niedziela, 23 sierpnia 2015

Od Riuki'ego - C.D Cinii

Obudziłem się rano… w sumie… no dobra… nie tak rano. To była gdzieś godzina 15. Hihi pierwszy raz tyle spałem. To znaczy pierwszy raz do tej godziny bez nagłej pobudki w między czasie. Zazwyczaj Cinia dbała o to by nie brakowało mi wrażeń. A jednak przez kilka ostatnich dni było ich trochę za dużo i już zacząłem dostawać na łeb. Było mi z tego powodu bardzo głupio, ponieważ nie byłem do końca świadom co się właściwie wydarzyło. Wiem co mówiłem, widziałem ten sam obraz przed oczami co miałem wczoraj, ale tak jakoś czułem dziwną niewiedze. Pamiętam też Rene. Przyszedł tutaj i zrobił coś w rodzaju cudu. Tylko on tak błyskawicznie wyciągał mnie z opresji. Zsunąłem leniwie nogi z miękkiego Matera i zwiesiłem głowę w dół. Otworzyłem usta po to by wypuścić wcześniej wciągnięte powietrze. Ciężko było mi się zdobyć teraz na jakikolwiek gest, czy wypowiedzieć jakieś słowo. Cinia jak zdążyłem zauważyć spała obok mnie. Tylko przeleciałem wzrokiem po jej nieruchomym, spokojnym ciele by za moment wstać i skierować się do kuchni. Chce mi się jeść. Czułem ogromne pragnienie, ale jeszcze pamiętam co obiecałem blondynce. Nigdy więcej jej nie dotknę, nie skrzywdzę zwłaszcza po tym co wczoraj zrobiłem i powiedziałem: nie chce więcej jej nawet dotykać. Boje się…. Cholernie się boje, że znowu będę musiał to przeżywać. Miałem uczucie jakby cała moc Arcany uleciała ze mnie jednej nocy. To przez niedobory krwi prawda ? Gdzie cała moja energia się podziała ? Kto mi ją zabrał… i kto mi zabrał moją obojętność. Wczoraj, bo dzisiaj już do mnie wróciła. Rene nie spał. W takim razie całą noc siedział i czuwał nad nami. Podniósł się z kanapy chyba po to by przywitać mnie jakimś zgryźliwym komentarzem, ale skutecznie uciszyłem go jednym zamaszystym ruchem rzucając go na ścianę. Nie zamierzałem być teraz delikatny.
-Wróciłeś ? Trochę ci to długo zajęło. Mamy godzinę 15:12. Wołałeś Cinie przez sen… - uśmiechnął się wspominając to słodkie imię na „C”. Zdenerwował mnie tym, chociaż właściwie sam nie wiem dlaczego. Prychnąłem cichutko, zbliżyłem się do jego bladej szyi i już za moment wbiłem w nią parę kłów. Nawet nie wydał z siebie żadnego dźwięku bólu. Szkoda.
Moje oczy od razu błysnęły trochę intensywniejszym kolorem. Nie wypiłem dużo. Tylko tyle by zaspokoiło to mój chwilowy, ogromny apetyt. Od razu, gdy tylko się odsunąłem siwowłosy braciszek zakrył dwie małe ranki ręką. Zachichotał masochista jeden. Jakby było to dla niego coś przyjemnego. Gdybym się o to starał może i takie by było, ale w tym momencie obojętne było mi to czy on czuje ból czy rozkosz.
-Widzę, że wrócił ci charakterek…. Kurcze jestem chyba cudo twórcą….
-Damare…. [jap. zamilcz/milcz/cicho bądź] – syknąłem z przekąsem i właściwie więcej nie zastanawiając się zacząłem poszukiwać swojej stalowej maski. Nie chciałem się z nią już rozstawać, bo tylko wtedy kiedy nie miałem jej na mordce działy się dziwny rzeczy. Kiedy już w końcu ją znalazłem założyłem ją sobie na oczko i właściwie to już wszystko było ok. Braciszek tak samo jak niewiadomo skąd się tu wziął tak teraz sobie poszedł i bardzo dobrze. Nie potrzebne mi są jego psychologiczne porady na temat naszego związku, ponieważ on sam nigdy nie umawiał się z żadną dziewczyna, albo po prostu o czymś nie wiem. Hehe… tak bardzo wykorzystałem go i już mi nie jest potrzebny. To jest mój sposób okazywania sympatii. Dziewczyna pomimo późnej pory i tak wstała gdzieś dopiero godziny 17:30. Chyba jednak troszeczkę dłużej przy mnie siedział niż sądziłem. Ja cały ten czas siedziałem sobie w pokoju i oglądałem jakieś głupoty. Kiedy wyszła z pokoju nawet nie zdążyłem nic powiedzieć po od razu rzuciła mi się w ramiona. Nie pozwoliła mi nawet wstać z kanapy. Znowu to dziwne uczucie i brak odpowiedniej reakcji. Czyżby kilka wyuczonych zachowań specjalnie dla niej nagle zniknęło ? Może to właśnie prawdziwy ja….
Przestała przytulać się do mnie dopiero wtedy, gdy kolejna myśl przyszła jej do głowy. Spuściła wzrok, a jej uśmiech przypominał teraz coś w rodzaju miny….. jakby szła na skazanie. Ona się nie uśmiechała. To był wyraz najszczerszego bólu.
-Czy my…. Jesteśmy…. No wiesz… razem ? – bardzo się przy tym jąkając w końcu wydusiła z siebie nie do końca zrozumiałe zdanie. Na początku nawet na to nie zareagowałem. Chciałem to przemyśleć. Ona jednak nie chciała czekać i widząc to chciała zejść z moich kolan ( no bo jak się na mnie rzuciła to automatycznie znalazła się na moich kolanach ).
-Nie chce cie stracić…. – to jedyne słowa, które teraz byłem w stanie wypowiedzieć, i które nie brzmiały by nad wyraz sztucznie. Po prostu jeszcze nie do końca wszystko ogarniałem. Obraz czasami się rozmazywał, a ostatnie wspomnienia pozostawały za lekką mgłą. Odwróciłem twarzyczkę w zupełnie inną stronę lekko się rumieniąc. Wstyd dawał się wen znaki, ale nawet teraz nie chciałem puścić jej kurczowo trzymanej rączki.


( Cinia ? )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope