środa, 13 maja 2015

Od Cinii - C.D Riuki`ego

Nie nie do wiary, chyba muszę spędzać jeszcze więcej czasu z tym chłopakiem, żeby nie przegapić tak ważnych wydarzeń w jego życiu. Oj on by się na pewno ucieszył, gdybym już do końca życia łaziła za nim jak cień. Po tygodniu by mnie pewnie wsadził do worka wraz z kamieniem i wrzucił do wody. Pytanie tylko, czy mamy tutaj jakąś rzekę... albo jezioro? Spojrzałam na chłopaka teraz już nieco spokojniej i cicho westchnęłam, jakie to beznadziejne... Podeszłam do Riuki`ego który wręcz słaniał się na nogach.
- Weź się połóż, nie kozacz i mnie nie denerwuj - warknęłam popychając go w stronę łóżka
Rzucił mi rozdrażnione spojrzenie, jednak ostatecznie położył się na łóżku. Usiadłam obok jego nóg, wpatrując się w niego ze skwaszoną miną.
- Miałaś przecież iść co nie? - zapytał po chwili ciszy
- Możliwe, ale nie zostawię Cię tak teraz... wyglądasz jak zombie, idź spać - westchnęłam spuszczając wzrok
Zaraz po tym jak to powiedziałam, chłopak wręcz się zerwał, pochylając się nade mną. A niby to ja przesadzam, byłam tera nad wyraz spokojna, a on wyglądał jakby się najadł szaleju. Odsunęłam się do tyłu odruchowo, unosząc lekko brwi do góry.
- Przestań mi rozkazywać, poza tym jak możesz być taka zmienna!? Przed chwilą znowu rzucałaś się jak opętana, a teraz? Nie rozśmieszaj mnie...
- To chyba nic złego, że jestem o Ciebie zazdrosna skoro mi na Tobie zależy... może i faktycznie przesadziłam ale powinieneś już dobrze wiedzieć, jaka jestem. Zresztą nieważne, odpocznij proszę... - pchnęłam go lekko w klatkę piersiową, dając mu w ten sposób znać, że nie odpuszczę.
Jeśli nie przejdzie mu to nie wiem co zrobię, do naukowców z jednej strony nie chcę iść a z drugiej strony... jeśli zajdzie taka potrzeba? Dobra ale tym się będziemy najwyżej martwili później, o ile mu w ogóle o tym powiem. No proszę, nie minęło nawet kilka minut a ten już spał, a takie były protesty. Położyłam się obok niego, wpatrując się w sufit.

(Riuki? Słaba wena i wgl.)

Od Yukari

Z domu dziecka zabrali mnie jacyś ludzie. Było to dwóch mężczyzn. Miałam się cieszyć, że za rok już stąd wyjdę, a tu jacyś kolesie mnie zabierają. Sama nie wiem nawet gdzie. Nie chciałam z nimi jechać, ale nie mogłam też nic zrobić. Posłusznie wsiadłam do auta. Na tylnym siedzeniu czekała już kobieta ze strzykawką w ręce. Obok niej leżało parę innych.
- Jak na jeden z nowych obiektów jesteś bardzo spokojna - powiedziała do mnie. Zawsze taka byłam, nie przejmowałam się tym co się ze mną stanie, bo tak naprawdę nie miałam do tego powodu. Kobieta wzięła moją rękę i zaczęła szukać żyły. Wbiła w nią igłę. Zrobiłam się senna, a głowa opadła mi na oparcie. Poczułam jeszcze, jak coś wbija mi się w szyje, a potem nic tylko ciemność. Jedyne co to słyszałam jakieś szepty, ale nie mogłam ich rozszyfrować. Obudziłam się dopiero w jakimś pokoju. Był fioletowy, z czego się cieszyłam i to bardzo. Nie miałam na sobie swojej bluzy. Szybko wstałam z łóżka i zajrzałam do szafy. Na szczęście było.
- Dobrze, że tu jesteś. - powiedziałam do swojej bluzy szybko ją zakładając. Na łóżku, leżały moje pluszaki. Każdy był króliczkiem. Wzięłam jednego za łapkę i wyszłam z apartamentu. Kiedy byłam już na dworze, spojrzałam w niebo. Ale nieba nie było, a raczej było, ale za szklaną kopułą.
- Yu gdzie ja jestem - powiedziałam do siebie. Założyłam kaptur na głowę i ruszyłam przed siebie. Nie patrzałam nawet gdzie idę. Nie chciałam tu być, bardzo nie chciałam. Kiedy tak szłam, wpadłam na kogoś. Oczywiście ja niezdara musiałam przy tym upaść. Spojrzałam do góry. Nade mną stała dziewczyna, o długich brązowych włosach związanych w kitki.
- Przepraszam - powiedziałam cicho podnosząc królika z ziemi i otrzepując go. Spojrzałam dziewczynie w oczy.
- Jestem Yukari. - przedstawiłam się - nic ci się nie stało? - spytałam z lekką troską. Nie lubiłam na kogoś wpadać.

< Morigana>

Od Abla - C.D Izayii

Abel odrzucił w tył wilgotny kaptur, odsłaniając długie, na wpół mokre włosy. Czuł ulgę, że w końcu znalazł się w suchym, ciepłym miejscu.
- Co będziesz teraz robił?- spytał Izaya. Niższy chłopak odgarnął opadające na bladą twarz kosmyki.
- Nic szczególnego. Zamierzałem doczepić strunę harfie. - odpowiedział zgodnie z prawdą. Czarnowłosy uśmiechnął się szeroko, wykonując bliżej niezidentyfikowany ruch dłonią.
- W taki razie pójdę z tobą. Chcę popatrzeć. - stwierdził jak gdyby nigdy nic. Abel odrzucił go przenikliwym spojrzeniem miodowych oczu. Potem jednak ponownie wzruszył ramionami.
- Jak chcesz. - rzucił tylko ruszając do swojego apartamentu. Izaya szybko zrównał z nim swój sprężysty krok. Szli przez chwilę w milczeniu, aż w końcu dotarli do pokoju srebrnowłosego. Chłopak bez słowa włożył kluczyk do zamka, przekręcił go, a potem pchnął otworzone już drzwi. Wszedł do środka zapalając światło, gdyż mimo wczesnej godziny, wszędzie panowała nieprzyjemna szarość spowodowana jakże ponurą pogodą. Abel przyśpieszył i nie czekając na gościa wparował do salonu, sprawdzając czy na widoku nie ma żadnych fiolek, a także jego porozrzucanych specyfików, które tak namiętnie przygotowywał. Uspokojony, dopiero po chwili zrzucił z siebie płaszcz, wieszając go na kaloryferze by obsechł.
- Możesz zawiesić swoją kurtkę obok. - rzucił, wyciągając ze swojej torby cenną strunę, sadowiąc się przy instrumencie. Ostrożnie przyczepił ja do harfy, naciągając odpowiednio i kilka razy trącając ją palcem, by upewnić się, że barwa dźwięku brzmi tak jak kiedyś.
- Całkiem ładny instrument. Długo grasz? - usłyszał głos Izayii.
- Długo. Jeszcze zanim tu trafiłem. - odpowiedział obojętnie Abel, podziwiając efekty swojej pracy.


[ Izaya ? ]

Od Okakuro

Przez lukę między zasłonami wdarły się do pokoju blade promienie porannego słońca. Krople deszczu ciężko opadały na parapet. Odwróciłam swoją łepetynę od monitora, wlepiając wzrok w oświetlony skrawek podłogi. Ah, czyli już jest dzień? Wciąż miałam dziwne wrażenie, że gdzieś za chwile powinna nastać dopiero noc...
Chwilowo uśpiłam komputer i wstałam ze swego krzesła, przelotnie łapiąc w dłoń jedną z landrynek, leżących tuż obok myszki. Żółta. Może być. Rozpakowałam ją, folię rzucając gdzieś za siebie, i wzięłam ją do ust. Tak więc jest dzień, wypadałoby zrobić coś pożytecznego, zamiast cały czas przesiadywać w apartamencie, zamknięta na cztery spusty. Może warto by było ruszyć się gdzieś na dwór, do ludzi. Przecież świeże powietrze mnie nie zabije, czyż nie?
Wyszłam więc z sypialni, z głową pełną tych ambitnych pomysłów, jednak tuż po zatrzaśnięciu za sobą drzwi, ległam na skórzanej sofie w salonie i przymknęłam oczy. może jednak najpierw się zdrzemnę, po 24 godzinach ciężkiej walki z bossami należy mi się chwila odpoczynku. [...]
Obudziłam się dopiero gdzieś około popołudnia , godziny 16. Przetarłam zaspane oczka wierzchem dłoni i sturlałam się na podłogę, a dzięki memu szczęściu, nie mogło się obyć bez walnięcia głową o ostro zakończony róg stoliczka, stojącego tuż przed kanapą. Ałć.
W całym moim mieszkaniu panowały egipskie wręcz ciemności, do tego jeszcze było to niewyobrażalnie duszno. Zebrałam się w sobie, wstałam i na lekko chwiejnych nogach poczłapałam w stronę kuchni. Ostatnio na blacie rozłożyłam swoją, jakże liczną, kolekcję konsoli, tak więc wyciągnęłam dłoń i wsunęłam do kieszeni marynarki pierwsze dwie, które wymacałam. Mrucząc coś pod nosem, wyszłam z apartamentu na korytarz, w którym od razu powitało mnie jasne światło lamp zawieszonych na suficie oraz promyczki słoneczka, przedostające się przez szyby niewielkich okien. Ku mojemu zdziwieniu, nikogo tam nie było, korytarz stał kompletnie pusty. Wzruszyłam ramionami, a następnie skierowałam się w kierunku windy na jego końcu. Wcisnęłam zielony, mrugający guzik i spojrzałam w stronę małego ekraniku nad metalowymi drzwiami. Wskazuje, iż na początku pojedzie dwa piętra wyżej. Czyli jednak będą tam jacyś ludzie... Na samą myśl o grupie osób w zatłoczonej windzie przeszły mnie ciarki. Wbiłam palce w materiał marynarki kręcąc się nerwowo po korytarzu. Drzwi otworzyły się około trzech minut później, kiedy moja twarz zdążyła już zrobić się całą czerwona. Rzuciłam okiem w stronę osób stojących w środku. Na szczęście lub nieszczęście były tam trzy osoby, stojące rzędem obok siebie. Prześlizgnęłam się między jakimiś kobietami, z których jedna zaciekle dyskutowała z kimś przez telefon. Ktoś wyszedł. Skuliłam się w rogu, obserwując jak z chwili na chwilę osób przybywa lub ubywa, co jakiś czas zerkając kątem oka na te przeklęte guziki, od których dzielił mnie potężny już mur ludzi. Gdybym miała odwagę przeciskać się między nimi, zapewne w ciągu kilku minut znalazłabym się na poziomie zero. Ale nie mam i niestety nic na to nie poradzę. Czekałam więc tak, aż znajdzie się ktoś, kto wybawi mnie z tego koszmaru, wciskając ten przeklęty guzik oznaczony liczbą '0'. Nikt się taki nie znalazł. Żałuję, że w ogóle ruszyłam się z domu...
Czując, że muszę się jakoś uspokoić, sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam z niej czarne urządzonko. Włączyłam je i wybrałam pierwszą pozycję z folderu 'Gry'. Okazała się nią zeszłoroczna gra FPS, w którą ostatni raz grałam w dzień jej premiery. Pomimo dziwnych spojrzeń ludzi kierowanych w moją stronę, usiadłam sobie wygodnie po turecku, opierając głowę o ścianę i pogrążyłam się w świecie gry. [...]
Nie wiem jak dużo czasu tam spędziłam, jednak, po jakby się zdawało krótkiej chwili, siedziałam sama w nieruchomej windzie... Wydałam z siebie przeraźliwy pisk, rzucając konsolą gdzieś przed siebie. Ta z trzaskiem zderzyła się metalowymi drzwiami i upadła na podłogę, rozbitym ekranem do góry, tuż obok swej koleżanki. Przez dłuższy czas męczyłam się, by przejść jedną, głupią mapę, na marne, a to wszystko ich wina. Lagują się niemiłosiernie, pomimo bycia tak drogim sprzętem... Niech giną w ogniach piekielnych.
Cała czerwona złożyłam ręce na wysokości piersi i odwróciłam główkę, niczym naburmuszone dziecko. Do rzeczywistości ściągnął mnie dopiero dźwięk dzwonka, który najprawdopodobniej sygnalizuje, iż winda rusza na kolejne piętro. Przez ten cały czas stała pusta, przez co tak właściwie miałam odwagę zniszczyć swoje ukochane urządzonka, więc niemałe było me zdziwienie, gdy nagle ruszyła.
Na czworaka podpełzłam do ściany z guzikami i wlepiłam wzrok w mini-monitorek na którym z każdą chwilą pojawiała się inna cyfra. Wraz z jej zmianą narastał we mnie jeszcze większy strach gnany najróżniejszymi myślami. Gwałtownie odwróciłam łebek w stronę drzwi, gdy te stanęły otworem.

Od Vanilli - C.D Heaven'a

Nasz sen jakoś nie trwał za długo. A na pewno już mój. Heaven spał jak małe dziecko. Ah ten słodki chłopaczyna. Zerknęłam na zegarek, który znajdował się na stoliku nocnym stojącym tuż obok mojego łóżka. Przed chwilą wybiła godzina 9. To jakby tak to sobie policzyć to spałam tylko 5 godzin. Świetnie. Na pewno wpłynie to na jakoś mojego dzisiejszego dnia. Odgarnęłam swoje jaśniutkie włosy z oczu i za momencik przeniosłam wzrok na chłopaka. Spał i to chyba dość mocno. Nie będę go przecież budziła, ale jak ktoś tu przyjdzie… może być nieprzyjemnie. Zsunęłam nóżki z łóżka i postawiłam małe stópki na zimnej podłodze. Brrr. Od razu po tym poszłam się wykąpać, odświeżyć, ogarnąć i no przede wszystkim ubrać. Mam jeszcze chyba sporo czasu za nim Heaven się obudzi.
[…]
Po jakże cudownej kąpieli z bąbelkami, ubrałam się w czystą karmelową sukieneczkę i powędrowałam do kuchni. W porównaniu do mojego kochasia – ja posiadam jakiekolwiek umiejętności kulinarne. Chciał zabłysnąć ? Coś mu chyba nie wyszło jednak. Zachichotałam na samą myśl o tym co działo się u niego w mieszkaniu kiedy próbował dobrać się do garów. No nie powiem, bo nieźle to wyglądało, zwłaszcza z mojej perspektywy….
-Co dla mnie ugotujesz..? – usłyszałam cichy jednak bardzo zmysłowy głos Heaven’a za sobą. Nie zdążyłam zareagować bo chłopak podszedł od tyłu i rękoma oparł się o blat. Zaglądał mi przez ramię co to ja tam dodaje. Ehh gdyby nie to że jest tak strasznie przystojny i pociągający z pewnością zaliczył by kolejnego liścia w pysk.
-Nie strasz mnie bo następnym razem skończysz z nożem kuchennym w oku… - westchnęłam cicho i zerknęłam na niego kontem oczka.
-No ej. Ja cie tutaj przytulam, a ty tak mnie zimno witasz ? To jak mam sprawić żebyś się we mnie zakochała … - westchnął zrezygnowany, ale wcale nie zamierzał się teraz odsunąć. Wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej naparł na moje plecy.  
-Może po prostu jesteś za mało przekonujący ? Chociaż nie no.. dobrze ci idzie. – wzruszyłam ramionami i wznowiłam przygotowywanie posiłku. (Ahh.. Naleśniki). Heaen przez jakiś czas nie odzywał się. Następnie złapał mnie za rękę i bardzo szybko obrócił przodem do siebie. No bez koszulki … naprawdę ? Mam się rozpłynąć ? Schylił się (oczywiście nadal rączki miał oparte na blacie) i oparł swoje czoło o moje. Przez dosłownie kilka minut nie wykonywał żadnych ruchów tylko starał się jeszcze bardziej uspokoić swój oddech. Moja obecność robiła swoje hmm ? Przymknęłam nieco oczy i palcem wskazującym dotknęłam jego dolnej wargi.
-Czemu tak na mnie patrzysz, zboczeńcu ? – przekręciłam główkę jakbym w ogóle nie wiedziała o co mu może chodzić.


( Heaven ?)

Od Izayii - C.D Abla

- Miło mi Cię poznać – powiedział wesoło.
Uśmiech Izayii znacznie się poszerzył. Abel nie peszył się i odpowiadał na każde jego przeszywające spojrzenie. Większość osób natychmiast odwracała wzrok i czuła przy tym zakłopotanie. A on nie; interesujące, doprawdy interesujące. Miał nadzieję, że będzie tu więcej takich osób. Brunet przechylił głowę w prawo, powoli taksując chłopaka rubinowymi oczami. Wyglądał tak… kobieco. Gdyby kilka minut temu dokładniej mu się nie przyjrzał mógłby uznać go za dziewczynę. Drobne ciałko i delikatne rysy twarzy mówiły same za siebie. Ale Izaya nie byłby Izayą, gdyby się w czymkolwiek pomylił.
Chłopak czując na sobie natarczywe spojrzenie odwrócił głowę w jego stronę i pytająco uniósł brew. Zmrużył przy tym oczy, co Izayii wydawało się odrobinę zabawne. Kolejny raz odgarnął jasne włosy z twarzy. Suche kosmyki miały śnieżnobiały kolor, natomiast te wilgotne przybrały szarawy odcień.
- Dlaczego tak się na mnie patrzysz? – zapytał, nie wykazując większego zainteresowania.
- A dlaczego by nie? – wzruszył ramionami, wracając do cichego nucenia.
Weszli pod daszek i podążyli do znajdujących się kilka metrów dalej drzwi. Izaya mógł z ulgą zrzucić kaptur z głowy. Na dzień dzisiejszy miał dosyć spacerowania w deszczu.

[ Abel? ]

Od Abla - C.D Izayii

Ciężkie krople deszczu bębniły w kaptur narzucony na głowę chłopaka, który co chwila podnosił miodowe oczy ku szklanemu niebu. Wciąż nie umiał zrozumieć skąd tu pogoda, skoro są pod kloszem. Potrząsnął lekko głową rozchlapując chłodną wodę, poprawił swoją ulubioną, przemokniętą torbę i ruszył przed siebie. Właściwie sam nie wiedział jak znalazł się na tej ulewie. Wyszedł z pokoju tylko z jednym celem. Chciał zdobyć strunę do harfy, gdyż stara najwyraźniej nie wytrzymała, a Abel nie nawidził gdy coś działo się z ukochanym instrumentem. Nie udało się mu jednak odejść za daleko, gdyż za plecami usłyszał kroki, a już po chwili, zrównał się z nim nieznajomy chłopak. Czarnowłosy, z ustami rozciągniętymi w uśmiechu i oczyma w niesamowitym kolorze sprawiał wrażenie ciekawskiego. Srebrnowłosy zatrzymał się zainteresowany nowym towarzystwem.
- Coś się stało? - spytał neutralnym głosem.
- Ależ nic. Tak się tylko zastanawiałem, co robisz na takim deszczu zupełnie sam. - wyszczerzył zęby zadowolony. Abel mimowolnie uśmiechnął się mrużąc oczy, w ten sam sposób w jaki robił gdy miał styczność z potencjalnym klientem. Mimo iż Lightwood odszedł od zawodu, nie pozbył się wyuczonych nawyków, jak i przekonania, że za swoje ciało osiągnie wszystko.
- Miałem drobną sprawę do załatwienia, a teraz wracam do apartamentu. Cały zmokłem. - odpowiedział Abel dotykając wilgotnych kosmyków, które opadły na jego bladą twarz. Nieznajomy pokiwał głową ze zrozumieniem.
- A jakież to sprawki wyciągnęły cię na dwór? - zapytał radośnie. Abel wzruszył szczupłymi ramionami.
- Drobiazgi. Między innymi pęknięta struna do harfy. - powiedział, klepiąc torbę w której znajdował się jego skarb. Czarnowłosy uniusł lekko jedną brew.
- Będę ci towarzyszył. - oznajmił, patrząc Ablowi w oczy. Chłopakowi przez chwilę się zdawało, że nowy znajomy chce go w ten sposób speszyć, jednak im dłużej to sobie wyobrażał, tym bardziej go to bawiło.
- Jak chcesz. - powiedział tylko. Ruszyli więc tym razem we dwoje w stronę drugiego wejścia do ośrodka.
- Jak masz na imię? - zagadnął czarnowłosy.
- Abel. - odpowiedział srebrnowłosy nie unikając wbitego w nań spojrzenia. - A ty?
- Izaya. - odpowiedział tamten.

( Izaya ? )
Layout by Hope