niedziela, 23 sierpnia 2015

Od Stefki

Po raz kolejny zarwałam noc by nabić ileś lvl pod rząd, abym mogła logować się na inne konta. Wpatrywałam się zaspanymi oczami w monitor, na którym pisało "Victor",a po bokach była animacja z trąbkami i confetti. Odetchnęłam z ulgą, że moja postać nie została zabita przez Smoczego Króla, który miał dwukrotnie większy ode mnie lvl. Wszystko dzięki mieczu, który zdobyłam zarywając dwie noce zanim zostałam wysłana do Rimear. Cofając ręce znad klawiatury zaczęłam sama sobie bić brawo, bo nikt inny nie mógł tego zrobić. No może pająki by mogły, bo one mi w ciemnych kątach pokoju pewnie towarzyszyły. Położyłam się na podłodze i wpatrywałam się w sufit. Pomimo tego, że moje oczy się zamykały nie miałam ochoty iść spać, tak naprawdę sama nie wiedziałam co zamierzam teraz robić. Noc jeszcze młoda, a lvl który nabiłam na noc dzisiejszą mi wystarczy. Przeciągnęłam się wstając z zimnej podłogi i klikając przycisk "Wyloguj" obok ikonki swojej postaci, a po chwili przycisk "Zamknij" odczekałam aż ekran komputera stanie się czarny i będę mogła zamknąć klapę. Sięgnęłam po bluzę, która przerzuciłam przez oparcie fotela i po chwili obrana w nią skierowałam się w stronę drzwi, przy których szybko założyłam kapcie z motywem kotków. Zamknęłam za sobą pokój i udałam się wzdłuż korytarza w kierunku schodów na najniższe piętro budynku. Miałam już to sprawdzone, że przed wejściem do budynku miałam najlepszy zasięg internetu. Wyjęłam telefon z kieszeni bluzy i zaczęłam przeglądać co nowego się działo na różnych portalach społecznościowych. Poczułam smutek widząc, że ominęła mnie jakaś afera ale teraz gdy już się zakończyła mogłam spokojnie wszystko czytać, bo jakbym była jej świadkiem wkurzałabym się, że cały czas mnie cofa do przodu bo jakaś osoba pisze. No jakie nudy...kłótnią to jednak nie powinnam tego nazywać. Zrezygnowana wyszłam ze strony, gdy już miałam wygasić ekran zauważyłam że ikonka wiadomości ma przy sobie jedynkę. Zaskoczona chwilę wpatrywałam się tak w ekran, aż wreszcie dotknęłam ikonki. Kolejne zaskoczenie mnie spotkało widząc, że dostałam sms'a od mamy. Nagle stęskniła się za córeczką i się pyta jak tam. Nie będę jej odpisywać, cieszę się że znalazłam się w nowym miejscu tylko minusem jest to, że mam sama odrębny pokój. Osobiście wolałabym z kimś mieszkać, żeby można było pogadać ale pamiętając o tym, że moja strefa to świętość i jej nie można przekraczać. Westchnęłam klikając zawracającą strzałkę i wpatrywałam się na ekran startowy i swoją tapetę.
- 2:45...dziękuję - usłyszałam głos po czym gwałtownie podniosłam głowę do góry i zerknęłam na swoje odbicie [stałam naprzeciwko lustra], po czym zauważyłam osóbkę która zaglądała mi przez ramię, a następnie również zerknęła na lustro - Interesująca tapeta...jakaś postać z gry to jest? - przytaknęłam równocześnie wyłączając ekran i przenosząc wzrok na postać, a raczej jak zaklęta wpatruje się w jej oczy które magicznie błyszczą w ciemności
Mam już się o coś spytać nocnego marka, a raczej przywitać się bo z chęcią poznam nowe osoby gdy nagle widzę mroczki. Pomimo, że zaczęłam mrugać obraz się ani na chwilę nie poprawia, jedyne co widzę to białe kontury, które z każdą chwilą bledną. Przechylam się w stronę lustra i powoli osuwam się na ziemie czekając aż wzrok powróci.

Ktoś coś? Płeć obojętna, chętnie popiszę :v

Od Alana - Do Khaosa [+18]

 Jak już powiadomiłam na chacie  prosze, aby po tym poście przynajmniej kilka kolejnych postów nie było [+18]. To jest pierwszy post tej dwójki i już się tak zaczyna ? Nie przesadzajmy.
Wstawiam tylko ze względu na czas poświęcony temu opowiadaniu.
~Tavv
~~~~
Dzień jak każdy inny. Różnił się jedynie tym, że dziś nie pracowałem w klubie, a na własną rękę. Ale co było najgorsze? Brakowało nowych klientów. Jeśli tak dalej będzie zwyczajnie braknie mi kasy, bo takie dzikie densy na rurze dużo mi nie dają, a swojej świętej zasady łamał nie będę.
- No, Deer. Co ty dziś taki spokojny? - poklepał mnie po ramieniu Stephen.
Stephen jest moim dobrym kumplem, który pomógł mi ogarnąć się w nowym miejscu odkąd się przeprowadziłem. Nigdy z nim nie spałem i nie zamierzam. On raczej preferuje kobiety choć podobnie jak ja, przebywa w klubie dla gejów. Codziennie. Obaj również pracujemy jako striptizerzy. Klub dla facetów, ale kobiet również tutaj niemało. Stephen ma tu spore branie.
- Nie widzę nowych twarzy... - mruknąłem znudzony.
- I nawet nie pijesz dzisiaj alkoholu? Stary, co z tobą?
Racja, zamiast zamówić czerwonego wina, jak miałem w zwyczaju, poprosiłem barmana o szklankę wody.
- Nie wiem... nikt do mnie nie podchodzi, a jak wspomniałem nikogo nowego tu nie widzę... - wymamrotałem.
Byłem znany z tego co robię i jaki interes prowadzę. Wielu osobom to nie odpowiadało.
Błagam. Inni nie zarabiają nawet przez rok tyle, co ja mam w ciągu tygodnia, bo zysk z tego niemały.
- Ej, Alan spójrz tam. - szepnął Stephen i wskazał na drzwi.
W oddali ujrzałem rogatego mężczyznę z bladą cerą i niebieskimi włosami. Wszedł, jakby oczekiwał jakichś oklasków, czy czegoś. Myślał, że swoim wyglądem zwróci na siebie uwagę. Cóż, on był jeszcze normalny. Najdziwniejszym facetem, którego dotychczas tu spotkałem, był tzw. Baron. Jego ciało pokrywały krótkie, pomarańczowe włosy. W dodatku miał ogon, na którego końcu była maczuga. No i oczywiście siekiera. Nie zostawiał jej nawet na metr. Słyszałem, że nawet podczas seksu nie był w stanie jej odłożyć. Tak słyszałem, bo mnie do niego nie ciągnęło, choć on tylko brał. Później okazało się, że Baron był pół lisem.
Powracając do tego nowego typa - uznałem, że jest łatwym celem. Postawię mu kilka shotów, czy czego tam sobie zażyczy, trochę słodkich słówek, a później małe co nieco i znów mam z czego żyć. To takie proste.
Chłopak podszedł do baru, przy którym siedziałem.
- Jednego shota proszę. - powiedział siadając na krześle.
- Na mój koszt. Co ty na to? - powiedziałem kładąc dłoń na jego udzie zalotnie się przy tym uśmiechając.
- Z chęcią. Przynajmniej trochę zaoszczędzę. - odpowiedział nawet na mnie nie patrząc.
- Zgrywasz niedostępnego? - objąłem go ręką.
- Przeszkadza ci to w czymś? - szepnął i zbliżył usta.
- A wiesz, że tak? - mruknąłem po czym go pocałowałem.
- Nic nie potrafisz... nie tak to się robi. - zaśmiał się złośliwie.
- Och, proszę? Rozumiem, że ty robisz to lepiej. - odpowiedziałem również się śmiejąc.
Nieznajomy złapał mnie za kark i pocałował. A całował bosko. Szkoda tylko, że zaczął przejmować inicjatywę. Nie mogłem na to pozwolić. Dłoń położyłem na jego plecach. Ludzie w okół nie zwracali uwagi. I dobrze, bo nikt nie może widzieć, jak bóg seksu Deer a ka Alan ulega jakiemuś nowemu. Chłopak sprośnie polizał moją wargę i odsunął się z uśmiechem, po czym napił się shota.
- I jak? - zapytał po chwili opierając się o blat.
- Jesteś w tym niezły. - przyznałem. - Co powiesz na mały numerek? - zaproponowałem.
- Nie widzę problemu, ale wiesz. Wieczorem. Teraz chciałbym tu jeszcze trochę posiedzieć.
- Jasne. Mój apartament jest w budynku obok. Przejdziemy się tam.
Postawiłem mu jeszcze kilka shotów. Ja sam również skusiłem się na jednego. Porozmawialiśmy jeszcze trochę dzięki czemu dowiedziałem się o nim trochę więcej. Między innymi tego, że nazywa się Khaos Reynold.
Wyszliśmy z klubu i kiedy mieliśmy już wchodzić do budynku, gdzie znajduje się mój apartament, Khaos... on... ten debil był tak upity, że stracił przytomność.
Wziąłem go na ręce i wniosłem na 5 piętro. Dlaczego w takich momentach winda musiała się zepsuć? Położyłem go na łóżku i odetchnąłem z ulgą.
Przecież go nie przelecę, kiedy śpi, a w dodatku jest pijany. Poczekam aż ochłonie, tylko oby nie trzeźwiał przez 3 dni. Ułożyłem się na łóżku obok niego i zasnąłem.
Obudziłem się rano. Chłopak jeszcze spał. Tak przynajmniej mi się zdawało.
Kiedy chciałem wstać, ten chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie, po czym pochylił się nade mną.
- Nie uciekaj. Sam to proponowałeś, pamiętasz? - przygryzł zalotnie wargę.

< Khaos? Szczegóły zostawiam Tobie. XD Pamiętaj, że Alan nigdy nie jest. uke XD >

Od Khaosa [+16]

Skrzek. Skrzek. Poleciały czarne pióra i gałąź się zakołysała przez co kolka liści spadło na ziemię. Podniosłem się za pomocą potężnych czarnych skrzydeł kracząc przy tym donośnie. Leciałem wysoko nad ziemią poleciałem na dach kościoła i przemieniłem się w ludzką postać. Podbiegła do mnie mała grupka szczurów. Pogłaskałem je po łepkach i wyciągnąłem z kieszeni kawałem surowego mięsa. Rzuciły się na nie agresywnie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Siedziałem na dachu do późnego wieczora. No, ale w końcu zrobiłem się głodny. Zmieniłem się w kruka i ruszyłem upolować jakieś świeże mięsko. No około pół godzinie udało mi się dopaść bezdomnego chudego kota. Dziabnąłem za jego ciągnącą się skórę. Musiałem mocno odchylić łeb żeby ją przerwać. A gdy w końcu mi się to udało zająłem się penetracją jego brzucha. Dziabnąłem drobne płuco ociekające świeżą krwią i bez problemu połknąłem je na raz. To samo zrobiłem z drugim płucem, nerkami i wątrobą. Zjadłem oba jelita i wyjąłem serce. Chwyciłem za kark kota i zacząłem jego prawie pustym ciałem majtać na wszystkie strony rozchlapując krew na ściany ziemię oraz na samego siebie. Drobną łapką chwyciłem za jego chudą łapę i próbowałem ropłatać go na pół. Usłyszałem kroki i cofnąłem się bardziej w cień. Ani trochę ten kot nie zaspokoił mojego głodu. Człowiek będzie lepszy...
Zmieniłem się w węża. Wystarczy jeżeli w odpowiednim momencie wyskoczę i złapię ludzia za część ciało po czym wpuszczę do jego krwiobiegu jad. Podniosłem lekko głowę i wpatrzyłem się w mężczyznę (chyba) o niebieskich włosach. Sycząc wściekle wijąc się w jego stronę i pokazując śnieżnobiałe kły.

<Azusa? XD >

Od Juliette - C.D Nanami

Zerwałam się z łóżka widząc która jest godzina. 10:01. Jak na fakt, że miałam wstać o koło godziny piątej, by narysować ptaki jakie latają po ośrodku. O tej godzinie w ośrodku nie ma praktycznie ruchu, więc zwierzęta czują się swobodniej <w tym ja>.
Mając nadzieję, że jeszcze parę z nich uda mi się zaobserwować ubrałam się prędko i wyszłam z domu. Zmieniłam się w kota, by nie przeszkadzać tak bardzo.
Przemykałam między nogami nielicznych osób. Parę z nich próbowało mnie złapać, inni kopnąć... I jak ja mam ludzi lubić?
Kiedy już opuściłam budynek, śmielej i szybciej ruszyłam w stronę niewielkich przestrzeni zieleni nie daleko krawędzi ośrodka. Kiedy przebiegałam obok małej wnęki coś przykuło moją uwagę. Unosiła się tam zdecydowanie woń kota... Ale i za razem człowieka. Ta druga była zdecydowanie silniejsza. Musiałam cofnąć się, ponieważ nie zdążyłam zahamować.
Stała tam sterta kartonów. Nic nie byłoby w niej niezwykłego i wartego uwagi, gdyby nie dwie sterczące w górę kończyn krocznych. Definitywnie ludzkich. Ktoś leżał gniotąc pudełka idealnie nadające się do spania. Jak tak mógł, swą drogą.
Wskoczyłam z gracją na jedno z wyższych. Miauknęłam i pacnęłam człowieka łapką. Zero odpowiedzi. Weszłam trochę dalej. Okazało się, że dziewczyna nie jest przytomna. Jej twarz miała nienaturalnie białą barwę, a z ręki ciekła krew, tworząc powoli kałużę.
Od razu zmieniłam się w człowieka. Potrząsnęłam nią parę razy.
- H-heej! O-obudź si-się! - bez żadnego efektu.
Wpadłam na pomysł. Pieśń lecząca. Nie byłam pewna czy zadziała, ale zawsze warto spróbować.
- Seika-ryoku - wyszeptałam cicho. Jak zawsze moje stopy oderwały się kilka centymetrów na ziemię, a włosy zaczęły lekko falować, jakby grawitacja ich nie dotyczyła.
Zaczęłam powoli nucić obce nuty. Powoli przeszłam w śpiew. Im dalej byłam w pieśni, tym melodia brzmiała jakby śpiewało ją więcej osób. Głosy zacierały się, tworząc chaos, jednak nadal brzmiąc pięknie. Poczułam delikatne mrowienie w całym ciele i uczucie wysysania z energii.
Dziewczyna...?
<Nanami?>

Od Artis - C.D Junsu

-Dziękuję-uśmiechnęłam się do chłopaka, po czym weszłam do budynku.
Kawiarenka ta była mała i bardzo przytulna. Aromat parzonej kawy unosił się w okół. Można było poczuć tu także cudowny nastrój..
Zajęliśmy miejsce przy stoliku stojącym obok okna, Junsu odłożył na ziemię delikatnie futerał z swą gitarą. Podeszła do nas kelnerka i z miłym uśmiechem zapytała się co podać.
Towarzysz spojrzał na mnie, dając do zrozumienia, bym pierwsza złożyła zamówienie.
-Ja poproszę...Latte Macchiato..
-A dla pana?
-Kawę po wiedeńsku, proszę.
-Oczywiście...
Spojrzałam z uśmiechem na nowo poznanego.
Kilka minut później kelnerka przyniosła nam nasze zamówienia.
-Wiesz..Kiedyś chciałam nauczyć się grać na gitarze-zaśmiałam się- Co prawda kupiłam sobie..a raczej: ojciec sprawił mi gitarę, ale po kilku grach dałam sobie spokój. Nie jestem wytrwała i cierpliwa na bycie samouczkiem, a nauczyciela żadnego nie znalazłam. Gitara pewnie wciąż leży cobie spokojnie w futerale, w moim dawnym pokoju.

(Junsu?)

Od Riuki'ego - C.D Cinii

Obudziłem się rano… w sumie… no dobra… nie tak rano. To była gdzieś godzina 15. Hihi pierwszy raz tyle spałem. To znaczy pierwszy raz do tej godziny bez nagłej pobudki w między czasie. Zazwyczaj Cinia dbała o to by nie brakowało mi wrażeń. A jednak przez kilka ostatnich dni było ich trochę za dużo i już zacząłem dostawać na łeb. Było mi z tego powodu bardzo głupio, ponieważ nie byłem do końca świadom co się właściwie wydarzyło. Wiem co mówiłem, widziałem ten sam obraz przed oczami co miałem wczoraj, ale tak jakoś czułem dziwną niewiedze. Pamiętam też Rene. Przyszedł tutaj i zrobił coś w rodzaju cudu. Tylko on tak błyskawicznie wyciągał mnie z opresji. Zsunąłem leniwie nogi z miękkiego Matera i zwiesiłem głowę w dół. Otworzyłem usta po to by wypuścić wcześniej wciągnięte powietrze. Ciężko było mi się zdobyć teraz na jakikolwiek gest, czy wypowiedzieć jakieś słowo. Cinia jak zdążyłem zauważyć spała obok mnie. Tylko przeleciałem wzrokiem po jej nieruchomym, spokojnym ciele by za moment wstać i skierować się do kuchni. Chce mi się jeść. Czułem ogromne pragnienie, ale jeszcze pamiętam co obiecałem blondynce. Nigdy więcej jej nie dotknę, nie skrzywdzę zwłaszcza po tym co wczoraj zrobiłem i powiedziałem: nie chce więcej jej nawet dotykać. Boje się…. Cholernie się boje, że znowu będę musiał to przeżywać. Miałem uczucie jakby cała moc Arcany uleciała ze mnie jednej nocy. To przez niedobory krwi prawda ? Gdzie cała moja energia się podziała ? Kto mi ją zabrał… i kto mi zabrał moją obojętność. Wczoraj, bo dzisiaj już do mnie wróciła. Rene nie spał. W takim razie całą noc siedział i czuwał nad nami. Podniósł się z kanapy chyba po to by przywitać mnie jakimś zgryźliwym komentarzem, ale skutecznie uciszyłem go jednym zamaszystym ruchem rzucając go na ścianę. Nie zamierzałem być teraz delikatny.
-Wróciłeś ? Trochę ci to długo zajęło. Mamy godzinę 15:12. Wołałeś Cinie przez sen… - uśmiechnął się wspominając to słodkie imię na „C”. Zdenerwował mnie tym, chociaż właściwie sam nie wiem dlaczego. Prychnąłem cichutko, zbliżyłem się do jego bladej szyi i już za moment wbiłem w nią parę kłów. Nawet nie wydał z siebie żadnego dźwięku bólu. Szkoda.
Moje oczy od razu błysnęły trochę intensywniejszym kolorem. Nie wypiłem dużo. Tylko tyle by zaspokoiło to mój chwilowy, ogromny apetyt. Od razu, gdy tylko się odsunąłem siwowłosy braciszek zakrył dwie małe ranki ręką. Zachichotał masochista jeden. Jakby było to dla niego coś przyjemnego. Gdybym się o to starał może i takie by było, ale w tym momencie obojętne było mi to czy on czuje ból czy rozkosz.
-Widzę, że wrócił ci charakterek…. Kurcze jestem chyba cudo twórcą….
-Damare…. [jap. zamilcz/milcz/cicho bądź] – syknąłem z przekąsem i właściwie więcej nie zastanawiając się zacząłem poszukiwać swojej stalowej maski. Nie chciałem się z nią już rozstawać, bo tylko wtedy kiedy nie miałem jej na mordce działy się dziwny rzeczy. Kiedy już w końcu ją znalazłem założyłem ją sobie na oczko i właściwie to już wszystko było ok. Braciszek tak samo jak niewiadomo skąd się tu wziął tak teraz sobie poszedł i bardzo dobrze. Nie potrzebne mi są jego psychologiczne porady na temat naszego związku, ponieważ on sam nigdy nie umawiał się z żadną dziewczyna, albo po prostu o czymś nie wiem. Hehe… tak bardzo wykorzystałem go i już mi nie jest potrzebny. To jest mój sposób okazywania sympatii. Dziewczyna pomimo późnej pory i tak wstała gdzieś dopiero godziny 17:30. Chyba jednak troszeczkę dłużej przy mnie siedział niż sądziłem. Ja cały ten czas siedziałem sobie w pokoju i oglądałem jakieś głupoty. Kiedy wyszła z pokoju nawet nie zdążyłem nic powiedzieć po od razu rzuciła mi się w ramiona. Nie pozwoliła mi nawet wstać z kanapy. Znowu to dziwne uczucie i brak odpowiedniej reakcji. Czyżby kilka wyuczonych zachowań specjalnie dla niej nagle zniknęło ? Może to właśnie prawdziwy ja….
Przestała przytulać się do mnie dopiero wtedy, gdy kolejna myśl przyszła jej do głowy. Spuściła wzrok, a jej uśmiech przypominał teraz coś w rodzaju miny….. jakby szła na skazanie. Ona się nie uśmiechała. To był wyraz najszczerszego bólu.
-Czy my…. Jesteśmy…. No wiesz… razem ? – bardzo się przy tym jąkając w końcu wydusiła z siebie nie do końca zrozumiałe zdanie. Na początku nawet na to nie zareagowałem. Chciałem to przemyśleć. Ona jednak nie chciała czekać i widząc to chciała zejść z moich kolan ( no bo jak się na mnie rzuciła to automatycznie znalazła się na moich kolanach ).
-Nie chce cie stracić…. – to jedyne słowa, które teraz byłem w stanie wypowiedzieć, i które nie brzmiały by nad wyraz sztucznie. Po prostu jeszcze nie do końca wszystko ogarniałem. Obraz czasami się rozmazywał, a ostatnie wspomnienia pozostawały za lekką mgłą. Odwróciłem twarzyczkę w zupełnie inną stronę lekko się rumieniąc. Wstyd dawał się wen znaki, ale nawet teraz nie chciałem puścić jej kurczowo trzymanej rączki.


( Cinia ? )
Layout by Hope