wtorek, 21 kwietnia 2015

Od Misaki - C.D Rosie [Pojedynki]

Czułam się strasznie źle. W tej chwili chciałam jedynie jak najszybciej umrzeć, ponieważ nie mogłam wytrzymać tego bólu. Najbardziej się bałam tego, że Rosie będzie chciała mnie zabić przy pierwszej lepszej okazji. Jakaś kobieta wstrzyknęła jej jakiś płyn, po czym wszyscy odeszli. Po mnie przyszli zaraz potem. Leżałam na ziemi skulona krwawiąc, a także płacząc cicho z bólu. W niektórych miejscach miałam trochę dziwnej mazi z kolców, którymi Rosie (najprawdopodobniej) mnie zaatakowała. Po około dwóch minutach ktoś po mnie przyszedł. Naukowcy zabrali mnie i położyli na łóżko, do którego przypięli mnie pasami. Gdy mnie dotykali, wszystko mnie okropnie bolało.
- Zabijcie mnie... - cicho powiedziałam. Nikt nie zwrócił na to uwagi.
Jeden z naukowców wziął strzykawkę automatyczną, napełnił ją, a potem wycelował w moją rękę. Zmierzał do wbicia tam igły i wstrzyknięcia przezroczystego płynu. W międzyczasie próbowali mnie przypiąć do łóżka, co im się udało dopiero po dwóch minutach.
- Ja nie chcę! Nie chcę! Nie chcę żadnych zastrzyków! - darłam się próbując wstać. Uniemożliwiały to pasy, które były bardzo mocno zaciśnięte. I tak cały czas się wyrywałam.
- Co jej jest? - zapytał jeden z naukowców. - Z psychiatryka uciekła?
- Po pojedynkach jest - odpowiedział inny.
- Aż tak źle?
- Jak widać. Nawet przypiąć ją ciężko było.
Po chwili dostałam bardzo mocnych drgawek i czułam cały czas ból, który narastał. Przez drgawki pozostałe w moim ciele kolce (było ich dość sporo) zaczęły się we mnie wbijać coraz głębiej, przez co mocniej krwawiłam, a ból jeszcze się dodatkowo nasilał. Naukowcy próbowali mnie unieruchamiać i podawać mi różne lekarstwa, ale nie pomagały, przynajmniej w tej chwili. Dwie minuty później zaczęłam się krztusić krwią, która w dużych ilościach wyciekała z moich ust. Straciłam przytomność po kolejnej minucie mając nadzieję, że to już mój koniec.
Jednak z nadziei nic nie zostało, ponieważ właśnie otworzyłam oczy. Nic nie widziałam, jedynie oślepiały mnie lampy tego pomieszczenia. Wszystko było strasznie rozmazane. Zaraz po chwili zaczęłam bardzo mocno kaszleć. Trwało to kilka minut, ale podczas kaszlenia czułam ogromny ból. Naprawdę miałam już dość swojego życia. Znowu byłam przypięta do łóżka pasami najmocniej, jak to było możliwe. Spojrzałam na swoje ręce - były niemalże białe i całe w opatrunkach. Co się ze mną stało? Co oni ze mną zrobili? Co zamierzają robić ze mną dalej? Nerwowo rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dalej nic nie widziałam, ale wiedziałam, że byłam tutaj sama. Po chwili usłyszałam czyjeś kroki i odgłos otwieranych drzwi. Znowu się rozejrzałam i zobaczyłam naukowca, który znowu chciał mi coś wstrzyknąć. Próbowałam zabrać rękę spod igły, ale byłam za mocno przypięta. Poczułam ukłucie i to, jak ten ktoś mi coś wstrzykuje. Po tym odszedł, a ja chwilę później poczułam, jak krew ciekła mi po gardle, na pewno miałam tak po tym, co mi podali. Kilka godzin później znowu poczułam się słabo. Ponownie straciłam przytomność.
Znowu otworzyłam oczy, już lepiej wszystko widziałam. Dalej byłam bardzo mocno przypięta, prawie w ogóle nie mogłam się ruszyć. Wokół mnie było pięciu naukowców.
- Co się dzieje...? - zapytałam trochę przestraszona i bardzo osłabiona.
- Nic - lakonicznie odpowiedział jeden z nich.
- To co tu robicie...? - zapytałam.
- Sprawdzamy stan twojego zdrowia - inny odpowiedział.
Po chwili notowania czegoś na swoich kartkach odeszli.
Wyszłam stamtąd dopiero po trzech miesiącach. Cały czas źle się czułam i chodziłam jakbym zaraz znowu miała zemdleć. Nikt na mnie nie zwracał uwagi, a niektórzy wręcz dziwnie się patrzyli. Po około godzinie przechodziłam przez opustoszałą ulicę i zobaczyłam Rosie. Bardzo się jej przestraszyłam.

<Rosie?>

Od Cinii - C.D Heaven`a [Pojedynki]

Ciachałam nożykiem jak nienormalna, starając się jak najbardziej zranić chłopaka. Jednak większość ciosów był w stanie zablokować, odrzucając mnie do tyłu. Szybko jednak ponownie znajdywałam się obok niego i znowu rozpoczynałam swoje ataki. Strasznie denerwowało mnie to, że chłopak jest tak wysoki. Czemu nie mogłabym powalczyć z kimś, mojego wzrostu? Jedyne co mogłam mu zrobić, to w głównej mierze zadawać mu ciosy w nogi. Cholera, dobrze się trzymał. Kiedy kolejny raz oberwałam, tym razem w bok, pisnęłam. To ciągłe skakanie obok niego, nie przyjdzie mi na dobre, tylko się tym męczę i opóźniam czas swojej własnej reakcji. Jednak niech sobie nawet nie myśli, że to wszystko, co mam mu do zaoferowania. Dopiero się rozkręcam. Przez krzyki dochodzące z Areny, ledwo słyszałam bicie swojego własnego serca. Chłopak co chwilę ukradkiem, na coś spoglądał, nie wiedziałam na co, jednak powoli zaczynało mnie to denerwować. Zamachnęłam się na niego, jednak ucierpiały na tym tylko kosmyki jego włosów, które teraz upadły na piach.
- Ty mała… - warknął powstrzymując się od wyrzucenia serii przekleństw
- Suko? – dokończyłam za niego z uśmiechem na swojej twarzyczce – wybacz, ale wpienia mnie to, że mnie ignorujesz. No chyba… że się chcesz pożegnać z jakąś kończyną…
- Nie gadaj tyle! – kopnął mnie w brzuch z taką siłą, że poleciałam jakieś cztery metry do tyłu, lądując na plecach
Przez jakiś czas, nie byłam w stanie zrozumieć, co się stało. Dopiero kiedy zobaczyłam nad sobą ostrze, szybko przeturlałam się w bok unikając śmiertelnego ciosu. Co on, zabić mnie chce? Chyba już kompletnie mu odbiło! Pospiesznie wstałam, jednak z tego rozmachu straciłam równowagę i ponownie upadłam tyle, że na tyłek. Z perspektywy widowni, musiałam wyglądać jak ofiara losu. Przeklnęłam pod nosem, po czym ponownie spróbowałam wstać. Jednak Heaven znalazł się błyskawicznie obok mnie i zamachnął się w moją stronę kolejnym nożykiem. Odskoczyłam do tyłu, wyginając plecy w łuk i lądując na rękach, następnie odbiłam się nimi od ziemi i miękko wylądowałam na klęczkach z dwiema szpadami. No teraz to mnie wkurzył… Spojrzałam na jedną ze szpad, a właściwie to na jej klingę. Dotknęłam jej, przecinając sobie przy tym opuszek palca. Metal wchłonął krew, po czym zaczął dziwnie się wyginać. Puściłam rękojeść szpady i odsunęłam się z lekkim uśmiechem na twarzy. Chłopak również zaczął się wycofywać, jakby zdziwiony tym zjawiskiem. Po chwili przede mną stał wielki, metalowy tygrys. Zwierzę, przez chwilę rozglądało się na boki, jakby zaaferowane tym światem, w którym przed momentem się ‘’narodziło’’. Kiedy jednak spojrzał w moje oczy, zarówno jego oczy jak i moje błysnęły intensywną czerwienią. Czerwień ta zgaśnie dopiero, kiedy stworzenie padnie bez życia na piach… co będzie ciężkie do zrobienia. Tygrys ryknął tak głośno, że sama musiałam zasłonić sobie uszy, krzywiąc się. Czułam się tak, jakby coś dosłownie rozrywało mi czaszkę. Żałosne, że moja własna ‘’broń’’ potrafiła tak na mnie działać, jednak Heaven wydawał się jeszcze bardziej rozkojarzony, na jego miejscu też bym była. Kiedy ogromne, metalowe zwierze odbiło się od ziemi, ta lekko się zatrzęsła. Chłopak nie mając co zrobić, żeby zablokować jego cios użył swojego nożyka. Kiedy pazury tygrysa o niego uderzyły, broń wypadła Carterowi z rąk. Chociaż istotnie udało mu się obronić przed atakiem i wykorzystać zaskoczenie swojego przeciwnika, w tym czasie się oddalając… to teraz nie miał broni. No chyba, że miał coś w zanadrzu co by mnie tak szczerze nie zdziwiło, znając tego chłopaka.

(Heaven? Sorka, że tak długo ale skasowało mi się opko i musiałam jeszcze raz pisać XD)
Layout by Hope