piątek, 14 sierpnia 2015

Od Stein'a - C.D Yuriko

Po ostatnim spotkaniu z dziewczyną nie spotkałem jej ani raz... nawet jej nie widziałem. Nie wyglądała na wystraszoną, dlatego też byłem zdziwiony urwanym kontaktem. Stwierdziłem, że dostała reprymendę od brata i nie może wychodzić z domu. Uznałem, że jeszcze kiedyś mnie odwiedzi jak tylko będzie miała do tego sposobność. Zająłem się własnymi sprawami kompletnie zapominając o dziewczynie. Ubrałem się do wyjścia i opuściłem swoje mieszkanie. Zjechałem windą na parter i wyszedł z budynku. Od razu odetchnąłem świeżym wiosennym powietrzem. Rozejrzałem się widząc tu i ówdzie spacerujących ludzi. Widać było, że wszystkim odpowiadała taka piękna pogoda. Słońce przyjemnie przygrzewało, a ptaki wesoło śpiewały rozgrzewając gardełka na swoje małe koncerty. Z południa wiał przyjemny wiaterek. Przymknąłem oczy oddając się na chwilę temu przyjemnemu uczuciu i ruszyłem w stronę parku nad jeziorko popatrzeć na kaczki ( Stein będzie głaskał kaczuszki :v ). W cieniu drzew było jeszcze przyjemniej niż na otwartej przestrzeni. Spacerowałem sobie wkoło jeziorka patrząc na lśniącą taflę kiedy nagle ktoś zarzucił mi ręce na szyję:
-Dawno się nie widzieliśmy, prawda Stein? - zapytała śmiejąc się. Po głosie i wyglądzie duszy stwierdziłem, że musi być to Yuriko. Jej wątłe ciało przyciągnęła mnie do ziemi. Widać, że miała dobry humor.
-No... trochę zeszło. - uśmiechnąłem się poprawiają okulary. Dziewczyna puściła mnie i z uśmiechem spojrzała na taflę wody:
-Co tutaj porabiasz? - zwróciła się do mnie.
-A nic ciekawego... spaceruję. - ruszyłem dalej.
-Nie masz żadnych zajęć? - spytała zdziwiona.
-Samą pracą nie można żyć... sam nie wierzę, że to mówię. - westchnąłem.
-No racja. - pokiwała głową.
-A u ciebie działo cię coś ciekawego? Czemu tak długo mnie nie odwiedzałaś?
-Aaa... drogi zapomniałam. - zawstydziła się – Tylko wychodziłam z twojego mieszkania, ale później już się gubiłam... - zaczęła bawić się palcami. Pogłaskałem ją po głowie.
-No już, już... nic się nie stało. Tak tylko pytałem. Nie stresuj się tak. - skręciłem w jedną z uliczek i usiadłem na ławeczce przy jeziorku. Obok mnie usiadła Yuriko patrząc z chęcią mordu na pływające po stawie kaczki.
-No, bestio... nie czaj sią tak na te biedne kaczki. Szkoda niszczyć taki piękny dzień zakrwawioną wodą. - odchyliłem głowę do tyłu.
-Nudzi mi się... - wyjęczała.
-Widzę, że jesteś jedną z tych, które niechętnie siedzą w jednym miejscu. - westchnąłem – Możemy zagrać w grę.
-A jaką? - spytała z ciekawością.
-" Oko otwarte szeroko "... znasz taką zabawę? - dziewczyna pokiwała przecząco głową.
-Zabawa polega na tym, że szukasz jakiegoś obiektu, mówisz jakiego jest koloru, a ja mam zgadnąć co masz na myśli. Taki przykład... ławka po drugiej stronie stawu jest żółta, więc mówię tak... " Moje oko otwarte szeroko widzi coś żółtego ". Ty masz zgadnąć o co mi chodzi. Łapiesz? - dziewczyna z radością pokiwała twierdząco głową – To zaczynaj.
-Moje oko otwarte szeroko widzi coś... - rozejrzała się wkoło - ... zielonego. - uśmiechnęła się na co się zaśmiałem.
-Tu prawie wszystko jest ziolone. - stwierdziłem patrząc na drzewa, krzewy, trawę i niektóre ławki.
-To zgaduj. - wzruszyła ramionami nie tracąc uśmiechu z twarzy.
-Hmm... - rozejrzałem się uważniej – Czy to są błyszczące zielenią szyjki kaczek? - doszedłem do wniosku, że dziewczyna nie wybierze czegoś tak pospolitego jak trawa czy drzewa. Wcześniej pożerała te kaczki wzrokiem, więc miałoby to sens.
-Tak! Brawo. - ucieszyła się – Teraz ty.
-Moje oko otwarte szeroko widzi coś... niebieskiego...
-Niebo... niebo jest niebieskie. - powiedziała odchylając głowę do tyłu. I tak wyglądała nasza dalsza zabawa, ale z czasem zaczęło brakować obiektów zainteresowania.
-Moje oko otwarte szeroko widzi coś... - i tu Yuriko urwała szukając wzrokiem czegoś co jeszcze nie było wymienione. Spojrzała na moją kieszeni i zajrzała do niej -... widzi coś niebieskiego w biało-brązowe kotki. - zachichotała.
-Móje etui na okulary. - odpowiedziałem wyciągając pudełko z kieszeni. I tak zaczął się etap kiedy to wyciągnąłem wszystko co miałem w kieszeni i to służyło nam za obiekty do zabawy. Jednak i te rzeczy musiały się kiedyś skończyć.
-Moje oko otwarte szeroko widzi coś... - zamyśliła się starając się znaleźć jakiekolwiek punkt zaczepienia, aż w końcu rozpromieniła się - ... zielonego. - skrzywiłem się nieco.
-Już mówiłaś.
-To inaczej... moje oko otwarte szeroko widzi coś oczojebnie zielonego. - uśmiechnęła się triumfalnie. Zamyśliłem się przez chwilę po czym stwierdziłem, że za cholerę nie zgadnę.
-Poddaję się. - westchnąłem.
-Twoje oczy... chodziło mi o twoje oczy. Są takie fajne... nie przyjrzałam się wcześniej, albo... te cholerne binokle mi w tym przeszkadzały. - powiedziała ściągając mi z nosa okulary – No i widzisz! Teraz doskonale widać ich oczojebność. - nie chciałem nic mówić, ale bez okularów byłem ślepy jak kret... przynajmniej w dzień. W nocy wszystko widziałem bez okularów... moje oczy były dziwne. Zamrugałem parę razy starając się nieco wyostrzyć sobie obraz, ale nic to nie dało... taki głupi odruch.

( Yuriko? )

Od Rick'a - Do Vanilli

Przewróciłem się na lewy bok, mrucząc pod nosem. Nienawidzę poranków. Są gorsze niż poturbowanie przez stado psów w poniedziałek. Mój brat nauczył się by już więcej nie kusić losu...
Przez beżowe zasłony przebijało się światło, które padało, jak na ironię, na moją twarz. Ręką szukałem drugiej czarnej poduszki, która zawieruszyła się, gdy rzuciłem nią w budzik. W efekcie zepsułem tego małego szatana. Trudno. Bez budzika każdemu żyje się lepiej.
W końcu do mojej ręki wpadła czarna poduszka. Podniosłem ją z ziemi i zasłoniłem sobie twarz. Była tak przyjemnie chłodna, że aż szkoda, że po chwili musiałem wstać od niechcenia. Nie przeleżę jednak całego dnia. Nie mam ochoty go marnować. W końcu normalnie trafiłbym na bróg, leżąc tylko w łóżku. Ta, ale czy to było normalne? No właśnie nie. Przetrzymywanie kogoś wbrew jego woli, pod pretekstem zabicia, gdy uciekniesz... czy to jest normalne? Poprawka. Czy takie coś jest legalne? No tak, zapomniałem, że rządowym wszystko można. Potrafią zabić zwykłego człowieka, który właśnie co wysiadł z samochodu. Potem wmówią ci, że to jakiś niebezpieczny przestępca. Co z tego, że nie jest podobny? W końcu mógł zoperować sobie ryja, tak by nikt go nie poznał. Przynajmniej tak wmawiają ludziom. Tak, więc psy rządowe potrafią zrobić wszystko.
Przebrałem się i wyszedłem z domu. Ach wiosna. Jak się cieszę, że nie mam uczulenia na pyłki, bo to cholerstwo jest wszędzie. Już na samym wyjściu mój wzrok przykuły kremowe włosy i rozkloszowana sukienka. Vanilla. Krzyknąłem do niej i dogoniłem.
- Cześć- mruknęła.
- Nadal jesteś na mnie zła?- spytałem od razu. Zdziwiła się nie lada. Uniosła pytająco, nie rozumiejąc o co chodzi. - Chcę cię przeprosić, za tamte wydarzenie związane z grą w butelkę.- wyjaśniłem szybko.
Dziewczyna przez chwila patrzyła w ciszy po czym prychnęła.
- Przestań... to było dawno. Mogę iść?
- Nie- schowałem ręce do kieszeni i objąłem ją ręką na wysokości jej ramienia.- Co powiesz by wieczorem przejść się do klubu?
- Ta... yhy i co jeszcze?- skrzyżowała ręce na piersi i zdjęła moją rękę z niej.
- No dawaj, to przecież tylko spotkanie. Nie zaszkodzi ci się wyrwać- nalegałem. W niektórych sprawach byłem bardzo uparty, to była jedna z nich.
- Nie odpuścisz?- zmarszczyła brwi, tutaj miała całkowitą rację. Skinąłem głową z zawadiackim uśmiechem.

* * *

- Na pewno nie chcesz niczego wypić? Mają tu dość dobre drinki- mruknąłem opierając się o bar i spoglądając na Vanillę. Koniec końców udało mi się ją przekonać do tego by ze mną poszła. Przyznam, że nie było to prostą rzeczą.
- Tak na pewno- powtórzyła po raz trzeci. Nie zdziwiłbym się gdyby była lekko poirytowana.
- Trudno.
Do moich uszu dobił się dość fajny kawałek. Przynajmniej jakaś porządna muzyka raz na jakiś czas.
- No dawaj jeden kieliszek i idziemy na parkiet- podsunąłem jej alkohol, a ta się skrzywiła.
- Powiedziałam już: "nie".
- Przecież to ci nie zaszkodzi tak? A jak jednak to zrobi, możesz dać mi w ryj przeboleję.
- Kusząca propozycja, ale nie- była bardziej uparta niż ja, ale lubiłem to w niej.
- To trudno- chwycił ją za rękę i pociągnął na parkiet, przycisnął ją lekko do siebie.

< Vanilla, takie z dupy trochę xd >

Od Neriel

-Neeerieeeel! Tak ładnie prosimy!
Dziewczyna miała już po dziurki w nosie jęków swoich kolorowych siostrzyczek, które nieustannie ją męczyły.
- Powiedziałam: nie! - warknęła.
Jakiś chłopak posłał jej spojrzenie typu „Czy ty dziecko, dobrze się czujesz?” i odsunął się miejsce dalej. No tak, tęczowowłosa dziewczyna gadająca sama ze sobą to dziwny widok... Nel zarumieniła się lekko i w kilku ruchach dokończyła swój obiad. Odłożyła tackę i czym prędzej opuściła stołówkę. Wróciła do swojego apartamentu i dokładnie zamknęła drzwi.
- Siostrzyczko... Prosimy... - po raz kolejny usłyszała w swojej głowie.
Położyła się na łóżku i włożyła głowę pod poduszkę.
- Dajcie mi spokój! - syknęła.
Głosy na chwilę ucichły, ale błoga cisza nie trwała długo... W końcu Neriel nie wytrzymała.
- Dobra, ale macie być grzeczne...
Wypuściła Tęczowe. Dziewczyny rozbiegły się po apartamencie. Żółta Satoko piszcząc radośnie, zaczęła gryźć nogę Nel, Fioletowa Hanyuu ciągnęła ją za sukienkę, bliźniaczki Shion i Mion wlazły jej na plecy, Rika i Greenda wesoło o czymś prawiły, a Touka z obrażoną minął siedziała na dywanie. Neriel już pożałowała swojej decyzji... Siedem Kolorowych niemiłosiernie hałasowało...
- CISZAAAA! - krzyknęła Nel.
Siedem par kolorowych oczu w jednej chwili spojrzało w jej stronę.
- Zabiorę was do parku, ale pod jednym warunkiem... Zachowujcie się choć trochę normalnie...
***
- Nel, a czemu niebo jest niebieskie?
Neriel złapała mocniej brzeg drewnianej ławki.
- Nie mam pojęcia Satoko - warknęła.
Reszta dziewczyn wesoło pluskała się w jeziorze, jedynie Żółta nieustannie dręczyła tęczowowłosą.
- A trawka? Czemu trawka jest zielona?
Nel gwałtownie wstała z ławki.
- Dosyć, wracamy! - krzyknęła.
Sześć dziewczyn potulnie wyszło z wody i ustawiło się w rządku. A Satoko oczywiście musiała robić problemy. Złapała nogę Neriel i zaczęła głośno płakać.
- Nel, nie! Ja chcę jeszcze popatrzeć na kaczuszki! - szlochała.
Dziewczyna westchnęła cicho i ciągnąc za sobą Żółtą, skierowała się do ośrodka. Ludzie patrzyli na nią zdziwieni. W sumie niecodziennie widuje się tęczowowłosą z przyczepionym do nogi, nieustannie plączącym dzieckiem i idącymi za nią w równym rządku sześcioma kolorowymi pannicami...

<Ktoś?>

Od Cinii - C.D Riuki'ego


Teraz to mnie zamurowało. To chyba pierwszy raz kiedy znajduję się w takiej sytuacji. Mój chłodny wzrok zniknął tylko po to, żeby na moją twarz wstąpiło ogromne zdziwienie. Nie byłam w stanie się poruszyć właściwie do momentu kiedy usłyszałam ciche chlipnięcie. Riuki płacze? Odruchowo ścisnęłam go za rękę którą mnie trzymał i sama osunęłam się na kolana. Patrzyłam się na niego zszokowana, on jednak nie chciał na mnie spojrzeć. Jedną ręką nadal trzymał materiał mojej sukienki a głowę trzymał teraz na moim ramieniu. Czułam jak w tamtym miejscu materiał sukienki przesiąka słoną cieczą.
 - Riuki...? - szepnęłam.
Dotknęłam prawą dłonią jego ramienia, z tego wszystkiego sama się popłakałam. Jakoś nie mogłam znieść faktu, że ten wiecznie obojętny chłopak jest w takim stanie. I to z mojej winy. Przytuliłam go, płakałam od niego znacznie głośniej. Właściwie to sam nie płakał zbyt wiele, zupełnie jakby się wstrzymywał. Trochę mu się nie dziwię, sama wstydzę się przy nim płakać ale tym razem po prostu nie chciałam, żeby czuł się samotny.
 - Nie zostawię cię... nigdy, przepraszam. Tak mi przykro Riuki. Kocham Cię Riuki... - wychlipałam.
Sam również delikatnie mnie objął, puszczając teraz już całkowicie pomięty materiał mojej sukienki. Czekałam aż zarówno on jak i ja się uspoję, mi chyba zajęło to troszkę dłużej chociaż nie wiem. Nigdy nie widziałam go tak przejętego, nie wiedziałam że jemu aż tak zależy... z jednej strony to kochane, a z drugiej straszne jak bardzo musiałam go "złamać". Pogłaskałam go po głowie trzęsącą się ręką.
 - Cinia... - Teraz wreszcie na mnie spojrzał.
Nie odpowiedziałam ani nic, dotknęłam swoim nosem jego noska przymykając oczy. Lubię zapach jego szamponu... tak samo jak męskich perfum.
 - Nic na razie nie mów. - pogłaskałam go po policzku.
Riuki chwycił za moją dłoń którą przycisnął jeszcze mocniej do jego ciepłego policzka. Uśmiechnęłam się cała zarumieniona zaistniałą sytuacją. Nie minęło wcale dużo czasu kiedy chłopak pocałował mnie przybliżając się jeszcze bardziej. Czemu ja jestem taka durna? Mam takiego fantastycznego chłopaka a mimo to ciągle coś psuję? No ale cóż, głupotę chyba nie tak łatwo jest sobie wybić z głowy. Jestem tego świetnym przykładem.

(Riuki?)

Od Riuki'ego - C.D Cinii

No jak zwykle. Ona nigdy nie ma zamiaru mnie denerwować. Dziwne, ze zawsze wychodzi inaczej i nie tak jak ona sobie zaplanowała. Powoli zaczynało mi się podobać to że napotkałem Heaven’a, bo mogłem się na czymś wyżyć, ale teraz niestety będę musiał się znęcać nad poduszką, bo przecież jej nie uderzę. Nic nie mogę zrobić w tej sytuacji i nigdy nic więcej nie będę mógł zrobić niż powiedzieć jej co mi nie pasuje. I tak ona to wszystko ma w dupie i nie może zrozumieć, że czasami jej durne żarty psują to wszystko co jest między nami. Skoro nie pasowało jej jak byłem „miły i opiekuńczy” to zacznę być znowu sobą i przestanę się tak o nią troszczyć. Prychnąłem tylko do siebie już nie odpowiadając i skierowałem się do swojego apartamentu. Z tego co się zdążyłem zorientować to Cinia szła zaraz za mną, ale chyba nie zamierzała się więcej odzywać. No i dobrze. Za te jej durne przepraszanie, usprawiedliwianie się i paplanie trzy po trzy mam ochotę czasami zaszyć jej ten otwór służący do mówienia. Niestety pod koniec drogi zaczęła coś tam gadać, przy tym często wymieniając moje imię. Chyba zdążyła zauważyć, że nie zamierzam jej słuchać dzisiaj więcej, ale i tak nie zamierzała przestać. W końcu udało mi się wejść do domu, ale już zaczynało  mnie to irytować, wiec stojąc nadal tyłem do niej (bo w końcu szła za mną) uderzyłem lekko o ścianę obok mnie w korytarzu.
-Zamilcz w końcu. Nie chce mi się już ciebie dłużej słuchać dzisiaj. – warknąłem na nią nie odwracając się ani na chwilę. Teraz naprawdę już się nie odezwała. I bardzo dobrze. Wszedłem od razu do łazienki zostawiając lekko uchylone drzwi. I tak nie wejdzie, bo to albo cykorzy, albo się wstydzi… a teraz po prostu jest przekonana, że sobie tego nie życzę. No i właśnie tak jest. Czasami nie mam ochoty już nawet na nią patrzeć. Ja mam zawsze brać na wszystko poprawkę, ale to też ja musze uważać na to co mówię, żeby przez przypadek nie wywołać kolejnej wojny w domu. Po zaliczonym już zimnym i ochładzającym prysznicu wyszedłem w samych spodniach. Oczywiście nie chciało mi się szukać ani paska, ani zapinać rozporka wiec troszeczkę mi spadało. Ociupinkę normalnie. To wcale nie przez to, ze wyglądam jak chodząca anoreksja. Mylicie się.
Cinia siedziała w salonie. Przechodziłem koło niej nawet nie patrząc, kompletnie się nie interesując. Musiała być nieźle zdenerwowana, bo tak ciągle do mnie mówiła, ale ja nic nie odpowiadałem.
-Riuki ! Przestań mnie ignorować ! W takim razie ja nie chce być więcej dziewczyną kogoś, kogo nie obchodzą moje łzy ! – W tym momencie zatrzymałem się tak szybko, że prawie się wywaliłem. Dlaczego ona mnie szantażuje. Nawet bałem się teraz odwrócić. Oczywiście słyszałem i wcześniej już widziałem, że płacze, ale faktycznie nie zareagowałem. Byłem tak zdziwiony tym co powiedziała, że mnie zatkało. Nie mogłem się ruszyć i praktycznie się trzęsłem. Ona potrafi mnie zniszczyć jednym zdaniem i dobrze o tym wie. Żałosne… jestem jak pies, który nie chce stracić swojej pani. I za wszelką cenę nie chce jej nikomu oddać , tym bardziej stracić ze świadomością, że mógłby coś z tym zrobić.
-Ci… - zdążyłem powiedzieć tylko jedną sylabę jej imienia, ponieważ ważniejsze dla mnie było teraz to, żeby zdążyć ją złapać. Chciała stąd wybiec…. I pewnie nigdy więcej by tutaj nie wróciła. Byłem zbyt daleko od niej wiec gdy tylko się odwróciłem praktycznie padłem na kolana by zdążyć ją złapać. Mało się przy tym nie wywróciła. Tak… teraz jak ona stała, a ja klęczałem przy niej i trzymałem ją za falbankę sukienki byłem niższy od niej i pewnie było jej to na rękę. Czułem, ze teraz to ona patrzy na mnie tym zimnym wzrokiem, którym wcześniej ja patrzyłem na nią. Wtuliłem się w jej brzuch, a raczej materiał sukienki i zakryłem przy tym całą twarz. Jedną rękę kurczowo trzymałem ją za palce lewej ręki.- Nie zostawiaj mnie… samego…. – szepnąłem, mój głos załamał się, a ze zdrowego oka poleciało kilka pojedynczych łez. Dlaczego ? Dlaczego ja płacze…. Dlaczego to znowu ja muszę się przed nią ugiąć… i pokazać jak bardzo mi zależy …


( Cinia ?)

Od Chiyo - C.D Conora

Gdy chciał już wyjść ruszyłam za nim i złapałam go za koszulę, delikatnie ciągnąc do tyłu. Odwrócił się do mnie a ja obdarowałam jego osobę moim pięknym uśmiechem.
- Gdzie już lecisz, co? - zapytałam nadal mając jego koszulkę pod palcami - Nie wyjdziesz tak szybko z gawry niedźwiedzia - zaśmiałam się prowadząc go do kuchni. Popatrzyłam znacząco na kubki, a potem na chłopaka. Pokiwał głową wyrażając w ten sposób chęć, aby napić się herbaty. Uśmiechnęłam się ciepło, czekając aż owocowa herbata się zaparzy podeszłam do niego. Zajął już sobie wygodne miejsce na kanapie.
- Złagodniałeś trochę od rana? - zapytałam - Czy nadal cię trzyma?
- Boli mnie trochę głowa.. Ale takie katusze to ja mogę wytrzymać - zaśmiał się. Pokręciłam tylko głową z uśmieszkiem i poszłam sprawdzić jak tam nasz błogosławiony napój. Wyciągając saszetki z kubków popatrzyłam jeszcze raz na Conora.
- Wyglądasz wprost idealnie na tej kanapie.. Może dam ci jakieś czipsy? - powiedziałam z przekąsem niosąc dwa kubki, postawiłam je na stoliku, a potem wróciłam się jeszcze po cukier. Postawiłam go obok kubków. Usiadłam obok chłopaka i zaczęłam sączyć idealnie zaparzoną owocową, ulubioną herbatkę.
- Potem będzie dużo podróży do łazienki - rzucił Conor podniósł swój kubek uprzednio wsypując do niego dwie łyżeczki cukru. Patrzyłam jak zaczął pić oraz jak prawie się zakrztusił.
- Pożałowałam ci - mruknęłam wpatrując się w niego z uśmieszkiem - A już myślałam, że się zadławisz..
Czarnowłosy popatrzył na mnie smutno, jakby naprawdę postawiła już na nim krzyżyk bez możliwości zabrania go.
- Pójdę dzisiaj jeszcze raz z twoimi zwierzakami... I z tobą rzecz jasna - dodałam po chwili mrużąc oczy, przyjęłam wyraz twarzy małej diablicy. Mimo że jestem kotem to czasem budzi się we mnie suczy instynkt, żeby kogoś troszkę tak podręczyć. Przekręciłam głowę na prawo przyglądając się mu przez cały czas, nawet na chwilę nie spuściłam wzroku. On za to podjął kolejną próbę napicia się ciemnoróżowego płynu. Tym razem dałam się mu napić spokojnie, żeby nie było że jestem aż taka straszna.
- Noo i jak pójdziemy..A poza tym! Jak będziesz chciał to przy kolejnej okazji możemy sobie wyjść znowu na jakąś nockę - zaproponowałam z entuzjazmem - Podobał mi się ten taniec. - zamruczałam z szerokim uśmiechem ukazując me białe kiełki. Przełknął głośno herbatę zupełnie jakby miał w gardle jakąś gulę i popatrzył na mnie zdziwiony.
- Ja tańczyłem?! - o mało się nie popluł bobas jeden - No tańczyłeś.. Ty tego nie pamiętasz? No bez jaj - prychnęłam nie mogąc opanować śmiechu - Wywijałeś jak jakiś zawodowy tancerz w wolnym - dodałam odstawiając pusty już kubek na stolik. Słońce tak pięknie świeciło, ogólnie płuca wiosny kwitły w najlepsze a my siedzieliśmy w moim apartamencie i gadaliśmy o wczorajszej nocy. No po prostu idealny począteczek dnia. Podniosłam się gwałtownie, pry okazji zgarniając już dwa opróżnione kubki i odezwałam się:
- To co, masz ochotę iść już ze swoimi zwierzakami? - zapytałam kierując się do kuchni. Domyślił się i wziął cukiernicę, żebym nie musiała robić drugiej rundki. Przeniósł ją taaaki kawał, aż do blatu w kuchni. Od razu umyłam naczynia, potem wszystko dostawiłam na swoje miejsce i odwróciłam się do niego. Znów nakryłam go jak się we mnie wpatrywał. Podniosłam głowę nieco do góry pokazując moją dumę.
- Jestem aż taka piękna, żeby cały czas na mnie patrzeć? - zapytałam uśmiechając się półgębkiem - Naprawdę, nie musisz aż tak się we mnie wpatrywać. Ja wiem i bez tego, że jestem po prostu świetna. Cha, cha. - założyłam ręce na piersi oczekując z jego strony jakiejś odpowiedzi lub może bez komentowania tego wyszlibyśmy do niego, a potem z ośrodka uzbrojeni w zwierzaki.
(Conorrrro?)

Od Cinii - C.D Riuki'ego


Siedzenie w apartamencie i wpieprzanie czekolady chyba nie jest najlepszym rozwiązaniem na problemy. Rzuciłam tym dziadostwem o ścianę, gdyż jeszcze jedna kosteczka mogłaby spowodować małe zamieszanie w moim żołądku. Wstałam z kanapy pociągając nosem, świetnie z tego wszystkiego mam jeszcze katar. Wytarłam nos odkładając chusteczkę w najmniej odpowiednie jak dla niej miejsce - czyli stół. Nie wiem ile czasu już minęło od kiedy tutaj siedzę i kiedy się pożarliśmy, ale było już dosyć późno. Nie sądzę, żeby już wrócił, słyszałabym. Chyba naprawdę przeszłam samą siebie tym razem... Może pójdę go poszukać i porozmawiam z nim na spokojnie? Bo ostatnio to się jedynie wydarłam, czysty standard. Nie zastanawiając się długo wyszłam zarzucając na siebie jedynie jakiś cienki płaszczyk. W sumie to mogłam się ubrać cieplej, dopiero skończyła się zima... noce są nadal przeraźliwie zimne. No ale trudno, jakoś to zniosę to nie jest teraz sprawą najważniejszą. Nie miałam pojęcia dokąd on mógł się udać, ośrodek wbrew wszystkiemu był całkiem spory. Tylko przyjęło się mawiać, że to malutka klatka. W istocie zajmował całkiem sporawą część miasta. Schowałam rączki w kieszenie i nieco przyspieszyłam swój i tak energiczny krok. Nigdzie go nie było... właśnie w momencie kiedy traciłam już chęci na szukanie usłyszałam głośne łupnięcie. Co tam się dzieje? Może troszkę zaciekawiona i zaniepokojna ruszyłam w kierunku dobiegających dźwięków. To co zobaczyłam prawie zwaliło mnie z nóg. Riuki przepychający się z Heavenem to ostatnia rzecz jaką chciałam zobaczyć tego wieczora, właściwie to nawet sobie tego nie wyobrażałam... Przez chwilę stałam jak słup jeszcze niewidoczna dla nich, byli sobą zbyt przejęci. Dopiero po chwili się otrząsnęłam. Zacisnęłam pięści cała się trzęsąc, za dużo już dzisiaj się nadenerwowałam, żeby w tej sytuacji zachować jakikolwiek spokój. Żeby zbytnio nie przesadzać zamiast dobyć miecza, wyciągnęłam malutki scyzoryk z metalowym uchwytem. Przerzuciłam go jeszcze z ręki do ręki a następnie rzuciłam się w ich kierunku. Znalazłam się pomiędzy nimi dokładnie w chwili kiedy mieli się chyba pozabijać. Ich miny były wręcz genialne. Oboje gapili się na mnie z takim ogromnym zdziwieniem...
 - Cinia! - Riuki warknął - Nie wtrącaj się!
 - Nie wtrącam się... pomyślałam, że po prostu odpłacę mu pewną rzecz - uśmiechnęłam się a następnie kopnęłam siwka.
Tym razem to ja miałam nad nim znaczącą przewagę, nie tak jak ostatnio na Arenie kiedy to pokonał mnie na oczach całego ośrodka. Co prawda taka wygrana nie będzie satysfakcją w 100 procentach, no ale zawsze to coś. Zanim podniósł się z ziemi usiadłam na jego klatce i przystawiłam nożyk do policzka przekręcając głowę. Starałam się być teraz opanowana chociaż tak naprawdę czułam się teraz okropnie wiedząc, że Riuki jest tuż za mną. Na samą myśl tej perspektywy otworzyłam oczy nieco szerzej a ręka zaczęła mi drgać. Szybko jednak opanowałam to drżenie przyciskając chłodną stal jeszcze mocniej. Kiedy krew zaczęła malutkim ciurkiem spływać po jego policzku, przystanęłam. Znowu nie chcę mu aż tak bardzo oszpecić twarzyczki...
 - Heaven jeśli nie chcesz stracić jakiejś kończyny, radziłabym ci sobie pójść. Szybko bo zaraz się rozmyślę - posłałam mu głupi uśmiech i wstałam.
Posłał mordercze spojrzenie zarówno mi i Riukiemu po czym niechętnie odszedł. On i tak nie odpuści, kiedyś mi zleje "dupe" za to.
 - Mogę wiedzieć, po kiego tutaj przylazłaś? Nie możesz dać mi spokoju? No chyba, że nie przyszłaś do mnie tylko do niego, to byłoby bardziej zrozumiałe.
To troszkę zabolało, zaczął się zachowywać tak jak na początku naszej znajomości. Bardziej jednak od jego słów zabolało mnie to, jak ja sama musiałam gk skrzywdzić.
 - Nie. Szukałam Ciebie... nie wiedziałam, że z nim jesteś.
 - Mhm... a czemu nie jesteś jeszcze u Rene? - prychnął.
 - Zamkniesz się wreszcie z tym Rene? Będziesz mi to wypominał do końca życia?
 - A jak mam nie mówić? Teoretycznie mnie wtedy zdradziłaś a teraz gadasz takie rzeczy. Może to i kolejny twój głupi żart, ale jak ja mam sie czuć po tym? Ty już byś mi przywaliła, nie mylę się?
Spuściłam wzrok, prawda... wkurzyłabym się.
 - Nie potrzebuję kolejnych przeprosin z twojej strony. One i tak nie są nic warte... mówisz jedno a za chwilę robisz drugie. No i jak mamy się nie kłócić, no powiedz mi Cinia.
Chyba niepotrzebnie w ogóle wychodziłam, znowu go tylko denerwuję. Kiedy na niego spojrzałam, on ewidentnie oczekiwał ode mnie odpowiedzi.
 - Nie zamierzałam Cię w jakikolwiek sposób tym zdenerwować. I nie mówiłam tego na poważnie... Myślałam, że wiesz o tym.

(Riuki? Oczy mi się zamykają :/)

Od Howella - C.D Alexy'ego

Howie przekrzywił głowę, wpatrując się w nowego znajomego, wciąż stojącego nieco niezdecydowanie w progu jego apartamentu. Wyraz jego twarzy przez chwilę dobitnie świadczył, że nie ma pojęcia, o czym ciemnowłosy chłopak tak w ogóle mówi. Dopiero po chwili drgnął nieznacznie, wypuścił piszczącą piłeczkę - już nieco obślinioną - z ust i zniknął w swojej sypialni. Był to sporych rozmiarów pokój, którego jedyne umeblowanie stanowiło łóżko, szafa, komoda i szafeczka nocna. Przez niezasłonięte przeszklone drzwi na balkon widać było rozgwieżdżone niebo. Howell zagapił się na nie przez chwilę, zaraz jednak przypomniał sobie, po co w ogóle przyszedł do swojego pokoju. Szarpnięciem otworzył drzwi drewnianej, lakierowanej szafy stojącej w rogu i zaczął przekopywać się przez morze piłeczek, maskotek, sznurków, frisbee i innych przedmiotów, które wypadły z mebla na podłogę.
Do czekającego w holu Alexy'ego wrócił dopiero po kilku minutach hałaśliwego buszowania wśród tony zabawek. Ogon podkulił pod siebie, tak, jak robił to za każdym razem, gdy ktoś się na niego złościł. Ktokolwiek, nawet jeśli była to zupełnie obca mu osoba.
- Nie znalazłem niczego, czym można by było pobawić się w środku - rzucił, posyłając w stronę nowego znajomego smutne spojrzenie. Zaraz jednak wrócił mu szczenięcy wigor, a ogon na nowo zaczął merdać we wszystkie strony. - Ale i tak jestem zmęczony. I jest późno. Ty chyba też nie spałeś za dużo, prawda? Możemy po prostu posiedzieć tutaj. Pooglądać telewizję albo w coś pograć... co ty na to?


<Och spójrz, Alexy, jest post!>

[QS Team 1] Od Stein'a - C.D Rene

Nie miałem co liczyć na zbliżenie się do Ace'a. Zaraz jak tylko przysypał go gruz, w celu obrony znów zastosował swój niezawodny wybuchający dym. Jeden niewłaściwy ruch w tej czarnej, smolistej masie i już po nas. Czego się po nim można było spodziewać? W sumie... wszystkiego. Jedno było pewne – walką mu nie zaszkodzimy, zaś nasze Arcany mogły go jedynie osłabić. Tak jak już było wspomniane... nie był taki sam jak jego " koledzy ", którzy bardziej zasługiwali na miano robotów niż ludzi. Ich dwójka miała jedynie kilka ludzkich genów, ale nie posiadali żadnych uczuć ani też nie potrafili wyciągać wniosków. Na początku myślałem, że będziemy mogli łatwo to wykorzystać i w pokojowy sposób załatwić całą sprawę, ale niestety... przeliczyłem się choć nie byłem tego do końca taki pewny. Kiedy ukryłem się będąc rannym miałem sporo czasu, aby się zastanowić nad pewnymi rzeczami. Walka z Ace'm dała mi sporo do myślenia. A później jeszcze ta akcja z tą rzeźbą tylko utwierdziła mnie w moich przekonaniach. Ace bardzo dziwnie się zachowywał, ale wtedy było to mało istotne. Najbliższy teren pokrył się tym wybuchającym dymem. Musieliśmy się ukryć lub usunąć ten cholerny dym. Druga opcja wydała się najbardziej możliwa. Żeby się jakoś uchronić przed zabójczym pyłem musielibyśmy albo wspiąć się na jakąś sporą wysokość lub pod ziemię, a na to nie było czasu. Coraz bardziej mnie to męczyło i chciałem to skończyć jak najszybciej... o ile to było możliwe. Miałem już pewne podejrzenie co do sposobu na " pokonanie " Ace'a, ale zrezygnowałem z informowania o tym mojej ekipy. Nie wiedziałem jak mogliby na to zareagować, więc wolałem zachować to dla siebie. W razie gdyby nie wypaliło zginąłby tylko ja choć nie widziało mi się umierać.
W tym Omicronie zauważyłem dziwne zachowanie wobec ludzi. Inni widzieli w tym tylko ataki i chęć mordu, ale ja zauważyłem coś jeszcze... w jego oczach widziałem iskrzącą podczas walki z nami nienawiść, która z niczego się nie bierze. Ludzie nienawidzą innych z różnych powodów... przez krzywdę, przez inną wiarę, ale głównie przez zazdrość, której doświadczył każdy człowiek. W mniejszym lub silniejszym stopniu, a czasami nawet nie świadomie... zazdrość to najgorszy i najbardziej zaraźliwy grzech jaki zna świat. Według mnie to właśnie ta zazdrość i rodząca się z niej nienawiść były powodem całego tego zamieszania. Ludzkie odczucia i emocje to naprawdę czarna magia, ale jak wszystko... mają one swój schemat, który z czasem można pojąć. Chciałem spróbować jakoś porozumieć się z Omicronem. Nie wiem czy to by coś dało, ale na pewno był to lepszy plan niż próby walki, która nijak nam nie szła.
Kiedy moi wspólnicy zajęli się pozbywaniem czarnego pyłu, ja jako cień po prostu zniknąłem. Snułem się po ziemi i ścianach budynków... byłem jak duch. Smolisty cień niczym z horroru towarzyszył mojej niewidzialnej powłoce. Drogę oświetlały mi świecące turkusem oczy. Słyszałem nieco osłabiony charkot, ale nie mogłem wypatrzyć postaci Ace'a. Nagle w ścianę, po której sunęła figura mojego cienia trafił zaostrzony, kamienny grot. Odwróciłem się w stronę, z której przyleciał i zauważyłem rozwścieczonego Omicrona. Był bardziej zniszczony niż można było przypuszczać. Zarysowania na zbroi, poszczępione uszy i rany na ciele, ale jego skuteczność ani trochę nie spadła... jego buntownicze humorki również nie uległy zmianie:
-To znowu ty. Widzę, że ci spieszno do śmierci. - zaśmiał się – Ty na prawdę jesteś szalony.
-Nie mniej niż ty. - mruknąłem nagle pojawiając się za nim. Zamachnął ręką, ale ja już zdążyłem zniknąć.
-Jaki teraz macie plan? Chcecie mnie zmęczyć? Ha! Ja się nie męczę. - powiedział pewnie. Natarł na mnie próbując atakować mój cień, który przed każdym atakiem zwinnie uciekał choć nie musiał, bo i tak nic by mi się nie stało.
-Nie mamy już żadnego, ale... co cię to obchodzi czy mamy jakiś plany czy nie? Czyżbyś się o nas martwił? - zakpiłem.
-O was... chyba śnisz! - uderzył pięścią w ścianę. Zaśmiałem się pojawiając się za jego plecami.
-Czy widok ludzkiej krwi sprawia, że czujesz się wyższy? Czy krzywdzenie żywych istot sprawia ci przyjemność? - spytałem pojawiając się raz przy jego uchu, a raz za jego plecami. Ace machał rękami starając się mnie pozbyć, ale teraz nie miałem swojej cielesnej powłoki, więc mógł próbować do woli.
-Co to za głupie pytania mi zadajesz? - spytał wściekły.
-One są głupie dla ciebie dlatego, że nie znasz na nie odpowiedzi. Typowo ludzkie zachowanie. - wzruszyłem ramionami znikając pod ziemią – A wiesz co... we mnie siedzi taki jeden co uwielbia patrzyć na to jak cierpię i jak krzywdzę innych, ale on nie jest człowiekiem. Za to ty... ty mimo, że masz najwięcej z człowieka to zachowujesz się prawie tak samo jak ten potwór, który siedzi w mojej głowie. Czy tego właśnie chcesz? Chcesz być potworem gorszym niż ci, którzy was stworzyli? - spytałem krążąc wokół jego zdziwionej twarzy.
-Zamknij się! - wrzasnął wściekle i próbował przyłożyć mi w twarz. Zaśmiałem się czując, że wreszcie znalazłem jego czuły punkt.
-No racja... powiesz... skąd się wzięła twoja nienawiść do ludzi? Z krzywdy jaką ci wyrządzili czy może... z zazdrości? Hmm? - spytałem skacząc tu i tam. Czułem, że już długo nie wytrzymam w tej formie. Poprzednia walka z nim nieco wyprała moje siły. Fizycznie jeszcze byłem w stanie coś zrobić, ale moje moce słabły. Mimo to chciałem spróbować jakoś dogadać się z Ace'm... nie chciałem go krzywdzić.
-Niczego wam nie zazdroszczę! Jesteście słabi! Nie możecie dorosnąć mi nawet do pięt! - zaśmiał się pewnie.
-Ach tak? Jasne... już ci wierzę. - zakpiłem już ledwo trzymając swoją cieniową formę – Nie zazdrościsz nam tego, że możemy kochać, przebaczać czy rozumieć innych? Ciekawe. A co czułeś kiedy siedziałeś sam w swojej ciemnej celi? Samotność, gniew, smutek, rozpacz, żal... - wtedy poczułem uścisk jego dłoni na swojej szyi. Moja moc się wyczerpała. Zacisnąłem ręce na jego nadgarstku starając się zwolnić uścisk. Z trudem próbowałem łapać oddech. Spojrzałem głęboko w smutne oczy Ace'a, w których pojawiły się łzy. Zaczęły powoli spływać po jego sinych i posiniaczonych policzkach.
-Tak! Masz rację, ale co z tego? Zaraz zginiesz i nikt się o tym nie dowie. - uśmiechnął się złowieszczo – Jakieś ostatnie słowa? - spytał kpiąco zaciskając się coraz bardziej na mojej szyi. Skrzywiłem się czując, że już brakuje mi tlenu.
-No tak... zapomniałem. Ty już nic nie możesz mówić. - mruknął unosząc jeden z kącików swoich ust do góry. Wtedy zdobyłem się tylko na uśmiech. Omicron zdziwił się nieco, zwalniając uścisk.
-I z czego tak się cieszysz? Przecież zaraz umrzesz.
-Bo ludzie muszą w coś wierzyć, by nie bać się śmierci. Ja uporczywie w coś wierzę i dzięki temu śmierć z twojej ręki nie jest dla mnie straszna. - odpowiedziałem ostatkiem sił. Uśmieszek zniknął z twarzy Omicrona. Puścił mnie wystraszony i odsunął się ode mnie jak od trendowatego. Ledwo trzymałem się na nogach. Oczy Ace'a wypełniły się łzami. Osunął się na kolana i schował twarz w poranionych dłoniach. Nagle charkot ucichł i wydawał się teraz bzyczeniem szerszenia. Napięte ciało Ace'a rozluźniło się nieco i było słychać jego ciężki oddech. Zrobiło mi się go tak strasznie żal. Co oni zrobili? Do czego jeszcze posuną się naukowcy, by zaspokoić swoje pragnienie odkrywania? I pomyśleć, że kiedyś byłem taki sam jak oni... nie przejmowałem się tym co czują inni, tylko własnymi niezaspokojonymi pragnieniami. W moich uszach rozległ się jego przeraźliwy szloch:
-Kim ja jestem? - pytał się ciągle.
-Takim zachowaniem nie pokażesz, że jesteś człowiekiem, ale teraz... - resztkami sił uklęknąłem przy nim i przytuliłem się do niego - ... spokojnie. - szepnąłem. Przejechałem dłonią wzdłuż jego kręgosłupa i poczułem jak jego mięśnie się rozluźniają. Na jego ciele pojawiły się szwy. Próbowałem resztką siły swojej duszy uleczyć jego zniszczoną do granic możliwości duszę, która już powoli znikała. Poczułem lekki powiew wiatru. Nagle wszystko stawało się coraz bardziej widoczne, a powietrze czystsze. W mojej głowie echem odbijały się znajome głosy:
-Stein! Stein!
-On chyba nie żyje...
-Spójrzcie na Ace'a!
-To mi się chyba śni...
Dopiero wtedy się zorientowałem, że nie oddychałem przez jakiś czas. Zakrztusiłem się próbując nadrobić braki tlenu w płucach. Odsunąłem się od Omicrona i kątem oka spojrzałem na zdziwioną drużynę... nie liczyłem na to, że ponownie ich zobaczę. Jeszcze nigdy nie wykorzystałem tak wielkiej ilości siły własnej duszy... możliwe, że tu właśnie kończyła się moja wytrzymałość. Ace chwiejnym krokiem wstał, podszedł do Rene, który odsunął się od niego gwałtownie... wszyscy myśleli, że nadal jest zły, ale kiedy rzucił się na Rene po to, aby się przytulić, oniemieli. Ja tylko patrzyłem przed siebie czując jak życie ze mnie upływa. Oczy zalała mgła, ciało kompletnie straciło oparcie. Poczułem jak coś wypływa mi z ust. Poczułem metaliczny smak krwi w ustach. Po chwili już zobaczyłem tylko bezkresną ciemność... któreś z nas musiało zginąć... dla zasady.

( Teamie ;> Macie tutaj Ace'a po " resocjalizacji " :3 Tylko zaprowadzić do domciu i git xD Tavv mnie zabije za to opowiadanie, ale ciii... )
Layout by Hope