niedziela, 10 maja 2015

Od Abla - C.D Sofii

Abel poczuł jak wzbiera w nim fala irracjonalnego gniewu na dziewczynkę. Właściwie sam nie wiedział czemu się wściekł. Najprawdopodobniej przez fakt iż dziewczynka przebiła się przez jego grę aktorską, którą przecież ćwiczył od najmłodszych lat. Przymrużył lekko oczy jakby myśląc nad tą sytuacją, i prawie natychmiast przypomniał sobie ostry głos właścicielki domu dziecka w którym mieszkał za młodu. Doskonale pamiętał regularne bolesne razy grubym kijem, które wymierzała dzieciom dającym ponieść się emocją. I doskonale pamiętał swój strach, wzbierający w nim, na sam widok potwornej kobiety.
Tak więc, opanowując drżące z furii ręce, pochylił się lekko w stronę dziecka, uśmiechając się ujmująco.
- To bardzo nie ładnie wpychać nos w nie swoje sprawy, prawda? - spytał życzliwie, jednak zaraz potem spoważniał. - Cóż, mała ciekawska dziewczynko, masz rację. Nie jestem kobietą, przynajmniej nie fizycznie. Pozwól, że przedstawię się jeszcze raz. Nazywam się Abel. - dokończył. Sofia patrzyła na niego zakłopotana, jakby spodziewała się zupełnie innej reakcji. Chłopak prychnął cicho ruszając przed siebie, a po chwili słysząc drobne kroczki, dziecka.
- Powinnaś się cieszyć, że mam dzisiaj dobry humor, wiesz? Na ogół nie lubię bezczelnych dzieci. Lepiej się tego naucz, moja droga, gdyż świat jest pełny gorszych ode mnie ludzi. - rzucił do niej, tonem jakim ktoś inny mógłby mówić o pogodzie. Mała zacisnęła usta zdeterminowana.
- Poradziłabym sobie.
- Ah, tak? Cóż, możliwe. Ale zawsze znajdzie się ktoś silniejszy. - zachichotał. Podniósł oczy na szklaną kopułę rozciągającą się nad nimi.
- Nie lubisz tego miejsca, prawda? Czujesz się zamknięta, i ... zależna od naukowców. Mam rację...?
- Skąd...ty... - wydusiła z siebie, lecz przerwał jej machnięciem ręki.
- Ponieważ jesteś taka jak inni. Wszyscy których znam, chcą się wyrwać na zewnątrz.
- A ty nie chcesz?
- Tylko czasami. Brakuje mi tu wiele rzeczy. Na przykład sklepów..., galerii...tłocznych ulic wypełnionych ludźmi... - westchnął rozmarzonym głosem.
- A znajomi i rodzina? Za nimi nie tęsknisz? - wyrwała się, dopiero po chwili rozumiejąc, że to pytanie nie było do końca na miejscu.
- Znowu jesteś wścibska, mała dziewczynko. Nie zmuszaj mnie do wymierzenia kary. - ofuknął ją bez większych emocji. Poprawił torbę na ramieniu wsłuchując się w brzdęk fiolek.

< Sofia? >

Od Noroelle

Nie wiem ile czasu trwała moje ucieczka. Minuty, godziny, dnie. Jednak wciąż wytrwale parłam do przodu, byle by oddalić się od zbliżających przeciwników. A dzień zapowiadał się pięknie i obiecująco. Słońce delikatnie przypiekało, wiaterek owiewał ciało. Świerszcze piszczały w trawie, a dźwięki przejeżdżających samochodów całkowicie ucichły.
- A tak sprzeciwiałaś się wycieczce na wieś - krzyknęła za mną moja siostra. Odwróciłam się i spojrzałam na zbliżającą się piękną dziewczynę. Sama także nie byłam brzydalem, jednak nie mogłam się przyrównywać do urody mojej starszej siostry, Luny. Zgrabne ciało, długie blond włosy, oczy koloru letniego nieba. Istny cud świata. Uśmiechnęłam się w jej stronę i odpowiedziałam:
- To teraz człowiek nie ma prawa, by zmieniać zdanie? - zapytałam dokuczliwie. Luna odłożyła trzymaną wcześniej w rękach szklankę z sokiem i spojrzała na skraj lasku.
- Myślałaś o tym, by pospacerować dzisiaj wieczorem wraz z Castielem i Maxem po lesie? - zapytała zamyślona - W końcu wyciągnęłyśmy by ich na świeże powietrze.
Spojrzałam w to samo miejsce, w które spoglądała Luna. Nie zastanawiałam się zbyt długo i odpowiedziałam.
- Czemu nie?
Nie podejrzewałam, że nasza wyprawa skończy się tak tragicznie. Nikt z nas nie podejrzewał. Wyruszyliśmy, wznosząc poprzednio toast nad naszą wyprawą, gdy już ściemniało. Chłopacy wypili trochę zbyt dużo, jednak wciąż utrzymywali się na nogach, więc nie zrezygnowaliśmy ze spaceru pod gwieździstym niebem. Przedzieraliśmy się przez krzaki i drzewa, śmiejąc się głośno i śpiewając. Ja z Castielem za rękę, Luna z Maxem. Nagle Max zawołał.
- Widzicie to światło? - powiedział, lekko przeciągając samogłoski. Spojrzeliśmy we wskazanym kierunku. Rzeczywiście, co chwila jakieś światło przebijało się pomiędzy drzewami. Samochody? W lesie?
- Podejdźmy i zobaczmy co to jest! No jeżeli się nie boicie, dziewczyny? - zapytał złośliwie Castiel i wraz z Maxem ruszył w stronę migających światełek. Nie chcąc zostać same, wraz z Luną ruszyliśmy za chłopakami. Gdy byliśmy już wystarczająco blisko, by cokolwiek ujrzeć, do naszych uszu dotarły krzyki.
- Zostawcie nas!
- Puśćcie ją!
- Nie pozwólcie jej uciec!
Przerażeni, podeszliśmy jeszcze kawałek bliżej, aby zobaczyć co się tam dzieje. Naszym oczom ukazał się szokujący widok. Osoby, ubrane w dziwne stroje, biegały wraz z bronią i strzelały do uciekających przed nimi ludzi. Przyglądaliśmy się temu z niemym strachem, gdy nagle w nasza stronę podbiegł osobnik w dziwnym stroju.
- Tutaj jeszcze się kryją, skurw***y jedne! - wykrzyknął i zaczął strzelać. Nigdy nie podejrzewałam, że potrafię tak szybko biegać. A jednak adrenalina zrobiła swoje. Uciekaliśmy, nie oglądając się za siebie. Pierwszego trafili Maxa. Padł, nie wydając żadnego odgłosu. Zatrzymałam się, spoglądając wystraszonym wzrokiem na pozostałości po moim przyjacielu. Nagle trzej zamaskowani stanęli niedaleko mnie i wymierzyli broń. Spojrzałam pustym wzrokiem w ich kierunku. Już mieli strzelać, gdy powietrze obok nich niespodziewanie stężało. Zamachowcy zaczęli łapać się za różne części ciała, próbując zatamować krew. Bezskutecznie. Gdy padli bez życia na ziemię, podeszłam do nich i widząc ich zmasakrowane ciała, zwymiotowałam. Nagle po mojej prawej stronie wybiegł kolejny zamaskowany.
- Mamy tutaj także Alfę! - wykrzyknął.
Nie zastanawiając się dłużej, zaczęłam dalej uciekać. Wydawało mi się, że wiatr dodawał mi siły. Biegłam tak długo, aż natrafiłam na jezdnię. Zatrzymałam nadjeżdżające auto i ruszyłam w stronę mojego rodzinnego miasteczka. Droga trwała niecałą godzinę, uprzejmy kierowca nie zadawał żadnych pytań. Gdy dojechaliśmy do celu, szybko pobiegłam w stronę domu. Światła były zgaszone, co było niepokojące. Nawet bardzo. Powoli otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Podłoga pod moimi stopami niesamowicie skrzypiała. W pokoju obok także nie zauważyłam niczego dziwnego. Nagle coś mocno uderzyło mnie w tył głowy. Ciemność okazała się chwilowym wyzwoleniem od natłoku negatywnych emocji. Nagle ktoś zaśmiał się i wykrzyknął nad moją głową.
- Patrzcie! Ktoś nowy do nas dołączył.

Kto dokończy?

Wyrzuceni ~ Nisha, CHomesuke, Atasuke & Kai

A więc nie będę bawiła się już w zdjęcia [ w sensie tutaj], pisanie ostrzeżeń, ani szukanie poszczególnych osób, bo to powinno być w waszym interesie zadbanie o to by napisać post w określonym czasie. Tak więc następujące postacie:
  • Kai
  • Nisha
  • Atasuke
  • Chomesuke
Zostają wyrzuceni z bloga bez możliwości powrotu. Oczywiście nie tyczy się to ich właścicieli, którzy mogą dołączyć tutaj jeszcze raz jednak tym razem inną postacią. Nie robię tego celowo, po prostu stosuje się do Regulaminu, na który już sama przymknęłam oko. 
~~~~
Przypominam osoby, które nie napisały jeszcze pierwszego postu. Mają czas do wtorku [ 12 maj ] inaczej usuwam/pisze ostrzeżenia.

~Tavv

Od Heaven'a - C.D Vanilli

Czwarta nad ranem, a my sobie dyskutujemy... Aż dziwne, że jeszcze nikt nas nie opieprzył z powodu nocnych spacerków. Miałem wtedy taką wielką ochotę krzyknąć na cały korytarz i powyklinać Harukę na wszystkie możliwe sposoby. Ale powstrzymałem się: wolałem wparować na chama prosto do apartamentu, spotkać się z nim twarzą w twarz... a tu się okazało, że znowu Vanilla mnie sprawdzała i zrobiła nieśmieszny żart. No co za kobieta! Wykończe się przy niej psychicznie.
- Nie wiem co mam przez to rozumieć. Powinienem się cieszyć z faktu, iż nie wymieniłabyś mnie na Harukę? Czemu w ogóle mnie do niego porównujesz?
- Nie łap mnie za słówka. - westchnęła, tym samym zakańczając dyskusję. - Po prostu nie bierz tak dosłownie wszystkiego co powiem.
- Ale... - tu przerwałem, naburmuszając się niczym małe dziecko.
To chyba nawet było całkiem normalne na blondwłosej, bo po chwili zaczęła cicho chichotać pod nosem. Poza tym... ona uważała mnie za duże dziecko. Zdawałem sobie sprawę ze swojego dziecinnego zachowania, ale nie mogłem nic na to poradzić. Stałem się zakochanym idiotą, a zazdrość była jedynie skutkiem ubocznym.
- Powinieneś już iść do siebie. Jest naprawde bardzo późno, nie zostało nam wiele czasu do rana. - wskazała palcem na widok za oknem.
Nadchodzący nieubłagalnie ranek barwił granatowe, nocne niebo na jaśniejsze odcienie niebieskiego, wpadającego lekko w fiolet. Przez moment zapadła niesamowita cisza, przerywana jedynie oddechami znajdujących się w pomieszczeniu, dwóch postaci. Słysząc ostatnie zdanie wypowiedziane przez dziewczynę, znieruchomiałem. Nie chciałem jej opuszczać... Jaką miałem pewność, że ten aspołeczny naprawde tutaj nie przyjdzie? Napewno przewracał się w tej chwili na drugi bok, głośno chrapiąc. Moje myślenie wydawało się w tej chwili zupełnie absurdalne, ale zapany umysł brał pod uwagę nawet tak nierealne scenariusze.
- Mógłbym dzisiaj zostać u ciebie? - spytałem z nadzieją w oczach. - Nie chcę tej nocy spać sam.
Jezusie przenajświętszy! Przez moment poczułem się jak chłopiec, któremu przyśnił się zły sen, a on szukał pomocy u swojej mamy. Vanilla na początku uniosła pytająco brwi jakby chciała zapytać "Czy ja się przypadkiem nie przesłyszałam?!", ale ostatecznie tylko oparła ręce na biodrach, spoglądając na mnie z niedowierzaniem.
- No dobrze, niech ci będzie. Mój Heaven boi się być sam. Jesteś naprawde słodki. - uśmiechnęła się, czochrając moje srebrne włosy.
Może w tamtej minucie nie było tego po mnie widać, ale miałem ochotę skakać w radości. Chociaż ją śledziłem (wcale nie, ja tylko podziwiałem jej piękne plecy) to jednak pozwoliła mi zostać. Równie dobrze mogła mnie po prostu wyrzucić za drzwi, dać po pysku bądź zrobić awanturę. Myślę, że była zbyt zmęczona, aby użerać się z takim upartym osłem jak ja. Poza tym... uderzenie mnie nie dało by jej żadnej, większej satysfakcji z racji tego, że nie odczuwam bólu. Czasami potrafiło to być naprawde wkurzające, zwłaszcza dla osób trzecich ;v
[...]
Z racji tego, że dziewczyna schowała się w łazience i także w niej przebrała, nie miałem możliwości podziwiania jej pięknych kształtów, nieprzykrytych żadnym materiałem. Kiedy z niej wyszła, w oczy od razu rzuciły mi się jej diabelnie długie, rozpuszczone włosy. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby sięgały one u kogoś do kostek, praktycznie dotykały ziemi. Dopiero gdy klasnęła w dłonie zaraz przed moją twarzą, powróciłem na ziemie. Miała śliczną, kremową piżamę w czekoladowe torciki z wisienkami.
- Lepiej się przebierz i się połóż. Chyba, że śpisz na siedząco. - powiedziała bez większego zainteresowania, jakbym naprawde spał w taki właśnie sposób.
Zdjąłem jedynie koszulkę, jednocześnie gasząc światło. Położyłem się zaraz obok obiektu moich westchnień, wpatrując się w te śliczne, błękitne oczy.
- Dobranoc. - rzuciłem, przelotnie całując ją w czoło, a ona tylko kiwnęła głową w odpowiedzi, a potem zamknęła oczy.
Wiedziałem, że pewnie nie zasnę, więc wpatrywałem się przez dłuższą chwilę w powoli zasypiającą Sigmę. Zegarek pokazywał równo czwartą trzydzieści. Nie pamiętam czy kiedykolwiek byłem tak podekscytowany czyimś towarzystem. Zapewne nie, wbrew pozorom miałem w ośrodku niewielu znajomych. Zdecydowana większość żyła poza jego obszarem co było cholernie niesprawiedliwe, chociaż... gdyby się nad tym głębiej zastanowić, to tak jak powiedziała Vanilla: mógłbym nieumyślnie kogoś skrzywdzić. Jestem na serio aż tak niebezpieczny? Według mnie niezupełnie... Gdyby tak było, nie byłoby mnie tutaj, przy niej. Po jakieś godzinie bezsensownego bicia się w własnymi myślami, po prostu zasnąłem.

<Vanilla?>

Od Sofii - C.D Abla

-Może pójdę z tobą? Jeśli nie masz nic przeciwko, rzecz jasna...
-Ależ skąd - Adler zmieniła swój ton na nieco bardziej subtelny.
Nie wiem czemu, ale ta... dziewczyna... wydawała mi się dość... podejrzana... Ten uśmiech w momencie, w którym zwróciłam się do niej per "pani"... Jakby osiągnęła swój cel... W każdym razie, mam co do niej pewne wątpliwości.
Zaciekawiona jednak jej osobą postanowiłam przejść się z nią.
Dzień był pochmurny. Chłodny wiatr potrząsał zielonymi wciąż liśćmi drzew, kołysał gałęziami i powodował szum. Mimo podejrzanej pogody, na całe nasze szczęście, póki co nie zapowiadało się na deszcz. Maszerowałyśmy więc ścieżką obserwując przyrodę... Wszystko tu było sztuczne, każdy cal tego miejsca został wytworzony przez człowieka... Chwilami, gdy o tym myślałam, budziła się we mnie złość... Złość i bezsilność. Jest tu pięknie, bardzo pięknie, ale... Nie zmienia top faktu, że jesteśmy jak szczury laboratoryjne, zamknięte w klatce, pod bacznym nadzorem. Teoretycznie możemy robić to, na co mamy ochotę, jednak... Nie zmienia to faktu, że nie jesteśmy wolni. Żyjemy w wielkiej, szklanej kuli i wystarczy jedno potrząśnięcie, by wszystko się tu zawaliło... Nie ma co się oszukiwać, jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę naukowców.
Z drugiej strony, gdyby nie oni... Zapewne leżałabym teraz na mokrym bruku, martwa, a moją skórę pokrywałaby skorupa zaschniętego błota i krwi... Moje ciało wyjadane byłoby powoli przez szczury, robaki i dzikie psy...
Na tą myśl przeleciały mnie ciarki. Adler dostrzegła to chyba, po spojrzała na mnie nieco zaniepokojona.
-Wszystko w porządku? - spytała, przystając.
-Tak, tak... Zamyśliłam się po prostu.
-A o czym tak rozmyślałaś?
Nie ma co, całkiem ciekawska istota z tej Adler...
-O czasie przeszłym... Można powiedzieć.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i ruszyła do przodu. Podążyłam za nią. Miałam szansę się jej przyjrzeć. Jej sylwetka była dość... mało kobieca. Przyglądając się jej nabierałam coraz więcej wątpliwości. Ale być może będę mogła je rozwiać...
Przyśpieszyłam kroku doganiając... dziewczynę.
-Adler?
-Tak?
-Mogę zadać ci... Osobiste pytanie?
-Jasne... - odparła nieco niepewnym tonem.
-Jaką masz miseczkę?
Wyraz twarzy zmienił się u Adler momentalnie. Nie udało jej się ukryć zaskoczenia, jakie wywołało u niej to pytanie. Uśmiechnęłam się przezornie.
-Każda kobieta bez mrugnięcia okiem jest w stwierdzić jaki jest jej rozmiar... Tylko twoja płeć była fałszywa, czy i imię się nie zgadza? Nie oszukujmy się, brzmi dość... Kobieco.

Adler?

Od Rene - C.D Inoue

Coś długo nie wychodziła.. Szczerze mówiąc to zacząłem się lekko martwić, czy ona tam czasami nie umarła albo coś? Westchnąłem do siebie i złapałem za klamkę, chcąc już otworzyć drzwi. Zawahałem się, no bo przecież nie można wchodzić tak na Spartanina do łazienki..Chociaż ja to i tak mam fory (xD).
- Inoue? - zapukałem w drzwi, pytając. Nie dostałem odpowiedzi, dlatego też złapałem za klamkę i pociągnąłem wchodząc do środka. Leżała w wannie, nieprzytomna. Przewróciłem oczami chwytając za ręcznik. W pierwszej chwili stanąłem obok wanny i zakryłem ją lekko, po czym próbowałem jakkolwiek ją ocucić.. Obudzić. Chwila! Wróćmy do początku! Najpierw sprawdziłem, czy w ogóle żyje, czy ma tętno. Potem dopiero zacząłem ją budzić. Po jakichś pięciu minutach wreszcie otworzyła oczy, a ja odetchnąłem z ulgą.
- Spałaś? - zapytałem patrząc jej w oczy - Czemu jesteś taka nieodpowiedzialna? Żyj kobieto! - złapałem ją za ramiona i potrząsnąłem nią na wszystkie strony, przy okazji ręcznik jej spadł. Ale to nie było ważne. Popatrzyła na mnie ospale, a ja na nią.
- Spałaś? - powtórzyłem pytanie sprzed dosłownie minuty.
- No, chyba tak - odpowiedziała chamsko. Westchnąłem znowu i przewróciłem oczami - Wychodź z tej wanny - poruszyłem rękami, żeby wstała. Odwróciłem się i czekałem do póty nie okryje się chociaż ręcznikiem.
- Już? - zapytałem po raz kolejny wywracając oczami.
- Już - westchnęła. Odwróciłem się i złapałem ją za rękę. Zaprowadziłem ją do łóżka. Zachowywała się jak dziecko, dosłownie!
- Śpij sobie w łóżku a nie wannie.. Dziecko drogie, a teraz idę. Dobrej nocy - machnąłem do niej wychodząc z sypialni, a potem z jej apartamentu.
(Inoue? Sory, beznadzieja)
Layout by Hope