niedziela, 26 lipca 2015

[QS Team 1] Od Rene[+12]

Odpoczynek? Chillout? Ha wsadźcie se to w dupe. W tym ośrodku nie ma czegoś takiego, już nad ranem mężczyźni w czarnych przebraniach wparowali mi do pokoju i zaczęli podnosić z łóżka. Powiedzieli coś tam,że mam się ubrać, ogarnąć.
- Ale chociaż kołderkę... - jęknąłem machając rękami, nadal jeszcze zaspany, gdy wyszedłem z łazienki. Wynieśli mnie z pokoju, a potem postawili i "Won na własnych odnóżach" przez ten korytarz za nimi. Przewróciłem oczami, ale wreszcie jak się ruszyli tak poszedłem i ja.
- Jak dla Księcia to powinniście przynieść jakiś tron.. - westchnąłem drapiąc się po karku. Jeden z nich kikutnął mnie w bok łokciem rzucając mi takie spojrzenie jakbym miał za chwilkę umrzeć. Przewróciłem tylko oczami i poszliśmy dalej. Po jakichś piętnastu minutach przeszliśmy w nieco bardziej zniszczoną część laboratoriów. Zauważyłem przez pęknięte okno ruch, szybki, nieprzewidywalny wprawiając w lot najprawdopodobniej sprzęt naszych doktorków.Weszliśmy do jakiegoś zamkniętego pomieszczenia. Przekręciłem głowę obserwując inne osoby. Trzech mężczyzn i dziewczynę. Uśmiechnąłem się machając do tego ze szwami i siwymi włosami. Niestety nie odpowiedział na mój przemiły gest więc odwróciłem się z powrotem do drzwi, przez które zostałem wprowadzony. Okazało się, że do środka wszedł naukowiec w białym kitlu (jakby to nie było rutyną :") ) przemówił od razu po tym jak poprawił okulary z cienkimi oprawkami.
- Zostaliście tu przyprowadzeni po to, aby naprawić kilka szkód... Stworzonych jak pewnie się domyślacie przez nas - mruknął poprawiając po raz kolejny okulary, wyraźnie był zestresowany, krople potu spływały mu po czole.
- Same kłopoty z tymi badaniami - mruknął mężczyzna z siwymi włosami. Uśmiechnąłem się na to oraz jeszcze po zobaczeniu min pilnujących naukowca facetów. Wyraźnie zgadzali się z tym co powiedział przedmówca. Wydało mi się to wprost komiczne, naukowcy..Wprost idealny ośrodek a było tyle "niedomówień" związanych z tymi badaniami. Nie wszystko zawsze idzie jak po maśle, ale zdając się na tak wysoki poziom można by było zapobiec takim wydarzenio...A no tak! Ja zapomniałem! Przecież to właśnie my - te niby naturalne arcany jesteśmy od tego żeby naprawiać ich błędy i ewentualnie zginąć. Ci ludzie są niemożliwi..Tak szastają ludzkimi życiami, jakby o było coś podrabialnego. I najwyraźniej tak jest skoro tworzą jakieś tam Omicrony (jak już zdołaliśmy się dowiedzieć po wyjaśnieniach białego kitla). Odwróciłem się więc do mojej drużyny. No tak, bo jakoś wyszło, że jestem kapitanem. Nie wiem czemu, ale no co poradzę.
- Doktorek powiedział, że mamy ustalić z innymi drużynami z jakim blaszakiem walczymy - uśmiechnąłem się - To z jakim chcielibyście walczyć wy? Dostaliśmy krótkie ich opisy..
- Jak oni się postarali - mruknęła brązowowłosa dziewczyna zerkając na kartki, popatrzyłem na nią z uśmieszkiem, bo wyczułem tę ironię. Ah.. CUDOWNE ME TOWARZYSTWO !! ^^
- Tak. Mi też się tak wydaje - westchnął jak już zdążyłem się dowiedzieć Rick - Chyba coraz lepiej wychodzi im wymyślanie eksperymentów kończących się fiaskiem - dodał biorąc kartkę od Takako. Podniosłem wzrok na pozostałą dwójkę, jeden uśmiechał się niczym wariat (zupełnie jak ja) a drugi miał minę jakby codziennie obchodził stypę lub stał nad grobem.
- No to po zapoznaniu się z różnymi rzeczułkami może spotkamy się z inną grupą? - zaproponowałem.
(Moja kochana grupa? Abo może inna jakaś jeszcze nie kochana, ale zapewne nie za długo tak pozostanie )

Od Heaven'a - C.D Vanilli

 Dosłownie zamarłem słysząc to zdanie, które chyba właśnie w tej chwili przekreśliło całą moją miłość. Wstrzymałem oddech, miałem wrażenie, jakby serce na chwilę przestało bić w mojej piersi. Głos dosłownie zastygł w moim gardle, a ciało zasłabło. Do tego stopnia, że aż osunąłem się na kolana z głową żałośnie spuszczoną ku dołowi. Trafiła tymi słowami prosto w sedno... naprawde cholernie zabolały. Jak chyba nic innego. Kiedyś nie zrobiłoby to na mnie żadnego wrażenia, lecz ta dziewczyna miała w sobie coś co wyjątkowego... Coś co w jednej chwili potrafiło przywołać mnie do porządku, bez względu na stopień wewnętrznego zdenerwowania. Jednak tym razem było zupełnie inaczej... Byłem tak załamany, że przez chwilę nawet zdawało mi się, iż się przesłyszałem. Być może nie dało się postąpić ze mną inaczej, może faktycznie nie zasługuję na jej miłość...
Jednakże: gdyby tak było, Vanilla nigdy by się we mnie nie zakochała. Wreszcie odważyłem się podnieść głowę, ale nawet nie pomyślałem o tym, żeby wstać z zimnej podłogi. Jej bolesne słowa po raz kolejny uświadomiły mi bardzo wiele ważnych rzeczy – rzeczy, których ja, pomimo obecności obojga oczu, nie dostrzegałem ze względu na swoją ślepotę. Jej stadium niestety zdawało się pogłębiać, chociaż umysł podpowiadał mi, że jest coraz lepiej, że wreszcie zaczynam dostrzegać to co dzieje się wokół mnie. Byłem takie naiwny myśląc, że wciąż zachowując się jak małe, rozkaryszone i samolubne dziecko zdołam zatrzymać ją przy sobie.
Pierwszy raz od wielu lat poczułem nagromadzające się w moich czerwonych oczach łzy. Zebrało się ich tak wiele, że praktycznie nic nie widziałem. Już po chwili pozwoliłem kroplom swobodnie spływać po policzkać, a one następnie skapywały na ziemię, roztrzaskując się o jej powierzchnię w niemal niesłyszalnym dźwiękiem. Było w nich wszystko: mój ból, cierpienie oraz rozdzierający wnętrze krzyk rozpaczy, które po krótkiej chwili zdołały wyjść z moich ust wbrew mojej woli. Nie miałem już siły walczyć sam ze sobą czy z całą tą sytuacją, co jedynie pogarszała się w każdym wypowiedzianym przeze mnie, pustym słowem. Cały się trzęsłem, nie mogłem się uspokoić. Ku zdziwieniu każdego, jak też mam swoje granice. Nie jestem przecież z żelaza.
- Vanilla... – jęknąłem przez płacz, nie będąc nawet w stanie ułożyć logicznego zdania – Przepraszam... Tak bardzo cię przepraszam... – szepnąłem, doskonale zdając sobie sprawę, że dziewczyny może już nawet nie być w apartamencie.
Objąłem rękami ramiona i padłem na drewniane panele wyścielające salon, zwijając się w kłębek jak ktoś, kogo właśnie bardzo mocno uderzono w brzuch. Starałem się ogarnąć roztrzęsione od płaczu ciało oraz pogrążony w chaosie umysł. Myślałem, że właśnie w tej chwili się poddałem.
Jednak... coś nieustannie kazało mi wstać i wziąć się w garść. Nawet jeżeli teraz nie miałem na to najmniejszej ochoty, wewnętrzny rozsądek jak i męska godność rozkazywały mi się podnieść. Iść do niej. Postarać się być chociaż ten jeden raz stanowczym. Powolnym, niezdarnym ruchem odkleiłem się od podłogi, nadal lekko chwiejąc się na nogach. Wytarłem wierzchem dłoni mokre od łez policzki, usiłując odrobinę się ogarnąć. Wydobrzeć trochę... Wtem usłyszałem czyiś ciężki, głośny oddech dobiegający z sypialni. Pociągnąłem cicho nosem, bez namysłu ruszając w kierunku tajemniczych dźwięków. To co zobaczyłem jeszcze dotkliwiej rozdarło moje wnętrze: Vanilla siedziała oparta plecami o ścianę, patrząc na mnie lekko zamglonymi oczami. Wyglądała jakby miała za chwilkę zemdleć bądź nawet umrzeć. Zdawała mi się jeszcze bardziej blada niż przed chwilą. I właśnie wtedy to zauważyłem: to, że stoję nieruchomo podczas, gdy ona potrzebuje pomocy. Mojej pomocy. Podszedłem do niej po dłuższej chwili, jakby wybudzając się z dziwnego transu, który zawsze tak skutecznie blokował każdy ruch jaki zamierzałem wykonać w najbliższym czasie. Kucnąłem obok Sigmy, jednocześnie unikając jej spojrzenia. Było ono w tym momencie tak puste, że dosłownie bałem się tego, co w nich zobaczę. Dotknąłem dłonią jej policzka: była cała rozpalona. Nie wiedziałem jak mam się zachować po tym wszystkim co się wydarzyło. Przecież zraniła mnie tak bardzo... dokładnie tak samo jak ja ją. Mimo wszystko pozwoliła mi na każdy gest jaki do niej kierowałem: była zbyt osłabiona, żeby zaprotestować. A ja? Nie miałem jeszcze wtedy pojęcia, że ma Anemię. Nigdy mi o tym nie powiedziała i zapewne w najbliższym czasie nie zamierzała.
Niewiele myśląc wziąłem ją na ręce i położyłem na łóżku. Zdawało mi się, że w tamtej chwili mogłaby powiedzieć do mnie najgorsze rzeczy, znienawidzić mnie, uderzyć czy powyzywać... a ja i tak bym to zignorował. Wybaczyłbym jej to wszystko. Bo kochałem ją tak bardzo, iż wydawało mi się, że nie ma takiej siły, która zdołałaby sprawić, abym przestał darzyć ją tym do niedawna zupełnie obcym dla mnie uczuciem.
- Płakałeś. – powiedziała cichutko, lustrując wzrokiem moją twarz. – Myślałam, że ktoś taki jak ty będzie się tego wstydził. Jeszcze przede mną.
Nie odpowiedziałem od razu. Najpierw popatrzyłem jej prosto w oczy wciąż szklącymi się, szkarłatnymi ślepiami. Nie było w nich nic oprócz bólu i... wreszcie jakiegoś śladu zrozumienia? Dotarło... boleśnie, ale dotarło.
- No właśnie: przed tobą. Przed tobą nie mam żadnych tajemnic. – wyznałem, z całych sił zdobywając się choćby na cień uśmiechu, ale niestety bezskutecznie – Dlaczego się tak źle czujesz? Jeżeli mogę ci jakoś pomóc – powiedz mi.
Atshushi jakby przez chwilę zawahała się czy ma mi powiedzieć. Ostatecznie jednak westchnęła głośno i spojrzała na mnie już po raz kolejny tego ranka. Wiem, że mogło to wyglądać, jakbym dopiero teraz zaczął przejmować się jej uczuciami. Tak nie było... zawsze mnie one ochodziły, lecz teraz zacząłem jej to widocznie okazywać. Właśnie... dopiero teraz.

<Vanilla?>

Od Mary - C.D Natsume

Stałam w futrynie wpatrując się to na chłopaka, to na stół, na którym postawił dwa talerze. Co on takiego zrobił do jedzenia? Mam nadzieję, że porcja dla mnie jest jadalna i nie zamierza mnie otruć hehe. Podeszłam do chłopaka jak gdyby nic i przytuliłam, mówiąc "dziękuję". Nie musiał nic gotować, a jednak. Usiadłam przy stole wpatrując się w potrawę, które pierwszy raz na oczy widziałam - Po co mi łyżka, jak mam widelec? - zapytałam wskazując na łyżkę zaskoczona, czemuż to leży obok talerza
- To, to spaghetti. Łyżkę podstawiasz pod widelec z makaronem, by ci nie spadło. Nie jadłaś nigdy? - zaczęłam kręcić głową, a Natsume wpatrywał się we mnie zaskoczony
Po szybkim nauczeniu się jak zjeść danie zaczęłam jeść i tak kończąc przed Natsume. Bardziej wyglądał jakby nad czymś się zastanawiał.
- Hej Natsume. Wracając do tego co się stało w nocy... - w tym samym momencie chłopak zaczął kaszleć, no jeszcze mi się udławi i będę tu z trupem siedziała. Chwilę czekałam by ten przestał mieć napad kaszlu, zaczęłam mowić dalej - Wiesz że ci tego nigdy nie wybaczę - zaczęłam  wymachiwać widelcem
- Ten twój spokój jest straszny... - westchnął opuszczając głowę
Zmęczona odsunęłam talerz do przodu i położyłam głowę na blacie
- Zabiję ci matke, dziadka, ojca, wujka
- Nie mam rodziny...- powiedział to ze smutkiem?
- To Ci kota zabije jeśli mnie prędzej nie wykończy - rzuciłam widelcem do tylu opierając się plecami o krzesło - Czekaj. To Madara spał ze mną jak się obudziłam, a ty w szafie byłeś! - gwałtownie podniosłam się z krzesła i szybko skierowałam do drzwi chwytając za klamkę - Rusz sie! Przydaj się wreszcie na coś! - nie czekając, aż chłopak ruszy się z krzesła wybiegłam z pokoju i czym prędzej zaczęłam się kierować do skrzydła budynku, które było przeznaczone dla Sigm. Gwałtownie zaczęłam naciskać na klamkę od drzwi, które były zamknięte.

- Zepsujesz klamkę! - usłyszałam za sobą i nie czekając dłużej niż minutę dzięki Natsume weszłam do jego pokoju, aj jeszcze będzie mi się ten jego pokój źle kojarzył
Zaczęłam jak opętana rozglądać się po części salonowej [życiowe siły wróciły], aż wpadłam do kuchni i zastygłam w ruchu. Nie wierzyłam własnym oczom. Ten wstrętny kocur  leżał na ziemi z jakąś butelką i popijał sobie z niej.
- Na co ja liczyłam...jaki właściciel taki zwierzak! - krzyknęłam i sięgając po talerze, które były ustawione na sobie zaczęłam ciskać nimi w zwierzaka
Jeden talerz rzuciłam tak, że uderzył w butelkę, która się potrzaskała a zawartość będąca w niej wylądowała na futrze Madary
Lekko zszokowany tym co się wydarzyło przekręcił się na brzuch i wbił we mnie swoje oczęta. Wpatrywał się we mnie nienawistnym wzrokiem, że mu zniszczyłam życiodajny napój i przerwałam spokojną chwilę. Przecież przy mnie nie ma spokojnych chwil, na co on liczył. Szukając kolejnej rzeczy, którą mogłam w niego cisnąć zwróciłam uwagę na krzesło. Chwyciłam je i gdy już miałam rzucić nim o kota coś mi przeszkadzało w wykonaniu czynności.
- Wracaj do szafy! - zaczęłam walkę o krzesło z Natsume, powinien zrozumieć i sobie pójść pozwalając mi znęcać się nad Madarą, niech się cieszy że to krzesło nie jest celowane w niego
- Uspokój się! Puszczaj to krzesło, zaraz zdemolujesz mi cały pokój!
- Może mi właśnie o to chodzi! Puszczaj!
Szarpanina ani na chwilę nie ustawała, a w tym samym czasie już dawno Madary na miejscu gdzie go ostatni raz widziałam nie było. Fajnie, że jeszcze nie zorientowałam się i miałam zamiar od tak cisnąć krzesło na podłogę. Zmęczona walką puściłam krzesło, a chłopak poleciał trochę do tyłu jednak ustał na nogach, a ja w tym czasie dorwałam się do szuflady z nożami, jednak gdy dorwałam jeden nóż Natsume wykręcił mi ręce, jednak nóż z całych sił trzymałam, ledwo ale trzymałam.
- Zamiast iść po tabletkę do naukowców powinnaś iść po leki uspokajające! - syknął, jak widać nie miał już sił by trzymać wyrywającą się istotkę, którą byłam
- A może wcale nie byłam u naukowców, tylko poszłam sprawdzić czy nie jestem w ciąży!? - odepchnęłam go od siebie, uderzając plecami o blat kuchenny również wypuszczając z rąk nóż, wpatrując się w chłopaka ze łzami w oczach
Przetarłam oczy i w milczeniu zaczęłam się kierować w stronę drzwi, jednak przystanęłam przy Madarze, który dorwał kolejną butelkę. Tak chwilę wpatrywałam się w jego uśmiechniętą mordkę jak mamrotał coś sam do siebie i wskazywał na ścianę, aż wyrywałam mu butelkę i wzięłam go pod pachę wychodząc. Skończyło się, że siedziałam spita na ławce na dworze gadając do pijanego kota, który zaczął się kręcić jak opętany na śniegu. Po chwili ja dołączyłam do tego dziwnego tańca, aż z powrotem wylądowałam na ławce.

<początek się usunął, więc trochę zmieniony, ale jest>

Od Vanilli - C.D Heaven'a

Całą noc wierciłam się, kręciła, rzucałam po łóżku. Dlaczego tak ciężko było mi spokojnie spać, skoro Heaven był obok ? A może go znowu nie było ? Odsunął się pewnie jak zwykle po większej kłótni. I chociaż wszystko było okey to on nadal się odsuwał. Jak miało być w takim wypadku dobrze.  Wstałam gdzieś koło godziny 5. Heaven jeszcze spał. Pewnie ciężko u było zasnąć w nocy. Normalnie nie wstawałam o tak wczesnych godzinach. Jeszcze w piżamie powlokłam się do ciemnego salonu. Zima… to przez nią jest tak ponuro i ciemno. Podeszłam do dużego okna i dotknąłem malutkimi paluszkami szyby. Zaparowała od mojego ciepłego oddechu. Mój stan psychiczny znacznie się pogorszył. Moje uczucia zaczęły wychodzić spod kontroli. Już dawno to zauważyłam, ale mimo wszystko nie potrafię tego zmienić. Heaven wstał koło 6. Też wcześnie. Chyba już wytrzeźwiał bo wyglądał jeszcze gorzej niż wczoraj. Usiadł na kanapie mówić tylko ciche „Cześć”. No o co mu chodzi ? Podeszłam do tyłu do kanapy i załączyłam mu ręce na szyje, delikatnie go obejmując.
-Kac morderca ? – szepnęłam mu na uszko lekko się uśmiechając. W tym też czasie on prychnął i powiedział że mam przestać. Bardzo szybko podniósł się z kanapy i poszedł do kuchni. Ciekawe w jakim celu skoro i tak nie umie gotować. Tak chce się do niego zbliżyć, ale nie potrafię. On cały czas mnie od siebie odpycha. Powolnym krokiem skierowałam się do kuchni. Stanęłam w drzwiach w lekkim rozkroku i spojrzałam w ziemie zasłaniając tym samym poobijaną twarz. – Heaven… - westchnęłam cicho bez jakichkolwiek emocji. Po prostu wszystkie ze mnie wyparowały. Chłopak odwrócił się tak by móc na mnie spojrzeć z tego co widziałam. W końcu zacznie mnie słuchać. – Dlaczego się ode mnie odsuwasz ? – szepnęłam lekko otwierając usta. – Czy dotykasz mnie tylko wtedy kiedy sam tego potrzebujesz ? Kiedy ty chcesz się zabawić….
Kiedy to powiedziałam, jego źrenice zmniejszyły się ze zdziwienia. Podniosłam spojrzenie tylko po to by sprawdzić jego reakcję. „Kocham cie” to takie puste słowa. Chyba przestanę wierzyć w miłość. Odwróciłam się i już chciałam iść do innego pomieszczenia kiedy ty on w końcu ruszył się i złapał mnie za dłoń.
- Wiem, że to tak wygląda, ale nigdy nie chciałem, żebyś tak pomyślała. Ja po prostu boje się…. Że znowu coś zrobię nie tak. Nie chce cie już krzywdzić. Nienawidzę samego siebie za to co ci zrobiłem… za wszystko. Im bardziej się staram tym bardziej wszystko idzie się pieprzyć…
-Jasne… - po wysłuchaniu jego słodkiej przemowy i tak stwierdziłam, że to kolejne puste słowa z jego strony. Przestałam już słuchać tego, bo jego słowa za bardzo mnie urzekały. Wierzyłam we wszystko co mi powie. – Zrobiłam ogromny błąd zakochując się w tobie… - wyrwałam z jego uścisku dłoń. Musiałam go tym zranić ba stanął jak sparaliżowany. Niestety ja zawsze mówiłam prawdę i tak jak zależało mi na tym by najpierw naprawić nasze relacje to teraz chciałabym, żeby to on postarał się o to bym nie odeszła. Heaven chwile stał nieruchomo i jakby zadrżał. Jego nogi ugięły się i zaraz upadł na kolana. Zmiana roli ? Pamiętasz jak to ja siedziałam na ziemi zalewając się łzami ? Ty wtedy stałeś jak słup i próbowałeś mi cokolwiek tłumaczyć. Stałeś i nawet nie śmiałeś podejść by mnie przytulić. Mam pytać kiedy będę chciała cie dotknąć…? – mój wyraz twarzy był taki obojętny, chociaż tak naprawdę pękało mi serce. Kochałam tego debila, a on nawet nie potrafił mnie przytulic kiedy to było konieczne. Moje oczy straciły cały blask, były puste. – Chciałbyś bym teraz przyszła i cie przytuliła prawda ? Bo jesteś w rozsypce. Bo cierpisz. Tak samo jak ja kiedy się ode mnie odsuwasz. Kiedy mnie uderzyłeś. Kiedy jesteś tak cholernie zapatrzony sobą, że nawet nie widzisz jak cierpię. Pragniesz mojego dotyku i zawsze go otrzymywałeś…
W tym momencie uświadomiłam sobie że już starczy. On również był w kiepskim stanie emocjonalnym. Na tyle że cały się trząsł i nie chciał podnieść głowy. Odwróciłam się na pięcie i zarzucając włosami wyszłam do sypialni. Wzięłam ciuszki i przebrałam się. Nie chciało mi się nawet dzisiaj czesać włosów. W dodatku od ładnego tygodnia nie brałam tabletek na Anemie, przez co strasznie kręciło mi się w głowie przy najmniejszym wysiłku czy stresie. Zdenerwowanie też zrobiło swoje, na tyle że traciłam czasami grunt pod nogami.  Oparłam się o ścianę w sypialni i z ciężkim oddechem zsunęłam się po niej siadając teraz na podłodze.  Normalnie w takiej sytuacji kiedy już nie mam siły się podnieść powinnam kogoś zawołać, ale … kogo ? Skoro nawet na Heaven’a nie mogłam liczyć …


( Heaven ?)

Od Heaven'a - C.D Vanilli

Oczywiście, że nie byłbym sobą gdybym i tym razem czegoś nie spartolił... Nie chciałem jej uderzyć, zrobiłem to niechcący, a jednak... byłem niezrozumiale wdzięczny Rick’owi, że mnie wtedy sprał po pysku. Dzięki temu otrzeźwiałem na tyle, aby ocenić sytuację chociaż odrobinę przytomniej. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, iż  oddech Vanilli stał się o wiele spokojniejszy oraz głębszy niż był dotychczas. Zasnęła... to bardzo dobrze. Jednakże ja nie miałem co liczyć na jakikolwiek sen. Znowu poczułem dziwne uczucie pustki, które nawiedzało mnie za każdym razem, kiedy widziałem, iż dziewczyna cierpi z mojego powodu. To znaczy nawiedzało mnie ostatnio bardzo często...
Starając się stłumić to ściskające wewnątrz wyrzuty sumienia, podkuliłem nogi i jeszcze bardziej przyciągnąłem Atshushi do siebie. Tym razem ciepłota jej pogrążonego w głębokim śnie ciała nie zdołała mnie uspokoić. Zakląłem soczyście w myślach, po chwili podnosząc się szybkim ruchem z łóżka, a następnie przeczesując srebrne włosy nerwowym ruchem. Byłem zły na siebie, że znowu wszystko poszło nie tak jak miało być. Vanilla miała rację – zazdrość całkowicie pozbawiała mnie panowania nad sobą, nawet jeżeli była to tylko „niewinna” zabawa, widok ukochanej osoby całującej kogoś innego była niezwykle bolesna. To dlatego nie potrafiłem się opanować, to dlatego się wtedy na niego rzuciłem... Taki już byłem: a zazdrości o Vanille nie uważałem za nic złego, dopóki w grę nie wchodził wszechogarniający gniew.
Mimo wszystko Rick także miał sporo racji: powinienem częściej słuchać tego co do mnie mówi. Od dłuższego czasu już zauważyłem, iż właśnie moja nikła umiejętność słuchania kogokolwiek uległa znacznej poprawie właśnie dzięki Vanilli. Wciąż jeszcze pozostawiała wiele do życzenia: czułem, że stać mnie na więcej, że muszę bardziej skupiać się na tym co ludzie starają się mi przekazać. Nie zmieniało to jednak faktu, że już nienawidziłem tego faceta. To była nienawiść wymieszana z nutką zazdrości i zaborczości, bo ja byłem jak osioł – uparty. I zajebiście pamiętny. Nawet, jeżeli był ode mnie silniejszy w jakimś tam stopniu to nie zawahałbym się skoczyć mu do gardła, gdyby ponownie przyszło mu do glowy zbliżyć się do obiektu moich westchnień.
Bardzo długo zastanawiałem się nad decyzją opuszczenia apartamentu Sigmy, ale w ostateczności zadziwiająco szybko zrezygnowałem z owego pomysłu. Zamiast tego ponownie położyłem się obok Vanilli – przejechałem wzrokiem po jej nieruchomej sylwetce, a później przykryłem ją kołdrą nieco staranniej. Czym prędzej odwróciłem się do niej plecami – czułem, że nie jestem godzien, aby jej teraz dotykać. Ani teraz ani nigdy więcej.
 Dzisiejsza noc była wyjątkowo ciepła jak na obecną porę roku, ale ja dosłownie cały się trzęsłem. Podejrzewam, iż alkohol dodatkowo potęgował mój beznadziejny stan. Niestety, nie mogłem nic na to poradzić, nieprzerwanie odtwarzałem w pamięci obraz, w którym uderzyłem dziewczynę prosto w twarz. Wzdrygnąłem się widząc oczami wyobraźni piękną, szkarłatną ciecz, powolnym strumieniem sączącą się z dolnej wargi blondynki. Zacisnąłem pięści tak mocno, że aż odpłynęła mi z nich krew, a skóra na dłoniach zrobiła się wręcz biała. Wtedy przypomniałem sobie o ewentualnej obecności Hampstead’a w pokoju. Pomieszczenie ogarniała głucha, wręcz przeszywająca ciało cisza. Zignorowałem ją i nawet będąc praktycznie na sto procent pewnym, iż młody mężczyzna zdążył ulotnić się do siebie już niezły kawał czasu temu, powędrowałem do salonu, pośpiesznie rzucając okiem na uśpioną w całkowitych ciemnościach przestrzeń. Nie było go tam... Nie wiem dlaczego w tamtym momencie odetchnąłem z naprawde wielką ulgą. Być może tylko ja byłem tak wredną zołzą i nie pozwalałem, aby jakiś facet zbytnio nie zbliżył się do Vanilli. Miłość bywa okropna, ale skoro ze mną postanowiła postąpić właśnie w taki sposób to nie zamierzałem się jej sprzeciwiać. Kiedyś nawet miałem wrażenie, że Rick chce mi powiedzieć „Nie rób z siebie takiego lichego rycerzyka”, ale żadnej pewności nie miałem. Westchnąłem głęboko, po czym po raz kolejny tej nocy położyłem się po drugiej stronie łóżka, zamykając oczy i starając się zasnąć chociaż na krótką chwilę. Uśmiechnąłem się do siebie żałośnie.
„Znowu to robisz... odsuwasz się od niej, kiedy potrzebuje cię najbardziej. Rzeczywiście jesteś idiotą, Heaven. Skończonym idiotą.”
Powtarzając w myślach tą oto magiczną regułkę, w końcu zasnąłem wycieńczony własną osobą. Wydawało mi się, że gorzej już być nie może... To, że znów dzieli nas śmieszne daleki dystans.
<Vanilla?>

[QS Team 3] Od Azusy

Zwalili mnie o 5 nad ranem z wyra i wywlekli na główny hol budynku. No chyba ich powaliło do reszty. Jakbym widział Rene. On też miał taką manie zwalania (hi hi, bez podtekstów ) mnie na równe nogi o wczesnych godzinach.  Ciągnęli mnie jak jakiegoś zwierzaka. Eh… ledwo zdążyłem związać włosy, a co dopiero się ubrać. Tylko czemu ci goście byli tak ubrani ? Kurcze nie wiedziałem, że jestem aż tak groźny. Czarne kombinezony, maski… okulary. Kurde jakby co najmniej wybierali się na wojnę, a przecież mieli wejść tylko do mojego pokoju. Przed tym nim otworzyli duże szklane drzwi prowadzące do głównego holu już zdążyłem się zorientować, że coś jest nie tak. Zawlekli mnie do jakieś wielkiego pomieszczenia. Tam gdzie normalnie Arcanom nie jest dane wchodzić. Zląkłem się trochę. Niby to my tutaj mamy większą moc, ale jak się tyle słyszy o tych całych laboratoriach to można dostać gęsiej skórki. Tym bardziej kiedy dane mi było stanąć przed ogromnymi stalowymi drzwiami. Kuźwa…. Miałem ochotę stamtąd uciec, ale powstrzymałem się, gdyż mogło by mi to przysporzyć  tylko więcej problemów.
-Vanilla… wytłumacz im co i jak. – powiedział w pośpiechu naukowiec i bardzo szybko stąd wybył. Rozejrzałem się dookoła. Sigma wytłumaczyła nam o co chodzi. Dziwił mnie fakt, że jest ona tak bardzo obeznana w tych prawach. Od dziewczyny dowiedziałem się mniej więcej tyle, że znowu mamy posprzątać po genialnych naukowcach. Cudują, Cudują i potem wychodzą takie rzeczy. Alfy, Bety i tak dalej… aż w końcu doszło do Omicrona. Skoro Sigmy mają 5 rangę a sieją taki postrach to co dopiero Omicron mający rangę 10.  No i jeszcze ja mam być kapitanem !? Niech sobie wezmą Sigme na kapitana ! Ona pewnie sto razy lepiej by poprowadziła drużynę ! No, ale dobra jak tak chcą to niech tak będzie.
- Mógłbym się chociaż dowiedzieć jak na imię mają członkowie mojego zacnego Team’u ? – zapytałem rozkładając ręce na boki w geście poddania. Vanille już kojarzyłem, Heaven’a mniej więcej też, ale tą Inoue ? Pierwszy raz o niej słyszę. – No i co będziemy tu tak siedzieć ? – zapytałem już nieco bardziej uśmiechnięty. Nie należałem do ludzi, którzy całe swe życie mają ponury wyraz twarzy. Skoro już mam tutaj umrzeć to przynajmniej z fajnymi ludźmi (kogo ja oszukuje…).
-Oczywiście. I poczekamy, aż jeden z Omicronów przyjdzie złoić nam skórę. – prychnął siwowłosy opierając się o metalowe ściany budynku, które jeszcze jako tako nie zostały zniszczone.
-Czyżby jedna z szych naszego ośrodka się bała ? – spojrzałem na niego z zadziornym uśmieszkiem. – Dużo się o tobie słucha. – przekręciłem teatralnie oczkami i wyjąłem jedną ze swoich pięknych katan. Obróciłem ją w stronę chłopaka i mu podałem. Ten niepewnie chwycił rękojeść. Na pierwszy rzut oka widać było, że mało się w tych sprawach orientuje, ale chyba wie do czego to służy. – Umiesz się tym posługiwać ? – zapytałem odchodząc na krok do tyłu jakby mu się zachciało wymachiwać tą jakże bardzo lekką bronią.
- Ty chyba nie wiesz co robisz… - prychnęła cichym śmiechem Sigma. Z tego co się orientuje i z tego co  mówią plotki to ci dwoje ze sobą kręcą. Nie ładnie. Już go zniszczyła na starcie, a przecież to taki przystojny chłopak.
-W takim razie oddaj bo sobie jeszcze krzywdę zrobisz, a przyda mi się ktoś z takimi umiejętnościami jak ty. Skoro nie umiesz władać tym to może w lepszym stopniu władasz tym mieczem świetlnym w bokserkach ? – wyszczerzyłem się jak taki typowy pedofil widzący małe dziecko i wyrwałem mu katanę.  Z tej strony ośrodek wyglądał o wiele gorzej. Wszystko było popsute. Zniszczone. Co to w ogóle był za pomysł żeby tworzyć Omicrony!? Niech teraz sami je sobie łapią, a nie dają nas do Sali Samobójców.  Obróciłem się pleckami do mojej wspaniałej drużyny i chwile potem poczułem jak coś lub ktoś ciągnie mnie za włosy. Zerknąłem kontem oka za siebie i co zobaczyłem. Jakże zafascynowanego Heaven’a, któremu oczka aż się świeciły.
-Niebieskie..
-To jest Miętowy Daltonie. – warknąłem poważnie, chociaż za moment wybuchnąłem śmiechem. Na jego twarzy tak jakby tez pojawił się delikatny uśmieszek. Wolałbym z nim trzymać jako taki sojusz. Wojna z nim mogłaby nie wyjść na dobre. – Dobra ruszajcie tyłeczki panienki, idziemy szukać tych Projektów. – wskazałem paluszkiem miejsce gdzie było mnóstwo pyłu. Pewnie rozwalają wszystko co znajda na swojej drodze. Może być ciekawie.


( Team 3 ?)

[QS Team 2] Od Cinii

Nie wiem o co chodzi. Jeszcze przed chwilą siedziałam sobie spokojnie w apartamencie, czytając jedną ze swoich książek. Była to książka dziwna, ciężka do zrozumienia i dosyć gruba, w porównaniu do reszty książek które były w moim posiadaniu. I właśnie wtedy, kiedy wszystko miało zacząc nabierać sens, do środka wbiegli oni. W czarnych skafandrach, maskach na twarzach oraz z paralizatorem i pałką u boku, tak na wszelki wypadek. Dwóch z nich podeszło do mnie, łapiąc mnie za ramiona, pozostała trójka stała z boku. Ponieważ byłam zbytnio zdezorientowana, nie stawiałam nawet oporu. Grzecznie pozwoliłam się wyprowadzić z mieszkania, zostawiając za sobą jedynie otwarte drzwi. Wyprowadzili mnie z budynku, przyciągając uwagę wielu osób, wszyscy patrzyli na mnie z... współczuciem? No w sumie nie każdy ma zaszczyt, zostać zgarnięty przez nich, jedynie te Arcany które sprawiają największe problemy. Pytanie tylko co ja niby takiego zrobiłam, ostatnio cały czas siedziałam na tyłku na zmianę albo u siebie, albo u Riuki'ego. O niego raczej też nie chodzi, no bez przesady. Kątem oka spojrzałam na mężczyznę po mojej prawej, w jego goglach nie za bardzo widziałam w jakim kierunku się patrzy, ale jego wzrok prawdopodobnie był utkwiony w wielkim budynku, do ktorego się zbliżaliśmy.
- Mogę wiedzieć czemu mnie zabra...
- Nie zadawaj zbędnych pytań. - mężczyzna nadal spoglądał przed siebie .
Czyli chyba tyle jeśli chodzi o naszą rozmowę, zbytnio się niczego nie dowiedziałam... Przeszliśmy jeszcze kilkadziesiąt metrów, po chwili wchodząc do wnętrza ciemnego budynku. Nigdy nie zamierzałam tam wyjść, mało kto potem stąd wychodzi, przełknęłam ślinę i zacisnęłam dłonie w piąstki starając się jakoś opanować. Jednak im głębiej zapuszczaliśmy się w ten brudny, osmolony korytarz tym większy czułam niepokój. Kiedy zdawało mi się już, że będziemy tak iść już do końca życia, nagle zatrzymaliśmy się przed wielkimi, stalowymi drzwiami. Jeden z trójki mężczyzn stojących za mną, podszedł do drzwi i napinając mięśnie pod czarną powłoką kombinezonu, pchnął je napierając na nie całym swoim ciężarem. Stalowa konstrukcja jęknęła, wypełniając cały korytarz nieprzyjemnym dźwiękiem. Zmrużyłam oczy, z wnętrza tego pomieszczenia bił ogromny blask, w porównaniu z ciemnościami panującymi tutaj. Ponieważ zatrzymałam się na dłużej, wepchali mnie do środka z taką siłą, że prawie się wywróciłam. Powstrzymałam się od posłania im wściekłego spojrzenia tylko dlatego, ponieważ nie spieszyło mi się jeszcze z odejściem z tego świata. Pospiesznie zamknęli za sobą wrota, zostawiając mnie samą. Jednak nie. Kiedy tylko się odwróciłam, w kącie pokoju zauważyłam trzy postaci. Tylko co tam robił Riuki i Haruka? Wyższej ode mnie blondynki niestety nie kojarzyłam, chociaż może raz czy dwa ją widziałam. Niepewnie podeszłam do grupy, nadal zdezorientowana i w pewnym stopniu przerażona, chociaż to do mnie niepodobne.
- O co tutaj chodzi? - zapytałam  podchodząc do nich.
- A żebym ja to wiedział - Riuki burknął wyraźnie niezadowolony tym całym zajściem.
Przytaknęłam patrząc na blondynkę, kiedy zapytałam ją o imię powiedziała, że Misaki. Nie było nawet czasu na pogawędki, ponieważ za chwilę jakiś niski naukowiec wszedł do środka. Sam? Odważny...
- Pewnie zastanawiacie się co tutaj robicie? - poprawił swoją białą czuprynę - Troszkę namieszaliśmy w wyniku czego musieliśmy stworzyć trzy grupy, Arcan Naturalnych oraz Sigm...
Czyli wszystko jasne, musiny znowu posprzątać po nich cały syf. Mężczyzna w skrócie wyjaśnił nam zaistniałą sytuację, no przyznam że takiej akcji to już dawno nie słyszałam. Potwory gorsze od Sigm... coś takiego można w ogóle stworzyć? (Nie mówię, że Sigmy to potwory XD) Na dodatek znowu jestem Kapitanem, super... integracja naszej grupy w tym właśnie momencie osiągnęła największy poziom z możliwych.
- Musicie ustalić z resztą grup, którym Omicronem się zajmiecie. Radziłbym się pospieszyć, maszyny sieją zamęt już w tej chwili...
Jak na zawołanie budynek się zatrząsł, siła uderzenia prawie zwaliła mnie z nóg, chociaż budynkowi nic się nie stało. Naukowiec zmrużył oczy i kazał nam iść za sobą. Posłusznie ruszyliśmy, wychodząc pzez te same drzwi którymi dopiero co tutaj weszłam. On jednak nie był odważny, za drzwiami stało kilkunastu strażników którzy w każdej chwili mogli nas pozabijać gdybyśmy się sprzeciwili.

(Reszta drużyny albo nawet jakaś inna?)

Quest Specialny ~Rozpoczęcie !

Rozpoczęcie Questu zostało przełożone na dzisiaj tak wiec o tej jakże wczesnej dla mnie godzinie (tia... dopiero wstałam) pragnę rozpocząć specjalny Quest. Wprowadzenie już chyba wszyscy znają, a jeśli nie znają to tutaj wam go przypomnę:
  • Naukowcy troszeczkę za bardzo bawili się genami i eksperymentami na ludziach. Z czego właśnie powstały Sigmy. Można powiedzieć, że to jeden z ich sukcesów. Jednak umiejętności jakie posiadały Sigmy nie za bardzo wszystkim wystarczały, przez co chcieli stworzyć jeszcze lepszą, silniejszą Arcanę. W późniejszych fazach tego przedsięwzięcia okazało się, że nie ma ludzi, którzy byli by w stanie wytrzymać pobranie tak wielkiej ilości mocy bez wcześniejszego przygotowania. Tak więc pewna grupka ludzi zdecydowała się na stworzenie robota imitującego Arcanę. Był on w stanie pomieścić tyle mocy na ile się go zaprogramuje. Tak właśnie powstały Omicrony [czyt. omikrony]. Mimo iż to właśnie Omicron powinien posiadać znak "O" w numeracji to w Rimear tak rozpoznawane były Omegi. Przez co Omicronowi przypadł znak "X".

SKŁADY GRUP
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
TEAM 1
~ Rene [Kapitan]
~ Rick
~ Takako
~ Stein
~Levi
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
TEAM 2
~ Cinia [Kapitan]
~ Riuki
~ Misaki
~ Haruka [Sigma]

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
TEAM 3
~ Azusa [Kapitan]
~ Heaven
~ Inoue
~ Vanilla [Sigma]

Szacunek dla pierwszego Team'u gdzie kompletnie nie ma Sigmy, ale z tego też powodu (zaznaczony na czerwono) została tam przydzielona jeszcze jedna Naturalna Arcana. Inaczej nie za bardzo mieli by jakiekolwiek szanse.

  • Standardowo do każdego Team'u pierwszy post pisze Kapitan. Proszę się zebrać, bo to jest tylko i wyłączcie specjalny Quest i nikt nie będzie czekał tygodniami z postami.
No to chyba... zabawę czas zacząć ! ^^

WALKI
Team 1 ~ Ace
Team 2 ~ Bonnie
Team 3 ~ Lily

[Quest 2] Od Inoue - C.D Natsume

Cichy szum drzew powoli rósł na sile. Trawa zaczęła się niebezpiecznie pochylać, a konary dębów otaczających dziewczynę trzeszczały złowrogo. Las nie był już tak spokojny, jak przed kilkoma minutami... Inoue wstała z miękkiej ziemi i rozejrzała się nieufnie. Wytężyła wzrok, szukając czegoś niepokojącego. I znalazła. Białowłosa zatrzymała spojrzenie swoich lapisowych oczu na północnej części terenu. Małe krzaki i inne rośliny porastające grunt zesztywniały, po czym pojawił się na nich złowróżbny szron. Po chwili również i wysoko położone drzewa zostały pokryte cienką warstewką lodu, a słońce migotało w niej radośnie. Ale Inoue wcale nie było do śmiechu... Nagle wszelkie odgłosy leśnego boru gwałtownie ucichły, zastąpione grobową, wyczekującą ciszą. Dziewczyna wzięła głęboki wdech i nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń, rzuciła się na południe. Ostre korzenie i gałązki raniły jej bose stopy, naznaczając przebytą przez nią drogę krwawą łuną. Falka ignorowała piekący ból skaleczeń i biegła tak szybko, jak tylko mogła. Czuła na plecach powiew chłodu... Powiew śmierci. Zatrzymała się tuż przy krawędzi urwiska. Odwróciła się gwałtownie i wbiła wzrok w nadchodzącą, nieuniknioną zgubę. Chrzęst kroków był coraz bliższy... Zawahała się. Nie miała już dokąd uciekać, ale nie mogła pozwolić, aby To ją złapało... Spojrzała w dół. Pod jej nogami widniała ogromna przepaść, a z jej wnętrza dochodził dźwięk wartkiej wody. Może jeśli by się odpowiednio ustawiła, woda zatrzymałaby ją. Wiele w ten sposób ryzykowała, musiałaby idealnie zgrać się w czasie. Nie mogła sobie pozwolić na dalsze rozważania. Dziewczyna skoncentrowała swoją Arcanę i skoczyła.
Nie zdążyła.
Za wolno.
Trzask łamanych kości.
I ostatni, urwany oddech.
* * *
Uniosła powieki, w tej samej chwili, w której błyszczące ostrze sztyletu miało przebić jej bladą szyję. Rozwarła szeroko oczy i błyskawicznie przekręciła się na bok. Gdyby nie senne przeżycia, które dały jej dużo adrenaliny, zapewne leżałaby już w zabarwionej na karmazynowo pościeli, a z jej tętnic powoli uchodziłaby krew.
A wraz z nią życie.
Przed przerażoną Inoue widniała drobna postać, sądząc po posturze, zapewne kobieta. Twarz miała skrytą za pięknie wykonaną, hebanową maską. Zdobiły ją kocie rysy, nadając napastniczce groźnego wyrazu. Spod rzeźbionej powłoki można było zobaczyć jedynie jasne, czerwone oczy, które błyszczały i mocno wyróżniały się wśród wszechobecnej ciemności. Obca syknęła niezadowolona z nieudanego zamachu na życie Falki i w godnym podziwu tempie wyskoczyła przez okno. Dziewczyna patrzyła na to nieobecnym i pustym wzrokiem. Usiadła na brzegu łóżka i postarała się zrozumieć, co właśnie zaszło. Uspokoiła skołatane nerwy i duszkiem wypiła szklankę wody, stojącą na szafce nocnej. Zaraz... Przecież ona chciała ją zabić! Poderżnąć gardło! Inoue aż zeskoczyła ze swojego posłania. Rzuciła się do szafy i wyjęła z niej bezkształtną, luźną, ale za to ciepłą bluzę, po czym założyła ją pośpiesznie. Wybiegła na dwór, mając nadzieję, że uda jej się znaleźć napastniczkę. Na próżno przeszukiwała plac. Zrezygnowana chciała wrócić do apartamentu, ale usłyszała głośny, dziewczęcy krzyk. Bez wahania skierowała się tam, skąd dochodził. O dziwo był to budynek mieszkalny naturalnych Arcan. Falka wtargnęła do jego wnętrza i pokonała długi korytarz. W końcu dotarła do drzwi, z których wydobywał się już zaledwie cichy jęk. Gdy je otworzyła, ujrzała czarnowłosą dziewczynę z poderzniętym gardłem. Nad nią pochylała się tajemnicza postać w hebanowej masce. Znowu uciekła przez balkon, ale białowłosa tym razem nie wahała się ani chwili dłużej. Ruszyła w pogoń za morderczynią, przedzierając się między budynkami ośrodka. Ale napastniczka była od niej szybsza. Falka zgubiła ją w jednej z licznych uliczek. Dyszała ciężko i ledwo trzymała się na nogach. Nadal była osłabiona po Bitwie Grupowej, w której nieźle jej się oberwało. Złapała oddech i powolnym krokiem szła w kierunku budynku naturalnych Arcan. Jakieś dwieście metrów od jego wejścia oparła się o latarnię. Zacisnęła mocno szczękę i przymknęła powieki. Na samą myśl o tym, że to ona, nie czarnowłosa dziewczyna powinna leżeć w kałuży krwi, robiło jej się słabo. Zupełnie straciła poczucie czasu. Dopiero po godzinie użalania się nad sobą, zdała sobie sprawę, że już dawno powinna była siedzieć w apartamencie. Z postanowieniem powrotu do mieszkania otworzyła oczy i zmniejszył [...]
Layout by Hope