliżej i usiadłam mu na kolanach. Gdy to poczuł od razu zmienił pozycję na bardziej wygodną. Chciał otworzyć, oczy chciał mnie zobaczyć, ale nie pozwolę mu jeszcze. Rozczepiłam swoje małe paluszki i oboma dłońmi przejechałam po jego umięśnionym brzuchu dokładnie penetrując każdy jego mięsień. Dojechałam tak po klatce piersiowej aż do jego szyi na której się zawiesiłam. Jak a razie bardzo dobrze mu idzie opanowywanie się. Dotknęłam językiem jego dolnej wargi. Gdy tylko to zrobiłam Heaven wystawił delikatnie swój język dotykając przy tym mojego. Wręcz wciągnął go do wnętrza swoich usta i zamknął je już za chwilę w dużo namiętniejszym pocałunku. Tym razem udało mu się już podnieść nadal drżące dłonie i objąć mnie. Na tyle mocno bym wiedziała, że nie chce bym się kiedykolwiek odsuwała i na tyle delikatnie by nie sprawiać mi tym dyskomfortu. Kiedy chciałam na chwilę się odsunąć chłopak zassał moją dolną wargę. Zachichotałam głupkowato i oparłam się o jego barki nadal będąc blisko jego twarzy. Heaven powoli otworzył rozmarzone oczy.
-Heaven…. – przeciągnęłam jego imię przy tym pociągnęłam go za kosmyk szarych włosów. – Czy ja cie naprawdę tak pociągam, czy to przez twoją Arcane ? – chłopak zrobił wielkie oczy słysząc to pytanie. Przez chwilę zastanawiał się, a następnie zachichotał.
- Nie…. To nie przez Arcanę… - obrócił nieco głowę by za chwilę złapać moją dłoń i polizać jej wierzch. – Po za tym skąd wiesz jaką mam Arcane !? – jakby obudził się z wiecznego transu. Ten to ma zapłon, normalnie.. Diesel. (XD)
-Mam dużo umiejętności, oprócz zbyt dużej dawki seksapilu to jeszcze mam własne Arcany..
-Masz dwie ? – zadał kolejne pytanie na co ja tylko kiwnęłam głową. Właściwie to nie powinno go to interesować. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w swoje tęczówki, gdy po jakimś czasie z kuchni dobiegł głośny trzask.
-Nie idź… - szepnął Heaven, gdy zerwałam się by sprawdzić co tak naprawdę się stało. Tak naprawdę nie chciałam go zostawiać, ale przecież …. No nie mogę tego tak zostawić.
-Za chwilę wrócę… - ujęłam jego twarz w dłonie i cmoknęłam w usta. Bardzo niechętnie wypuścił mnie z objęć. Poszłam do kuchni sprawdzić o narobiło tyle hałasu. Miska… ah kocham to. Dobrze, że nie spadła tak w nocy bo bym chyba zawału dostała. Oczywiście przechodząc musiałam jeszcze potrafiąc inne miski i zwalić je na podłogę co wywołało jeszcze większy hałas. Usłyszałam także że Heaven zerwał się z łóżka i chyba szedł w moją stronę. No to możemy się nieco zabawić. Schowałam się za ścianą, a kiedy chłopak wchodził rzuciłam mu się na plecy.
-Bu… - zamruczałam i za raz przygryzłam jego ucho, jak taki mały rozpieszczony kotek.
-Wystraszyłaś mnie… - obrócił główkę tak by nie dojrzeć.
-Wybacz mi mój rycerzu… - zlazłam z jego pleców, ale nadal obejmując go od tyłu wsunęłam malutkie rączki pod jego koszulkę. Jedna dłoń powędrowała do góry, a druga chyba się rozmyśliła i zatrzymała się na pasku od spodni potem na kroczu chłopaka. Gdy to zrobiłam on wypuścił raptownie powietrze z ust. – A co się stanie jeśli zacisnę dłoń… - szepnęłam trącając noskiem jego rozległe plecy


(Heaven ?)

Od Heaven'a - C.D Vanilli

Przez chwilę stałem w bezruchu, nie wiedząc za bardzo jak zareagować na ową sytuację. Dopiero śmiech Vanilli zesłał mnie z powrotem na ziemię. Przegryzłem czerwony owoc na pół: smak słodkiej, mlecznej czekolady pobudził wszystkie moje zmysły. Nie pamiętam kiedy ostatnio ją jadłem.
- Ja także wiem jak następnym razem zamknąć ci buźkę. - odparłem z chytrym uśmieszkiem, na co ona spojrzała na mnie pytająco.
W odpowiedzi jedynie pochyliłem się i delikatnie ją pocałowałem. Nie mogłem już dłużej wytrzymać.
- Właśnie w taki sposób. - szepnąłem, patrząc na nią wymownie.
Vanilla tak bardzo mnie kusiła: swoim zachowaniem, mową ciała i to w jaki sposób wymawiała każde słowo. Nieźle się wkopałem. Nie wyszedłbym stąd nawet gdyby mnie odepchnęła bądź wypychała siłą za drzwi. Ku mojemu zdziwieniu odwzajemniła pocałunek, mrucząc słodko niczym mały kotek i lekko kuląc puchate uszka. Zaśmiała się ponownie, słysząc mój napalony oddech. Heaven, weź się opanuj, głupia pało! Od razu dałeś jej do zrozumienia, że lubisz ją aż za bardzo. Oczywiście, że to wykorzysta...
O Jezusie przenajświętszy!
- To raczej ja powinnam cię uciszać w taki sposób. - zachichotała cichutko, a potem cofnęła się parę kroków w tył.
Ruszyła w kierunku salonu, idąc pełnym gracji krokiem jak mała, pewna siebie Diva (do której było jej w moim mniemaniu blisko). Skupiała na sobie całą moją uwagę, wiedziała, że wcześniej czy później i tak za nią podążę. Zrobiłem to niemal natychmiast: opuściłem kuchnię, obserwując każdy ruch blondynki, a ta co jakiś czas zerkała na mnie przez ramię. Usiadła na wielkim łóżku niezwykle delikatnie, zupełnie jakby jej ciało nic nie ważyło, następnie rozciągnęła się na całą jego długość bez przerwy uważnie obserwując moją reakcję. Podciągnęła nogi nieco do siebie, odgarnęła biało-kremowe z dziecinnej twarzyczki, robiąc przy tym słodką minę niewinnej dziewczynki. Przekłnąłem głośno ślinę, widząc ten tajemniczy blask w jej błękitynych oczętach. Nie namyślając się długo, podszedłem szybkim tempem do krawędzi łóżka, oparłem się na nim jedną nogą i nachyliłem się nieznacznie nad obiektem swoich westchnień. Miałem ochotę pocałować ją raz jeszcze, namiętniej i bardziej zmysłowo, aby pamiętała go jeszcze przez naprawdę długi czas. Zdziwiłem się, że wciąż jestem w nieznacznym stopniu opanowany, moja Arcana i jej umiejętności wcale tego nie ułatwiały.
- Vanilla... - wydusiłem z siebie, ale jej pogodny wyraz twarzy sprawił, że słowa zatrzymały mi się w gardle i nie mogłem się siebie wydusić nic innego prócz jej imienia.
- Jesteś słodki, Heaven. Ale i tak nie uda ci się ukryć tego, że praktycznie rozbierasz mnie wzrokiem. - uśmiechnęła się, a potem uniosła dłoń i zakryła mi nią oczy. - Ciągle jesteś taki zdenerwowany. Powinieneś się nieco zrelaksować
- Nie mogę... - szepnąłem, czując jak z nieopanowania zaczynają mi drżeć ręce.
Przecież nie powiem jej wsprost, że wariuję z powodu jej bliskości. A może tak właśnie wypadałoby zrobić? Myślę, że moja wypowiedź nie zdziwiłaby jej ani odrobinę. Wręcz przeciwnie, wywołałaby na tej uroczej twarzyczce jeszcze szerszy, diabelki uśmieszek.

<Vanillciu?>

Od Rene - C.D. Riuki'ego

Zamknąłem oczy, równocześnie z tym biorąc głęboki oddech. Przesunąłem rękę po jego głowie, aż do karku. Dopiero tam delikatnie zacisnąłem palce na jego skórze. Jeżeli zacząłby przesadzać to przecież muszę się jakoś obronić, wtedy się na to nie zapowiadało.
- Pij, pij - pogłaskałem go po główce jak małe dziecko - Tylko nie przesadź bo ja też potrzebuję krwi - zdobyłem się na całkiem szeroki uśmiech, ponownie zamknąłem oczy, z tym,że tym razem moje nogi zaczęły się same uginać, czułem się jakby były z waty. Wreszcie opadłem na kolana, a Riuki automatycznie odsunął się ode mnie.
- Aleś się nachlał - pomasowałem miejsce,w  którym zatopił swoje kły. Podniosłem głowę, żeby spojrzeć na niego i uśmiechnąłem się. Wytarł swoje usta dłonią i ukląkł obok mnie.
- W porządku? - zapytał spokojnie. Zaśmiałem się cicho, odetchnąłem ciężej kilka razy, a potem wydobyłem z siebie jakiś niezidentyfikowany dźwięk, dopiero po chwili głos mi wrócił:
- Tak, jasne. Chyba całkiem długo nie jadłeś, co? - pogłaskałem go po policzku - Cinia serio cię zmieniła. Jakoś bardziej się wszystkimi interesujesz braciszku - mrugnąłem do niego ze szczerym uśmiechem.
- Zrobiłeś się bledszy niż wcześniej - mruknął całkowicie ignorując moje wcześniejsze słowa, potraktował je jak powietrze. Miałem ochotę go palnąć, ale po co tracić energię na coś takiego, skoro można się odwdzięczyć później. Przy następnej okazji, zrobić to mocniej, na pewno ze zwiększoną satysfakcją.
- Nie można zrobić się bledszym - zachichotałem głupkowato - Nic mi nie będzie, ale zaraz do was wrócę, okej? Muszę się trochę zregenerować - oparłem głowę o kafelki na ścianie i zamknąłem oczy. Pogłębiłem nieco swoje wdechy i wydechy. Riuki podniósł się z podłogi,a potem wyszedł z łazienki. Odprowadziłem go wzrokiem oraz szerokim łuczkiem na twarzy wygiętym w dół.
- EJEJEJJE! - wrzasnąłem najgłośniej jak było to możliwe, ale Yuki już wyszedł. Przekląłem pod nosem. Siedziałem tak w tej łazience chyba z piętnaście minut. Wreszcie podniosłem się i wyszedłem. Przedtem przyjrzałem się mi w lustrze, wyglądałem całkiem normalnie. Poszedłem do ich stolika, jak dobrze,że nigdzie nie wyszli.. No chyba bym ich rozerwał.
- Co cię tak długo nie było? - zapytała na wstępie Cinia, ja w tym czasie usiadłem obok Riuki'ego i napiłem się soku, widziałem zniecierpliwienie na jej twarzy, rozbawiło mnie to nieco więc postanowiłem powiedzieć:
- Trzeba było przyjść i sprawdzić - zmrużyłem oczy z szarmanckim uśmieszkiem, przetarłem przy okazji kark ręką i znów zwróciłem się do niej - Takie rzeczy, o których dziewczyny nie powinny wiedzieć - wystawiłem jej język z uśmieszkiem.
- Krowa ma dłuższy - warknęła odwracając głowę w drugą stronę, byleby nie patrzeć na mnie, obrażona dama. Wyglądała słodko, phe.. Spojrzała tylko na Riuki'ego szukając wsparcia.
- Żartowałem Cinia, nie obrażaj się - położyłem na jej rączkę moją dłoń i delikatnie przesunąłem, od razu poluźniła zacisk,a raczej rozłożyła rękę. Oparłem się plecami o fotel i czekałem co dalej się wydarzy.
(Sorry,..Wiem,że koniec wyszedł lujkowo. Riuki? Cinia?)

Od Catlin - C.D Jonasza

Pierwszy raz ktoś wpuścił mnie do pokoju. Uśmiechnęłam się szeroko, po mimo tego, iż wiedziałam, że bynajmniej za mną nie przepada. Szybko rozejrzałam się po pokoju, nie różnił się za bardzo od mojego. Inny układ mebli sprawił, że przez chwilę straciłam orientację.
- (...) rosołku? - usłyszałam tylko ostatnie słowo.
- Yyy, nie. Nie jestem głodna - znowu się uśmiechnęłam.
W czasie kiedy chłopak szukał łyżki, ja dalej przeczesywałam jego dom. Jedyne co zauważyłam to, to że jego kwiatek nie jest zwiędły.
- Masz skrzypce?! - niemalże krzyknęłam z radości i szybko podbiegłam w ich stronę.
- Zostaw - wysyczał przez zęby Jonasz, który nie mógł szybko zareagować ze względu na rosół.
Delikatnie dotknęłam instrumentu i poszukałam smyczka. Już miałam przyłożyć go do strun, gdy zimna dłoń wyrwała mi z rąk skrzypce. Spojrzałam na chłopaka takim wzrokiem jakby wybił pół ośrodka.
- Mówiłem ci, nie dotykaj - rzucił oschle i wrócił do jedzenia zupy.
Westchnęłam, wstałam z kanapy, na której siedziałam i podeszłam do Jonasza.
- Opowiedz mi coś o sobie - spojrzałam mu prosto w oczy, opierając się łokciami o stół przy którym siedział.

Jonasz? Uwielbiam imię Jonasz, taka ci historyjka... xd

Od Sofii - C.D Nanami

Odwzajemniłam uśmiech. Gdy wreszcie udało okiełznać się bałagam leżących pudełek, Kai-desu zaniósł je do swojego pokoju. Chwilę zajęło mu rozpakowanie sterty, gdy w końcu mu się to udało, wyszedł z pomieszczenia, dzierżawiąc paczkę "Hello Panda" (misiaczki z kremem w środku), truskawkowe batoniki kit-kat oraz dwie tabliczki czekolady. Ja natomiast postanowiłam nie rozstawać się ze swoimi Pocky.
Wspólnie zadecydowaliśmy, by przejść się po terenie ośrodka i przy okazji zjeść coś, zbliżała się bowiem pora obiadu i wszystkim zaczęło burczeć w brzuchach. Przy okazji będziemy mieli trochę czasu, by się zaznajomić, w końcu, co by nie zrobić, jesteśmy obecnie w jednej grupie. Szliśmy sobie spokojnie przez park Kwitnącej Wiśni, pałając się widokami. Nie ma co, projektanci tego miejsca postarali się: Ogród wyglądał nieziemsko. Tańczące na wietrze różowe płatki, w połączeniu z jeziorkiem, przez którego biegł drewniany most, tworzyły niezwykły klimat. Aż chciałoby się urządzić tu piknik. Podzieliłam się spostrzeżeniem z towarzyszami.
-Dobry pomysł - przyznała Nanami.
-Może być - odparł Kai, po czym szturchnął łokciem Leilę - A ty, złośnico, co uważasz?
Ciemnowłosa odpowiedziała tylko milczeniem. Odkąd zeszliśmy na dół, nie odezwała się nawet słowem. Szła za nami ze spuszczoną głową.
-Lei-chan, wszystko w porządku? - spytałam, zaniepokojona takim stanem rzeczy.
Dziewczyna przytaknęła lekko.
-Na pewno?
Powtórzyła gest.
Nie rozumiem... Co mogło spowodować tak nagłą zmianę zachowania? Chwilę temu przepychała się z Kai'em w drzwiach, kłócili się jak stare, dobre małżeństwo, a teraz milczy jak grób... Dziwne. Może podczas posiłku będzie bardziej skora do rozmowy?
Postanowiłam chwilowo nie przejmować się zmienną osobowością Leili i skupić się na znalezieniu jakiejś knajpki. Całe szczęście, drogowskazy były dziś z nami. Jeden z drewnianych znaków, których było tu dość sporo, skierował nas do restauracji "Pod Kwitnącą Wiśnią". Zadziwiająca nazwa... Jak mogli wpaść na coś takiego?! Eh, mniejsza o tą niespotykaną kreatywność...
By dotrzeć do restauracji, musieliśmy przejść przez most. Tak też zrobiliśmy. Jadłodajnia usytuowana była na wysepce pośrodku jeziora. Budynek przyozdobiony był w tradycyjny, japoński sposób. Zakochałam się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia. Weszliśmy do środka. Wystrój również zachowywał klimat tradycji.
Usiedliśmy przy jednym ze stoliczków. Jak na tradycję przystało, zamiast krzeseł do naszej dyspozycji były poduszki. Akurat, gdy zdążyliśmy rozłożyć się ze swoimi rzeczami, podeszła do nas szupła, średniego wzrostu kobieta w kimonie, z upiętymi wysoko włosami, w których wplecione miała kwiaty.
-Witajcie, wędrowcy. Na imię mi Ayane i dziś będę do waszej dyspozycji. - tu ukłoniła się lekko, po czym podała nam cztery upięte kokardkami książeczki. Było to oczywiście nic innego, jak ciekawie opakowane menu. - Podać na początek coś do picia?
-Nie, dziękujemy... Ale mam pytanie. Czy byłaby możliwość wzięcia jedzenia na wynos? - spytał Kai, widocznie wciąż zainteresowany realizacją mojego pomysłu z piknikiem.
-Ależ oczywiście - Ayane-chan uśmiechnęła się lekko.
Na nasze zamówienia nie czekaliśmy długo. Od razu wzięliśmy zapakowane w urocze torebeczki z motywem pand (wiedzą, co dobre) jedzenie i wyszliśmy, dziękując za miłą obsługę. Przeszliśmy przez most i, że nasze brzuchy w sposób nieznośny domagały się napełnienia, postanawiając nie łazić dalej, usiedliśmy nad jeziorem. Nie mieliśmy niestety koca ani koszyka, więc nie był to piknik z krwi i kości, jednak nie przejęliśmy się tym zbytnio. Wszyscy w ciszy poczęliśmy pochłaniać zamówione pyszności.
Gdy nasze brzuchy były już pełne, zrelaksowani bliskością natury, położyliśmy się na trawie i poczęliśmy oglądać zachód słońca.
-Ale tu pięknie... - zauważyła Nami-kun.
Nikt nie odpowiedział, jednak myślę, że w duchu każdy się z nią zgodził.
Gdy słońce schowało się już za horyzontem, a delikatne podmuchy zaczął zastępować chłodniejszy wiatr, postanowiliśmy, że pora się stąd zbierać.
-Wracamy już do ośrodka - zwróciłam wzrok na moich kompanów - Czy może wybierzemy się na miasto?

<Ktoś?>

Od Riuki'ego - C.D Rene

Cinia jak zwykle z resztą szła przodem, ja szedłem w środku a Rene… całkiem z tyłu. Niepokoiło mnie to troszkę, bo kto wie co takiemu dzieciakowi do łba przyjdzie. Zerknąłem kontem oka, co to tez on tam za mną robi. Idzie… no z pewnością, ale cieszył mordę jakby nigdy wcześniej w życiu nie miał okazji mnie dotknąć, czy zobaczyć. Nie chce wiedzieć co on sobie w tej łepetynie wyobrażał. Zwłaszcza, że patrzył na mnie tak jakby mnie chciał schrupać. ( Dosłownie i to w takim „złym” znaczeniu ).
-No chłopaki chodźcie szybciej bo jestem głodna ! Riuki ty jak jesteś głodny to ja nie mam prawa nic powiedzieć, więc ruszaj dupę ! – wyzwała mnie i tupnęła do tego nóżką. Szkoda, że nie mam przy sobie młotka tak żeby rzucić w nią czymś ciężkim.
-Mmm… wszystko jasne… - zamruczał mi brat do ucha doganiając mnie i wieszając się na moim barku.  Cinia kiedy przy nas stała wydawała się taka malutka. Jak mrówka. – Czyli to ona jest twoim żywicielem ? A ja myślałem, że twoją dziewczyna… eh… Cinia ! Jednak chyba nie masz szczęścia… on cie nie kocha.. – powiedział tak rezolutnie jak nigdy dotąd i ruszył przede mnie. Dziewczyna stojąca jeszcze przed chwilą do mnie przodem odwróciła się i ze spuszczoną głową ruszyła za Rene. Ups… chyba troszkę przegiął no nie ? Nie powinna byłą tego brać na poważnie.
-Musiałeś ? – zapytałem, a ten słysząc mnie zatrzymał się.
-Oj przestań. Tak się nią przejmujesz, pierwszy raz widzę…. Żebyś..

-Przymknij się … wytłumaczysz jej to potem, bo ja nie zamierzam. – warknąłem i walnąłem go lekko w łep.
~~~
Kiedy doszliśmy już tak mnie Cinia chciała zjeść, weszliśmy i oczywiście pierwsze co zrobiła to znalazła sobie idealne miejsce, bo przecież nie mogła wybrać pierwszego lepszego. Czasami nie rozumiem dziewczyn, nie no dobra ja ich nigdy nie rozumiem. Trochę to potrwa za nim oni zjedzą no nie… dlaczego więc wszędzie muszę za nimi łazić ? Siedziałem po prostu i podpierając swoją główkę wpatrywałem się w jakże imponujący obraz za oknem. Ci poruszali temat, którego ja już zupełnie nie ogarniałem. Dosłownie tak jakby mówili w innym języku.
-Riuki, a może ty tez coś zjesz.. – zapytała Cinia. To brzmiało tak jakby się o martwiła. Zerknąłem na nią i wtedy też zrozumiała wszystko, albo po prostu sobie przypomniała. – No przecież możesz też jeść normalne jedzenie… prawda ?
-Ah…. Cinia-chan, za krótko go znasz, gdybyś się bardziej interesowała jego życiem wiedziałabyś o wiele więcej… - zaprezentował to bardzo teatralnie i przesadnie Rene na co ja tylko prychnąłem. – Choć braciszku musimy omówić kilka ważnych spraw.. w toalecie.  Poprawić makijaż i w ogóle… - zachichotał i za raz wypchnął mnie z tego pomieszczenia. Zamknął za nami drzwi do toalety i wręcz rzucił mnie na ścianę. To było coś nowego. Kiedyś to on był jedną pożywką dla mnie.
-Nie mogę na to patrzeć jak ty się tak męczysz…. – westchnął łapiąc się za głowę
-Nic ci do tego.. – warknąłem i już chciałem wyjść kiedy ten przyparł mnie do ściany tym razem o wiele mocniej.
-Twój wzrok jest ospały, nie jesteś obecny po za tym czasami patrzysz na nią jakbyś chciał z niej spuścić całą krew.
To mnie już zdziwiło. Naprawdę to tak mocno widać ? Może faktycznie… nie powinienem był się tak wystawiać na próby. Dobrze wiem, że tyle nie wytrzymam bez krwi. Kiedy kończą mi się argumenty niestety przestaje się z nim kłócić i robię to czego on chce. Wtedy to ja przestaje być starszym bratem, jestem bezsilny, jak małe dziecko. Złapałem Ren’a za barki i obróciłem tak że to on teraz stał przy ścianie. Uderzył o ścianę dosyć mocno. Oparłem dłoń o jego tors i powolutku zbliżyłem się do jego szyi. Ten się tylko śmiał, a kiedy dotknąłem go językiem zaśmiał się ciut głośniej, tak bym to słyszał.
- Jesteś przerażający kiedy na ciebie patrzę, ale kiedy mnie gryziesz jesteś taki słodki, po za tym przez tą dziewczynę zrobiłeś się delikatny wiesz ? – wysłuchałem go co mnie dodatkowo nakręciło więc zacisnąłem dłoń na materiale jego koszulki i dość brutalnie wpiłem się w jego szyję. Tak jak zawsze zamykam oczy jak przy namiętnym pocałunku tym razem zamknąłem je tylko na chwilę, by później rozchylić je delikatnie i spojrzeć w górę na minę Rene. Nie uśmiechał się. Jego głowa oparta była z tyłu o ścianę, a usta były lekko rozchylone. Po kilku porządnych łykach Ren podniósł rozległą i kościstą rękę by wczepić palce w moje białe włosy i przycisnąć mnie jeszcze bardziej do swojej szyi.

(Rene ?)

Od Nanami - C.D Sofii

Wstałam późnym rankiem w laboratorium, w którym niedawno mi wszczepili Arcanę, a nawet i dwie. Szczerze już w prosektorium było przyjemniej, chłodniej i spokojniej. Szkoda tylko że było tam pusto, tylko same zwłoki, nic więcej. Tutaj chociaż miałam z kim porozmawiać, chociaż też ciężko było. Chociaż tyle, że już dostałam pokój i przydzielili mi numer Arcany. Chociaż będę mogła żyć już normalnie, a nie, że od urodzenia (jeśli mogę to tak nazwać) cały czas pod aparaturą, potem do prosektorium na tydzień, afera, bo przeżyłam śmierć kliniczną, potem następną, po czym nareszcie wszczepienie Arcany. Gdy dostałam klucz do pokoju, poszłam tam, po czym weszłam do środka. Nic specjalnego, chociaż było przyjemnie i przytulnie. Gdy się rozejrzałam po pokojach, w jednym z nich leżał zestaw do analizy krwi, w tym strzykawki (trzy z nich były szklane), mnóstwo igieł, a także dużo probówek. Spodobało mi się to, tylko że nie mam komu badań robić. Chyba że zabitym przeze mnie osobom, ale raczej nie będę miała kogo zabić. Raczej... Co z tego, może uda mi się kogoś namówić na to, aby ktoś dał kilka mililitrów. A może i kilkadziesiąt... Ucieszyłabym się, w końcu lubię krew. Ale mało kto zgadza się dać mi choćby jedną niewielką probówkę. Wyszłam na zewnątrz do parku, zabierając ze sobą parasol przeciwsłoneczny, a także jedną ze strzykawek, nóż, po dwóch igłach każdego rodzaju. Ukryłam je, żeby nikt nie pomyślał, że jestem nienormalna, ale pewnie i tak ktoś to odkryje i powie coś takiego. Gdy wszystko zabrałam, wyszłam zamykając drzwi na klucz i podchodząc do windy. Wsiadłam, po czym, oczekując na dotarcie na miejsce, wpadłam na pomysł, aby pobrać swoją krew. Wzięłam jedną z igieł średniej długości, nałożyłam na strzykawkę, po czym w skupieniu wbiłam ją sobie i pociągnęłam tłok strzykawki dopóki ciemnoczerwony płyn nie dotarł do kreski oznaczającej 40 mililitrów. Potem zdjęłam igłę wyciągając ją ze swojej ręki, a następnie otwierając probówkę gdy przelałam już 10 mililitrów, drzwi windy otworzyły się. Zobaczyłam przed sobą młodą dziewczynę mającą na głowie coś w rodzaju czapki (a może kaptura? Nie wiem) z twarzą pandy, a także niewiele starszą dziewczynę i chłopaka, którzy stali odwróceni do siebie tyłem. Wokół nich walała się masa rozsypanego jedzenia.
- Witaj Nana-kun! - powiedziała najmłodsza dziewczynka.
Właśnie zorientowałam się, że nalałam za dużo krwi do probówki i kilka kropel się wylało. Odciągnęłam nadmiar, po czym zamknęłam probówkę i schowałam wszystko wychodząc z windy.
- Witaj, my się skądś znamy? - zapytałam.
- Jeszcze nie, ale możemy - odpowiedziała.
- To skąd moje imię znasz?
- Wiedziałam po prostu - uśmiechnęła się.
- Dobra, nieważne. - powiedziałam i pomogłam zbierać zakupy. Drzwi windy zatrzasnęły się za moimi plecami, a maszyna zjechała w dół
- Dzięki - powiedział chłopak gdy zebraliśmy wszystko.
- A jak się nazywasz? - zwróciłam się do dziewczyny.
- Sofia, a to Pax - wskazała na maskotkę, po czym zapytała - A po co ci była strzykawka i probówka? I co przelewałaś?
- Miło poznać - powiedziałam. - Krew przelewałam.
O dziwo, nikt z zebranych się na mnie krzywo nie patrzył. Normalnie każdy by się ode mnie odsunął, przynajmniej tak myślę.
- A po co? - zapytała.
- Nie powinnam ci chyba mówić...
- Przecież to chyba nic groźnego? Prawda, Nana-kun?
- Ale to zbyt nienormalne - uśmiechnęłam się. - Przynajmniej dla większości
- Ale powiedz - zrobiła takie słodkie oczka.
- Skoro nalegasz... Po prostu chciałam zbadać.
Od kiedy powiedziałam te słowa czekałam na dziwne spojrzenia kogokolwiek, ale się nie doczekałam.
- Nana-kun, idziesz z nami? - zapytała.
- Jeżeli chcesz to mogę pójść - uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie.

<Ktoś z naszej drużyny?>

Od Rene - C.D. Riuki'ego

- Właśnie po to tu jestem - mrugnąłem do niego z uśmieszkiem - Cinia, idziesz z nami? - spojrzałem na nią, dalej stała w całkiem sporej odległości od nas. Nie czekając na odpowiedź razem z Riuki'm wyszliśmy z pokoju. Wyszła za nami i od razu dorównała kroku. Pokonaliśmy jakąś kilkunastometrową odległość, aż otworzyłem drzwi do mojego apartamentu. Wszedłem pierwszy, żeby ogarnąć gdzie znajduje się Atheris. Skulił się w jednym z  zagłębień na drzewie i leżał tam. Machnąłem do Cinii i Riuki'ego, żeby weszli. Oboje rozejrzeli się dookoła z pełną powagą.
- Spokojnie gołąbeczki - podszedłem do drzewa i wyciągnąłem rękę w stronę węża,  pogłaskałem go po głowie, a ten na chwilę zamknął oczy - Widzicie? Milusi jak baranek.. Do czasu - zachichotałem. Ruszyłem w przeciwnym kierunku pokoju i wskazałem na duże szare pudło, moi pomocnicy wiedzieli już do czego podejść. Ukucnąłem przy kartonie, a potem wypakowałem z niego szklane terrarium, worek ze ściółką, wszystkie potrzebne elektroniki. Ustawiłem terrarium w najlepiej oświetlonym miejscu pokoju i poszedłem po resztę rzeczy.
- No pomóżcie mi trochę. Bo naślę na was innego węża - zmrużyłem oczy z uśmieszkiem. Popatrzeli po sobie, przekręciłem tylko głowę, a potem zabrałem się za dalsze przygotowania. No i tak to minęła przynajmniej godzina, w tym czasie Atheris trochę się uaktywnił, zaczął wpełzać na wyższe gałęzie. Wyraźnie zaczął się nam przyglądać.
- Robimy ci terrarium - uśmiechnąłem się do niego, po chwili zwrócił głowę w inną stronę, zupełnie jakby zrozumiał, co powiedziałem. Wróciłem się jeszcze po kilka półek do wspinania się itd. Ułożyliśmy wszystko na miejsce. Przetarłem pot z czoła, Cinia zerkała co kilka minut na zwierzę albo w obawie, że zrobi jakiś szybki ruch, albo po prostu z ciekawości. Riuki w tym czasie dosunął terrarium bardziej do ściany, no i było już gotowe, bogactwo w różne roślinki, gałęzie, półki "skalne". Byłem zadowolony z tego jak się prezentuje.
- Chcesz go pogłaskać? - zapytałem z uśmieszkiem Cinię. Jakby została wyrwana ze snu. Riuki także się obudził i zaciekawił bardziej sytuacją, cóż za troska, nawet o mnie się tak nie troszczył. Podszedłem do drzewa i wystawiłem rękę w kierunku tej gałęzi, na której leżał wąż.
- Chodź Atheris - szepnąłem z uśmieszkiem.
- Ten wąż jest jadowity, no nie? - zapytał Riuki, wyskoczył jak Filip z konopi z tym pytaniem. Spojrzałem na niego ze zmrużonymi oczami wyrażając w ten sposób niezadowolenie z powodu jego pytania. Pokiwałem tylko głową w ciszy, w tym czasie wąż zdążył wpełznąć na moje ramię i owinąć się wokół ręki, złapałem go przy głowie, tak dla bezpieczeństwa, żeby pan ostrożny się nie bał.
- Jeżeli tak go trzymam to masz stuprocentową pewność,że nic się nie stanie - zachęciłem Cinię - Riuki ty też powinieneś, on ma bardzo fajne łuski - uśmiechnąłem się patrząc na minę mojego braciszka. Cinia wyciągnęła niepewnie rękę w kierunku kręgosłupa węża, a potem przesunęła palcami po łuskach - raz w tą stronę, w którą rosły, a raz w drugą poruszając je delikatnie w górę.
- Widzisz? On jest wyluzowany, nie denerwuje się, nie czuje zagrożenia z twojej strony - posłałem jej słoneczny uśmiech - Może pogłaszczesz go po głowie?
- Zwariowałeś?! - podniosła głos patrząc mi w oczy. Pokiwałem tylko głową ze śmiechem i odpowiedziałem:
- Już dawno temu...Ale jakoś żyję no nie? Zobacz.. Ja go pogłaszczę.
Dotknąłem nosa węża, a potem przesunąłem palcem wzdłuż bruzdowatej głowy, to było takie miłe uczucie - niczym taka delikatna tarka pod palcami. Blondynka wyciągnęła delikatną dłoń w kierunku jego głowy, w tym też momencie Riuki złapał ją za rękę. Byłem zawiedziony! No co za.. Po prostu.. Ugh!
- Riuki, co ty robisz ? - zapytałem spokojnie mimo wrzenia w środku - Ty też go pogłaskaj.
- Odłóż lepiej tą szkaradę do terrarium - mruknął, jeszcze dodatkowo wyszedł trochę przed Cinię jakby chciał ją ochronić. Jakby nie umiała sama tego zrobić, a może nie umiała? Pffffffff.....Jęknąłem zdesperowany i włożyłem węża do jego "domu". Później braciszek i "jego dziewczyna" nie odzywali się przez dłuższy czas. Rozpakowaliśmy wszystkie moje ciuchy, jakieś tam jeszcze różne inne głupoty, po robocie zaproponowałem,żebyśmy poszli gdzieś.. Jeżeli w ogóle było gdzie w tym instytucie.
- Zjadłbym..Zjadłabym coś - powiedzieliśmy w tym samym momencie z Cinią wieszając się na ramionach Riuki'ego z obu stron.
- Yuuukii - szepnąłem mu do ucha z iście demonicznym wyrazem twarzy - Chodźmy coś zjeść - dodałem po tym, gdy przeszedł do dreszcz. Cinia okupowała go z drugiej strony, tyle,że ona jęczała mu do ucha:
- Riuki.. Chodźmy coś zjeść - mówiła to z wielkim przekonaniem i chyba coraz bardziej zaciskała swoje ręce na jego ramieniu, gdyż w końcu po prostu je strząsnął.
- Debile.. Jesteście po prostu warci siebie - westchnął wyraźnie zirytowany - Powinniście razem pracować w jakiejś firmi-
- Ja wiem jakiej! - krzyknąłem jak małe dziecko znające odpowiedź - "Wkurz Yuki'ego do bólu dupy" - zaśmiałem się. Cinia wyglądąła jakby myślałą nad sensem życia, no dosłownie!
- Wydaje mi się,że to by byłą odpowiednia nazwa - wyszczerzyła się w szyderczym uśmiechu,a potem ruszyła do pierwszego lepszego budynku z jedzeniem. Złapałem Riuki'ego za ramię i pociągnąłem za dziewczyną, od razu wyrwał swoją rękę z moich i ruszył pierwszy. Przekręciłem tylko głowę na prawo i zaśmiałem się.. Któryś już raz z kolei :')
(Któreś z gołąbeczków?)
Layout by Hope