niedziela, 18 października 2015

Od Heaven'a - CD Vanilli

Nie odpowiedziałem na pytanie, choć nie dlatego, że nie chciałem. Po prostu nie byłem w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Kiwnąłem jedynie szybko głową z aprobatą, po czym zakryłem jej zaciśniętą na krawędzi wanny dłoń swoją własną. Przeniosłem wzrok zapłakanych oczu na smutne oblicze Vanilli, aby zaraz potem podnieść się z klęczków i raz jeszcze cicho szepnąć pod nosem „Będę czekał na zewnątrz. Zawołaj mnie, kiedy tylko będziesz czegoś potrzebować.” W chwili obecnej opuszczenie łazienki i zostawienie Sigmie nieco przestrzeni wydawało się najodpowiedniejszym krokiem z mojej strony. Być może znowu zachowałem się jak tchórzliwy, niedoświadczony małolat, ale inaczej niestety reagować nie potrafiłem. Przed samymi drzwiami mocno zawahałem się przed wyjściem, ale świadomość tego, że Atshushi myśli, iż nie chcę jej już nigdy więcej dotykać, a tym bardziej chociażby na nią patrzeć, mnie samego przyprawiło o nieprzyjemne uczucie. Prędzej czy później sama kazałaby mi stąd wyjść, tak więc ostatecznie zdecydowałem się na zrobienie tego samowolnie.
Ledwo spocząłem na kanapie, a moich uszu dobiegł dźwięk schodzącej w dół klamki. Zza drzwi wyłoniła się drobna sylwetka blondynki z włosami sięgającymi prawie do podłogi. Patrzyłem na nią jak zaczarowany – w jednej minucie przestałem płakać. Jej widok wciąż oczarowywał mnie w taki sam sposób jak jeszcze na samym początku. Otrząsnąłem się dopiero parę długich sekund później, pośpiesznie przypominając sobie o prośbie dziewczyny. Czym prędzej zszedłem, nie... zeskoczyłem z siedziska i dwoma, wielkimi susami podszedłem do ukochanej. Bez zbędnych słów zamknąłem ją w swoich objęciach, ciało miała niezwykle ciepłe z powodu gorącej wody, jaką niedawno opuściła. Oparłem głowę na jej ramieniu, wlepiając tępy wzrok piękących od płaczu, czerwonych tęczówek na przestrzeń przed sobą. Mógłbym przepraszać do końca swoich dni, ale sam powoli zaczynałem wątpić w prawdziwość własnych słów. Szanse na poprawę oraz ujrzamienie furii spowodowanej Arcaną wydawały się praktycznie zerowe i właśnie ten fakt załamywał mnie najbardziej. Nie ważne jak ciężko bym pracował nad naprawą łączących nas relacji, wszystko ponownie zawali się wraz z nową falą gniewu. Przeklnąłem w myślach, zaciskając zęby tak mocno, że aż poczułem coś podobnego do bólu głowy.
- Vanilla... – szepnąłem, orientując się jak długo tkwimy w jednej pozycji -  Naprawde nie chcę, aby raniło cię samo spojrzenie w moją stronę. Tylko powiedz, jeżeli nie będziesz chciała, wtedy po prostu sobie...
- Jesteś idiotą, Heaven – odparła zaciskając palce na materiale mojej koszulki – Nie chcę, żebyś sobie poszedł. Chcę, żebyś zrozumiał.
- Rozumiem swój błąd, ale...
- Nie robisz nic, żeby go naprawić. O ile to w ogóle możliwe... – ostatnie zdanie wypowiedziała prawie niedosłyszalnie, lecz mimo wszystko zdołałem zrozumieć jego treść – Po tym co powiedziałeś każdy ruch z twojej strony sprawia mi ból. Słowa ranią bardziej niż czyny: doskonale o tym wiesz i wiedziałeś, wygarniając mi w twarz co o mnie myślisz, uniemożliwiając choćby wytłumaczenie ci, że nie zrobiłam nic złego. Nigdy bym cię nie zdradziła, ani ty mnie także. Przynajmniej mam taką nadzieję.
- Oczywiście, że nigdy tym nawet nie pomyślał, żeby to zrobić.
- Dlaczego więc pomyślałeś w taki sposób o mnie?
Już rozwarłem usta, aby coś odrzec, jednak zauważając, iż nie potrafię udzielić żadnej odpowiedz na pytanie, natychmiast je zamknąłem. Uparcie szukałem jakiegokolwiek wytłumaczenia w ogarniętym pustką umyśle, jednak bezskutecznie. Tego się po prostu nie dało wyjaśnić, należałem do ludzi najpierw robiących, a potem myślących, ale ta uwaga jeszcze bardziej zniechęciłabym Vanille do mojej osoby (co z tego, że od dawna o tym szczególiku wiedziała).
- Ja... sam nie wiem... Nie myślałem nad tym co mówię – podrapałem się nerwowo po karku, jednocześnie słysząc jak idiotycznie zabrzmiała owa wypowiedź
- A powinieneń zacząć, wiesz? W ten sposób ranisz tylko siebie i wszystkich dookoła.
Częściowo nie miałem pojęcia do czego właściwie zmierza. Ona już nawet nie była zła: myślę, że bardziej potwornie zawiedziona, może załamana. Uwalniając się z mojego uścisku, zaczęła wolnym krokiem krążyć po całym apartamencie, sunąc wzrokiem po czym popadnie, byle nie na mojej sylwetce. Czułem się dziwnie wiedząc, iż robi to świadomie – zrozumiałem co znaczyło wyrażenie „Nie chcę na ciebie patrzeć” wychodzące wtedy z moich ust. Coś strasznego...
- Wiem o tym. Dlatego nie mam pojęcia co robić, aby to się już nie powtórzyło.
Słysząc to, niespodziewanie odwróciła głowę w moją stronę. Sprawiała wrażenie szczególnie nad czymś zamyślonej, nie mogłem jednak wyczytać zupełnie niczego z wyrazu jej twarzy. Po prostu stała na drugim końcu pomieszczenia, trwając w totalnych bezruchu. Przypatrywaliśmy się sobie nawzajem niczym dzieci nie będące pewnym czy aby na pewno chcą być w jednej parze. Już nie starałem się tłumaczyć, jedyne co mogłem teraz zrobić to czekać na ostateczną decyzję ze strony Vanilli. Cokolwiek zrobi, uszanuję to, ale nigdy nie pogodze się z faktem, że jej przy mnie nie ma... Dlatego jeśli odejdzie, będę podążał za nią do ostatniego oddechu. Na koniec świata i jeszcze dalej.

< Vanilla?>


Od Kidy - C.D Kanoe

Nie mogę przyznać, że wylałem na nią kawę zupełnie przypadkiem. Bywam bardzo mściwy, nie ważne czy to chłop, baba czy dziecko. Zemsta to zemsta nie zależnie, kto mi wyrządził krzywdę. W sumie można powiedzieć, że w tym momencie zachowałem się jak taki 15-letni szczeniak. Dzieci się bawią i wylewają na siebie kawusię. No brawa dla nas. No, ale nic. Wyprostowałem się z delikatnym uśmieszkiem i stanąwszy do niej bokiem położyłem sobie rączkę na karku.
-To był taki swego rodzaju rewanż? – zapytała starając się wytrzeć plamę na jej mundurku. Parsknąłem śmiechem słysząc to jakże trafne pytanie. Powiedziałbym, że było to bardziej stwierdzenie.
-W sumie. Może to nazwać jak tam sobie chcesz. Oczywiście nie sugeruje, że wcześnie zrobiłaś to specjalnie. – wzruszyłem ramionami – Wiesz… ja bardzo chętnie pomogę ci się przebrać. – wyszczerzyłem ząbki idąc w stronę kuchni. No przecież ktoś to musi powycierać, prawda? Jakoś nie widzę siebie w roli seksownej pokojówki, a tym bardziej kogoś kto będzie leciał ze ścierą po całym mieszkaniu. Ja jednak nie mogę mieszkać sam, bez żadnej kobiety bo dostanę na łep.
-Ha ha… bardzo śmieszne. Mi jednak się wydaje, że doskonale dam sobie radę sama. – wstała, zarzuciła czarnymi włosami i ruszyła w stronę wyjścia.
-Już mnie panienka opuszcza? – zachichotałem, jedna ona już nawet nie spojrzała w moją stronę. O matko jak mi przykro. Obraziła się? Nie nooo… chyba mi tego nie zrobi, prawda? Już mniej rozbawiony zerknąłem w stronę mokrej kanapy, oraz resztek kawy, które skapywały powolutku na drewnianą podłogę. W powietrzu unosił się delikatny zapach czarnej, świeżo parzonej kawy. Eh… wydaje mi się, że będę go jeszcze czuł przynajmniej przez tydzień jak nie więcej.
~~~Pół godziny później~~~
Udało mi się w końcu uporać z ta wielka plamą. Nie wiem komu bardziej zrobiłem na złość. Sobie, czy jej. Ona tylko wrzuci ten swój mundurek do pralki i będzie po kłopocie, a ja musiałem… latać z mopem, jak perfekcyjna pani domu. Kida  i perfekcyjna pani domu. To mógłby być niezły nagłówek. Po prostu przyciągnął by tłumy i przy okazji nigdy więcej nie zasmakowałbym normalnego życia. Jakby spojrzeć na to z innej strony to ja w stroju takiej sprzątaczki… nie! STOP! O czym ja w ogóle myślę!? Potrząsnąłem głową z nadzieją, ze zaraz pozbędę się tych wszystkich durnych i jednocześnie sprośnych myśli. W tym samym czasie kiedy zamierzałem już odstawić narzędzie swojej pracy: zadzwonił telefon.
-Moshi Mo…. [jap. halo/słucham]– nawet nie zdążyłem dokończyć bo po drugiej stronie usłyszałem zdenerwowany głos jakiejś… pani? No.. jestem pewien, ze to laska, bo rzadko spotyka się faceta z tak melodyjnym głosem. Nakrzyczała na mnie i powiedziała, że jakie 45 minut temu miałem się zjawić w biurze. Ah no tak… jak sobie teraz o tym przypomnę to miałem zobaczyć te wszystkie potencjalnie dobre, a jednak delikatnie niedoskonałe Arcany. Oho. To będzie się działo. Przez całe 7 minut udawałem, że ją słucham, a potem najzwyczajniej w wiecie powiedziałem, że „już tam pędzę”. W ślimaczym tempie ubrałem buty i otworzyłem drzwi. Wolniej się nie dało, serio. Jak na złość kiedy wychodziłem znowu zderzyłem się… no patrzcie, patrzcie… z Kanoe. Za nim jednak jej pupa zetknęła się z podłożem złapałem ja za nadgarstek i pociągnąłem w swoją stronę.
-Zastanawiam się czy na miejscu byłoby teraz powiedzenie „Lecisz na mnie”, czy bardziej „Lecisz na podłogę”. – wyszczerzyłem się i jednocześnie ciągnąć w kierunku biura.
-Gdzie ty mnie znowu ciągniesz… - lekko zirytowana co zdążyłem zauważyć, ale i tak dosyć spokojnie na to zareagowała.
-Pójdziesz ze mną. Musze mieć jaką obstawę przecież. – puściłem jej oczko. No tak. Na pewno mi się taka zwykła, naturalna Arcana przyda w walce z 4 już nieco wyspecjalizowany Arcan. W większego wała nie mogłem jej zrobić. – Jak będą mnie atakować, to będziesz mnie bronić jak swojego pana, dobrze piesku?
-Zaraz zarobisz w zęby..
-Uprzedzam, że u mnie nie istnieje taka zasada jak „Kobiet się nie bije” – powiedziałem przezornie unosząc paluszek wskazujący ku górze. Coś tam jeszcze marudziła, ale już nie specjalnie ją słuchałem. Po prostu szedłem przed siebie. Wparowałem do biura gdzie znajdowali się już wszyscy, których (nie)chciałem widzieć.
-O… macie swojego pana spóźnialskiego. – powiedziała pani naukowiec jak przypuszczam, była to ta sama, która nawrzeszczała na mnie przez telefon. – A teraz zostawiam was w jego rękach. – powiedziała i wyszła. Wyparowała, dokładnie tak jakby wiedziała co tutaj się szykuje. Wypuściłem tylko powietrze z ust i za raz usiadłem za biurkiem. Yuuko usiadła sobie gdzieś tam niedaleko ich i warknęła delikatnie już podenerwowana. No wcale jej się nie dziwię. Tez bym był gdyby ona coś takiego odwaliła. Wziąłem jakieś grube pospinane papiery do reki i zacząłem je przeglądać.
-Ciekawe życie mieliście no nie powiem…. – wzrok przeniosłem teraz na każdego z nich po kolei. Żaden się nie odzywał jednak jeden miał cały czas tajemniczy uśmiech na twarzy. Może chociaż z jednym się dogadam. – Ależ wy rozmowni. Jak tak będziecie ze mną obficie rozmawiać to życia wam nie starczy.
-Ale nuda… myślałem, że coś ciekawszego się będzie działo. – Koleś dosyć dobrze zbudowany, z szarymi włosami i czerwonymi tęczówkami… no tak. Wstał i już miał złapać za klamkę od drzwi kiedy to niechcący..  poślizgnął się na śliskiej nawierzchni (JA WCALE NIE MACZAŁEMW  TYM PALCEM!). Wylądował na dupce z takim hukiem, że przez chwilę myślałem, że coś mu się połamało. Reszta – choć nie powiem wydawali się ponurzy – wybuchła śmiechem. O nie.. taka kompromitacja. I co? Teraz mi pogrozi laserami w oczach?
-Jesteś Heaven, co? – podparłem się na łokciach o biurko i przekrzywiłem główkę. – Uprzedzili mnie, że będziesz stwarzał nie lada problemy pączusiu, ale uwierz mi, że ja się nie będę z Toba cackał jak cała reszta naukowców.  – nadal siedział na podłodze, ale patrzył na mnie tak jakby mnie zaraz miał zabić. Oho. Nie odzywa się. Czyżby respekt?
-Delty i Sigmy to takie wredne stworzenia…. Wszyscy myślicie, ze jesteście niepokonani? Omicron zmiótł by was jednym…
-Z tego co wiem to twoja laska jest Sigmą. Nie wiem czy byłaby zadowolona, gdyby to usłyszała. – No tak. Niby Naukowcy to tylko ludzie a jednak widzą więcej i moa więcej niż przeciętna Arcana. – A tak między nami to może mi ją kiedyś pożyczysz? – schyliłem się na tyle by szepnąć mu właśnie to na uszko. Mało nie wyszedł z siebie. Jak zobaczyłem ten piękny błysk w jego oczach to normalnie zacząłem się bać (hah… żart). Wstał (chociaż się chwiał jak po dużej dawce alko) i stanął jak gdyby miał mnie zaraz rozszarpać.
-Kretynie… - tym razem chyba nieco bardziej rozgarnięty podniósł się i przytrzymał go kiedy już miał zrobić krok w moją stronę. –On cie prowokuje…. – westchnął  i tym samym jakby go trochę uspokoił.
-Heee…? Szkoda miałbym niezły ubaw… - wzruszyłem ramionami kiedy już wszyscy sobie ładnie usiedli. – Ale i tak chciałbym zobaczyć wasze umiejętności. Może ktoś chętny na pierwsze porządne lanie dupska?


( Chłopaczki, lub… Lady?)

Od Eriki - C.D Reny

Okay. To było... dziwne. Najpierw na mnie wpadła, potem obmacała, a w końcu zaprosiła do wspólnej zabawy z dziwacznym, cienistym psem, który wabił się tak samo jak egipski bóg związany z życiem pozagrobowym. Ale nie żeby mi to w jakimś stopniu przeszkadzało. No przecież w końcu sama chciałam szukać towarzystwa, więc można by nawet powiedzieć, że dziewczyna spadła mi z nieba.
Zresztą, bądźmy szczerzy - czy w całym Rimear była chociaż jedna, stuprocentowo normalna osoba? Śmiem w to tak ciutkę, odrobinkę wątpić.
Zastanowiło mnie tylko skąd ona znała moje imię. Nie pamiętałam żebyśmy się już kiedyś spotkały. Chyba, że miałam sklerozę. I to niezłą, bo raczej trudno byłoby zapomnieć tak specyficzną i energiczną osobę.
Potrząsnęłam głową, wyrywając się z zamyślenia i puściłam się w pogoń za nowo poznaną dziewczyną.
- Hej! Zwolnij trochę, bo cię nie dogonię! - zawołałam za nią, śmiejąc się przy tym. Zapowiadał się całkiem ciekawy dzień.

<Rena? :3 Wybacz, że krótkie :c>

Od Reny - C.D Eriki

Gdzie to cholerne zwierzę? Właśnie tak zastanawiałam się chodząc po korytarzach i szukając Anubisa, wyleciał z mojego apartamentu jak głupi, potem przez dwór i następnie w kierunku mieszkanek Naturalnych. Szukałam go wciąż i wciąż nie patrząc nawet przed siebie. Weszłam na samą górę, żeby potem zbiec na dół po schodach nawet nie patrzłc kto po nich włazi czy też złazi. Przy końcówce uderzyłam w jakąś dużą masę. Najprawdopodobniej człeka, ofiarę moich zabaw że zwierzaczkami.
- Sory.- mruknęłam wracając do żywych, zwróciłam też wtedy bardziej uwagę na to Z KIM się zderzyłam. Była to blondynka w czarno-bialej sukience. Na pierwszy rzut oka natrafiłam na śliczne piersi a dopiero potem twarz,która też była niczego sobie.
- Mogłabyś trochę uważać.. - westchnęła próbując się podnieść. Ja zrobiłam to szybciej i wyciagnęłam w jej kierunku pomocną dłoń. Złapała za nią,a ja od razu pociągnęłam,żeby mogła w końcu stanąć na tych swych pięknych nogach.
- Jeszcze raz sorki,ale mój "zwierzak" mi uciekł i spieszę się trochę aby go znaleźć bo może trochę narozrabiać.. Jeżeli już tego nie zrobił.- powiedziałam rozglądając się dokoła w poszukiwaniu "psa" - Może chcesz mi pomóc? - zapytałam z uśmiechem - Chwila... Chwila! Ty masz na imię Erika co nie?!- krzyknęłam z uśmiechem - No to super. Już znam coraz więcej osób z tego ośrodka - przytuliłam się do niej równoczeónie sprawdzając jak miękki ma biust.
- Nieźle poduszeczki - wymruczałam z uśmieszkiem - O! Anubis! - wrzasnęłam widząc cczarnego jak smoła wielkiego psowatego. Ten zwrócił na mnie wzrok i jakby się uśmiechnął, machnął swym cienistym ogonem a potem przechodząc niżej ulotnił się z pola widzenia. Ruszyłam w jego kierunku cały czas majłc na twarzy wymalowany naprawdę śliczny uśmieszek.
- On myśli że to zabawa! Pobaw się z nami Eri! - krzyknęłam oddalając się coraz bardziej od dziewczyny.
(Erika :D?)

Od Reny

Głaskałam Hekate, gdy w całym apartamencie rozległo się głośne i energiczne pukanie. Kilka godzin temu wreszcie tu trafiłam, a już chcą powiedzieć mi więcej o tym miejscu. Jejku, jak się troszczą. Zadarłam głowę nieco ku górze schodząc z kanapy. Podeszłam powoli do drzwi, chwyciłam za klamkę i uśmiechnęłam się przyjaźnie otwierając je na oścież. Za dopełnieniem prywatnej strefy stała niższa ode mnie blondynka wpatrująca się intensywnie w jeden punkt. Nie wyglądała na zbyt rozluzowaną. Uśmiechnęłam się szerzej lustrując ją sobie od dołu do góry. Coś tam popaplała, tak szybko jak przyszła tak też wyszła. Pstryknięciem odesłałam Hekate z powrotem i poszłam za tą przesłodką dziewczynką. Wyglądała na o wiele młodszą ode mnie i zapewne taka była. Rozglądałam się na boki z pełnym podziwu wzrokiem.
[…]
Zapoznałam się z kartami osób umieszczonych w ośrodku. Naturalnych Arcan rozwijających swoje umiejętności. Ciekawiło mnie kilka osób, a resztę wzięłam ze sobą do apartamentu z zamiarem przeanalizowania ich później. Zanim wyszłam z pokoju Vanilla – jak się dowiedziałam - odeszła zostawiając mnie na pastwę losu i czynników pogodowych postanowiłam, że poszukam kogoś z kim mogłabym zamienić chociaż kilka słów. Albo może powłóczę się po tej szklanej kulce. Fontanny, miniaturowe drzewka, te zwykłych rozmiarów. Genetyczny kogiel mogiel znajdował się dookoła mnie. Mimo że był to zamknięty obszar to i tak toczyło się tam coś na kształt szarego życia pełnego przeciwności. Klapnęłam sobie na ławce chcąc odpocząć w ciszy, Hekate pojawiła się obok ławki trącając moją dłoń. Zaczęłam więc ją głaskać, a przy okazji zwróciłam głowę w stronę jakichś dziwnych dźwięków. Był to chłopak o srebrnych włosach z twarzą zakrytą przez coś na wzór metalowej maski i blondynka o pięknych malinowych oczach. Przekręciłam głowę na prawo wraz ze zwierzęciem. Idealnie zgrałyśmy się w czasie. Parka akurat szła w naszą stronę. Wstałam i ruszyłam w ich kierunku żwawym krokiem. Z szerokim uśmiechem przytuliłam najpierw chłopaka całując go w policzek, a potem dziewczynę, nieco bliżej ust aczkolwiek zachowałam stosowną odległość. Miała naprawdę przyjemną w dotyku skórę, delikatną jak puszek lub sierść małego kotka. Chociaż właściwie nietrafne jest porównanie skóry do sierści..To może bardziej, jej skóra była jak ta małego dziecka, młodszego od 3-latka. Chłopak za to był zimny prawie jak lód. Dlaczego wszyscy ci ludzie są tacy odmienni? Mimo że pochodzą z tego samego kraju. Oboje popatrzyli na mnie jak na obłąkaną.
-Cinia..Cześć – przywitałam się blond włosą jak ze starą przyjaciółką – I Riuki..Jeżeli dobrze zapamiętałam. - w tamtym momencie też mój ukochany zwierzaczek podszedł do nas bliżej ocierając się grzbietem o moją dłoń. Skierowała wzrok na chłopaka z zaciekawieniem, a zazwyczaj tego właśnie nie robi. Cinię obrzuciła jedynie przelotnym spojrzeniem i zaraz znów powróciła na srebrnowłosego.
-Dobrze się wam układa? - zapytałam patrząc na Cinię z uśmieszkiem, zrobiłam krok do przodu i chwyciłam jej złote loki podnosząc je na wysokość mojej twarzy.
-Kim ty w ogóle jesteś? - zapytał chłopak z opaską na oku, przy okazji również zrobił krok w moją stronę jakby chciał obronić tę niewinną istotę.
-Rena – wyciągnęłam dłoń w jego kierunku z chytrym uśmieszkiem – Jak dla ciebie może być Reira, tak samo zresztą jak i dla tej panienki – zwróciłam się wtedy też do Cinii – Wiecie co..Jestem wróżką. - zakręciłam palcem na Hakate, aby podeszła bliżej mnie i blondynki – Sprawię, że wylądujecie w swoich objęciach – zaśmiałam się puszczając wreszcie kosmyk. I w tamtym momencie również Riuki postanowił zadziałać chwytając Cinię za dłoń. Jakim ja jestem dobrym swatą, przed chwilą jeszcze krzyczeli na siebie kłócąc się o coś niewartego kłótni.
-A nie mówiłam? - zapytałam patrząc wprost w oczy srebrnowłosego. Może to nie jest dobrze,bo on ma tylko jedno oko widzące światło dzienne, ale ciul. -Jesteście teraz naprawdę piękną parą..No dobra, bo nie odpowiedzieliście ...To czemu akurat przyszliście tutaj, czemu to miejsce? Czy może jest takie unikatowe, albo losowe.. - ponownie usiadłam na ławce przyglądając się parze, „pies” usiadł obok mnie wywalając na wierzch swój zielony, świecący jęzor. Przyglądałam się im i czekałam na jakąkolwiek odpowiedź czy też ruch, obrazę...Może coś jeszcze.
-Jestem odpowiedzialna za wasze dobro..Tak jak i innych Naturalnych – uśmiechnęłam się przytaczając to kim tak naprawdę jestem, oprócz tego, że mam na imię Rena.
(Riuki lub Cinia?)

Od Kanoe - C.D Kidy

Nie wiem dlaczego dałam się zaprowadzić do apartamentu mężczyzny, ale może po prostu brakowało mi ludzi, z którymi mogę porozmawiać. Wcześniej, moje dnie wyglądały identycznie: pobudka, wyjście na miasto, nuda oraz powrót do apartamentu, niekoniecznie czystego. I zero osób z randomowymi ludźmi oczywiście. Dziś się coś odmieniło, ale niekoniecznie tak chciałam zacząć z nim rozmawiać... Ale mleko się rozlało, a w tym przypadku kawa. W jednej chwili także przypomniałam sobie pytanie mężczyzny.
- Wybacz za takie niemiłe, pierwsze wrażenie... Jestem Kanoe - odpowiedziałam szybko, spoglądając na chłopaka poprawiającego dopiero co założoną koszulę. - A ja z kim rozmawiam?
- Rozmawiasz z Kidą - powiedział, siadając naprzeciwko. - Powinienem przykleić ci kartkę „uwaga, oblewa gorącą kawą” - dodał, na co ja zareagowałam cichym burknięciem.
Starałam się powstrzymać swoje emocje, dlatego po prostu posłałam mu delikatny uśmiech, mimo iż wewnątrz się trzęsłam. Przez moment obserwowałam szczegółowo apartament. Nie był jakiś różniący się od pozostałych, dlatego długo nie trzymałam tego tematu w odmętach pamięci.
- Napijesz się herbaty? - zapytał, przerywając dotychczasową ciszę.
- T-tak - od razu spojrzałam na niego, lekko kiwając głową.
Kida na chwilę wyszedł do kuchni obok, więc mogłam spojrzeć na godzinę, jednak wielce się nie zmieniła. W sumie to nie mogłam robić nic więcej, niż siedzieć, bo przecież nie zacznę biegać po dywanie. Dumnie założyłam nogę na nogę, słysząc rosnący dźwięk czajnika; a już po chwili ujrzałam nowo poznanego chłopaka z dwiema filiżankami gorącej herbaty.
- Nie poparz się, bo wylejesz... - uprzedził, a na jego twarzy dostrzegłam ledwie powstrzymywany uśmieszek, który nie zwiastował czegoś dobrego...
Z pewnym podejrzeniem powoli sięgałam po naczynie, które chciał mi przekazać Kida. Jednak w ostatniej chwili jego rączka zawahała się i upuściła gorącą ciecz, upadającą prosto na moje kolana, a także plamiąc nowy, czarny mundurek. Na szczęście plamę ledwo było widać, ale... Spojrzałam na chłopaka zdenerwowana, a jednocześnie wzdrygałam się od poparzonej skóry.
- Przepraszam... - spojrzał na mnie spode łba i lekko podniósł kącik ust.
- N-nic się nie stało - zmarszczyłam czoło, tłumiąc ustający powoli ból. - W porządku. Ale, ojć, twoja kanapa się poplamiła.
- Muszę w końcu załatwić sobie pokojówkę... - zaczął się rozglądać po pokoju i westchnął. Mogłam tylko zgadywać, iż w jego umyśle pojawiło się takie słowo jak "zemsta". Ta sytuacja mnie nawet trochę rozbawiła.
- Będę musiała się przebrać... - udałam niezadowolenie, po czym spojrzałam na zmoczoną od herbaty spódniczkę i część mundurka. I filiżankę też miałam pustą.

< Kida? >
Layout by Hope