No jak zwykle. Ona nigdy nie ma zamiaru mnie denerwować.
Dziwne, ze zawsze wychodzi inaczej i nie tak jak ona sobie zaplanowała. Powoli
zaczynało mi się podobać to że napotkałem Heaven’a, bo mogłem się na czymś
wyżyć, ale teraz niestety będę musiał się znęcać nad poduszką, bo przecież jej
nie uderzę. Nic nie mogę zrobić w tej sytuacji i nigdy nic więcej nie będę mógł
zrobić niż powiedzieć jej co mi nie pasuje. I tak ona to wszystko ma w dupie i
nie może zrozumieć, że czasami jej durne żarty psują to wszystko co jest między
nami. Skoro nie pasowało jej jak byłem „miły i opiekuńczy” to zacznę być znowu
sobą i przestanę się tak o nią troszczyć. Prychnąłem tylko do siebie już nie
odpowiadając i skierowałem się do swojego apartamentu. Z tego co się zdążyłem
zorientować to Cinia szła zaraz za mną, ale chyba nie zamierzała się więcej
odzywać. No i dobrze. Za te jej durne przepraszanie, usprawiedliwianie się i
paplanie trzy po trzy mam ochotę czasami zaszyć jej ten otwór służący do
mówienia. Niestety pod koniec drogi zaczęła coś tam gadać, przy tym często
wymieniając moje imię. Chyba zdążyła zauważyć, że nie zamierzam jej słuchać
dzisiaj więcej, ale i tak nie zamierzała przestać. W końcu udało mi się wejść do
domu, ale już zaczynało mnie to
irytować, wiec stojąc nadal tyłem do niej (bo w końcu szła za mną) uderzyłem
lekko o ścianę obok mnie w korytarzu.
-Zamilcz w końcu. Nie chce mi się już ciebie dłużej słuchać
dzisiaj. – warknąłem na nią nie odwracając się ani na chwilę. Teraz naprawdę
już się nie odezwała. I bardzo dobrze. Wszedłem od razu do łazienki zostawiając
lekko uchylone drzwi. I tak nie wejdzie, bo to albo cykorzy, albo się wstydzi…
a teraz po prostu jest przekonana, że sobie tego nie życzę. No i właśnie tak
jest. Czasami nie mam ochoty już nawet na nią patrzeć. Ja mam zawsze brać na
wszystko poprawkę, ale to też ja musze uważać na to co mówię, żeby przez
przypadek nie wywołać kolejnej wojny w domu. Po zaliczonym już zimnym i
ochładzającym prysznicu wyszedłem w samych spodniach. Oczywiście nie chciało mi
się szukać ani paska, ani zapinać rozporka wiec troszeczkę mi spadało.
Ociupinkę normalnie. To wcale nie przez to, ze wyglądam jak chodząca anoreksja.
Mylicie się.
Cinia siedziała w salonie. Przechodziłem koło niej nawet nie
patrząc, kompletnie się nie interesując. Musiała być nieźle zdenerwowana, bo
tak ciągle do mnie mówiła, ale ja nic nie odpowiadałem.
-Riuki ! Przestań mnie ignorować ! W takim razie ja nie chce
być więcej dziewczyną kogoś, kogo nie obchodzą moje łzy ! – W tym momencie zatrzymałem
się tak szybko, że prawie się wywaliłem. Dlaczego ona mnie szantażuje. Nawet
bałem się teraz odwrócić. Oczywiście słyszałem i wcześniej już widziałem, że
płacze, ale faktycznie nie zareagowałem. Byłem tak zdziwiony tym co
powiedziała, że mnie zatkało. Nie mogłem się ruszyć i praktycznie się trzęsłem.
Ona potrafi mnie zniszczyć jednym zdaniem i dobrze o tym wie. Żałosne… jestem
jak pies, który nie chce stracić swojej pani. I za wszelką cenę nie chce jej
nikomu oddać , tym bardziej stracić ze świadomością, że mógłby coś z tym
zrobić.
-Ci… - zdążyłem powiedzieć tylko jedną sylabę jej imienia,
ponieważ ważniejsze dla mnie było teraz to, żeby zdążyć ją złapać. Chciała stąd
wybiec…. I pewnie nigdy więcej by tutaj nie wróciła. Byłem zbyt daleko od niej
wiec gdy tylko się odwróciłem praktycznie padłem na kolana by zdążyć ją złapać.
Mało się przy tym nie wywróciła. Tak… teraz jak ona stała, a ja klęczałem przy
niej i trzymałem ją za falbankę sukienki byłem niższy od niej i pewnie było jej
to na rękę. Czułem, ze teraz to ona patrzy na mnie tym zimnym wzrokiem, którym wcześniej
ja patrzyłem na nią. Wtuliłem się w jej brzuch, a raczej materiał sukienki i
zakryłem przy tym całą twarz. Jedną rękę kurczowo trzymałem ją za palce lewej
ręki.- Nie zostawiaj mnie… samego…. – szepnąłem, mój głos załamał się, a ze
zdrowego oka poleciało kilka pojedynczych łez. Dlaczego ? Dlaczego ja płacze….
Dlaczego to znowu ja muszę się przed nią ugiąć… i pokazać jak bardzo mi zależy …
( Cinia ?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz