poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Od Jonasza - C.D Catlin

- A ty zawsze jesteś taka upierdliwa?- wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
- Ponurak- takie określenia zawsze mnie bawiły, szczerze to kpiłem z każdej osoby, którą spotykałem, zachowując się tak.
- Jonasz, miło mi poznać- uśmiechnąłem się wrednie, a dziewczyna nagle mnie wyprzedziła.
- Ale śmieszne... zaraz... JONASZ?- palnęła nagle.
- Tak... Jonasz Milar- zgarbiłem się.
- Jonasz! Boże, matka cię nie kochała?
- Nie wiem jak ty, ale ja bardzo lubię to imię. Jest śmieszne- mruknąłem wciskając ręcę do małych kieszeni. Dopiero wyszedłem z pokoju, ale znowu mam chęć na rosół. Zamyśliłem się.
- Jonasz?- z transu wybudził mnie głos tej dziewczyny i jej ręka przed oczami.
- Cco?! Nnie spałem! O co chodzi?
- Catlin jestem.
- Ta, ciekawe.
- Jak można lubić imię Jonasz?
- Jest bardzo ładne. Tak samo jak Dezydery. Na drugie mam Dezydery- uśmiechnąłem się kręcąc głową.
- Jonasz Dezydery Milar? No nieźle...- buchnęła nagłym, niespodziewanym śmiechem. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem do mieszkania z chęcią wzięcia rosołku "na wynos"- Obraziłeś się?!
- Nie!- nagle mnie dogoniła. Upierd. Po kilku minutach jej ciągłego klekotania dotarłem do mieszkanka. Otworzyłem drzwi i wszedłen do niego powoli. Catlin stała w progu i patrzyła na mnie- Yhh... wchodź...- mruknąłem, a ona wleciała jak torpeda. Nalałem zupy do miski.
- To tym tak pachniało na korytarzu...- wyszeptała stając przy mnie.
- Tak... rosołku?- podniosłem ku niej miskę.

Cat?

Od Vanilli - C.D Heaven'a

Denerwuje się. Czyżby moja obecność, ta cała sytuacja i taka „niemoc” sprawiły, ze Heaven, taki facet ze stali wysiada i skończyły mu się pomysły. Normalnie to byłby jednym z tym przegranych, ale na szczęście to nie pojedynek. Nie no Sigmy nie żyją tylko pojedynkami i rywalizacją. Przekrzywiłam główkę w prawą stronę i uśmiechnęłam się nieznacznie. Czy to będzie pierwsza osoba, która mnie tak naprawdę pozna ? Taką prawdziwą Vanille…?
-Nie mam ochoty nigdzie stąd wychodzić…. Po za tym jestem zapłakana i brzydka… - usiadłam sobie na łóżku i wtuliłam się w mojego kochanego misia. Chłopak cały czas tak stał, widocznie się denerwując.
-Nie jesteś brzydka….
-Ja wiem swoje, ty swoje. – westchnęłam wstając i już zostawiając maskotkę. Podeszłam do niego, wyciągnęłam dłoń i dotknęłam jego szarych, lekko zmierzwionych włosów. – Denerwujesz się… - mówiłam jak w jakimś transie
-Wcale, że nie… -zbulwersował się. Znowu. Boże, ale z niego nerwus. Szkoda, że się nie robi taki czerwony jak buraczek. – Ja się wcale nie ….
Przytknęłam szybko rękę do jego ust. Nie, wcale nie chciałam go udusić, choć jeszcze parę minut temu mogłabym się nad tym zastanowić. Stanęłam na palcach, powoli zamknęłam oczy i pocałowałam swoją dłoń. Kiedy się odsunęłam chłopak zupełnie zmienił nastawienie. Jego oddech był spokojny, a on trochę się uspokoił.
-Denerwujesz się, bo siedzisz ze mną…. Z dziewczyną w jednym zamkniętym pokoju….. jak jesteś trzeźwy mógłbyś to zrobić wszędzie, o każdej porze dnia i nocy.. i nie wstydził byś się… - zaczęłam się zastanawiać, a ten szybko podszedł do mnie by chyba zakryć mi usta. Nie chciał bym mówiła tak bezpośrednio. Heh mnie to podniecało, a jego wręcz przeciwnie… wprawiało w zakłopotanie. – Denerwujesz się…. Bo mnie lubisz… - zachichotałam tak bardzo słodziutko..
-Ty tez mnie lubisz… - prychnął, ale to bardziej zabrzmiało tak jakby te słowa zostały wypowiedziane przez 5-letnie dziecko. Złapałam go za policzek i pociągnęła.
-Lubię cie. To raczej nic nowego bo ja wszystkich lubię, chciałbyś się czuć wyróżniony pod tym względem..
-Ja… to znaczy…wrrr…
Kiedy usłyszałam to co on właśnie powiedział po prostu nie mogłam się już powstrzymać. Wybuchłam śmiechem, a chłopak jeszcze bardziej się speszył. Zaczął się tłumaczyć i w ogóle.
-Warczenie, mruczenie…. I jęczenie zostaw na kiedy indziej.. – uśmiechnęłam się, złapałam go za łąpkę i pociągnęłam do kuchni. Dopiero zatrzymałam się przy lodówce. Wyciągnęłam truskawki, czekoladę, następnie nieco ją roztopiłam no i wszystko było już gotowe. Heaven obserwował mnie bacznie, tak jakby nie chciał przegapić żadnego mojego gestu. Złapałam za ogonek jednej, dużej truskawki, zamoczyłam jej koniuszek w czekoladzie, obróciłam się i wsadziłam chłopakowi do połowy do pyszczka. Teraz wyglądał jeszcze bardziej komicznie.
-Następnym razem tak zatkam ci pyszczek…


( Heaven ?)

Od Sofii - Do Nanami

Siedziałam sobie spokojnie z podkulonymi nogami, na parapecie w przydzielonym mi niedawno pokoju, gdy nagle rozległy się donośne krzyki.
-Widzisz, Pax? Mówiłam, że to cisza przed burzą. A ty jak zawsze mnie nie słuchasz...
Chwyciłam maskotkę i powędrowałam w stronę drzwi. Otworzyłam je delikatnie i przez szparę przyglądałam się ciekawemu widowisku... Oto w wejściu do windy przepychała się jakaś dziwaczna parka... Wysoki, białowłosy i chudy jak patyk chłopak z całą górą jedzenia i dużo niższa od niego, czarnowłosa dziewczyna z bladą jak ściana skórą. Tworzyli... Ciekawe zestawienie...
Cały czas wykrzykiwali w swoim kierunku jakieś obelgi, jednak średnio mnie to interesowało. Oto bowiem na stosie trzymanym przez białowłosego ujrzałam.. Nie, nie może być... Pocky...
Nie byłam w stanie uwierzyć własnym oczom. Pewnie myślicie sobie: Ech, dziwna dziewczynka, przecież Pocky można znaleźć w każdym sklepie. Jednak to nie były zwykłe Pocky, te jakże popularne, japońskie przekąski, w wielu smakach... Tych Pocky nie dało się od tak zakupić w sklepie. Szczerze powiedziawszy, nie widziałam ich jeszcze nigdzie. Były to bowiem Pocky o smaku zielonej herbaty. Pojawiają się w sklepach raz do roku, w trakcie eventów promocyjnych. Zawsze są oblegane przez kilometrowe kolejki, a gdy już uda ci się dostać do kasy, okazuje się, że już ich nie ma...
A tu oto widzę paczkę pełną tych jakże niezwykłych łakoci. Jedno jest pewnie: Takiej okazji nie przepuszczę.
Czekałam więc spokojnie na dalszy przebieg akcji, na mój moment...
Nadszedł on szybciej, niż bym się spodziewać mogła. Ciemnowłosa dziewczyna cofnęła się właśnie do końca windy (przeźroczysta jest, to wiem!) i z całej siły wbiegła w chłopaka. Oboje upadli momentalnie. Leżeli na sobie. Rozwarłam usta z niedowierzaniem. Patyczkowaty chłopak wypuścił bowiem wszystko, co trzymał w rękach. Paczka Pocky upadła na ziemię i pękła, a kilka smakołyków poturlało się po ziemi. Parka nie zwróciła na to uwagi, przyglądając mi się, jakbym nakryła ich na czymś niewłaściwym. Podeszłam bliżej, chwyciłam za opakowanie a także to, co z niego wypadło, następnie odsunęłam się kawałek.
-Kai-desu chyba nie będzie już tego potrzebować... - odparłam swoim słodkim, niewinnym głosikiem, pokazując na swoją zdobycz.
-N... Nie. Możesz wziąć. - rzucił, nieco zaskoczony.
Uśmiechnęłam się i szybko włożyłam jednego patyczka do ust. Spojrzałam na czarnowłosą.
-A ty musisz być Lei-chan!
Dziewczyna przytaknęła, równie zdziwiona tym, co się przed chwilą stało.
-Jestem Sofia, a to - tutaj wysunęłam maskotkę ku górze - Jest Pax. Miło nam was poznać!
Kei-desu, odzyskując powoli orientację w sytuacji, zrzucił z siebie Leilę i począł zbierać wszystko, co mu wypadło.
-Sofia pomoże! - krzyknęłam skocznie podchodząc do kościstego chłopaka.
Ten jednak wystawił stanowczo otwartą dłoń, przed którą w ostatniej chwili się zatrzymałam.
-Nie trzeba, poradzę sobie. Wystarczająco dużo jedzenia już straciłem - dodał oschle.
-Ale ja nie chciałam niczego... - spuściłam głowę.
Białowłosy milczał, skupiony na zbieraniu żywności. Lei-chan natomiast podniosła się powoli i otrzepawszy swoje ubranie, podeszła do mnie i położyła dłoń na moim ramieniu.
-Nie przejmuj się nim. To palant. - powiedziała, rozpromieniona.
-Słyszę to!
-I bardzo dobrze! Dupek z ciebie!
-Przynajmniej nie wpadam co chwila na obcych ludzi!
-Zamknij się, sukinsynu!
-Do mnie mówisz, czarna zarazo?!
-Ja ci zaraz dam, ty... - tutaj Leila przerwała, słysząc mój donośny chichot.
Oboje wybałuszyli na mnie gały.
-Jesteście naprawdę słodcy. - stwierdziłam, uśmiechając się.
Chłopak z zakłopotaniem pomasował się w tył głowy, a dziewczyna spuściła głowę i nieco się zarumieniła. Szybko odsunęli się od siebie. Zapadła chwilowa cisza.
-Mmm... Poznaliście już czwartego członka naszej grupy?
-Jeszcze nie - odparli w jednym momencie, spojrzeli na siebie nieco groźnie, jednak po chwili odwrócili się od siebie, zadzierając nosy.
-Pasują do siebie, nie, Pax? - spytałam bardzo cicho.
Gołąbki stały więc odwrócone tyłem do siebie, gdy nagle drzwi windy otworzyły się, a w nich ukazała się kolejna czarnowłosa, kobieca sylwetka (za dużo nas tu, oj za dużo). Rozejrzała się. Widocznie obraz obrażonej na siebie pary, granatowowłosej dziewczyny z pluszakiem w ręce i masy jedzenia rozsypanego na podłodze to nie to, czego się spodziewała, jadąc windą. Zaśmiałam się.
-Witaj, Nana-kun!

<Nana-kun?>

Od Rosie - C.D Misaki

Dzień minął mi jakoś nudno. Cały dzień siedziałam w mieszkaniu pogrążona w lekturze. Kolejny krwawy horror do mojej kolekcji. Skończyłam czytać dopiero po południu. Wyprostowałam się leniwie i spojrzałam za okno. Było dzisiaj dosyć ładnie, więc taki późniejszy spacer jest dobrym pomysłem. Ubrałam się zabierając parę gratów do torebki i już miałam wychodzić, gdy potknęłam się o framugę drzwi. Niby nic mi się nie stało, ale rozdarłam sobie skórę przy kostce. Wróciłam jeszcze na chwilkę do mieszkania i szybko owinęłam bandaż z gazą w tym miejscu. Wzięłam trochę więcej opatrunków do torebki na wszelki wypadek. Wyszłam teraz ostrożniej i zeszłam na parter po schodach. Największy tłum był na głównym placu. Westchnęłam cicho i udałam się podocznymi drogami. Prawie nikt tędy nie chodzi, ale wolę oglądać bójki niż ciekawskich gapiów. Szłam spokojnie, gdy nagle wyczułam zapach krwi. Świeżej krwi. Poszłam w jego kierunku, gdy zauważyłam jakąś dziewczynę. Samobójczyni? Bardzo możliwe. Wbijała sobie nóż w szyję, a obok niej leżała jakaś karteczka. Czym prędzej podbiegłam do niej. Niestety ból w nodze mi to utrudniał. Zanim stanęłam przy niej zdążyła dostać drgawek. Zabrałam jej nóż i wbiłam w ścianę ciut dalej. Usiadłam naprzeciw niej i lekko uniosłam jej głowę. Oczy nadal reagowały. Nie jest aż tak źle jak myślałam. Chwyciłam delikatnie za jej szyję i przymknęłam oczy. Po chwili poczułam jak krew tężeje i przestaje płynąć. Uchyliłam powieki, a dziewczyna siedziała osłabiona, lecz przytomna. Oparłam ją o ścianę i przyjrzałam się jej. Na szyi i nadgarstkach miała bandaże. Zanim leczenie przejdzie na pozostałe rany chwilkę potrwa, więc z ciekawości odwiązałam opatrunki. Wyglądało to jak rany po kajdankach albo sznurze. Westchnęłam cicho i podniosłam na nią wzrok. Co jej się stało? Pamiętam ją z treningów i bitew. Usiadłam obok i czekałam, aż się obudzi. W tym czasie spojrzałam na karteczkę. To na pewno nie jest nic lekkiego. Najlepiej będzie jeżeli teraz z nią zostanę. Ni chcę by znowu sobie coś zrobiła. Wyjęłam nóż i spojrzałam na cieknąca krew.. ech to mi przypomina niektóre badania i projekty w laboratoriach. Chwyciłam go ostrożnie za ostrze, a po chwili zardzewiał i posypał się w drobny mak. Nagle dziewczyna zaczęła się budzić. Usiadłam naprzeciw i czekałam. Niech na razie odpoczywa. Lepiej by się jeszcze przez chwilkę nie przemęczała. Jeżeli to naprawdę coś poważnego zostanę z nią i zrobię co w mojej mocy by jej pomóc.
(Misaki?)

Od Riuki'ego - C.D Rene

No oczywiście już lecę. Życie mnie jeszcze tak nie nudzi i nie męczy żeby teraz jeszcze pomagać Rene bo mu się dupki ruszyć nie chce. Jak tak bardzo sobie tego rzeczy to niech weźmie sobie Cinia. I będzie po kłopocie. Na pewno się razem świetnie dogadają ! Takie dwa debile…
-Spadaj… sam to sobie wnoś, co ja jestem ?
-Mój osobisty tragarz ? – zrobił taką minę, że najchętniej wybiłbym mu za to zęby. No, ale co zrobić skoro to mój brat… ej chwila od kiedy to się liczy ?
-Zaraz zarobisz w pysk. Nie dość, że muszę robić za niańkę dla tej blondynki – i w tym momencie dało się usłyszeć takie głośne „Ej” ze strony Cini, ale co tam. Pewnie jeszcze dostane kilka razy a to w policzek. Zacznę się przyzwyczajać – To jeszcze może mam robić ci za osobistą pomoc przy przeprowadzce ? – uniosłem jedną brew wyczekując jego odpowiedzi. Chłopak ku mojemu zdziwieniu zamrugał kilka razy oczami, a następnie wybuchnął głośnym śmiechem.  No idiota, z czego on się tak szczerzy. Westchnąłem tylko głęboko i spojrzałem  inną stronę, bo już po prostu nie mogłem na niego patrzeć. Oddaliłem się i ponownie położyłem się na kanapie. Już powolutku zamykałem oczka kiedy to Cinia podeszła i bezczelnie zrzuciła mnie z niej. Oho… od kiedy ona się taka śmiała i na dodatek wredna zrobiła ? A no dobra wredna i głupia to ona była zawsze.
-Cinia dawno nie nabił ci ktoś guza ?
-Nie skrzywdzisz mnie.. – zacmokała w powietrze, no wtedy to myślałem, że ją na serio uduszę
-Żebyś się czasem nie zdziwiła.. – warknąłem i to całkiem poważnie. Ona zdawała sobie z tego sprawę więc już więcej się nie odezwała. Wyminałem ją i stanąłem przy braciszku
-Łuuuuhuuu… jaki ty jesteś kowai… - Rene podniósł łapki w geście poddania i wybałuszył oczka. Spojrzałem na niego jak na totalnego idiotę. Nie będę go więcej okłamywał w końcu jesteśmy rodziną.
-Choć debilu… inaczej rozerwę ci tego twojego wężyka na dwie cześci…- fuknąłem
-Mojego węża ? Czy Atherisa ? – szturchnąłem mnie w bark i podniósł brewkę.
-Lecz się…


( Rene ?)

Od Kai'a - Do Sofii

Nie cierpiałem, kiedy ktoś się na mnie gapił, a ta dziewuszka ewidentnie to robiła. Przewiercała mnie spojrzeniem tych swoich ciemnych oczu jakby chciała mnie conajmniej zabić, a potem zakopać na najbliższym cmentarzu. Przeklnąłem w myślach, myśląc o powolnej niczym kulawy pies windzie. W końcu nie wytrzymałem.
- I co się tak gapisz?! Nigdy człowieka nie widziałaś?! - warknąłem, czując, jak narasta we mnie nie spowodowana niczym złość.
Obudziłem się już wściekły, od rana niczego nie jadłem, a moja choroba dodatkowo potęgowała nieznośne uczucie głodu. Nieznajoma spojrzała na moją osobę z wyraźnym politowaniem.
- Owszem, ale jeszcze nigdy tak ponurego gbura jak ty. - odparła niesłychanie spokojnie, aż przez chwilę zrobiło mi się dziwnie.
Dostrzegłem jednak, że oboje działamy sobie na nerwy. Zdecydowanie ta winda była za mała dla nas dwóch (co z tego, że była przeznaczona dla ośmiu osób).
- Kogo nazywasz gburem, głupia niezdaro?!
- Licz się ze słowami, chudzielcu.
Gdyby wzrok mógł zabijać, zapewne oboje już leżelibyśmy martwi na tej podłodze, czekając, aż jakaś nieszczęsna ludzka istota, odkryje nasze zwłoki wśród góry jedzenia, które właśnie zakupiłem.
- Gdybym wiedział, że utknę tutaj z taką ofiarą losu, dawno zasuwałbym schodami nawet nie odwracając się za siebie.
- Trzeba było tak zrobić. A teraz zamknij się, bo zaraz ja cię uciszę.
- Zaraz otworzę te drzwi między piętrami i wyrzucę cię w przepaść.
- Nie próbuj. Jeżeli spróbujesz mnie tknąć, twoje rączki mogą magicznie "odpaść". - zaśmiała się ponuro, podkreślając ostatnie słowo niezwykle dobitnie.
Cholera wie co miała w głowie, ale jedno wiem na pewno - nie chcę mieć z nią do czynienia. Ah... ta nienawiść od pierwszego wejrzenia.
Kiedy tylko winda zatrzymała się, w środku zapanowała grobowa cisza. Umilkliśmy niemal natychmiast, lecz nie na długo. Już po chwili zaczęliśmy przepychać się w przejściu jak para niesfornych bliźniąt, próbujących ustalić hierarchię między rodzeństwem.
- Nie pchaj się! - pisnęła zdenerwowana, na co parsknąłem śmiechem.
- Sama się na mnie pchasz. Przestań, bo zaraz uznam to za podryw.
- Jesteś większym dzieciakiem niż sądziłam. Do tego tepym i chamskim do granic możliwości!
- Ey ey, nie przesadzasz może, skarbeńku? Złość piękności szkodzi, ale chyba nie masz się czego bać. Zluzuj nieco napięcie pod sukieneczką.
- Na jak wielkie stadium niepełnosprawności umysłowej musiał cierpieć naukowiec wybierający cię na rolę Kapitana?!
- Jeden z najlepszych w tym ośrodku. A teraz odsuń się, bo nie mam ochoty z tobą rozmawiać!
- Pieprz się! - krzyknęła, po czym cofnęła się do końca widny, wzięła mały rozpęd i naparła na mnie z całej siły.
Nie spodziewałem się tego. Gdy tylko napotkała opór mojego ciała, od razu runęliśmy na dywan wyścielający podłogę na korytarzu odpowiedniego piętra. Znaczy się... ja walnąłem o nią plecami, a brunetka przewróciła się na mnie. Prawie stykaliśmy się czołami, o ustach nie wspominając. Zawartość sklepowych siatek rozsypała się gdzieś naokoło mojej głowy. Przez chwilę byłem w takim szoku, że aż wstrzymałem oddech. Co ona...? Kiedy tylko usłyszeliśmy dźwięk zamykanych obok drzwi, błyskawicznie odwróciliśmy głowy w stronę źródła charakterystycznego dźwięku. Niska, czarnowłosa dziewczynka stała naprzeciwko nas z otwartą ze zdziwienia buźką. Świetnie! Jeżeli to była kolejna osoba z mojej drużyny, to aż bałem się poznać jej czwartego członka. Zwłaszcza, że z ową, znajdującą się teraz nade mną kobitką nie malowała mi się raczej barwna, pogodna przyszłość, już o współpracy nie wspominając...

<Sofia?>

Od Heaven'a - C.D Vanilli

- Nie. To znaczy tak! To znaczy... - mruknąłem zmieszany, drapiąc się po głowie.
W odpowiedzi Vanilla zdobyła się na ledwo zauważalny uśmiech. Wytarła ostatnie łzy lekko drążącą ręką, ale wyraźnie się uspokoiła.
- Niestety, wydało się. - westchnąłem. - Ale wydało się też, że i ty mnie lubisz. Pewnie teraz nieco mniej niż wcześniej. - mówiąc to, odwróciłem wzrok w zupełnie inną stronę.
Rozejrzałem się uważnie po pokoju. Dla mnie nie było znaczenia czy panują w nim całkowite ciemności czy też nie: wszystko widziałem tak jak przy dobrym owietleniu. To dlatego czasami zapraszając gości zapominałem wkręcić żarówki bądź wymienić te zużyte.
- Gdybyś był wcześniej nieco milszy, nie doszłoby do tego. - szepnęła, a ja ponownie skupiłem swoją uwagę na blondynce.
Chciałem coś powiedzieć, ale w ostateczności powstrzymałem się. Kiwnąłem tylko głową na znak, iż zgadzam się w jej zdaniem. Wolałem jak na razie ograniczyć się do mowy ciała niż po raz kolejny palnąć coś głupiego, a potem tego żałować. Podszedłem do włącznika światła, sprawiając, że pomieszczenie na nowo wypełnił radosny blask, nieco rozluźniający atmosferę. Vanilla ostrożnie dźwignęła się z podłogi, wciąż ściskając w objęciach wielkiego misia. Staliśmy tak chwilę w milczeniu naprzeciw siebie, patrząc sobie wzajemnie w oczy. Poczułem się trochę dziwnie: jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się być tak spokojnym oraz wyciszonym. Zrobiłem minę niewinnego, smutnego chłopca, kiedy tak lustrowała mnie swym zabójczym spojrzeniem błękitnych tęczówek. Były w nim wypisane słowa, których znaczenia nie dane było mi się dowiedzieć. Nigdy nie znajdowałem się tak blisko osoby płci pięknej, a więc nie miałem pojęcia jak się zachować. Zacząć jakąś rozmowę? Zaproponować coś do picia? Znowu zaczynam panikować, ta niezręczna sytuacja wyprowadza mnie w równowagi... Wziąłem głębszy wdech, zamykając przy tym oczy, aby chwilkę później je otworzyć i ponownie ukazać dziewczynie malujące się na mojej twarzy zakłopotanie.
- Może... przejdziemy się gdzieś? - zaproponowałem nieco zmieszany, przegryzając nerwowo wargę.
Musiałem wyglądać jak debil, ale w tamtej chwili miałem większe zmartwienie.


<Vanilla?>

Od Misaki

Po codziennym treningu udałam się do siebie do apartamentu. Cały czas nie dawały mi spokoju niedawne wydarzenia. Nie mogłam od siebie odgonić tych wspomnień, a im bardziej próbowałam zapomnieć o tym, tym bardziej to wracało. Powoli miałam tego dość. Wreszcie doszłam do domu, więc zamknęłam drzwi na klucz, bo bałam się, że ktoś znowu wejdzie. Nie chciałam już, aby ktokolwiek do mnie wchodził, nieważne, czy w dobrych, czy złych zamiarach. Na chwilę obecną chciałam być sama, pomijając nieśmiałość. Wzięłam sobie wody do picia, którą wypiłam niemalże od razu. Nalałam drugą szklankę, po czym sięgnęłam do apteczki i poszukałam leków na uspokojenie. Nie było tam żadnych, więc wzięłam 8 tabletek leków przeciwbólowych i popiłam wodą, którą wcześniej sobie nalałam. Poszłam do pokoju, po czym spróbowałam zasnąć, ale nie mogłam, ponieważ dalej trzymały mnie te wszystkie zdarzenia z niedalekiej przeszłości. Tylko kilka dni minęło, ale miałam wrażenie, że działo to się poprzedniej nocy. Spojrzałam na swoje ręce. Nadgarstki dalej były w opatrunkach. Zdjęłam jeden z nich, pod nim były bardzo widoczne ślady po sznurze. Dalej to oczywiście bolało, więc nie mogłam tego dotknąć. Nawet bolało to, gdy ruszałam ręką. Tak samo było z szyją, też opatrzoną na tyle, aby się zagoiło. Normalnie to by się goiło w ciągu kilku tygodni, ale u mnie to mogą być nawet miesiące, jak nie lata.
Po chwili zachciało mi się spać, więc zasnęłam.
Obudziłam się późnego popołudnia, nie wiedząc, co robić. Chciałam się po prostu pozbyć tych myśli o tamtym zdarzeniu. Na myśl mi przyszło coś, na co pewnie większość by się zdecydowała niemalże od razu po tym zdarzeniu. Wzięłam największy nóż, jaki posiadałam, po czym wzięłam kartkę i napisałam krótką wiadomość, której treść brzmiała:
"Witaj,
Wiem, że widzisz mnie w nie najlepszym momencie, więc przepraszam za to, że tak wyglądam. Pewnie kiedy to przeczytasz, będę już nie żyć, ale jeżeli jeszcze będę, to mnie nie ratuj. Możesz zrobić ze mną co chcesz, ale mnie nie ratuj.
Dziękuję, że poświęciłeś/poświęciłaś chwilę na przeczytanie tej wiadomości,
Misaki"
Z tym liścikiem i nożem wyszłam z apartamentu i poszłam do zaułku, koło którego nikt nie chodził, a przynajmniej gdzie nikt by mnie od razu nie zauważył. Tam usiadłam na kolanach, po czym wzięłam list, który położyłam obok, po czym sięgnęłam po nóż i skierowałam końcem ostrza na swoją szyję. Z oczu popłynęło mi kilka łez, po czym zaciskając bardzo mocno oczy, wbiłam w siebie ten nóż, po czym zwinęłam się z bólu. Od razu zaczęłam się wykrwawiać.
- Co ja zrobiłam... - mówiłam cicho do siebie płacząc i próbując wbić nóż jeszcze głębiej. Chwilę później dostałam drgawek, kiedy ktoś do mnie podszedł.

<Ktokolwiek? Tylko żeby przeżyła>

Od Leily - Do Kai'a

Cóż.. w końcu nadszedł mój czas wejścia na teren ośrodka. Dostałam klucze i numer pokoju na karteczce. Spokojnym krokiem maszerowałam chodnikiem w tym jeszcze „normalnym” świecie. Po chwili zza rogu wyłoniła się kopuła. Dotknęłam palcami noża schowanego przy pasku. Zawsze nosiłam go przy sobie, tak na wszelki wypadek. Westchnęłam niespokojnie i prostując się rozejrzałam się po ośrodku. Były tu straszne tłumy. Wszyscy byli znacznie wyżsi ode mnie przez co czułam się dosyć dziwnie. Przyglądali mi się z zaciekawieniem. Ciekawe co o mnie myślą. Dziwadło, czy raczej kolejny tajemniczy ktoś? Raczej nikt mnie nie widział jak tutaj wchodziłam, więc nie spodziewają się iż jestem Sigmą. W sumie lepiej dla mnie. Nie będę się zbytnio wyróżniać… na razie. Westchnęłam cichutko chowając klucz w drobnych dłoniach. Rozglądałam się bacznie. Z tego co wiem nasz „kapitan” dostał się tutaj przede mną. Może gdzieś go zobaczę. Nim się obejrzałam stałam pod budynkiem mieszkalnym. Spokojnym krokiem przemierzałam piętro po piętrze. Czemu nasze pokoje muszą być najwyżej. Wychyliłam się za poręcz i spojrzałam w górę. Niechętnie podciągając nogi do góry po długim czasie dotarłam na moje piętro. Rozprostowałam pogniecioną karteczkę. Numer w sumie nie rozmazał się za bardzo. O proszę.. nawet już mam oznaczone drzwi do mieszkania. Z ciekawości spojrzałam na poboczny numer. S28… o ile się nie mylę to pokój naszego Kai’a, bo coś kojarzę ze słyszenia ten numerek. Przekręciłam kluczyk parę razy i nacisnęłam lekko na klamkę. Wszystko było w sumie takie jak lubię. Ciepłe i przytulne kąciki, kolory no i oczywiście moje mini laboratorium. Moje ukochane skrzypce stały w kącie salonu lekko połyskując w promieniach wstającego słońca. Skoro aż tyle osób było z rana na placu to nie chcę wiedzieć co będzie w południe. Nagle zaburczało mi w brzuchu. Wskoczyłam na jakiś taboret w kuchni i zajrzałam do szafek. Pustka większa niż w nicości. Usiadłam na chwilę spoglądając przez okno. Niedaleko tego budynku jest jakiś okoliczny sklep. Chwyciłam siatkę, trochę monet i wyszłam z mieszkania. Po drodze minęłam kilka znajomych twarzyczek. Może to były pozostałe Sigmy? Nie.. pewnie mi się znowu coś pomyliło. Tym razem zjechałam dosyć zatłoczoną windą. Skuliłam się w kąciku czekając aż cała reszta ją opuści. Dopiero po tym sama ruszyłam w kierunku sklepu. Na szczęście był bliżej niż myślałam. Półki były wypełnione po same brzegi. Chwyciłam podstawowe rzeczy. Parę bułek, trochę mięsa.. W sumie nie jest tutaj aż tak biednie jak myślałam. Wtem zauważyłam kogoś z górą rzeczy w rękach. Spojrzałam na niego z lekkim rozbawieniem w oczach. Wzięłam ostatnią rzecz i gdy już miałam iść do kasy dana osoba potknęła się obok mnie wypuszczając wszystko z rak. Przyglądałam się temu zdarzeniu, gdy chłopak odwrócił się w moją stronę.
- Co robisz łamago. Uważaj jak chodzisz! - wrzasnął, a ja podniosłam wzrok zaskoczona
Ach.. to ten. Pamiętam go z laboratorium. Czyli zapewne to nasz pan kapitan. Rzuciłam mu gniewne spojrzenie, ale tak by nie dostrzegł tego nikt oprócz jego. Niechętnie pomogłam mu popodnosić zakupy i sama ustawiłam się w kolejce. Jak na złość musiał stanąć zaraz za mną. Coś tam mruczał niezadowolony pod nosem. Westchnęłam zrezygnowana.. no to będzie ciekawie. Po krótkiej chwili wracałam przez plac z siatką w ręce lekką nią wymachując. Niektórzy uśmiechali się na mój widok. To było.. miłe. Dzięki temu poprawił mi się ciut humor po spotkaniu z tym „znajomym z widzenia”. Jakimś cudem dogonił mnie pod budynkiem. Spoglądałam na niego kątem oka jak idzie kilka metrów ze mną z siatkami wypełnionymi zakupów. Tyle je, a chudy on jak nie wiadomo co. Niestety udało mu się wejść do widny razem ze mną. Teraz już nie było w niej tłumów, a dokładniej byliśmy w niej sami. Mogłam już wybrać te durne schody…
(Kai?)
Layout by Hope