niedziela, 8 lutego 2015

Od Renji'ego - C.D Heaven'a


Christopher od kilku dni doprowadzał mnie do szału. Ani chwili spokoju. Nie może chodzić i teraz wszystko jest na mojej głowie. No dobra - fakt, że to JA złamałem mu tą nogę, ale to już nie mój problem, że nie potrafi ustać w jednym miejscu. No i oberwał. Dosyć mocno.
Jestem prawie pewny, że chłopak (mężczyzna?), którego właśnie spotkałem, uznał mnie za zwyczajnego dziwaka.
Po chwili spojrzałem na niego. Nie zrobił mi kompletnie nic, a ja zachowuję się bezczelnie wobec niego. Pozbierałem więc szybko rzeczy, które wypadły mu z rąk i podałem mu je. Zabrałem również swoje zakupy.
- Sorry. - szepnąłem najciszej jak się udało, a czy usłyszał, czy nie to już nie moja sprawa.
Ruszyłem szybko w stronę kasy, nie spoglądając już więcej na nieznajomego chłopaka, a następnie wróciłem do domu.
Minął kolejny dzień.
Był już wieczór. Christopher miał już wiele planów, jak mnie wykorzystać.
- Renuś, głodny jestem. - mówił z uśmieszkiem.
Ignorowałem każde jego słowo.
- Renuś, słyszysz mnie? Jestem głodny.
Wstałem z kanapy, na której siedziałem po czym zacząłem ubierać czarną, skórzaną kurtkę, która wisiała na wieszaku w innym pokoju.
- Ej, ej! A ty gdzie?! - pytał zdezorientowany.
- Z dala od ciebie. Żegnaj. - wyszedłem.
Nie zastanawiając się długo nad miejscem, gdzie mógłbym się udać, po prostu poszedłem prostą drogą do pobliskiego baru. Przychodzę tam dość często (prawie codziennie).
Po 10 minutach dotarłem na miejsce. Otworzyłem wielkie, drewniane drzwi, po czym wchodząc od razu zauważyłem, że przy ladzie siedzi ten sam chłopak, którego spotkałem wczoraj w sklepie. Spojrzał na mnie lekko zdziwiony, ale zaraz odwrócił wzrok.
Usiadłem obok niego. Tam było moje stałe miejsce.
Dziś chciałem wypić jakiś mocniejszy trunek. Rzadko pijam alkohol, ale dziś wzięła mnie szczególna chęć.
Zamówiłem więc napój i w ciszy zacząłem go pić. Co jakiś czas spoglądałem kątem oka na chłopaka.
Krótką chwilę później miałem silne zawroty głowy. Czułem się koszmarnie. A do tego mocno kaszlałem i dusiłem się...

<Heaven? Ktoś go poratuje? xd>

Od Nyar'a

Miasto jest takie piękne. Gdzie niegdzie możnaby było ozdobić je jakimś ciałkiem lub plamą krwi... To by było piękne. Zaśmiałem się do siebie rozglądając na boki.. No cudo. Jescze zamknięte ze wszystkich stron. Klatka.. Mmm. Co chwila mijałem jakichś ludzi. Patrzyli na mnie ze zdziwieniem, przerażeniem. Jeszcze nawet nic nie powiedziałem a oni już się mnie bali. Nie wyglądam przecież tak strasznie. Hah. No dobra wyglądam albo jednak nie? No mi się podoba. Uśmiechałem się do tych ludków wesoło, nie to nie był wcaaale psychiczny uśmieszek. Mimo tego, że na dookoła mnie było czyściutko to czułem ten ohydny smród. Zmarszczyłem nos, a usta zakryłem ręką. Rozejrzałem się dookoła szukając źródła tego zapachu. No i jest! Jedno z tych ohydstw leżało pod ścianą w ciasnej uliczce między blokami, wierzowcami. Nie ważne. Ruszyłem w tamtym kierunku, a gdy byłemjuż przy duchu kucnąłem i przyjrzałem się temu dziwactwu. Zapach dało się czuć już nieco mniej, a wydawałoby się, że wraz ze zbliżeniem do źródła będzie śmierdziało jeszcze gorzej, ale nie! To było nic więcej jak mylne stwierdzenie. Duch wyglądał jakby został oskórowany, gdzie niegdzie dało się zauważyć wystające kości lub przetarte mięśnie. Nie miał oczu, ale mimo to podniósł na mnie głowę. Uśmiechnąłem się do niego szeroko i tylko poklepałem po wyjedzonym policzku zostawiając na swojej rączce bordową, prawie czarną maź.
- Jeszcze troszkę i cię nie będzie - zamruczałem - Cierpienie minie - zaśmiałem się donośnie. Zawróciłem i poszedłem sobie żwawym kroczkiem w tamtą stronę, z której przyszedłem. Usłyszałem jakieś dziwne szepty w mojej głowie. Przekręciłem głowę w prawo i zachichotałem.
- Cicho bądźcie bo jeszcze wezmą mnie za wariata - powiedziałem przez śmiech. Mężczyzna idący obok mnie obrzucił mnie tylko takim gnojowatym spojrzeniem i przyspieszył kroku.
- Nie wolno tak na mnie patrzeć - szepnąłem, ale on to chyba jeszcze usłyszał. Poszedłem za nim.. Obserwowałem każdy jego ruch. Skręcił sobie w którąś z uliczek. Głupi. Potem poszło gładziutko jak z zaśnieżonej górki na saneczkach. Gdy stamtąd wychodziłem, on leżał zakrwawiony z wytrzeszczonymi oczami na asfalcie czy czymś tam. Oblizałem paluszki. Tyyyyyle przeszkód miałemna swojej drodze! Jak ja się namęczyłem. Ile to człowiek musi przejść, żeby w końcu dojść do domu. Jejulu! Westchnąłem ciężko l, gdy myłem ręce w zlewie. A wyszedłem tylko po coś dobrego, słodkiego.. Spojrzałem w lustro, nawet gdy się nie uśmiechałem to się uśmiechałem. To było takie piękne, aż chciało mi się ryczeć. Wyszedłem z łazienki, potem po zgarnięciu żelek opuściłem mój apartament. Ee.. Wszyscy mieliśmy wszystko bardzo podobnie. Miasto ideał.. Ha ha. Zajadałem się żelusiami tak o sobie idąc miastem. Przy okazji wspomnę, że powoli robiło się coraz ciemniej. Wszedłem do "parku", właściwie to tylko.. Hm,.wyglądało to niby jak park, ale nie taki porządny, a dobra tam. Nie ważne! No i usiadłem na ławce. Z uśmieszkiem przyglądałem się ludziom, którzy mnie mijali. Zwróciłem uwagę na niebieskowłosego chłopaka, jednego z "Projectów". Podniosłem dupkę z ławki i ruszyłem za nim. Gdy się odqrócił,a byliśmy już poza parkiem, pomachałem mu z wesołym uśmieszkiem.
- Hejka - zachichotałem.
(Takumi?)
Layout by Hope