niedziela, 18 października 2015

Od Kidy - C.D Kanoe

Nie mogę przyznać, że wylałem na nią kawę zupełnie przypadkiem. Bywam bardzo mściwy, nie ważne czy to chłop, baba czy dziecko. Zemsta to zemsta nie zależnie, kto mi wyrządził krzywdę. W sumie można powiedzieć, że w tym momencie zachowałem się jak taki 15-letni szczeniak. Dzieci się bawią i wylewają na siebie kawusię. No brawa dla nas. No, ale nic. Wyprostowałem się z delikatnym uśmieszkiem i stanąwszy do niej bokiem położyłem sobie rączkę na karku.
-To był taki swego rodzaju rewanż? – zapytała starając się wytrzeć plamę na jej mundurku. Parsknąłem śmiechem słysząc to jakże trafne pytanie. Powiedziałbym, że było to bardziej stwierdzenie.
-W sumie. Może to nazwać jak tam sobie chcesz. Oczywiście nie sugeruje, że wcześnie zrobiłaś to specjalnie. – wzruszyłem ramionami – Wiesz… ja bardzo chętnie pomogę ci się przebrać. – wyszczerzyłem ząbki idąc w stronę kuchni. No przecież ktoś to musi powycierać, prawda? Jakoś nie widzę siebie w roli seksownej pokojówki, a tym bardziej kogoś kto będzie leciał ze ścierą po całym mieszkaniu. Ja jednak nie mogę mieszkać sam, bez żadnej kobiety bo dostanę na łep.
-Ha ha… bardzo śmieszne. Mi jednak się wydaje, że doskonale dam sobie radę sama. – wstała, zarzuciła czarnymi włosami i ruszyła w stronę wyjścia.
-Już mnie panienka opuszcza? – zachichotałem, jedna ona już nawet nie spojrzała w moją stronę. O matko jak mi przykro. Obraziła się? Nie nooo… chyba mi tego nie zrobi, prawda? Już mniej rozbawiony zerknąłem w stronę mokrej kanapy, oraz resztek kawy, które skapywały powolutku na drewnianą podłogę. W powietrzu unosił się delikatny zapach czarnej, świeżo parzonej kawy. Eh… wydaje mi się, że będę go jeszcze czuł przynajmniej przez tydzień jak nie więcej.
~~~Pół godziny później~~~
Udało mi się w końcu uporać z ta wielka plamą. Nie wiem komu bardziej zrobiłem na złość. Sobie, czy jej. Ona tylko wrzuci ten swój mundurek do pralki i będzie po kłopocie, a ja musiałem… latać z mopem, jak perfekcyjna pani domu. Kida  i perfekcyjna pani domu. To mógłby być niezły nagłówek. Po prostu przyciągnął by tłumy i przy okazji nigdy więcej nie zasmakowałbym normalnego życia. Jakby spojrzeć na to z innej strony to ja w stroju takiej sprzątaczki… nie! STOP! O czym ja w ogóle myślę!? Potrząsnąłem głową z nadzieją, ze zaraz pozbędę się tych wszystkich durnych i jednocześnie sprośnych myśli. W tym samym czasie kiedy zamierzałem już odstawić narzędzie swojej pracy: zadzwonił telefon.
-Moshi Mo…. [jap. halo/słucham]– nawet nie zdążyłem dokończyć bo po drugiej stronie usłyszałem zdenerwowany głos jakiejś… pani? No.. jestem pewien, ze to laska, bo rzadko spotyka się faceta z tak melodyjnym głosem. Nakrzyczała na mnie i powiedziała, że jakie 45 minut temu miałem się zjawić w biurze. Ah no tak… jak sobie teraz o tym przypomnę to miałem zobaczyć te wszystkie potencjalnie dobre, a jednak delikatnie niedoskonałe Arcany. Oho. To będzie się działo. Przez całe 7 minut udawałem, że ją słucham, a potem najzwyczajniej w wiecie powiedziałem, że „już tam pędzę”. W ślimaczym tempie ubrałem buty i otworzyłem drzwi. Wolniej się nie dało, serio. Jak na złość kiedy wychodziłem znowu zderzyłem się… no patrzcie, patrzcie… z Kanoe. Za nim jednak jej pupa zetknęła się z podłożem złapałem ja za nadgarstek i pociągnąłem w swoją stronę.
-Zastanawiam się czy na miejscu byłoby teraz powiedzenie „Lecisz na mnie”, czy bardziej „Lecisz na podłogę”. – wyszczerzyłem się i jednocześnie ciągnąć w kierunku biura.
-Gdzie ty mnie znowu ciągniesz… - lekko zirytowana co zdążyłem zauważyć, ale i tak dosyć spokojnie na to zareagowała.
-Pójdziesz ze mną. Musze mieć jaką obstawę przecież. – puściłem jej oczko. No tak. Na pewno mi się taka zwykła, naturalna Arcana przyda w walce z 4 już nieco wyspecjalizowany Arcan. W większego wała nie mogłem jej zrobić. – Jak będą mnie atakować, to będziesz mnie bronić jak swojego pana, dobrze piesku?
-Zaraz zarobisz w zęby..
-Uprzedzam, że u mnie nie istnieje taka zasada jak „Kobiet się nie bije” – powiedziałem przezornie unosząc paluszek wskazujący ku górze. Coś tam jeszcze marudziła, ale już nie specjalnie ją słuchałem. Po prostu szedłem przed siebie. Wparowałem do biura gdzie znajdowali się już wszyscy, których (nie)chciałem widzieć.
-O… macie swojego pana spóźnialskiego. – powiedziała pani naukowiec jak przypuszczam, była to ta sama, która nawrzeszczała na mnie przez telefon. – A teraz zostawiam was w jego rękach. – powiedziała i wyszła. Wyparowała, dokładnie tak jakby wiedziała co tutaj się szykuje. Wypuściłem tylko powietrze z ust i za raz usiadłem za biurkiem. Yuuko usiadła sobie gdzieś tam niedaleko ich i warknęła delikatnie już podenerwowana. No wcale jej się nie dziwię. Tez bym był gdyby ona coś takiego odwaliła. Wziąłem jakieś grube pospinane papiery do reki i zacząłem je przeglądać.
-Ciekawe życie mieliście no nie powiem…. – wzrok przeniosłem teraz na każdego z nich po kolei. Żaden się nie odzywał jednak jeden miał cały czas tajemniczy uśmiech na twarzy. Może chociaż z jednym się dogadam. – Ależ wy rozmowni. Jak tak będziecie ze mną obficie rozmawiać to życia wam nie starczy.
-Ale nuda… myślałem, że coś ciekawszego się będzie działo. – Koleś dosyć dobrze zbudowany, z szarymi włosami i czerwonymi tęczówkami… no tak. Wstał i już miał złapać za klamkę od drzwi kiedy to niechcący..  poślizgnął się na śliskiej nawierzchni (JA WCALE NIE MACZAŁEMW  TYM PALCEM!). Wylądował na dupce z takim hukiem, że przez chwilę myślałem, że coś mu się połamało. Reszta – choć nie powiem wydawali się ponurzy – wybuchła śmiechem. O nie.. taka kompromitacja. I co? Teraz mi pogrozi laserami w oczach?
-Jesteś Heaven, co? – podparłem się na łokciach o biurko i przekrzywiłem główkę. – Uprzedzili mnie, że będziesz stwarzał nie lada problemy pączusiu, ale uwierz mi, że ja się nie będę z Toba cackał jak cała reszta naukowców.  – nadal siedział na podłodze, ale patrzył na mnie tak jakby mnie zaraz miał zabić. Oho. Nie odzywa się. Czyżby respekt?
-Delty i Sigmy to takie wredne stworzenia…. Wszyscy myślicie, ze jesteście niepokonani? Omicron zmiótł by was jednym…
-Z tego co wiem to twoja laska jest Sigmą. Nie wiem czy byłaby zadowolona, gdyby to usłyszała. – No tak. Niby Naukowcy to tylko ludzie a jednak widzą więcej i moa więcej niż przeciętna Arcana. – A tak między nami to może mi ją kiedyś pożyczysz? – schyliłem się na tyle by szepnąć mu właśnie to na uszko. Mało nie wyszedł z siebie. Jak zobaczyłem ten piękny błysk w jego oczach to normalnie zacząłem się bać (hah… żart). Wstał (chociaż się chwiał jak po dużej dawce alko) i stanął jak gdyby miał mnie zaraz rozszarpać.
-Kretynie… - tym razem chyba nieco bardziej rozgarnięty podniósł się i przytrzymał go kiedy już miał zrobić krok w moją stronę. –On cie prowokuje…. – westchnął  i tym samym jakby go trochę uspokoił.
-Heee…? Szkoda miałbym niezły ubaw… - wzruszyłem ramionami kiedy już wszyscy sobie ładnie usiedli. – Ale i tak chciałbym zobaczyć wasze umiejętności. Może ktoś chętny na pierwsze porządne lanie dupska?


( Chłopaczki, lub… Lady?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope