niedziela, 8 lutego 2015

Od Nyar'a

Miasto jest takie piękne. Gdzie niegdzie możnaby było ozdobić je jakimś ciałkiem lub plamą krwi... To by było piękne. Zaśmiałem się do siebie rozglądając na boki.. No cudo. Jescze zamknięte ze wszystkich stron. Klatka.. Mmm. Co chwila mijałem jakichś ludzi. Patrzyli na mnie ze zdziwieniem, przerażeniem. Jeszcze nawet nic nie powiedziałem a oni już się mnie bali. Nie wyglądam przecież tak strasznie. Hah. No dobra wyglądam albo jednak nie? No mi się podoba. Uśmiechałem się do tych ludków wesoło, nie to nie był wcaaale psychiczny uśmieszek. Mimo tego, że na dookoła mnie było czyściutko to czułem ten ohydny smród. Zmarszczyłem nos, a usta zakryłem ręką. Rozejrzałem się dookoła szukając źródła tego zapachu. No i jest! Jedno z tych ohydstw leżało pod ścianą w ciasnej uliczce między blokami, wierzowcami. Nie ważne. Ruszyłem w tamtym kierunku, a gdy byłemjuż przy duchu kucnąłem i przyjrzałem się temu dziwactwu. Zapach dało się czuć już nieco mniej, a wydawałoby się, że wraz ze zbliżeniem do źródła będzie śmierdziało jeszcze gorzej, ale nie! To było nic więcej jak mylne stwierdzenie. Duch wyglądał jakby został oskórowany, gdzie niegdzie dało się zauważyć wystające kości lub przetarte mięśnie. Nie miał oczu, ale mimo to podniósł na mnie głowę. Uśmiechnąłem się do niego szeroko i tylko poklepałem po wyjedzonym policzku zostawiając na swojej rączce bordową, prawie czarną maź.
- Jeszcze troszkę i cię nie będzie - zamruczałem - Cierpienie minie - zaśmiałem się donośnie. Zawróciłem i poszedłem sobie żwawym kroczkiem w tamtą stronę, z której przyszedłem. Usłyszałem jakieś dziwne szepty w mojej głowie. Przekręciłem głowę w prawo i zachichotałem.
- Cicho bądźcie bo jeszcze wezmą mnie za wariata - powiedziałem przez śmiech. Mężczyzna idący obok mnie obrzucił mnie tylko takim gnojowatym spojrzeniem i przyspieszył kroku.
- Nie wolno tak na mnie patrzeć - szepnąłem, ale on to chyba jeszcze usłyszał. Poszedłem za nim.. Obserwowałem każdy jego ruch. Skręcił sobie w którąś z uliczek. Głupi. Potem poszło gładziutko jak z zaśnieżonej górki na saneczkach. Gdy stamtąd wychodziłem, on leżał zakrwawiony z wytrzeszczonymi oczami na asfalcie czy czymś tam. Oblizałem paluszki. Tyyyyyle przeszkód miałemna swojej drodze! Jak ja się namęczyłem. Ile to człowiek musi przejść, żeby w końcu dojść do domu. Jejulu! Westchnąłem ciężko l, gdy myłem ręce w zlewie. A wyszedłem tylko po coś dobrego, słodkiego.. Spojrzałem w lustro, nawet gdy się nie uśmiechałem to się uśmiechałem. To było takie piękne, aż chciało mi się ryczeć. Wyszedłem z łazienki, potem po zgarnięciu żelek opuściłem mój apartament. Ee.. Wszyscy mieliśmy wszystko bardzo podobnie. Miasto ideał.. Ha ha. Zajadałem się żelusiami tak o sobie idąc miastem. Przy okazji wspomnę, że powoli robiło się coraz ciemniej. Wszedłem do "parku", właściwie to tylko.. Hm,.wyglądało to niby jak park, ale nie taki porządny, a dobra tam. Nie ważne! No i usiadłem na ławce. Z uśmieszkiem przyglądałem się ludziom, którzy mnie mijali. Zwróciłem uwagę na niebieskowłosego chłopaka, jednego z "Projectów". Podniosłem dupkę z ławki i ruszyłem za nim. Gdy się odqrócił,a byliśmy już poza parkiem, pomachałem mu z wesołym uśmieszkiem.
- Hejka - zachichotałem.
(Takumi?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope